Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

TOM 2 - Rozdział 14

5/10
*-*-*-*-*

Snape siedział w fotelu i rozglądał się po pomieszczeniu w oczekiwaniu na swojego przyjaciela. Musiał przyznać, że nie brakowało mu go zbytnio. Miał mu za złe ich ostatnie wakacje, które nie poszły do końca po ich myśli. W sumie jak każde inne. Zawsze coś musiało się stać i to nie koniecznie coś dobrego. Rok temu, wybrali się do Amazonii, aby zbadać plemienia zamieszkałe w tamtejszej puszczy. Severus był całkiem przeciwny temu pomysłowi, ale z Danem nie wygra, nie w tej sprawie. Pierwsza próba nawiązania kontaktu skończyła się dla Snape' a strzałą w udo i wstrząśnieniem mózgu po tym jak upadł w trakcie ucieczki, a dla Dana tylko kilkoma zadrapaniami. Druga próba była... interesująca. Kiedy próbowali porozmawiać z wodzem innego plemienia przypadkowo obrazili go tym samym wywołując wojnę. Ale jak to mówią do trzech razy sztuka. Ostatnia próba spowodowała ogromny pożar, który na szczęście ugasili magią, ale otrzymali dożywotni zakaz wstępu do lasów Amazonii.  Właściwie skąd wziął się ogień zapytacie. Cóż... Dan miewa naprawdę głupie pomysły. Chciał zaimponować dzieciom, więc użył zaklęcia Incendio, które wymknęło się spod kontroli. Chyba nie trzeba więcej tłumaczyć. Wrócili do Wielkiej Brytanii ledwo żywi. On sam musiał spędzić tydzień w Skrzydle Szpitalnym, Poppy o mało go nie wykończyła tą nadopiekuńczością. I to właśnie za to był najbardziej na niego zły, za to, że został zmuszony do siedzenia z tą kobietą cały tydzień, a na dodatek musiał się jej słuchać. To było jedno z najgorszych przeżyć w jego życiu. Chociaż, jak tak się zastanawiał to pomyślał, że wakacje sprzed pięciu lat w Las Vegas były na równi. Na szczęście w tym roku nie mają okazji, żeby wyjechać i się "zrelaksować".

- O czym tak zawzięcie rozmyślasz? - zapytał głos od strony drzwi. Snape nawet nie zauważył kiedy Dan wrócił, mężczyzna usiadł na kanapie i wygodnie się rozłożył. Nalał sobie Whiskey do szklanki, po czym zaproponował to samo profesorowi, na co ten przystał. Przez chwilę siedzieli tak w ciszy popijając trunek i patrząc na rozpalony ogień w kominku.

- Dlaczego tak naprawdę się zgodziłeś? - zapytał Mistrz Eliksirów przecinając ciszę swoim stalowym głosem.

- Już powiedziałem. Nuda i bezpieczeństwo. - odpowiedział krótko, licząc że to wystarczy by zaspokoić ciekawość Snape' a, ale jedno spojrzenie w oczy profesora dało mu do zrozumienia iż jego odpowiedź w ogóle go nie satysfakcjonuje. Westchnął zrezygnowany. - Kłamałem. Wiele razy, ale dzisiaj pobiłem jakiś rekord! - jego głos wręcz ociekał sarkazmem. - Powiedz mi Sev, dlaczego nie powiedziałem jej prawdy? Przecież wiedziałem, że przeżyła, dlaczego tak świetnie udało mi się skłamać, że nie wiedziałem kiedy zmarli Lucas i Marii, skoro byłem na ich pogrzebie! Od jak dawna potrafię tak dobrze kłamać? Sev, kiedy na nią spojrzałem, od razu wiedziałem, że to ona. A jednak, tak świetnie udawałem.

- Dziwne, że się nie skapnęła. - powiedział ze szczerym zaskoczeniem profesor. Po czym westchnął. - Nie mogę Ci odpowiedzieć na te pytania, bo odpowiedzi możesz udzielić na nie tylko ty sam. Ja dobrze wiem, jak blisko byłeś z Mari i Lucasem, wiem też, że on zaufał Ci na tyle, że był gotów wyjawić Ci prawdę o swoim pochodzeniu.

- Więc wiesz?

- Każdy z Zakonu wie. - odrzekł szczerze. - A teraz chce wiedzieć, dlaczego tak szybko się zgodziłeś?

Cortez wyglądał jakby bił się z myślami i tak w istocie było. Z jednej strony Severus ma z tym coś wspólnego, a z drugiej to w ogóle go nie dotyczy. Po paru minutach bezsensownej walki ze sobą, zaczął mówić.

- Pamiętasz, jak na ostatnim roku byłeś razem ze mną w Zakazanym Lesie? - spytał spokojnie, przypominając sobie wydarzenie sprzed lat.

- Jakieś prześwity, nic szczególnego. - wyjaśnił sfrustrowany, nie lubił czegoś nie pamiętać lub co gorsza, nie wiedzieć.

- To było pod koniec kwietnia, na błoniach świeciło słońce i nikt nie chciał siedzieć w zamku. - uśmiechnął się na wspomnienie tego pięknego dnia, po czym kontynuował. - Poprosiłeś mnie, żebym towarzyszył Ci w zbieraniu składników na jakieś eliksiry. Powiedziałeś mi wtedy, że można je znaleźć tylko i wyłącznie w Zakazanym Lesie. Zgodziłem się, bo znałem twój upór. Gdybym odmówił, poszedłbyś sam, a na to pozwolić nie mogłem. Nie chciałem mieć Cię na sumieniu. Poza tym trudno byłoby wytłumaczyć Albusowi brak jednego ucznia.

- Dzięki - sarknął, na co Cortez lekko zachichotał.

- Spędziliśmy parę godzin szwędając się po puszczy. Mieliśmy wracać kiedy to zostaliśmy zaatakowani przez śmierciożerców, ty oberwałeś pierwszy, na dodatek w głowę, dlatego słabo to pamiętasz. - wytłumaczył. - Ale ja znam na pamięć każdy najmniejszy szczegół z tego dnia. Byliśmy tak zajęci sobą, że nie zauważyliśmy, że ktoś nam towarzyszył, od samego początku. Ta osoba obezwładniła wszystkich śmierciożerców i pomogła nam uciec.

- Ale kto? - zapytał zniecierpliwiony Mistrz Eliksirów.

- Lucas. - to jedno imię dało mu tyle odpowiedzi. Teraz rozumiał, dlaczego Dan się zgodził. Dług Życia. Musiał się mu odwdzięczyć, nawet jeśli ten nie żyje. - Od tamtej pory nasze relacje były znacznie lepsze, rozmawialiśmy częściej i to na różne tematy. Jednak Lucas bardzo nie lubił rozmawiać o swojej rodzinie. To był dla niego temat taboo. Ale kiedyś się przemógł i wszystko mi wyśpiewał. Wyjawił mi prawdę, a ja zaskoczony przyrzekłem, że będę bronić jego dziecko za wszelką cenę. Tak chciałem spłacić Dług Życia, i dalej mam taki zamiar. W Hogwarcie łatwiej będzie mi jej pilnować.

- Teraz układa się to w jedną, spójną całość. - stwierdził, odłożył pustą szklankę po alkoholu na stolik przed nim i zerknął na swojego przyjaciela. - Chyba czas już do łóżka.

- Tak, ale za nim pójdziesz mam do Ciebie jedno pytanie. - zaczął, patrząc wprost na czarnookiego. - Co jest między Wami?

Severus wciągnął powietrze ze świstem i spojrzał z niedowierzaniem na Corteza.

- To tylko moja uczennica, a przy okazji wnuczka moich dobrych znajomych. - odparł beznamiętnie. Jednak dlaczego to go tak bolało. Przecież powiedział prawdę, no właśnie samą prawdę. Dan zauważył grymas, który pojawił się na twarzy Mistrza Eliksirów i odparł.

- Nic pomiędzy Wami nie ma, ale to nie znaczy, że tego nie chcesz. - zanim Sev zdążył zaprzeczyć, Dana już nie było. A on musiał przyznać mu rację. To że czegoś nie ma nie znaczy, że tego nie chce. Wiedział, że musi być cierpliwy, jednak obawiał się, że jego marzenia pozostaną jedynie marzeniami, które nigdy się nie spełnią.

Jak bardzo się mylił!

*-*-*
Nie wiem dlaczego, ale bardzo mi się ten rozdział podoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro