Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 80

Następnego dnia Suzanne udała się do gabinetu Dolores Umbridge. Nie była z tego powodu zadowolona, jednak musiała wszystko wyjaśnić, w końcu nie chciała zostać wydalona z Hogwartu. Zapukała do drzwi gabinetu i po usłyszeniu zaproszenia weszła do środka.

- Dzień dobry. - przywitała się uprzejmie.

- Ach, witam panno Dumbledore. Wreszcie raczyła się panienka pokazać w szkole. - odparła kobieta.

-Przepraszam, że nie zostawiłam żadnej wiadomości o moim już wcześniej planowanym wyjeździe. - odpowiedziała, używając wcześniej wyuczonej historii.

- Dlaczego nikt mnie nie poinformował? - zapytała niby spokojnie, wiadomym było, że chciała wiedzieć o wszystkim co się dzieje w zamku. - Panienki opiekunowie powinni o tym wiedzieć, a jednak sprawiali wrażenie zszokowanych panny nagłym wyjazdem.

- Moi opiekunowie nic o tym nie wiedzieli. - odpowiedziała krótko. - Dopiero wczoraj wróciłam, proszę pani. Dyrektor poinformował mnie iż chce mnie Pani wydalić ze szkoły w związku z moją nieobecnością. Jednak, jak Pani sama widzi wróciłam. Z tym wiąże się moje pytanie. Czy z powodu mojego pilnego wyjazdu zaistniały jakieś poważne problemy? - powiedziała wszystko nadwyraz spokojnie, nie mogła pokazać po sobie, że sprawa ją dotknęła.

- Nie, nic poważnego się z tym nie wiąże. - odpowiedziała przez zaciśnięte zęby, chwilę potem uśmiechnęła się w przerażający sposób. - Jednakże ma panienka dość duże zaległości. Nie jestem pewna czy nauczyciele będą z tego powodu zadowoleni.

- Nie ma się już czym martwić. - powiedziała blondynka uśmiechając się szeroko, na co Umbridge zrzedła mina. - Wczoraj na biurkach profesorów znalazły się wszystkie zaległe pracę. Już jutro będę odrabiać zadania na oceny. Mam nadzieję, że to nie problem?

- Ależ skąd. - odrzekła wściekła Umbridge.

Suzanne świetnie się bawiła w gabinecie Różowej Landryny, jednak nic nie może trwać wiecznie. Po skończonej rozmowie dziewczyna udała się wprost do swoich kwater. Kiedy tylko przekroczyła próg swoich kwater zobaczyła coś co niesamowicie nią wstrząsnęło.

- Co wy tu robicie? - zapytała zaskoczona nastolatka. Gdy tylko zadała do pytanie cztery pary oczu spojrzały wprost na nią.

- Gdzieś ty była!? - wydarła się Helga. Było to do niej nie podobne, ale w takiej sytuacji.

- W bibliotece. - odparła, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

- Co? - zapytała na raz cała czwórka, wyglądali jakby ktoś właśnie ich skonfundował.

- Nie wiecie, że w zamku istnieje ukryta biblioteka. No trochę słabo skoro to wy go zbudowaliście. - odparła sarkastycznie czym rozluźniła nieco atmosferę.

- Nie mogłaś zostawić nam jakiejś wiadomości. Wiesz jak się zamartwialiśmy!? - Sal wydawał się być wściekły, jednak widać było, że jednocześnie odczuwa wielką ulgę.

- Możesz być pewna, że bez kary się nie obejdzie. - wtrącił Godryk, Suzanne jęknęła przeciągle. Nie dadzą jej odpocząć.

- Nie nażekaj! - upomniała ją Rowena. - Młodej damie nie wypada marudzić.

- Merlinie za co ty mnie tak każesz? - zapytała patrząc w sufit.

- Uważaj, bo jeszcze odpowie. - powiedział żartobliwie Gryffindor. Uśmiechnęła się półgębkiem, całkiem zapomniała, że Merlin był pradziadkiem Godryka. - Poznałem go kiedyś, niezwykle wkurzający człowiek, ale jednak umiejętności można mu pozazdrościć. Był świetny jeśli chodzi o magię bezróżdżkową, zielarstwo i eliksiry.

- Jeśli już o eliksirach mowa. - wtrącił nagle Sal. - Eliksir Życia jest już skończony. Ciebie nie było, ale Potter przychodził codziennie. Pod moją kontrolą wykonał kawał dobrej roboty. Eliksir pierwsza klasa.

- To znaczy, że...

- ...można za nie długo odprawić rytuał. - dokończył za nią Slytherin. - Brakuje nam tak na prawdę tylko Kamienia Wskrzeszenia.

- Zdobędę go, jak najszybciej. - odparła uradowana. Rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, jednak kiedy na dworze zapadł zmrok wspólnie uznali, że już pora wracać. Suzanne była tak zmęczona, że nawet nie zwróciła za bardzo uwagi na godzinę, nie zważając na nic położyła się do łóżka i odpłynęła do krainy Morfeusza.

Nie wszyscy mogli pozwolić sobie na taką przyjemność jaką był sen. Przykładem był tutaj Severus Snape, który właśnie został wezwany przed oblicze Czarnego Pana. Szybko pojawił się w Dworze Malfoy' ów, żeby dodatkowo nie denerwować Voldemorta. Czarnoksiężnik ostatnimi czasy był bardzo rozdrażniony przez zniknięcie dziewczyny i zamknięcie Avery' ego w Azkabanie. Grindelwald wcale nie był w lepszym humorze, jednak ten bardziej się kontrolował. Severus zauważył coś dziwnego w zachowaniu tych dwóch czarnoksiężników, ale z niechęcią musiał się przyznać, że bał się drążyć o co w tym chodzi. Wszedł niepewnie do ogromnej sali gdzie odbywały się wszystkie zebrania i aż wciągnął powietrze ze świstem kiedy uświadomił sobie, że przy stole siedzą tylko najbardziej zaufani śmierciożercy. Wśrod nich byli Malfoy' owie oczywiście bez Draco, Lestrange' owie, Yaxley, Rookwood, Dołohow no i oczywiście sam Czarny Pan wraz z Grindelwald' em. Oznaczało to bardzo poważną rozmowę.

- Już jesteś Severusie, wspaniale. - przywitał go Marvolo. Snape podszedł do czarnoksiężnika, uklęknął odpowiedział.

- Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo mój Panie.

- Usiądź Severusie. - odrzekł. Gdy zajął swoje miejsce Czarny Pan rozpoczął zebranie. - Jakieś wieści z Hogwartu?

- Dziewczyna jeszcze się nie pokazała, przynajmniej nic mi o tym niewiadomo. Dzisiaj mija termin. - odpowiedział na pytanie Voldemorta. Snape musiał mieć się ciągle na baczności, ostatnio zauważył coś ciekawego. Grindelwald praktycznie w ogóle się nie udziela, zachowuje się jakby nic go nie interesowało, jest taki nieobecny. Budzi się ze swego rodzaju transu dopiero, gdy ktoś wspomni o wnuczce Dumbledore' a, która była dla nich jedną wielką zagadką. Wiedzieli o niej naprawdę niewiele, zaledwie tyle ile można było wyczytać w papierach. Musiał przyznać, że i dla niego dziewczyna pozostawała ciągłą zagadką. Niby zwykła Gryfonka, jednak skrywająca tyle tajemnic.

- To nie dobrze. - stwierdził Riddle. - Jeśli zostanie wydalona ze szkoły to ukryją ją w bezpieczniejszym miejscu i nie będzie łatwo się do niej dostać.

- Racja. - odparł Gellert. - Jednak nic nie jest jeszcze przesądzone. Możliwe, że już jest w gabinecie dyrektora.

- Skąd taki wniosek? - zapytał zdziwiony czarnoksiężnik.

- Pomyśl Marvolo. Ona nie mogła opuścić zamku, mogła być pod wpływem emocji, ale nie przestała myśleć racjonalnie. Było by jej nie na rękę nie wiedzieć o tym co się dzieje w Hogwarcie. Pewnie została w szkole i się dobrze ukryła, to jest o wiele lepszy pomysł niż ucieczka. W końcu wie, że jej szukamy, gdyby opuściła szkołę wiedziałbyś o tym. - wytłumaczył. Marvolo pojął o co chodzi jego wspólnikowi.

- To zachowanie pasuje do Ślizgonki, a nie do Gryfonki z krwi i kości. - powiedział Voldemort z szerokim uśmiechem. - Ciekawe.

- Panie. - wtrącił Severus, wiedział, że ta informacja zmieni tok myślenia Czarnego Pana. - Podczas przydziału dziewczyny wydarzyło się coś co nigdy do tej pory nie miało miejsca.

- Co takiego mój wierny sługo?

- Tiara stwierdziła, że ma cechy wszystkich czterech domów. Jednak najbardziej skłaniała się ku Slytherin' owi. - powiedział.

- Skąd ty o tym wiesz Severusie? - zapytał, to było podejrzane.

- Każdy kto był na Ceremonii o tym wie Panie. - odparł Snape, jego słowa zdziwiło wszystkich na sali. - W jej przypadku Tiara mówiła na głos.

- Ach tak. Niesamowite. - stwierdził Czarny Pan. - Jednak jeśli skłaniała się do przydzielenia dziewczyny do domu Salazara to czemu trafiła ona do domu szlam i zdrajców krwi? - myślał na głos.

- Może coś ją różniło od członków tego domu. - zasugerował Gellert ściągając na siebie uwagę Riddle' a. - Zapominasz o jednym Marvolo. To wciąż wnuczka Dumbledore' a, wychowywała się w przeświadczeniu, że szlamy i zdrajcy krwi niczym się nie różnią od czarodziei czystej krwi.

- Tu pojawia się problem Gellercie. - odparł. - Dziewczyna nie mieszkała w Anglii przez ostatnie dziesięć lat. Ledwie znała Dumbledore' a, więc skąd? I najważniejsze pytanie gdzie do tej pory się wychowała? Severusie, wiesz coś na ten temat?

- Panie, niewiele mi wiadomo na ten temat. - to był jeden z nielicznych momentów kiedy nie skłamał. - Wiem, że przez pewien okres czasu mieszkała w Ameryce pod opieką jakiegoś Mistrza Eliksirów, później wyjechała do Europy gdzie rozszerzała swoją wiedzę nie tylko o magicznym, ale i mugolskim świecie. Stroniła od czarodziei w obawie przed odkryciem. Z tego co wiem uciekała za każdym razem, gdy spotkała kogoś z naszego świata.

- To rzuciło nowe światło na naszą sprawę. - stwierdził Grindelwald wstając z miejsca. - Dziewczyna sama sobie przyswoiła ideały i zasady, niezwykłe. Jak myślisz Marvolo ile mogła mieć lat kiedy pojawiła się w Europie? - zapytał dziwnie podekscytowany.

- Nie mogła być dużo młodsza niż teraz, ponieważ wzbudziło by to podejrzenia. - odparł.

- Właśnie. - poparł go, po czym uśmiechnął się w dziwny sposób, który przerażał Snape' a. - Dokładnie jedenaście.

- Dlaczego tyle? - zapytał zdziwiony Voldemort.

- Nie chodziła do Hogwartu od pierwszej klasy co oznacza, że to było za nim Albus zdążył ją zabrać. - odparł. - Gdyby była młodsza jej opiekun nie pozwolił by jej wyjść nawet do sklepu. Jeśli oczywiście wiedział co jej grozi. Na pewno upewnił się, że dziewczyna będzie potrafiła się obronić i że ochrona, którą zapewnił jej Albus jest przygotowana.

- Ale...

- Albus jest człowiekiem, który zawsze myśli na przód. - przerwał mu. - Wszystko zaplanował wcześniej, na pewno miał wiele wersji wydarzeń. Przygotował się na każdą ewentualność. - wytłumaczył.

- To sporo wyjaśnia. - stwierdził Marvolo myśląc nad słowami Gellerta. Zebranie trwało dalej, ale już bez udziału Grindelwald' a. Ten opuścił salę nie długo po zakończeniu wątku panny Dumbledore.

Siedząc w swoich kwaterach myślał o tej niezwykłej Gryfonce. Kiedy ją pierwszy raz zobaczył poczuł coś co do tej pory czuł tylko raz. Było to gdy pierwszy raz spojrzał w oczy Albusa. Te niesamowicie niebieskie, jak niebo tęczówki oczarowały go. Kiedyś byli przyjaciółmi, wspólnikami, braćmi, jednak jemu to nie wystarczało. Wyznał mu swoje uczucia, które jak się okazało były nieodwzajemnione. Ich stosunki stały się napięte, jednak nie na tyle by nie mogli dalej walczyć o swoje przekonania. Podczas kłótni z Aberforth' em doszło do pojedynku, w którym to zginęła ukochana siostra Albusa, Ariana. Zginął ktoś niewinny, osoba, która nikomu nie zawiniła. To otrzeźwiło Albusa, W jednym momencie wszystkie jego ideały padły. W tamtej chwili Gellert nie był już dla niego przyjacielem, czy bratem, stał się jego wrogiem. A jednak ta dziewczyna o tych samych oczach, tak podobna, a jednak tak inna od Albusa sprawiła, że poczuł prawdziwe pożądanie.

*-*-*
Rozdział pisany na szybko. Przepraszam za błędy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro