Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

TOM 2 - Rozdział 25

Minął tydzień od ataku na Ulicę Pokątną. Hermiona nadal nie wybudziła się ze śpiączki, co źle działało na wszystkich, a najbardziej na Rona. Chłopak odciął się od wszystkich, z nikim nie rozmawiał, od kłótni z Huncwotami siedzi zamknięty w czterech ścianach swojego pokoju w Norze. Harry próbował z nim rozmawiać parę razy, ale zawsze bez większych skutków. W końcu odpuścił.

Madame Pomfrey starała się, jak tylko mogła by doprowadzić dziewczynę do porządku przed nowym rokiem szkolnym. Z pomocą Lily Potter udało się jej zaleczyć wszystkie rany i urazy Gryfonki. Teraz pozostało tylko i wyłącznie czekać.

Suzanne czuła się fatalnie. Nie tylko pod fizycznym względem, ale i psychicznym. Oskarżenia Rona ją zabolały, jednak to słowa jej babci wywarły na niej największe wrażenie. Nawet po rozmowie z dziadkiem i Wielką Czwórką nie potrafiła się pozbierać. Dlatego znalazła sobie jakieś zajęcie. Postanowiła zająć się eliksirem Księcia Półkrwi, odkłada to w czasie przez różne sytuację na które nie miała wpływu, jednak teraz była uziemiona, miała nieograniczoną ilość wolnego czasu.

Na początku rozważała przygotowanie eliksiru w Komnacie, jednak dość szybko odrzuciła ten pomysł. Chciała ograniczyć kontakt z Salazarem do minimum, zadaje zawsze za dużo pytań. Tym bardziej na temat eliksirów, a istnienie tej mikstury chciałby zachować w sekrecie. Zostało jej tylko jedno miejsce, a mianowicie Pokój Życzeń, jednak miał on kilka wad. Po pierwsze i najważniejsze niewszystkie składniki są dobrej jakość, albo w ogóle są. To miało związek z Prawami Gampa, niektóre ingrediencje zostały zklasyfikowane jako jadalne, a jak wiadomo nie można wyczarować jedzenia z niczego. Dlatego Suzanne została zmuszona zdobyć potrzebne składniki na własną rękę. Z wiadomych przyczyn nie zabrała ingrediencji z Komnaty, ani nie poprosiła o nie Slughorn' a, nie mogła ich również zakupić, ponieważ nie wolno jej było przekroczyć barier szkoły. W sumie zostało jej tylko jedno miejsce w którym mogła by znaleźć wszystkie potrzebne jej składniki. Składzik Snape' a.

Było już sporo po północy, więc Suzanne postanowiła rozpocząć swój plan włamania się do zapasów Postrachu Hogwartu. Dobrze wiedziała, że było to istnym samobójstwem, ale jej ciekawość przeważyła nad rozsądkiem. Jako że nie miała mapy Huncwotów, ani Peleryny Niewidki musiała poradzić sobie za pomocą zaklęć. Używając zaklęcia kameleona przemknęła się niezauważona aż do lochów. Przemierzała korytarze bez strachu dobrze znając drogę, w końcu przemierzała te tunele codziennie przez cały rok. Kiedy stanęła przed drzwiami do składzika zawachała się tylko przez chwilę, po czym z minimalnym oporem weszła do środka. Pomieszczenie było małe, ale idealnie uporządkowane. "Przynajmniej tyle" pomyślała. Było to dla niej duże ułatwienie, nie będzie musiała spędzić kilku godzin na szukaniu konkretnych składników. Była tak zajęta zbieraniem ingrediencji, że nawet nie usłyszała cichego zgrzytu zamka, za nim się zorientowała było już za późno.

- No, no, no Dumbledore, kto by pomyślał? - dziewczyna wzdrygnęła się na dźwięk dobrze znanego jej głosu. - Jak widzę planujesz uszczuplić moje zapasy o kilka cennych składników.

- Ja...ja tylko... - nie potrafiła wydusić z siebie żadnego sensownego wytłumaczenia. Została przyłapana i teraz musiała przyjąć konsekwencje swoich działań.

- Sprawdźmy, co ty tu masz. - warknął, po czym zbliżył się do Gryfonki, ta instynktownie zrobiła krok w tył, przez co zderzyła się z regałem. Została zagoniona w kozi róg, bez możliwości ucieczki. Profesor zabrał wszystkie zebrane przez nią składniki i zaczął dokładnie je sprawdzać. - Kły węża, lawenda, imbir, kolce jeżozwierza, smocza krew, pazur gryfa i... róg jednorożca? - nauczyciel zmarszczył brwi w konsternacji, natomiast Suzanne głośniej wciągnęła powietrze. Po chwili na twarzy Snape pojawiło się rozpoznanie. - Nie, przecież... strona była nietknięte. Chyba, że... - mamrotał w kółko, w tym momencie Gryfonka zrozumiała, że może pożegnać się z życiem.

- Profesorze, ja...

- Zamilcz, głupia dziewczyno! - wrzasnął przerywając jej wyjaśnienia. - Czemu nie poinformowałaś mnie o tym, że udało Ci się odnaleźć ten przepis!? Wiesz jakie mogły bybyć skutki gdyby udało Ci się go uwarzyć!? Nawet nie wiesz jak działa ten eliksir! Gdybyś uwarzyła tą przeklętą miksturę to jakbyś sprawdziła czy działa? Oczywiście byś jej spróbowała co miałoby tragiczne skutki! Więc pytam, czemu nie przyszłaś i mnie o to nie zapytałaś!?

- Ja, ja... - w jej oczach pojawiły się łzy, ale nie zamierzała się rozklejać. Nie pomyślała o tym, przepis był trudny, więc potraktowała go jako wyzwanie. - Ja przepraszam, profesorze. Nie pomyślałam.

- Właśnie nie pomyślałaś. - odparł z kpiną. W tym momencie nie mógł uwierzyć w głupotę dziewczyny. - Oczywiście, musisz ponieść konsekwencje swoich działań, ponieważ nie tylko chciałaś zataić fakt o próbie sporządzenia mrocznej mikstury, ale także włamałaś się do składzika nauczyciela, na czym została przyłapana obowiązuje Cię miesięczny szlaban. Odbywać go będziesz codziennie po dwie, może trzy godziny, rano bądź wieczorem, to zależy od naszej pracy nad eliksirami. Czy wyraziłem się jasno? - na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech, który całkiem wyprowadził Suzanne z równowagi, jednak w ostatniej chwili zdążyła przywołać się do porządku.

- Tak, profesorze Snape. - wysyczała przez zaciśnięte zęby.

- Możesz już iść. - powiedział mężczyzna, po czym odsunął się, żeby dziewczyna mogła przejść. Była już przy drzwiach kiedy odwróciła się do nauczyciela i zapytała.

- Profesorze, jakie właściwie są skutki zażycia tej mikstury?

- Ach... - westchnął, po czym spojrzał w jej stronę. Zrozumiał, że ona musi wiedzieć by nie próbować ponownie. - Mikstura zniewala umysł, ciało i duszę. Osoba na którą został ukierunkowany eliksir otrzymuje magię czarodzieja, który zażył eliksir oraz staje się jego panem.

- Staje się kukiełką bez własnej woli i na dodatek magii, podporządkowaną jednej osobie. - stwierdziła z goryczą.

- Tak, dokładnie tak. - potwierdził jej słowa. - Dlatego mam nadzieję, że już nigdy nie będziesz próbowała go uwarzyć. - w jego głosie można było wyczuć dość wyraźnie ostrzeżenie.

- Ma Pan moje słowo, że nawet o tym nie pomyśle. - odpowiedziała pewną swego.

- Mam taką nadzieję, a teraz wracaj do siebie. - powiedział, po czym dodał. - Minerwa patroluje korytarze na piątym piętrze. Chyba nie chcesz, żeby Cię złapała.

- Nie, nie chce. - odparła, wyszła ze składzika z delikatnym uśmiechem na twarzy. Snape zaczyna miękknąć na starość, ale czy jej to przeszkadzało?

Ani trochę.

*-*-*
Krótki, trochę bez ładu i składu, ale jest.
Niestety mam dziś wyjazd i nie mam jak go bardziej dopracować.

A! No i tak poza tym to dziękuję serdecznie za 100 tyś. wyświetleń, to wiele dla mnie znaczy i napawa mnie dodatkowym entuzjazmem do pisania.

Serdeczne podziękowania dla wszystkich czytelników. ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro