Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Nagle drzwi wejściowe trzasnęły, a w kwaterach zjawił się niespodziewany gość.

Do jadalni wszedł młody chłopak najprawdopodobniej w wieku Suzanne. Odkąd tylko blond włosy nastolatek przekroczył próg pomieszczenia nikt nie spuszczał z niego wzroku. Dziewczyna zobaczyła na twarzach zebranych strach, niedowierzanie, wściekłość czy zaskoczenie. Tak naprawdę nikt nie był do niego nastawiony przyjaźnie. Tylko dlaczego?

- Malfoy!? - usłyszała krzyk Harry'ego. Spojrzała na nastolatka zdziwiona.

- Harry, spokojnie. - powiedziała Suzanne w ogóle nie rozumiała jego reakcji.

- Mam być spokojny!? - zapytał ironicznie. - Co on tu właściwie robi!?

- Na razie stoję. Jeśli nie widzisz co robię to może już najwyższy czas kupić nowe okulary. - odparł zgryźliwie nastolatek. Blondyn zaczął rozglądać się po jadalni, można było zobaczyć jego niezadowolenie kiedy spojrzał na Rona i Hermione. W końcu jego wzrok padł na śliczną blondynkę o niebieskich oczach, która stała niedaleko dyrektora Hogwartu. - O, pani jeszcze nie znam. - przyznał, powoli zbliżając się do dziewczyny, która w porównaniu do innych nie patrzyła na niego z góry. - Bardzo miło mi panienkę poznać. Nazywam się Dracon Lucjusz Malfoy, jedyny dziedzic Rodu Malfoy'ów. - przedstawił się, po czym ucałował dłoń nastolatki. Dziewczyna patrzyła na niego z delikatnym uśmiechem, a nastolatek musiał przyznać, że ma piękny uśmiech.

- Również bardzo miło mi Pana poznać, Panie Malfoy. Nazywam się Suzanne Dumbledore. - żadne z jej słów nie było wypełnione goryczą lub choćby niechęcią, każdy w pomieszczeniu patrzył na to wszystko z otwartymi ustami. Natomiast chłopak poczuł się o wiele pewniej.

- Nie widziałem Pani nigdy w Hogwarcie. - przyznał. - A szczerze wątpie w to, że już ukończyła panna szkołę. Chodziła panienka do Beauxbatons? Może Ilvermorny?

- Po pierwsze, może mi Pan mówić po imieniu, nie czuje potrzeby żebyśmy zachowywali wszelkie formalności w swoim towarzystwie. - powiedziała uprzejmie.

- W takim razie proszę o to samo. - odparł z uśmiechem.

- Oczywiście. Jeśli chodzi o Twoje pytanie, to prawdą jest, że nie uczyłam się w Hogwarcie, ani w żadnej z powyższych szkół. Miałam nauczanie domowe, jeśli w ogóle można to tak nazwać. - dodała niechętnie. - Od września będę uczęszczać na szósty rok.

- Och, w takim razie mam szczerą nadzieję, że spotkamy się w Slytherin'ie.

- Khm, khm... - usłyszeli chrząknięcie. Kiedy obrócili się w stronę dźwięku stanęli twarzą w twarz z rozbawionym dyrektorem. - Myślę, że będziecie mieć jeszcze nie jedną okazję na rozmowę, a teraz może mógłbym wytłumaczyć całą sytuację? - zaproponował Dumbledore, na co wszyscy bez wyjątku się zgodzili i z niecierpliwością czekali na wyjaśnienia. - A mianowicie, Pan Malfoy również zostanie dziś zaprzysiężony.

- Ale jak to!? - wykrzyknął sfrustrowany Harry. - Malfoy w Zakonie! Przecież jego rodzina to śmierciożercy. - spierał się dalej nastolatek, dopóki ktoś nie postanowił mu przerwać.

- Uspokój się Potter. - warknął czarnowłosy mężczyzna, który do tej pory pozostał niezauważony. Był ubrany cały na czarno, a jego oczy przypominały dwie bezdenne otchłanie. - Pan Malfoy został przesłuchany pod wpływem Veritaserum i jest związany Wieczystą Przysięgą. Zgodnie z decyzją dyrektora wstąpi do Zakonu Feniksa.

- Ale, przecież... - zaczął ponownie się wykłucać chłopak.

- To moje ostatnie słowo. - zaznaczył surowo Dumbledore. - Czy możemy już przejść do rzeczy? - nikt nawet nie próbował się spierać z dyrektorem, dlatego wszyscy potulnie skinęli głowami. - Wspaniale! Proszę, aby młodzież ustawiła się przede mną w szeregu. - ci co mieli zostać dziś zaprzysiężeni, bez słowa podeszli i stanęli przed starcem. Suzanne stała przy końcu, po swojej prawej miała Dracona, a po lewej całkiem nieznanego jej chłopaka. Kiedy wszyscy byli dobrze ustawienie, dyrektor ponownie zabrał głos. - Teraz powtarzajcie za mną. Przysięgam walczyć do końca przeciwko ciemnym siłą, nigdy nie zdradzę Zakonu Feniksa, ani żadnego z jego członków. Od teraz pozostanę wierny swoim pobratymcom i ich rodziną. Nigdy, świadomie nie wyżądze krzywdy moim towarzyszą oraz nigdy nie pozostawię ich samych na placu boju. - w momencie wypowiedzenia przez nastolatków ostatniego słowa z różdżki dyrektora wyleciał srebrny promień, który otoczył młodzież, po czym wniknął w nich. Struga światła zniknęła pozostawiając po sobie jedynie ciepłe uczucie w sercu świeżo upieczonych członków Zakonu. Po chwili już wszystko wróciło do normy, a dziwne odczucie zniknęło. - Świetnie! - zawołał uradowany dyrektor. - Witam nowych członków Zakonu Feniksa! Teraz możemy już przejść do spraw nie cierpiących zwłoki. Usiądźcie proszę na swoich miejscach.

Suzanne wróciła na miejsce zaraz obok dyrektor i dość szybko zrozumiała czuje były miejsca, które do tej pory pozostały puste. Zaraz na wprost niej siedział owy czarnowłosy mężczyzna, która teraz nie spuszczał wzroku z dyrektora. Obok niego zasiadał Draco, który uśmiechał się do niej półgębkiem. Najwyraźniej niezbyt podoba mu się towarzystwo Szalonookiego Moody' ego.

- No dobrze. - odezwał się starzec, aby zwrócić na siebie uwagę. - Jak się mają sprawy w Ministerstwie, Tonks? Kingsley?

- Nie najlepiej. Scrimgeour daje radę i naprawia bałagan po Knocie, ale niektóre Departamenty zostały przejęte przez Voldemorta, całkiem niezależne zostaje tylko Biuro Aurorów. - odpowiedziała różowo włosa kobieta, niewiele starsza od Suzanne.

- Tak naprawdę nie wiemy za wiele. - dodał od siebie ciemnoskóry mężczyzna. - Minister i Szef Biura bardzo ogranicza nam możliwości. Ja, prawie w ogóle nie opuszczam biura. Nie to co Tonks.

- Od teraz aurorzy, albo siedzą w biurze, albo wychodzą na akcje. - wyjaśniła kobieta. - Ci wyżej starają się ograniczyć nam możliwość szpiegowania. Nam i śmierciożercą.

- No tak, Minister nie będzie walczył otwarcie przeciwko Zakonowi. - stwierdził Dumbledore. Suzanne uznała zagranie Ministra za bardzo sprytne. Nikt nie może powiedzieć, że w tej całej sytuacji jest coś więcej niż po prostu troska o obywateli. W końcu jeśli wszyscy aurorzy są w biurze, gdyby zaistniała taka potrzeba można by ich było wysłać od razu na akcję, nikt nie musi czekać na tych, którzy byli gdzie indziej. Sprytne. - Na razie nic więcej się nie dowiemy. Severusie, co u śmierciożerców? - zapytał staruszek zwracając się do czarnowłosego.

- Czarny Pan nie planuje obecnie żadnych akcji, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. - powiedział, po czym spojrzał na Malfoy' a czekając na potwierdzenie jego domysłów. Widząc skinięcie ze strony nastolatka, wiedział, że nic nie zostało przed nim zatajone. - Od kilku miesięcy jedyne co każe nam robić to poszukiwać pewnej dziewczyny. - wyjaśnił.

- Jakiej dziewczyny? - zapytała zaniepokojona Pani Weasley.

- Niejaka Morningstar. - odparł, a Suzanne delikatnie zbladła. - Nie wiem za wiele na jej temat. Ja sam nie zostałem zobligowany do poszukiwań. Od starego Malfoy'a, jednak udało mi się dowiedzieć, że dziewczyna ma szesnaście lat i jest sierotą. Czarny Pan zabił jej rodziców, gdy skończyła rok. Podobno ma ogromną moc magiczną, ale przepadła. Nikt nigdy o niej nie słyszał. - powiedział spokojnie, w pewnym momencie jego wzrok padł na dziewczynę na przeciwko niego. Zmarszczył brwi w konsternacji, sam wygląd nastolatki była aż nazbyt znajomy. Gdyby nie widział jej pierwszy raz mógłby pomyśleć, że znają się od lat. A jej oczy wydawały się być identyczne do tych, które od lat spogląda na niego z denerwującymi iskerkami.

- Morningstar? -zapytał zdziwiony Syriusz, czym zwrócił uwagę czarnookiego.

- Tak, Morningstar. Jesteś głuchy, czy głupi Black? Chociaż... nie musisz odpowiadać. - odparł złośliwie. Dłonie drugiego mężczyzny zacisnęły się z wściekłości.

- Zamknij się, Smarkerusie. - wysyczał przez zaciśnięte zęby Syriusz. Jednak czarnowłosy mężczyzna już na niego nie spojrzał.

- Przestańcie zachowywać się, jak dzieci. - skarciła ich Pani Weasley. - I nie o to chodziło Syriuszowi, Severusie. Mornigstar'owie to najstarszy ród czystej krwi. Od lat nikt o nich nie słyszał. Wszyscy byli pewni, że wymarli.

- Wymarli? - zapytał zbity z tropu Potter.

- Widzisz Harry, - zaczął Remus. - dla starszych czarodzieiei jest to jasne. Ostatni Lord Morningstar miał trzy córki, ale żadnego syna, jego dzieci zmarły jeszcze za jego życia. Każde bezpotomnie. Nikt nawet nie podejrzewał, żeby jakikolwiek członek tej potężnej rodziny przetrwał. - wyjaśnił Lupin, a reszta dorosłych, która znała tą historię go poparła. Oprócz jednej osoby.

- Przynajmniej tak się mówi. - powiedział Albus, a reszta spojrzała na niego z niezrozumieniem. - Oczywiście, że każdy słyszał o trzech córkach Lorda, ale nie wszyscy wiedzieli, że doczekał się on syna. Dość późno to prawda, ale jednak doczekał się on męskiego dziedzica, który był w stanie przedłużyć linię rodu.

- Albusie, chyba w to nie wierzysz? - zapytał sceptycznie Pan Weasley. - Przecież byśmy wiedzieli...

- Chyba, że ten fakt został ukryty przed wszystkimi. - przerwał mu dyrektor.

- To całkowity absurd! - dodała Pani Weasley.

- A jednak Voldemort szuka dziewczyny o tym nazwisku. - przypomniał im starzec, po czym uśmiechnął się iście diabelski sposób i dodał. - Ale oczywiście nie uda mu się jej odnaleźć.

- Co masz przez to na myśli? - zapytał zaciekawiony czarnowłosy mężczyzna.

- Dziewczyna, o której mówimy siedzi obok mnie. - wszyscy spojrzeli na Suzanne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro