Rozdział 59
Severus Snape pojawił się na wezwanie w Malfoy Manor. Wszedł do sali zebrań jako ostatni. U szczytu stołu zasiadał Lord Voldemort po jego prawicy siedział Gellert Grindelwald, natomiast miejsce po lewej stronie było wolne. Wzrok Snape' a padł na zmartwionych Malfoy' ów. Narcyza była w tragicznym stanie, zdrada syna musiała ją wiele kosztować. Lucjusz skrył swoje rozczarowanie za maską zimnego opanowania, choć dobrze wiedział, że nie pozostawał obojętny. Bellatrix była wściekła i nawet nie próbowała tego ukrywać, ona najbardziej się zawiodła na swoim chrześniaku. Severusowi trudno było ukrywać radość z powodu jego odejście od śmierciożerców, teraz jest bezpieczny, przynajmniej do czasu bitwy.
- Severusie. Podejdź. - odezwał się Lord. Snape posłusznie podszedł do Riddle' a i uklęknął na jedno kolano.
- Panie, wzywałeś. - odparł potulnie.
- Jak się mają sprawy w Zakonie? - zapytał.
- Ostatnimi czasy jedyne co robią to próbują uratować dziewczynę. Nie wiedzą, że jej tu nie ma. - skłamał gładko.
- Czyli nie uciekła do nich. - bardziej stwierdził niż zapytał Grindelwald. - Ciekawe, czyżby im nie ufała.
- Nie. - wtrącił Czarny Pan. - Nie chce ich narażać. Uciekła z pomocą Dracona Malfoy' a. Sami dadzą radę. Szkoda chłopaka, miał do wykonania misję. No nic. Trzeba zmienić plany.
- Mnie zastanawia co ta dziewczyna teraz zrobi. - powiedziała Gellert. Voldemort spojrzał na niego z niezrozumieniem. - Pomyśl. Ma jedną z najpotężniejszych różdżek na świecie, mocą dorównuje nam dwóm. Sam tak powiedziałeś. Myślisz, że pozostanie bierna.
- Nie, nie pozwoli na to. - powiedział po namyśle. - Jest jak Potter, nie pozwoli by inni walczyli za nią. Tylko w jej przypadku to może się udać. Potter jest za słaby by wszystkich ocalić.
- Związali się Braterstwem Krwi. - dodał Gellert. - Jeśli chcesz pokonać Harrego Potter' a, musisz pokonać dziewczynę. Ona zawsze stanie po jego stronie.
- Racja. Ciężcy przeciwnicy. I mają po swojej stronie Dumbledore' a. Teraz, gdy Dracon stanął za Zakonem, nie zabije Starego Durnia. Ktoś inny musi to zrobić. - stwierdził Lord i popatrzył po swoich zwolennikach. Bella wyrywała się, ale on dobrze wiedział kto jest do tego odpowiedni. - Severusie, to ty zabijesz Dumbledore' a. Ufa Ci i nie spodziewa się zdrady z twojej strony. Ciekawy koniec nieprawdaż.
Suzanne wróciła do swoich kwater w towarzystwie wicedyrektorki. McGonagall chciała porozmawiać z Gryfonką o ostatnich wydarzeniach, nie za bardzo wierzyła raportom Severusa. Dziewczyna poprosiła skrzatkę o dwie herbaty. Obie kobiety zasiadły na kanapie, po chwili pojawiła się skrzatka, która zaraz potem zniknęła z cichym pyknięciem.
- Co się tam działo? - zapytała od razu Minerwa.
- Babciu, to nie było nic tragicznego. - odparła i wypiła łyk herbaty. - Pierwsze trzy dni przesiedziałam w kwaterach. Gdy pojawił się Grindelwald zostałam zmuszona do uczestnictwa w posiłkach i tyle. Miałam czas wolny. Wtedy siedziałam w swoich kwaterach i czytałam. Dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy. Gdyby nie Draco podaliby mi Amortencję, ale nic poza tym.
- Amortencję!? I ty to tak lekko przyjmujesz!
- Nie dostałam jej, więc nie wiedzę problemu. - oczywiście, że widziała problem, ale nie chciała histeryzować. Gdyby Minerwa dowiedziała się, jak to przeżywa to nie pozwoliłaby jej na uczestnictwo w zebraniach Zakonu. Jeszcze przez wiele godzin rozmawiały na różne tematy, aż McGonagall uznała, że już późno i wróciła do swoich kwater. Suzanne chwilę siedziała w ciszy. W końcu po kilku minutach milczenia zwróciła się do portretu Salazara.
- Już czas. - tylko tyle, a Slytherin wydawał się wiedzieć o co chodzi. Zniknął ze swojego portretu i udał się do Komnaty Tajemnic.
Następnego dnia Harry pojawił się w jej komnatach z samego rana. Suzanne zaproponowała mu bezpieczniejsze miejsce do rozmowy. Oboje ruszyli do Komnaty. Rogacz nie wiedział gdzie idą dopóki nie stanęli przed łazienką Jęczącej Marty.
- Jesteś pewna? - zapytał.
- Tylko tam jest na tyle bezpiecznie. Nikt nas nie podsłucha, a nie tylko ty masz coś ważnego do przekazania. - powiedziała i poprowadziła chłopaka wprost pod wejście do Komnaty Tajemnic.
- Otwórz się. - powiedzieli równo, a po chwili ukazało im się wielkie pomieszczenie.
- Chodź. - powiedziała i pociągnęła chłopaka w stronę posągu.
- Gdzie ty mnie prowadzisz? - zapytał ciekawy.
- Zobaczysz. - powiedziała z huncwockim uśmiechem. Po chwili stanęli przed popiersiem jednego z założycieli. - Przemów do mnie, Slytherinie, największy z Czwórki Hogwartu.
Popiersie Salazara otworzyło usta, ukazując przejście. Harry niepewnie ruszył dalej za Suzanne. Chwilę później znaleźli się w przestronnym salonie. Gryfon nie mógł uwierzyć, że znajduję się w pokojach Slytherin' a. Usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać.
- To dlatego tak mnie wypytywałaś o Komnatę? - zapytał, żeby się upewnić.
- Między innymi. Ale po co chciałeś się spotkać?
Chłopak nagle spoważniał.
- Chodzi o notatki Peverell' a. Znalazłem tam informację o tym, jaki był powód powstania Insygniów Śmierci. - zaczął. - Każdy z nich chciał osiągnąć coś innego. Najstarszy pragnął władzy i potęgi, pragnął przezwyciężyć śmierć. Drugi chciał odzyskać to co utracił, coś co zostało mu zabrane, on pragną oszukać śmierć, upokorzyć ją. Najmłodszy z nich wiedział, że śmierć jest niepokonana, nie da się jej uniknąć, ani od niej uciec. On pragnął spokoju, który nie był mu dany. Jako najmądrzejszy z nich zdawał sobie sprawę, że jego najstarszy brat doprowadzi do katastrofy, dlatego stworzył Białą Różdżkę. Insygnia Śmierci miały im pomóc w dążeniu do ich celów, ale tylko jeden z nich osiągnął to co chciał.
- Racja. - zgodziła się ze słowami chłopaka. - Czarna Różdżka dawała potęgę i władze, ale najstarszy brat nie nacieszył się nią. Kamień Wskrzeszenia sprowadza duszę człowieka, a nie osobę. Tylko Peleryna Niewidka pozwala na spokój.
- Dokładnie. - potwierdził. - Insygnia Śmierci miały coś wspólnego ze śmiercią, ale tylko jeden miał moc, która pozwoli przywołać umarłych zza grobu. Oczywiście nie samodzielnie. Kamień Wskrzeszenia przywołuję duszę zmarłego, a gdyby tak znaleźć coś co stworzy ciało i połączy je z duszą. Ignotus wiedział, że jest to możliwe, ale nie zdążył tego dokonać.
- I tu przechodzimy do tego co ja chciałam Ci przekazać. - powiedziała Suzanne.
- Co masz na myśli? - niestety nie dane mu było dowiedzieć się więcej, ponieważ do salonu weszła czwórka ludzi, których Harry do tej pory widział tylko na portretach.
- Witaj, Harry Potterze. - odezwał się jeden z mężczyzn.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro