Rozdział 45
Następnego dnia wstała wcześnie i udała się do Wieży Gryffindoru, aby spotkać się z przyjaciółmi. Kiedy już Huncwoci się zebrali, wszyscy razem poszli na śniadanie. W Wielkiej Sali panował codzienny gwar. Gryfoni zajęli swoje miejsca i zaczęli jeść, pogrążają się w rozmowie. Gdy chcieli już udać się na lekcje, pojawiła się przed nimi kula ognia, która po chwili przybrała kształt ptaka.
- Felix. - powiedziała, a stworzenie podfrunęło do swojej właścicielki i usiadło na jej ramieniu. Suzanne zauważyła, że feniks ma ze sobą jakąś wiadomość. - Masz coś dla mnie? - zapytała, a ptak jak na zawołanie podał jej krótki liścik, który od razu przeczytała.
Suzanne,
Dzisiaj w moich kwaterach. Niech nikt Cię tym razem nie złapie.
Sal
- Co tam czytasz? - zapytał zaciekawiony Harry. - Czyżbym miał konkurencję? - dodał udając urażonego.
- Możliwe. - powiedziała i uśmiechnęła się, jak na huncwotkę przystało. - Ale tego dowiem się dopiero dziś wieczorem. Pożyczysz mi Pelerynę i Mapę? - zwróciła się do chłopaka, na co ten skinął głową na zgodę.
- Idziesz na randkę? - zapytała zdziwiona Hermiona.
- Można tak powiedzieć. - odparła. - Chociaż jestem ciekawa kiedy wy pójdziecie gdzieś razem. - dodała wskazując na Rona i Mionę, co oboje przyjęli z ogromnym rumieńcem. - Czyżbym o czymś nie wiedziała?
- Och, zamknij się już! - powiedziała cała czerwona Gryfonka. - Musimy już iść na lekcję. Zdecydowanie za często się spóźniacie. - po czym cała czwórka ruszyła na pierwsze zajęcia.
Suzanne zaraz po zielarstwie, które było ostatnią lekcją tego dnia udała się na szlaban u profesora Snape' a. Miała nikłą nadzieję, że dzisiaj nie będzie siedzieć zbyt długo. Ale jednak nadzieja matką głupich. Gdy tylko weszła do gabinetu Mistrza Eliksirów, zauważyła jego zły humor, choć to mało powiedziane. On był na skraju wytrzymałości. Przywitała się grzecznie, na co on tylko coś mruknął pod nosem i kazał jej ruszyć za nim. Zastanawiała się kto był w stanie doprowadzić profesora do białej gorączki, bo był to wyczyn niewątlipwie trudny, głupi i niebezpieczny jednocześnie. Szczerze nie wiedziała czy współczuć osobie, która tak wkurzyła Snape' a, czy jej gratulować. Z rozmyślań wywołał ją głos nauczyciela.
- Czy ty słyszysz co do Ciebie mówie!? - zapytał rozdrażniony. Zauważyła, że stoją w składziku, w którym panował skrajny bałagan. Nawet nie zarejestrowała kiedy tu weszli.
- Przepraszam profesorze. Zamyśliłam się. - odparła że skruchą.
- Zdecydowanie za często to robisz. - powiedział, po czym westchnął. - Mówiłem, że dzisiaj posprzątadz tutaj. A dokładniej sprawdzisz eliksiry, czy nie są zepsute i ułożysz je alfabetycznie na tych półkach. Jasne?
- Jak słońce. - odparła i zabrała się do pracy. Najpierw posegregowała dolne partie na dobre i zepsute. Sprawdziła dokładnie, czy dane eliksiry nadawały się jeszcze do użytku, jeśli nie odkładała je na odpowiednią kupkę, żeby móc się ich później pozbyć, jeśli tak układała je na półce. Po dwóch godzinach została jej jeszcze do uporządkowania wyższa część regałów. Niestety drabina była zbyt niestabilna, żeby po niej wejść bez asekuracji. Poprosiła więc profesora Snape'
a o pomoc.
- Panie profesorze? - zapytała nie pewnie.
- Tak, panno Dumbledore? - zwrócił się do niej nie odrywając wzroku od papierów na biurku. - Już skończyłaś?
- Zostały mi tylko górne partie. - wytłumaczyła. - Niestety nie dosięgam do wyższych półek, a drabina jest niestabilna. Czy mógłby mi Pan pomóc?
- A co będę z tego miał? - zapytał wreszcie zaszczycając dziewczynę swoim spojrzeniem.
- Moją wdzięczność i czysty składzik. - powiedziała, na co profesor parsknął śmiechem.
- Niech będzie. - odparł i ruszył do składziku. Podszedł do drabiny i złapał ją, gdy Suzanne weszła na górę. Dziewczyna dalej sortowała eliksry w spokoju, aż coś dziwnego wpadło jej w ręce.
- Profesorze co to jest? - zapytała. Snape spojrzał w górę i to był jego błąd. Lekko się zarumienił, gdy jego wzrok natrafił na bieliznę dziewczyny. Całkiem zapomniał, że Gryfonka jest w spódniczce. Nastolatka zdając sobie sprawę co zobaczył jej nauczyciel, także się zarumieniła i powoli zeszła z drabiny. - Przepraszam. - mruknęła cicho. Po czym przypomniała sobie o dziwnej fiolce. - Chciałam zapytać co to jest? - odparła i podała mu małą buteleczkę z nieznanym jej płynem.
- Ach, to był mój prototyp do Wywaru Tojadowego. - odpowiedział i zaczął się bacznie przyglądać fiolce. - Byłem pewny, że go wyrzuciłem. No nic. Już nie jest mi potrzebny. Wracaj do pracy.
- Dobrze. - powiedziała odkładając eliksir na odpowiednią kupkę. Gdy skończyła, zegar wskazywał 20. Lekko zmęczona udała się do swoich kwater, żeby się przebrać, a następnie do Wieży Gryffindoru. Zabrała od Harrego Pelerynę oraz Mapę i ruszyła do Komnaty Tajemnic. Gdy minęła już wszystkie zabezpieczenia, znalazła się w kwaterach Salazara Slytherin' a, który obecnie siedział w fotelu z filiżanką herbaty. Suzanne dosiadła się i sama poprosiła o jej ulubioną herbatę. Gdy już miała swój napój, czarnoksiężnik zwrócił się w jej stronę.
- Jak można zostać nieśmiertelnym? - zapytał z nienacka, pytanie to zbiło Gryfonkę z tropu.
- Przecież wiesz. - odparła, jednak odpowiedź musiała niezadowolić Salazara, więc dodała. - Istnieje kilka sposobów, na przykład horkruksy, Eliksir Życia, czy Zaklęcie Nieśmiertelności. Innych nie znam.
- Jak można przywrócić kogoś do życia? - pytał dalej.
- Nie da się, przecież o tym wiesz. - odparła.
- Jesteś tego taka pewna. - powiedział. - A co gdyby...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro