TOM 2 - Rozdział 10
Chce wam serdecznie podziękować za 300 obserwujących i jednocześnie was opierniczyć. Miałam szczerą nadzieję, że nie dacie rady i nie będę musiała pisać tych dwóch rozdziałów dziennie, ale słowo się rzekło i trzeba go dotrzymać.
A teraz zapraszam serdecznie do czytania!
1/10
*-*-*-*-*-*
Suzanne nigdy nie sądziła, że jej dziadek wyśle ją na misję. Może nie o samego Albusa chodziło. Gryfonka bardziej myślała o babci, która w życiu nie wyraziła by na to swojej zgody. Dlatego właśnie Kieł obstawiała, że kobieta nic nie wie o jej wyjeździe. Tak na prawdę dowiedziała się o tym dopiero podczas obiadu kiedy to Minerwa była zajęta sprawdzaniem listów dla pierwszorocznych. Dumbledore tylko napomknął, że ma zamiar gdzieś ją wysłać, jednak nie zdradzał żadnych szczegółów, powiedział jedynie, żeby zjawiła się w jego gabinecie przed kolacją. Tak też zrobiła, tylko że nie spodziewała się żadnego towarzystwa. Osoba, którą zastała w środku pewnie także.
Severus Snape od kilku dni chodził zdenerwowany. Nałożenie bariery poprawiło mu delikatnie humor, ale nie na tyle by nie sztyletować wzrokiem każdego napotkanego stworzenia. Nawet przybycie Lily, jego przyjaciółki nie poprawiło jego parszywego humoru. Rozmawiał z nią tylko dwie godziny zanim razem z mężem zostali ponownie ukryci. Snape podejrzewał, ba! Mógł przysiąc, że wie gdzie ukrywają się Potter' owie. Zachowanie jego dwójki uczniów w tamtym roku było dość...oczywiste i dawało mu wyjaśnienie, jak na tacy, a on sam nie wierzył w to, że Albus nie podejrzewa gdzie przez ten cały czas byli. Samo to, że Dumbledore i Potter są wężouści nasuwa pewne wnioski. Poza tym Komnata Tajemnic nadal pozostaje najbezpieczniejszym miejscem w zamku, jeśli nie na świecie.
Ten dzień zapowiadał się tak jak każdy inny. Nadal ze swoim potwornym humorem i przeczuciem, że coś się stanie udał się na śniadanie, zaraz po nim wrócił do lochów i zabrał się za uzupełnianie braków w eliksirach. Dopiero teraz, choć nigdy by tego na głos nie przyznał, zaczął doceniać pomoc denerwującej Gryfonki. Dumbledore mogła być wkurzająca, ale była również niesamowicie zdolna i z nią praca szła o wiele szybciej. Musiał również nie chętnie dodać, że z niecierpliwością oczekuje rozpoczęcia roku szkolnego, które wiązać się będzie z ich ponowną współpracą. Nie wiedział jednak, że nastąpi ona szybciej niż by się spodziewał.
Podczas obiadu Albus poprosił go, aby przyszedł do jego gabinetu przed kolacją. Zgodził się wiedząc, że to nie poprawi jego humoru, co najwyżej go pogorszy. Cała ta napięta atmosfera miała związek z pewnym człowiekiem o którym on i Albus rozmawiali podczas ostatniego zebrania Zakonu. Miał ogromną nadzieję, że to nie on zostanie zobligowany do znalezienia tego ów mężczyzny. Ale jak to mówią, nadzieja matką głupich. Kiedy dotarł do gabinetu dyrektora o ustalonej godzinie, zobaczył Dumbledore' a siedzącego w fotelu ze swoim złośliwym uśmieszkiem, który nie wróżył nic dobrego. Już chciał się ewakuować kiedy do pomieszczenia weszła jeszcze jedna osoba. Osoba, której zdecydowanie się nie spodziewał.
- Wspaniale! - zawołał uradowany dyrektor. - Jesteśmy wszyscy. To możemy zacząć...
- Nie. - przerwał mu Mistrz Eliksirów, po czym wskazał na dziewczynę. - Co. Ona. Tu. Robi? - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Mogłabym zapytać o to samo. - odparła podobnym tonem, patrząc z mordem na swojego dziadka.
- Jesteście tu, ponieważ wysyłam Was na ważną misję. - powiedział z tym samym uśmieszkiem. Na co pozostała dwójka zgodnie jęknęła w duszy.
- Ale dlaczego z nią? - dopytywał mężczyzna. - Sam bym sobie świetnie poradził.
- Mam pewne wątpliwości. Szczególnie po waszym ostatnim spotkaniu. - nauczyciel eliksirów ledwo widocznie się wzdrygnął.
- Nawet mi nie przypominaj...
- Mogę wiedzieć o co chodzi? - spytał Gryfonka przeszywając obu panów wzrokiem tak intensywnym, jak ten Albusa.
- Musicie znaleźć pewnego człowieka. - wyjaśnił krótko dyrektor. - Rozmawialiśmy o nim na zebraniu. Chce, żeby nauczał u nas Obrony.
- Ale kim on jest? - zapytał lekko sfrustrowana. Jednak to nie Albus jej odpowiedział.
- Dan Cortez jest byłym aurorem i nauczycielem w Hogwarcie. - zaczął Snape. - Nauczał Obrony na moim ostatnim roku, wcześniej był aurorem. Niestety bardzo krótko, ale nadal posiadał odpowiednie wyszkolenie. Cortez nauczał nas tylko przez jeden semestr, dlatego klątwa go nie dosięgła. Złożył rezygnację zaraz po zakończeniu roku szkolnego.
- I słusznie. Lepiej dla niego. - stwierdził dyrektor. - Jest jedynym odpowiednim kandydatem na to stanowisko. Przyjaźni się z Severusem, więc najpewniej przyjmie moją propozycję.
- To po co tam ja? - spytała zbita z tropu. Skoro profesor sam sobie świetnie poradzi to dlaczego ona miałaby się fatygować. Dumbledore spojrzał na nią przepraszająco i odparł.
- Widzisz... - zauważyła, że na jego twarzy wykwitły rumieńce, których w życiu nie spodziewała się zobaczyć. - ...Dan ma już 50 lat, ale jest starym kawalerem. Słynie z tego, że zmienia partnerki, jak rękawiczki. - do Suzanne powoli docierało co chciał jej przekazać staruszek. Patrzyła na niago z nieukrywaną wściekłością. - Potrafi docenić piękną kobietę, dlatego gdyby nie zgodził się ze względu na Severusa mam nadzieję, że zgodzi się w związku z tobą.
- Czy ty chcesz, żebym ja go uwiodła!? - wrzasnęła ledwo nad sobą panując. Miała ochotę podejść do niego i trzepnąć mu patelnią w ten kudłaty łeb.
- Nie, broń Merlinie! - zaprzeczył szybko. - Uważam, że po prostu będzie tobą zainteresowany. Dlatego wysyłam Cię z Severusem. Wiem, że będzie go hamować i nic Ci się nie stanie.
- Kiedy ruszamy? - spytał całkiem ucinając temat.
- Jutro. - odpowiedział spokoniej dyrektor. - Udaj się z Severusem do jego gabinetu i wszystko ustalcie. Przed wami ciężka podróż.
Oboje zkinęli starcowi na pożegnanie i opuścili pomieszczenie. Szybkim krokiem ruszyli do lochów, a konkretnie do gabinetu Mistrza Eliksirów. Będąc już na miejscu Snape pozwolił dziewczynie usiąść w fotelu, po czym zaproponował coś do picia, na co dziewczyna chętnie przystała. Kiedy każde z nich miało już swój napój, profesor zaczął.
- Jutro o siódmej, w Sali Wejściowej chcę Cię widzieć z wszystkimi potrzebnymi rzeczami. - mówił spokojnie. - Zabierz kilka kompletów ubrań oraz strój kąpielowy.
- Strój kąpielowy? - wtrąciła zdziwiona. Niby po co jej on podczas misji.
- Z tego co udało mi się do wiedzieć Dan mieszka gdzieś w Bringhton. A to nad...
- ...nad oceanem. - dokończyła.
- Zgadza się. - potwierdził. - Nie wiem gdzie dokładnie, jedynie, że niedaleko plaży. Wynajmiemy hotel nad wodą i będziemy chodzić po mieście szukając go, jest duża szansa, że spotkamy Corteza właśnie na plaży. A! I najważniejsze. Użyjemy Eliksiru Wielosokowego i będziemy zmuszeni udawać świeżo upieczone małżeństwo. - Snape skrzywił się na swoje słowa, natomiast Suzanne patrzyła na niego zaskoczona i niezdolna do powiedzenia czegokolwiek.
- Co proszę? - wydusiła z siebie.
- Uwierz, że i ja nie jestem z tego powodu zadowolony. - powiedział, w głębi duszy się ze sobą nie zgadzając. - Musimy, jak najmniej rzucać się w oczy, jest to prawie niemożliwe w naszej sytuacji. Ja jestem starym śmierciożercą, którego znają wszyscy zwolennicy Czarnego Pana. Ty, dziewczyną, której poszukują. Będzie to dziwne, że tak po prostu idziemy sobie ramię w ramię. Nawet jeśli nie natkniemy się na moich kolegów po fachu to i tak będę wyglądać, jak stary pedofil. Co innego z parą nowożeńców, która cieszy się wspólnymi wakacjami. - tu dziewczyna musiała się z nim zgodzić. Westchnęła zrezygnowana.
- Jak będę wyglądać?
- Chyba nie za bardzo rozumiem?
- Jak będę wyglądać po zażyciu eliksiru? - rozwinęła pytanie. - Muszę wiedzieć jakie ubrania będą mniej więcej na mnie pasować.
- Zrobimy zakupy na miejscu. - powiedział machając od niechcenia dłonią.
- Niech będzie. Czy to wszystko?
- Tak, możesz iść. - dziewczyna pożegnała profesora i wyszła z gabinetu, natomiast Snape zaczął się zastanawiać, jak przebiegnie ich misja i czy zakończy się ona sukcesem. W pewnym momencie wyobraził on sobie blondynkę w bikini, chciał pozbyć się tego widoku, ale na próżno. Ta myśl prześladowała go przez całą resztę wieczoru.
*-*-*
Postać Dana Corteza jest wzorowana na postaci Hala Friedrich'a z "Bez cukru". To tak na przyszłość. 😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro