Rozdział 43
wężomowa
Dzisiejszy dzień zapowiadał się ciekawie. Była to ostatnia niedziela września. Tego dnia miało odbyć się pierwsze spotkanie Klubu Ślimaka. Suzanne wstała wcześniej, by przygotować najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy chciała już wyjść z kwater i ruszyć na śniadanie, coś zaczęło dobijać się do okna. Tym czymś okazała się sowa, która niosła zaproszenie na dzisiejszy podwieczorek u profesora Slughorn' a. Razem z listem udała się do Wielkiej Sali. Gdy zajęła już swoje miejsce obok Harrego zauważyła, że on także otrzymał zaproszenie, podobnie jak Hermiona.
- Cześć. - przywitała się z przyjaciółmi Suzanne. - Wygląda na to, że będziemy mieli co robić.
- Racja. - powiedział Harry i uśmiechając się po huncwocku spojrzał na Gryfonkę. - Czy uczyni mi Pani ten zaszczyt, panno Dumbledore i będzie mi panienka towarzyszyć na dzisiejszym spotkaniu? - zapytał z lekkim rozbawieniem Rogacz.
- Oczywiście, z największą radością. - zgodziła się i uśmiechnęła zalotnie. Po posiłku Harry podał jej dłoń, a ona chętnie ją przyjęła. Oboje wstali od stołu i ruszyli do komnat dziewczyny, wcześniej żegnając się z Ronem i Hermioną. Droga minęła im w ciszy.
- Śmierć cytrynowym dropsom. - wypowiedziała hasło, na co Harry parsknął śmiechem. Salazar otworzył przejście, a oni w dobrym humorze weszli do środka. Zasiedli na fotelach i pogrążyli się w rozmowie. Gdy zbliżała się godzina spotkania Rogacz wrócił do swojego dormitorium, by przygotować się. Równo o 18 staneli razem przed drzwiami do kwater Slughorn' a. Harry zapukał do drzwi, które otworzył im gospodarz.
- Och Pan Potter, Panna Dumbledore. Zapraszam. - powiedział profesor i wpuścił ich do komnat. Na środku pomieszczenia stał okrągły stół przy którym siedziało już kilka osób. Suzanne zajęła miejsce obok Hermiony, która przyszła przed nimi, a Harry zaraz obok niej. Spotkanie toczyło się swoim rytmem. Gryfonka starała się zbytnio nie angażować, do czasu aż Slughorn o coś ją zapytał.
- Suzanne, a jak Ci się podoba w Hogwarcie? - zagadał dziewczynę. - W końcu teraz jest całkiem inaczej. - dodał. Wszyscy wyraźnie zaciekawili się tematem.
- Przyznam, że bardzo mi się podoba, profesorze. Przyjemnie jest uczęszczać na lekcje "legalnie". - odpowiedziała i lekko się zaśmiała podobnie, jak Slughorn. - Ale ma Pan rację, profesorze. Jest całkiem inaczej.
- Hogwart się zmienił od naszych czasów, nieprawdaż? - zapytał z uśmiechem.
- Racja. - odpowiedziała.
- Widzicie moi drodzy, Suzanne mieszkała w Hogwarcie jako dziecko. Byłem jeszcze wtedy nauczycielem. Często przychodziła na moje zajęcia. Można powiedzieć, że była najmłodszym uczniem w Hogwarcie. - tłumaczył i uśmiechnął się smutno tak samo jak Suza, co wszyscy zauważyli. - Była zdolna, piekielnie zdolna i to się nie zmieniło. Gdy wyjechała ze szkoły, ja postanowiłem udać się na emeryturę, ponieważ uczyłem już dość długo. Minęło dziesięć lat. Dziesięć długich lat. Nie sądziłem, że jeszcze tu wrócę, a tu taka niespodzianka. - zamyślił się, wyglądał jakby wracał do bolesnego wspomnienia. W istocie tak było. Dzień w którym Suzanne odeszła był najgorszym w jego życiu. Gdy zobaczył ją u siebie w domu to wszystko wróciło, wspólne warzenie eliksirów, wspólne posiłki w Wielkiej Sali. Traktował dziewczynę, jak córkę, dlatego gdy zrozumiał, że będzie uczyć się w Hogwarcie, nie zwlekał. Zgodził się od razu wrócić. Horacy spojrzał na zegarek i od razu otrząsnął się. - Na Merlina, ale już późno. Lepiej już ukciekajcie, żebyście nie dostali szlabanów za chodzenie po ciszy nocnej. - Slughorn odprowadził wszystkich uczniów do drzwi, no prawie wszystkich. Odwrócił się i zauważył Suzanne, która przyglądała się klepsydrze.
- Ciekawa rzecz. - powiedziała Gryfonka i uśmiechnęła się. - Zawsze mnie intrygowała.
- Suzanne, nie powinnaś wracać do swojego dormitorium? - zapytał. - Gruba Dama może nie być zbyt zadowolona twoim późnym powrotem.
- Nie śpie z innymi w dormitorium, profesorze. Babcia się o to postarała. - odparła i spojrzała smutno na nauczyciela. - Nigdy nie zrozumiem, dlaczego nie pozwoliła mi na to. Dziadek nie miał nic przeciwko.
- Minerwa jest kobietą, która bardzo dba o dzieci. - zaczął mówić. - Zawsze stawia ich dobro na pierwszym miejscu. Jesteś jej oczkiem w głowie. Pewnie bała się, że możesz być narażona w tłumie na niebezpieczeństwo. - zakończył i uśmiechnął się zawadiacko. - Poza tym łatwiej może Cię kontrolować. Z ciekawości, gdzie znajdują się twoje kwatery?
- Na piątym piętrze, za portretem Salazara Slytherin' a. - odpowiedziała.
- Na tym samym piętrze co komnaty i gabinet Minerwy. Chce mieć Cię na oku. - odparł Slughorn. - Zawsze byłem pewien, że trafisz do Slytherin' u. - zmienił temat i podszedł bliżej do uczennicy. - Byłaś ambitna, zaradna i cholernie sprytna. Do tej pory mam Ci za złe, że wrobiłaś mnie w ten kawał. Albus zmył mi za to głowę. - poskarżył się.
- Jeszcze się Pan gniewa. Miałam tylko pięć lat. - próbowała się bronić. Profesor uśmiechnął się do niej co ona chętnie odwzajemniła.
- Wyglądasz całkiem, jak Twoja matka. Czasem mam wrażenie, że nie rozmawiam z Tobą tylko z nią. - zaczął się jej dokładnie przyglądać. - Dopiero, gdy się przyjrze zauważam różnicę. Oczy. Twoje są takie same, jak u Albusa z tymi samymi wesołymi iskierkami. Mari miała oczy całkiem, jak Minerwa, piękne zielone. - powiedział i uśmiechnął się smutno. - Za to z charakteru jesteś całkiem, jak Lucas. To po nim jesteś taka spóźnialska. - Suzanne parsknęła na to stwierdzenie. - Masz talent do pakowania się w kłopoty i łamania zasad. Twój ojciec był piekielnie zdolny. Pamiętam jak kiedyś przyznał mi się, że podkochuje się w Twojej matce. To było na jego piątym roku. Mari przyjaźniła się z Lily, w której za to podkochiwał się Potter. Jak oni się kłócili. Cały Hogwart ich słyszał. Ale wracając, Lucas zwieżył mi się ze swoich uczuć do Mari, które ona odwzajemniała, ale tego nie mógł wiedzieć. Co ciekawe ona zrobiła to samo kilka dni po nim. - powiedział i zaśmiał się serdecznie. - Twój ojciec bał się, że twoi dziadkowie nie zgodzą się na ich związek, ponieważ był Huncwotem. Przekonałem go, że nie będą sprawiali problemów. Natomiast Mari bała się, że Lucas tylko się nią bawi, więc udowodniłem jej, że tak nie jest. Pod koniec piątej klasy wyznali sobie miłość. Pobrali się zaraz po zakończeniu szkoły. Gdy się urodziłaś często byłaś w zamku. Twoi rodzice bardzo Cię kochali, byłaś ich największym skarbem. Jestem pewien, że byli by z Ciebie dumni.
- Dziękuję Panu. - powiedziała i starła łzy, które nie wiadomo kiedy się pojawiły. Mało słyszała o swoich rodzicach, bo nie miał jej kto o nich mówić. Gdy była mała dziadkowie unikali tematu, ponieważ uważali, że jest on dla niej trudny. Ona jednak dawno pogodziła się z ich stratą. Za każdym razem, gdy o nich słucha jest bardzo szczęśliwa, bo może choć trochę ich poznać. - Jestem bardzo wdzięczna, że mi profesor o nich opowiedział. Jednak ma Pan rację i jest już późno, a ja nie chciałabym zarobić szlabanu. Dobranoc. - pożegnała się i ruszyła do wyjścia. Slughorn odprowadził ją pod same drzwi.
- Dobranoc Księżniczko. - odparł i uśmiechnął się na pożegnanie, po czym zamknął za dziewczyną drzwi. Suzanne ruszyła spokojnym krokiem do swoich kwater, była zadowolona, że plan działa po jej myśli. Ustalili z Harrym, że to ona zostanie porozmawiać z profesorem, ponieważ dobrze wiedziała, że Gryfon może coś palnąć. Gdy była już na korytarzu na piątym piętrze naszła ją ochota, żeby pograć na fortepianie. Dziewczyna postanowiła udać się do Pokoju Życzeń. Nieświadoma pary czarnych oczu przyglądających się jej poczynanią, weszła do tajnego pokoju na siódmym piętrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro