Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Następnego dnia Suzanne obudziła się w całkiem obcym miejscu, jednak wydarzenia z poprzedniego dnia szybko przypominały jej w jaki sposób znalazła się w tak wygodnym łóżku. Powiedzieć, że była szczęśliwa to za mało, ona wręcz promieniała z radości. Powrót do Wielkiej Brytanii, do domu był czymś o czym marzyła od kilku lat, takie marzenie głupiego dziecka, które widzi świat tylko w kolorach tęczy. Jednak ona już od dawna wiedziała, że ma on też swoje odcienie szarości. Przekonała się o tym jako roczne dziecko, kilka lat później znów, i tak w kółko, ciągle coś szło nie tak. Ale teraz wróciła, a za niedługo znajdzie się w swoim prawdziwym domu, w Hogwarcie.

Z ciekawości zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Pokój nie był duży, ale wystarczający jak dla niej, duże łóżko było nieziemsko wygodne, a czarna aksamitna pościel pozwalała łatwiej się odprężyć. Naprzeciwko łóżka znajdował się marmurowy kominek, a nad nim wisiało lustro ze złotą ramą. Po prawej znajdowały się czarne drzwi, które prowadziły najprawdopodobniej do łazienki. Poprzedniego wieczoru nie zwróciła uwagi na małą biblioteczkę stojącą gdzieś w kącie, a wraz z nią ciemny skórzany fotel. Żyrandol był z kryształu i dodawał temu miejscu mrocznego klimatu. Pod małym, brudnym oknem mieściło się niewielkie hebanowe biurko całe zawalone papierami. Na krześle koło  biurka ułożone były jakieś czyste ubrania. Suzanne podejrzewała, że to Stworek je dla niej przygotował. Wstała z łóżka i zerknęła na szafkę nocną, na której poprzedniej nocy ułożyła swój zegarek kieszonkowy. Był cały ze srebra, a na jego zewnętrznej stronie widniał herb złożony z litery H wokół której umieszczone zostały cztery zwierzęta: lew, wąż, orzeł i borsuk. Wewnątrz niego zostały wyryte inicjały:

S. G. R. H. Morningstar

Zegarek wskazywał na godzinę ósmą, dlatego w pośpiechu zabrała przygotowane ubrania i ruszyła do chyba łazienki, jak się okazało nie myliła się i za drzwiami znajdowała się łazienka. Wzięła krótki prysznic, po czym ubrała się w białą koszulę ze złotymi guzikami i w zieloną, rozkloszowaną spódniczkę, a do tego czarne baleriny. Wychodząc z łazienki zauważyła, że łóżko zostało już pościelone. Wyszła z pokoju w myślach próbując odtworzyć trasę, którą przebyła wczoraj. Po kilku minutach błądzenia udało jej się dostać na korytarz. Przywitała się z Lady Black krótkim skinieniem głowy, po czym już bez problemu weszła do jadalni. Gdy tylko znalazła się w pomieszczeniu poczuła bardzo przyjemny zapach smażonego bekonu, dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo jest głodna.

- Dzień dobry. - przywitała się uprzejmie z kobietą, ta z szerokim uśmiechem odwróciła się w jej stronę.

- Witaj, kochanieńka. Śniadanie zaraz będzie gotowe. - odparła rudowłosa.

- Może Pani pomóc? - zapytała.

- Och, dziękuję, ale wolę gotować sama. - wyjaśniła. - Siadaj do stołu.

Suzanne posłuchała kobiety i udała się w stronę stołu, lecz za nim zdążyła usiąść usłyszała kroki na korytarzu. Po chwili w  jadalni zjawiła się bardzo dobrze znana jej osoba.

- Witaj dziadku. - przywitała staruszka, po czym uściskała go z całej siły.

- Dobrze Cię widzieć Suzanne. - odparł. - Witaj, Molly! - zawołał do rudowłosej kobiety.

- Witaj, Albusie. Jak rozumiem to nie jest zbieżność nazwisk? - zapytał zaciekawiona.

- Nie, Suzanne jest moją wnuczką. - wytłumaczył.

- Że też nikt o niej nie wie.

- Och, twoi najstarsi synowie wiedzą. - powiedział, na co Pani Weasley spojrzała na niego zaskoczona. - Suzanne mieszkała w Hogwarcie kiedy twoi synowie uczęszczali do szkoły, właściwie bardzo dobrze się znali.

- Mówisz o Billu i Charlie' m? - spytał zaciekawiona blondynka. Starzec jedynie skinął głową. - Nie wiedziałam, że to Pani synowie, szczerze nigdy nie mogłam zapamiętać ich nazwiska.

- Nigdy nic nie mówili o Tobie. - odparła.

- Nie ma się co dziwić, prosiłem każdego w szkole o dyskrecje. Co ciekawe, żaden uczeń nawet nie wspomniał swoim rodzicom o Suzanne. - przyznał dyrektor wyraźnie zadowolony.

- Nawet Ślizgoni? - spytała zaskoczona kobieta.

- Przyjaźniłam się z uczniami każdego domu. - wyjaśniła dziewczyna, po chwili naszła ją pewna myśl. - Właściwie, co ty tu robisz? - zwróciła się do Albusa. Mężczyzna spoważniał.

- Dzisiaj odbędzie się zebranie Zakonu Feniksa. Chce żebyś wzięła w nim udział. - powiedział, a po chwili rozległ się trzask roztrzaskanej porcelany.

- Chyba nie pozwolisz jej wstąpić do Zakonu, Albusie? - zapytał niby spokojnie Pani Weasley.

- Takim mam zamiar, Molly. - odparł. - Ale nie tylko jej. - kobieta gwałtownie zbladła, a jej oczy się delikatnie zaszkliły.

- Albusie... to tylko dzieci, chyba nie chcesz...

- To będzie ich wybór. - wyjaśnił. - Jeśli taka będzie ich wola, to ich przyjmę.

- Niech Cię diabli, Dumbledore! - wykrzyknęła i odwróciła się do niego tyłem, nałożyła na talerz sporą ilość jedzenia, po czym podeszła do Suzanne pociągnęła ją w stronę stołu i z trochę bladym uśmiechem podała jej porcję śniadania. - Proszę, jesteś stanowczo za chuda.

Dziewczyna zaczęła powoli jeść śniadanie i musiała przyznać, że dawno nie jadła tak wspaniałego posiłku. Wszystko czego miała okazję spróbować w tych wykwintnych restauracjach we Francji, we Włoszech, czy w Hiszpanii było niczym przy zwyczajnym angielskim śniadanie. Przy czym musiała przyznać, że jedzenie w Hogwarcie, przynajmniej z tego co pamiętała, było nie wiele lepsze niż to przygotowane przez Molly Weasley.

- Proszę Pani, to najlepsze śniadanie jakie jadłam od co najmniej dziesięciu lat. - przyznała z szerokim uśmiechem. Rudowłosej zrobiło się jakoś ciepłej na sercu, bo choć jej własne dzieci często to mówiły, czym innym było to usłyszeć od nowo poznanej nastolatki.

- Dziękuję, kochanieńka. Ale wydaje mi się, że troszkę przesadzasz. - odparła kobieta.

- Kto, jak kto, ale ją dobrze wiem co mówię. - powiedziała odkładając sztućce na pusty talerz. - Zwiedziłam większość Europy i proszę mi wierzyć, byłam w najlepszych restauracjach we Francji, a nawet tam jedzenie nie było tak pyszne.

- Mówiłem Ci Molly, że twoje jedzenie jest lepsze od tego w Hogwarcie. - odezwał się nowy głos w pomieszczeniu.

- Syriuszu, teraz wyolbrzymiasz. - odrzekła zarumieniona. - Chcesz porcję?

- Bardzo chętnie. - odparł i usiadł przy stole. Po chwili on i Albus dostali śniadanie, chwilę później Molly także się do nich przysiadła. Kiedy wszystkie talerze były już puste, Suzanne zebrała je i włożyła do zlewu, po czym używając magi bezróżdżkowej zaczarowała je tak by same się myły. Niedługo potem dołączył do nich Harry, który wyglądał dość zabawnie. Jego włosy były rozczochrane bardziej niż zwykle, okulary były lekko przekrzywione, a on sam był nadal w piżamie. Blondynka uznała wtedy, że kawa bardzo mu się przyda. Nałożyła mu trochę posiłku, po czym razem z mocną kawą podsunęła mu pod nos. Chłopak spojrzała na nią zdziwiony.

- Przyda Ci się. - odparła, po czym usiadła koło swojego dziadka. Naszła ją nagle jedną myśl. - Dziadku, gdzie ja będę mieszkać do września?

- Pomyślałem, że dobrze by było gdybyś została tutaj na jakiś czas. Później przeniesiemy Cię do Hogwartu. Co ty na to? - zapytał starzec.

- Nie mam nic przeciwko. - odparła.

- Świetnie! - ucieszyła się Pani Weasley. - Niedługo powinien zjawić się Artur z dzieciakami. Mieli być na dziewiątą, a jest wpół do dziesiątej. Niewiarygodne!

Harry i Suzanne wdali się w rozmowę na temat szkoły, chłopak przyznał, że gra w drużynie quidditcha od pierwszej klasy, ale ma w planach zrezygnować. Kiedy dziewczyna spytała dlaczego, odparł, że chce więcej czasu poświęcić na naukę i choć kocha latać na miotle jest gotów zrezygnować z gry. Nim się obejrzeli w korytarzu rozległ się trzask drzwi, a później tupot kilku par butów.

- Już jesteśmy! - zawołał ktoś z przedpokoju. Chwilę później w kuchni pojawiła się masa rudowłosych czupryn. Suzanne zdążyła się już zorientować, że muszą to być synowie Pani Weasley. Jeden z chłopców podszedł do Harry' ego i się z nim przywitał, po chwili podeszła do niego dziewczyna z szopą na głowie. Gryfon zawołał blondynkę, a ta szybko do niego podeszła.

- Suzanne pozwól, że przedstawię Ci moich najlepszych przyjaciół. - zaczął chłopak. - To jest Ron Weasley, a to Hermiona Granger.

- Cześć. - przywitała ich i podała im dłoń na przywitany, które oni dość niepewnie przyjęli.

- Cześć. - odpowiedzieli równo, ciągle przyglądali jej się podejrzliwie.

- Nie przedstawiłam się, jestem Suzanne Dumbledore. - powiedziała, na co oni od razu się rozluźnili.

- Jesteś spokrewniona z Albusem Dumbledore'em? - zapytała dziewczyna.

- Jestem jego wnuczką. - wytłumaczyła, na co Ci spojrzeli na nią zdziwieni.

- Nie wiedziałem, że Dumbledore ma dzieci. - przyznał lekko zawstydzony Ron.

- Moja mała zmarła wiele lat temu. Nie wielu ją pamięta. - wyjaśniła. - O mnie wiedzieli tylko uczniowie i nauczyciele, którzy uczyli się w Hogwarcie, gdy tam mieszkałam.

- To wiele wyjaśnia. - odparł rudzielec.

- Czy ty nie jesteś przypadkiem w naszym wieku? - zapytała zaciekawiona dziewczyna.

- Pod koniec sierpnia kończę szesnaście lat. - odpowiedziała.

- Wspomniałaś, że mieszkałaś w Hogwarcie, ale skoro jesteś w naszym wieku to czemu się tam nie uczysz? Powinnaś być na naszym roku.

- I będę. We wrześniu idę na szósty rok. - wyjaśniła.

- A SUM-y? - dopytywała dziewczyna.

- Zdaję w tym miesiącu. - Hermiona musiała być usatysfakcjonowana odpowiedziami, bo zamilkła.

- Suzanne, - zaczął niepewnie Ron. - może chcesz poznać moją rodzinę, w końcu będziemy mieszkać w jednym budynku.

- Dzięki, Ron. Z chęcią ich poznam. - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem.

W ciągu kilku minut dane jej było poznać cały klan Weasley' ów. Bardzo polubiła całe rudowłose rodzeństwo. Nie dane jej było poznać Percy' ego, ale Ron przekonywał ją, że to nic straconego. Co ciekawe Bill i Charlie jej nie rozpoznali, świetnie się bawiła patrząc na ich miny które sugerowały, że coś im dzwoni, ale nie wiadomo gdzie. Miała niezły ubaw, który nie potrwał za długo. Koło godziny siedemnastej do Kwatery Głównej zaczęło przybywać coraz więcej członków Zakonu wraz z nimi przybywali także uczniowie Hogwartu, którzy podobnie, jak ona mieli dziś wstąpić do Zakonu. Pytanie brzmiało, czy  tego chce. Przez tą całą sytuację nie miała nawet, jak przemyśleć wszystkich za i przeciw. Została postawiona przed faktem dokonanym.

O osiemnastej wszyscy zajęli swoje miejsca, Suzanne nie umknęło to, że kilka krzeseł pozostaje wolnych. Dziewczyna siedziała po lewej stronie od dyrektora, który zajmował miejsce u szczytu stołu. Obok niej siedział Remus Lupin, a kawałek dalej Syriusz. Na przeciwko znajdowały się dwa puste miejsca.

- Myślę, że możemy już rozpocząć. - zaczął spokojnie Dumbledore. - Witam Was wszystkich na dzisiejszym zebraniu Zakonu Feniksa. Zanim przejdziemy do raportów, chciałbym poruszyć sprawę nie cierpiącą zwłoki. Dotyczy ona naszej młodzieży. Nie zaprosiłem Was tutaj bez powodu. - wziął głęboki oddech i odparł. - Chce, żebyście dzisiaj wstąpili do Zakonu Feniksa.

- Nie! - wykrzyknęło stanowczo kilka osób. - Nie możesz się na to zgodzić! To tylko dzieci! To nieodpowiedzialne i głupie!

- Cisza! - krzyknął dyrektor. - To do nich należy decyzja! Nie wszyscy są pełnoletni, ale są na tyle dorośli by sami podjąć taką decyzję. - Dumbledore przestał zwracać uwagę na krzyki i zaprzeczenia dorosłych, całą jego uwagę zajęli siedzący w szoku uczniowie. - Więc? Kto z Was chce dołączyć do nas?

Nikogo nie zdziwieniu kto pierwszy się odezwał.

- Ja, mam zamiar dołączyć do Zakonu Feniksa. - zadeklarował Harry. Reszta widząc, że chłopak bez zastanowienia się zgłosił, postanowiła pójść w jego ślady. Oprócz jednej młodej damy.

- A ty Suzanne? - zapytał Albus. Dziewczyna jedynie westchnęła.

- Raczej nie mam wyboru. Zgadzam się. - odparła.

- Wspaniałe! - zawołał staruszek, a w jego oczach pełno było radosnych iskierek. - Ustawcie się w rzędzie, żeby złożyć przysięgę.

Wszyscy podekscytowani wyszli na środek, było ich nie wiele, ale każdy ekscytował się tym co zaraz nastąpi. Nagle drzwi wejściowe trzasnęły, a w kwaterach zjawił się niespodziewany gość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro