Rozdział 74
Suzanne bardzo spóźniona ruszyła do lochów. Potwornie bała się konfrontacji ze Snape'em. Dobrze wiedziała, że nie lubi, gdy dziewczyna się spóźnia. Jednak to wszystko przez tą głupią ropuchę, gdyby nie zaciągnęła jej na przesłuchanie do swojego gabinetu to już od 20 minut warzyła by eliksiry. Gdy pokonała ostatni zakręt dzielący ją od sali gwałtownie zbladła. Snape już na nią czekał i wcale nie wyglądał na zadowolonego.
- Gdzie ty do cholery byłaś!? - wrzasnął przeraźliwie. Suzanne nie była w stanie nic powiedzieć, wbiła spojrzenie w podłogę i słuchała krzyków profesora. - Czekam na Ciebie już ponad 20 minut! Myślisz, że to zabawne zabierać mój cenny czas.
- A...Ale pro...profesorze...to... - próbowała się bronić, ale nieskutecznie.
- Zamilcz! Teraz słuchasz mnie. - przerwał dziewczynie. - Nie toleruję spóźnień, a ty powinnaś o tym wiedzieć w końcu nie pierwszy raz przychodzisz po czasie. Nie jestem jednym z twoich znajomych pokroju Potter' a, żebyś mogła zajmować mój cenny czas. - nazwisko chłopaka wymówił, jakby było jakimś obrzydliwym robalem.
- Niech Pan się nie czepia moich przyjaciół, profesorze. - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Muszę przyznać, że ma panienka okropny gust jeśli chodzi o towarzystwo. - powiedział, a jego oczy zabłysły czymś dziwnym i niebezpiecznym. - Nie za bardzo rozumiem jakie ma panna korzyści z tych... znajomości. Pan Weasley nie ma do zaoferowania nic czego panienka by potrzebowała, panna Granger nie jest najgłupsza, ale jednak panny stopnie, jak i wiedza jest większa, więc pomoc dziewczyny jest zbędna. Natomiast Potter jest sławny, ma pieniądze, no i oczywiście jest Wybrańcem sama znajomość z nim daje duże korzyści, a gdyby tak powalczyć o jego względy to kto wie, może będzie panienka następną Lady Potter.
- Do czego Pan zmierza? - zapytała, nie za bardzo do niej dotarło co próbował jej przekazać Snape.
- To chyba jasne. - powiedział jakby była to najoczywistrza rzecz na świecie. - Potter jest nastolatkiem, pokaże panienka trochę ciała, a będzie posłuszny, jak pies, czyż nie o to pannie chodzi? A może dlatego się panna spóźniła? Pan Potter pewnie był zawiedziony.
Suzanne spojrzała na niego nie dowierzając.
- Jak Pan śmie sugerować takie rzeczy!? - wykrzyknęła, a jej oczy zaczęły niebezpiecznie błyszczeć od zbierających się w nich łez. Powstrzymała się od tego, nie da mu tej satysfakcji. Nie mogła uwierzyć, że Snape zasugerował jej coś takiego. Wpatrywała się w mężczyznę z rażącą nienawiścią. - Harry to mój przyjaciel, nie mogłabym...
- Przyjaciel? - przerwał jej. - Pocałunki, którymi się wymienialiście nie wyglądały na przyjacielskie. - Suzanne patrzyła na niego nie wypowiadając przez chwilę żadnego słowa, nie sądziła, że jej własne działania obrócą się przeciw niej. Natomiast profesor wyglądał na niezwykle zadowolonego mogąc uprzykrzyć życie Gryfonce.
- Nic Panu do tego. Ja wiem swoje i prosiłbym, żeby się Pan powstrzymał od tak niestosownych komentarzy. - odparła. Chciała to już skończyć, wyminęła zdziwionego profesora i weszła do sali. Przejrzała zapas eliksirów, sprawdziła których brakuje i zabrała potrzebne do ich wykonania składniki. Snape cały czas ją obserwował, ale ona przestała się nim w tej chwili przejmować. Warzyła w spokoju Eliksir Wielosokowy, a gdy skończyła od razu zabrała się za następny. Chciała się w tym zatracić.
Właśnie przygotowywała ingrediencje na Veritaserum kiedy poczuła ciężar na swoim ramieniu. Obejrzała się i spojrzała prosto w czarne oczy nauczyciela.
- Coś się stało? - zapytała lekko nieprzytomnie.
- Jest już późno, niech panienka zabezpieczy kociołek i składniki. Nie długo cisza nocna, a raczej nie chce panna otrzymać szlabanu. - powiedział, po czym wyszedł z pomieszczenia. Gryfonka zrobiła wszystko według instrukcji Snape' a. Gdy skończyła było już wpół do dziesiątej. Jak najszybciej wyszła z sali i udała się do swoich kwater. Od razu rzuciła się jej w oczy receptura leżąca na stoliku. Usiadła w fotelu i zaczęła czytać przepis dokładnie zapoznając się z ingrediencjami. Jak zdążyła zauważyć wszystkie potrzebne składniki znajdowały się w Komnacie Tajemnic, oprócz dwóch, jednak ona dobrze wiedziała skąd może je wziąć.
Następnego dnia, zmęczona udała się na śniadanie. Zaniepokoił ją bardzo dobry humor Umbridge i dziwne przeświadczenie, że kobieta cały czas się jej przygląda. Z tym nie miłym przeczuciem usiadła przy stole Gryfonów zaraz obok Harrego. Chłopak od razu zauważył zły humor dziewczyny i podświadomie wiedział przez kogo tak jest. Już miał odezwać się do blondynki kiedy dyrektor wstał od stołu i podszedł do mównicy.
- Witam Was dzisiaj moi drodzy w ten piękny dzień! - powiedział na przywitanie Dumbledore. - Jak pewnie większość z Was wie nie długo, a dokładnie za tydzień będziemy obchodzić Dzień Świętego Walentego. Właśnie z tej okazji razem z nauczycielami postanowiliśmy wyprawić Bal Walentynkowy. - dziewczyny piszczały przejęte, a wszyscy chłopcy zgodnie jękneli. - Jednak, żeby nie było za łatwo na bal można przyjść tylko w parze. Uczniowie poniżej czwartego roku niestety nie będą mogli brać udziału w tym przedsięwzięciu, chyba że zostaną zaproszeni przez kogoś starszego. Z tej okazji za dwa dni odbędzie się wyjście do Hogsmeade, żeby każdy mógł się zaopatrzyć w potrzebne rzeczy. Teraz życzę wszystkim miłego dnia i powodzenia!
W Wielkiej Sali zapanował chaos. Dziewczęta z wszystkich domów rozmawiały z przejęciem o balu oraz o prawdopodobnych partnerach. Chłopcy dyskretnie zaczęli opuszczać pomieszczenie udając się na lekcje. Suzanne i Hermiona nie były przejęte tym całym balem. Miona po prostu nie była nim zbytnio zainteresowana, ale stwierdziła, że jeśli Ron ją zaprosi to pójdzie z nim. Suzanne nie miała najmniejszego zamiaru brać udział w tym przedsięwzięciu. Następna faza warzenia Eliksiru Życia miała nastąpić właśnie 14 lutego. Chcąc nie chcąc nie mogła się udać na bal, a nawet jeśli to z kim?
Kolejne dni w Hogwarcie wcale nie były spokojniejsze. Chłopcy biegali, jak na złamanie karku, żeby zaprosić swoją wymarzoną partnerkę, natomiast dziewczyny całymi godzinami rozmyślały nad strojami. Co ciekawe Ron zaprosił Hermionę jeszcze w dniu ogłoszenia balu. Miona była bardziej niż zdziwiona. Jeśli chodzi o Suzanne to otrzymała ponad tuzin zaproszeń, ale zawsze odmawiała. Miała już plany na ten wieczór i po prostu nie mogła tego zmienić.
Trzy dni przed balem Harry zapytał się jej czy nie chciałaby pójść z nim, jako przyjaciółka. Gryfonka wytłumaczyła mu całą sytuację. Chłopak nie zważając na sprzeciwy dziewczyny postanowił razem z nią zająć się eliksirem zamiast iść na bal. Jednak uznał, że jeśli skończą wcześniej to udadzą się na przyjęcie. Suzanne niechętnie zgodziła się na jego propozycję.
Następnego dnia Gryfonka miała bardzo napięty grafik, biegała od sali do sali, w między czasie zaglądając do lochów, żeby sprawdzić czy z eliksirami wszystko w porządku. Przez cały dzień nie spotkała ani Harrego, ani Hermiony czy choćby Rona.
Zaraz po zajęciach udała się do sali od eliksirów gdzie już czekał na nią Snape po jego grymasie stwierdziła, że jest w jednym z tych jego potwornych nastrojów. Gdy już wyszła z lochów ledwo stała na nogach, jednak wiedząc ile ma jeszcze do zrobienia starała się utrzymać w pionie. Kiedy była już na drugim piętrze wpadła na kogoś.
- Harry? Ron? - zapytała zdziwiona, było już po ciszy nocnej. Nie była by tym zaskoczona, gdyby nie to, że rudzielec był w piżamie.
- Romilda? - zapytał Weasley.
- Czy ty się dobrze czujesz Ron? Jestem Suzanne zapomniałeś?
- To nie jego wina. - wtrącił Potter ściągając na siebie uwagę dziewczyny. - Zjadł czekoladki nasączone Amortencją.
- To nieźle. Czyli idziecie do Slughorn' a. - bardziej stwierdziła niż zapytała. Harry skinął jej na potwierdzenie. - To idę z Wami.
- Nie musisz. Przecież widzę, że jesteś wykończona.
- Daj spokój. Muszę zobaczyć jego reakcję, jak się przebudzi. - powiedziała wskazując na drugiego Gryfona i uśmiechnęła się szeroko. Chwilę potem cała trójka stała przed kwaterami profesora Slughorn' a.
*-*-*
Przepraszam za błędy, ale rozdział nie sprawdzany. Przepraszam również, że rozdział po takiej przerwie, ale szkoła robi swoje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro