Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 68


Suzanne obudził rano silny ból głowy. Niechętnie usiadła i przyjrzała się swojej dłoni. Rana nie zabliźniła się, a na dodatek piekła niemiłosiernie. Wiedziała, że Krwawe Pióra wykorzystawoło się kiedyś jako kary dla nieposłusznych uczniów. Zazwyczaj oprócz napisu nic się nie działo. Jednak zdażały się i takie przypadki, że ofiary tego przyrządu bardzo mocno cierpiały, były to głównie osoby wrażliwe na magię. Właśnie dlatego zostały zakazane, nie wiadomo było, jak kto zareaguje.

Gryfonka wstała z łóżka i zaczęła szykować się na zajęcia. Na szczęście Felix wrócił wcześniej z polowania i użyczył jej trochę łez, przez co rana zniknęła, ale niestety ból pozostał. W trochę lepszym humorze ruszyła na lekcje, starała się unikać Wielkiej Sali ze względu na złe samopoczucie. No i na razie nie chciała widzieć Umbridge na oczy. Nie miała zamiaru dawać jej satysfakcji. Zabrała ze sobą swój zapas eliksirów przeciwbólowych, ponieważ ból był nie do zniesienia. Bez nawet małego grymasu wypiła całą fiolkę.

Wszystkie lekcje minęły jej zaskakująco szybko. Chciała wrócić do swoich kwater zaraz po zajęciach, niestety Huncwoci jej to uniemożliwili. Niechętnie udała się na obiad. Gdy tylko usiadła przy stole Gryfonów poczuła na sobie przeszywające spojrzenie dyrektora. Spojrzała w stronę starca, a po chwili w jej ręce pojawiła się mała karteczka.

Przyjdź do mojego gabinetu zaraz po posiłku.

A. Dumbledore


Suzanne patrząc na dyrektora skinęła głową na potwierdzenie i zaczęła jeść, albo raczej udawała, że je. Ból głowy bardzo jej doskwierała pomimo zużytych eliksirów niezniknął, można powiedzieć, że jest nawet gorzej. Jednak nie przejmowała się, wmawiała sobie, że za nie długo przejdzie samo. Nie chcąc marnować czasu szybko wyszła z Wielkiej Sali. Zaledwie 20 minut później stała już pod gabinetem dyrektora. Po wypowiedzeniu hasła ruszyła na górę po schodach, zapukała do drzwi, a po usłyszeniu zaproszenia weszła do środka.

- Chciałeś mnie widzieć. - powiedziała. Nie miała siły na uprzejmości.

- Usiądź. - odparł wskazując na fotel przed nim. - Nie wyglądasz za dobrze. Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony.

- Tak. Po prostu się nie wyspałam. - dyrektor ani trochę jej nie wierzył, ale nie miał zamiaru zmuszać dziewczyny do odpowiedzi. Chciał żeby mu ufała i sama wyznała co jej leży na sercu.

- No dobrze. Przejdźmy do rzeczy. - zaczął. - Udało się Wam zdobyć to wspomnienia od Slughorn' a?

- Nie, nie mieliśmy kiedy. - wytłumaczyła. - Ale myśle, że już niedługo uda nam się je zdobyć. Profesor często zaprasza nas na spotkania Klubu Ślimaka. Nie byłam na jego przyjęciu świątecznym, ale raczej mi to wybaczy. Razem z Harrym opracowujemy już pewien plan. Jesteśmy pewni, że wypali. - dodała.

- Znakomicie. - odparł.

Nagle Suzanne zakręciło się w głowie, żeby nie osunąć się z fotela oparła się o biurko.

- Na pewno wszystko dobrze? - zapytał zatroskany Albus.

- Tak. Mówiłam, jestem tylko przemęczona. Muszę już iść, nie chce się spóźnić. - powiedziała, podniosła się z fotela i chwiejnym krokiem ruszyła do wyjścia. Nie zważając na wołania wyszła z gabinetu i poszła w stronę zejścia do lochów. Zawsze o tej porze pomagała w warzeniu eliksirów, więc już kilka minut później znalazła się pod salą.

Obecnie w pomieszczeniu znajdował się jedynie Mistrz Eliksirów. Profesor był tak zajęty warzeniem, że nie zauważył kiedy Gryfonka weszła do środka. Nie czekając na instrukcje zabrała się do pracy. Będąc w składziku zauważyła, że brakuje im kilku eliksirów, w tym Veritaserum i Eliksiru wzbudzającego euforię. Po zapachu, który unosił się w sali doszła do wniosku, że profesor zaczął sporządzać Eliksir Prawdy. Zabrała wszystkie potrzebne ingrediencje i przyrządy, a następnie udała się do wolnego stanowiska. Wszystko szło po jej myśli, ale tylko do czasu. Gdy miała już dodawać gałązki mięty zrobiło jej się niedobrze, a przed oczami pojawiła się czerń. Straciła równowagę i prawdopodobnie zaliczyła by niemiłe spotkanie z podłogą, gdyby nie refleks Snape' a. Szybko doszła do siebie i stanęła o własnych siłach.

- Dziękuję profesorze.

- Wszystko dobrze Dumbledore? - zapytał.

- Nie do końca. - odparła wbrew sobie. Przypomniała sobie o Veritaserum, które znajduję się w kociołku profesora. Opary z niego mają podobne właściwości do eliksiru jednak działanie jest słabsze. W przypadku osób stale pracujących z tym wywarem opary nie dają żadnych efektów. Z Suzanne jest podobnie, jednak przez osłabienie opary mają na nią delikatny wpływ.

- W takim razie idź do Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey na pewno Ci pomoże. Już! - dodał i wyrzucił ją za drzwi. Dziewczyna miała dziwne przeczucie, że profesor od początku planował ją wcześniej wypuścić. Najwyraźniej miał coś do załatwienia, a cała sytuacja była mu na ręke.

Jednak Suzanne nie miała zamiaru udać się do Szpitala. Ruszyła prosto do Pokoju Gryfonów. Była już blisko schodów kiedy natknęła się na najbardziej znienawidzoną kobietę w tym zamku.

- Dobry wieczór, proszę pani. - przywitała się uprzejmie.

- Ach, panienka Dumbledore. Co panna tu robi? - zapytała nieufnie Landryna.

- Jestem w drodze do dormitorium. - odparła najspokojnie, jak potrafiła.

- Dlaczego więc Ci nie wierzę? - zapytała przesłodzonym głosem.

- Ależ proszę Pani, przecież nie wolno opowiadać kłamstw. - powiedziała z jadem w głosie, jednak Umbridge nie zraziła się. Bardziej ją to podminowało.

- Szlaban! - odparła. - Prześle pani informację pocztą. A teraz dobranoc. - dodała i ruszyła dalej gnębić innych.

Suzanne wściekła wparowała do Pokoju Wspólnego. Przy kominku siedziało Golden Trio i rozmawiało o czymś ściszonym głosem. Gryfonka niepostrzeżenie podeszła do nich i usiadła na fotelu.

- O czym tak szepczecie? - zapytała i uśmiechnęła się szeroko, gdy zauważyła ich miny.

- Aleś nas przestraszyła! - odrzekł Ron.

- Co ty ru robisz!? Jeśli Umbridge Cię złapie nie skończy się to za dobrze. - powiedziała Miona.

- Za późno. - odparła wściekła. - Musimy coś zrobić. - dodała ciszej, Gryfoni od razu zrozumieli o co chodzi.

- Czy to na pewno bezpieczne? - zapytała Pers.

- Nie. - odparli równo Jackie, Rogacz i Kieł.

- Ale póki ona tu jest nikt nie jest bezpieczny. - wytłumaczyła Suza. - Poza tym ona, jak nikt inny zasługuje na nauczkę.

- Niech będzie. Wchodzę w to. - odparła Hermiona.

- My też. - dodali chłopcy.

- Niech zacznie się zemsta.

*-*-*

Przepraszam, że przez ostatnie dni nie pojawił się żaden rozdział, ale potrzebowałam przerwy od Wattpada, ale wracam z nową siłą do działania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro