Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37


- Voldemort powrócił, wojna wisi na włosku, a Wybraniec potrzebuje wsparcia. Ciebie.

Suzanne nie była w stanie wydusić z siebie żadnego sensownego zdania. To co powiedzieli jej założyciele było nie do pojęcia. Ona, zwykła dziewczyna miała pomóc w pokonaniu Voldemorta.

- Nie to niemożliwe. - powtarzała, jak mantrę. Przez emocje nie była w stanie usiedzieć na miejscu, wstała z kanapy i zaczęła przechadzać się po salonie.

- Suzanne, spokojnie. - próbował ją uspokoić Salazar, ale to nic dało.

- Spokojnie!? Czy ty siebie słyszysz!? - mówiła wściekła Gryfonka. - Mam pomóc jakiemuś po żal się Merlinie Wybrańcowi w jego misji. Nawet nie wiem kto to do cholery jest. Nie wiem, czy ta osoba jeszcze żyje, a jak nie to co mam niby zrobić?

- Nie histeryzuj. - powiedziała Rowena nadzwyczaj spokojnie. - Ten Wybraniec to twój najlepszy przyjaciel.

- Harry? - zapytała zdziwiona, ale później przypomniała sobie rozmowę z Nick' iem. - No tak. Trochę mnie poniosło. - odparła skruszona. - Ale dlaczego nazywacie go Wybrańcem? To przez to, że pokonał Voldemorta?

- Między innymi. - odpowiedział Godryk.

- Głównie chodzi o przepowiednie. Nie tą konkretną. Ta została powierzona tylko nam. Przepowiednia o chłopcu narodzonym pod koniec lipca jest znana większej liczbie ludzi.

- Jest inna przepowiednia tylko o Harrym? - zapytała ciekawa. - Jak ona brzmi?

Widać było, że starsi czarodzieje zastanawiają się nad powiedzeniem o niej Suzanne, ale w końcu przemówił Salazar.

- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana...
Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli. A narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...
A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna...
I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...
Z pomocą Dziedzica przyjdzie mu pokonać Moce Ciemności...
Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...

- Ta przepowiednia została wygłoszona przez Sybille Trelawney, 15 lat temu. Wtedy Czarny Pan był u szczytu swojej potęgi. - powiedział Godryk. - Została ona przekazana mu przez jego wiernego sługę. Voldemort uznał, że chodzi w niej o syna Potter' ów. Postanowił zabić chłopca zanim osiągnie moc na tyle wielką by go pokonać.

- Ale jak wiadomo nie udało mu się. - wtrącił Salazar. - Pokonała go miłość matki do syna. Lily Potter oddała życie za swoje jedyne dziecko. Ochronna magia uratowała Harrego. Zaklęcie się odbiło i ugodziło Voldemorta. Cząstka jego duszy wszczepiła się w chłopca. - wtedy właśnie zrozumiała.

- Harry jest Horkruksem. - powiedziała cicho Suzanne i zamarła, gdy pojęła co to oznacza. - Będzie musiał zginąć.

- Niestety. - powiedziała zasmucona Helga. - Voldemort musi go zabić osobiście, żeby zniszczyć cząstkę swojej duszy.

- Rozumiem. - odpowiedziała załamana. Może wkrótce straci przyjaciela, pozostaje jej tylko czekać.

- Suzanne, domyślasz się komu została wygłoszona ta przepowiednia? - zapytała Rowena, na co Gryfonka zaprzeczyła. - Albusowi Dumbledore' owi.

- Co? Naprawdę?

- Zgadza się. - odparł Salazar. - Zastanawiałaś się, dlaczego twojemu dziadkowi tak zależało na wysłaniu Ciebie z dala od zamku, gdy zaczął tu nauczać Snape?

- Chodziło o to, że był śmierciożercą. Słudzy Voldemorta wciąż mnie szukali, więc dziadek wysłał mnie do Ameryki. - wytłumaczyła.

- A nie jesteś ciekawa, dlaczego Cię szukał? - zapytał Gryffindor z cwanym uśmiechem. Nastolatkę zaciekawił ten temat. Nikt tak naprawdę nie wie po co to wszystko. - Chodzi właśnie o tą przepowiednie. Z pomocą Dziedzica przyjdzie mu pokonać Moce Ciemności...

- Voldemort zabił wszystkich żyjących Morningstar' ów, by upewnić się, że żaden z nich nie pomoże Wybrańcowi. - wytłumaczył Salazar. - Twój dziadek to wiedział i dlatego Cię ukrył. Najwyraźniej w miejscu, w którym się ukrywałaś nie było już bezpiecznie i sprowadził Cię tutaj.

- Wszystko się zgadza. - podsumowała. - Dziadek musiał wiedzieć gdzie się ukrywam. Alex na pewno mu to powiedział, nie jest aż tak nieodpowiedzialny.

- Dumbledore obserwował Cię cały czas, by mieć pewność, że nic Ci się nie stanie. - dodała Rowena. - Gdy zrobiło się niebezpiecznie, interweniował.

- Ale skoro Voldemort wie o przepowiedni, dlaczego tak mu zależy żebym była nie tknięta skoro i tak chce mnie zabić? - zapytała zbita z tropu.

- Tego nie wiemy, jednak jest jeszcze coś. - odpowiedział Godryk. - Albusowi bardzo zależało na sprowadzeniu do zamku Slughorn' a. On musi coś wiedzieć.

- To pewne. - powiedziała Suzanne. - Nie bez powodu pokusił się o manipulację. Horacy zbiera uczniów, jak trofea. Nie wielu wychowanków ma jego szczery szacunek. Harry jest niezwykle sławny co dałoby Slughorn' owi korzyści, natomiast do mnie ma sentyment. Gdy dowiedział się, że jestem z powrotem w kraju był pewien, że będę uczyć się w Hogwarcie, dlatego się zgodził.

- Musisz dowiedzieć się o co chodzi. To na pewno ma kluczowe znaczenie. - powiedział Slytherin.

- Dowiem się tego. Obiecuję. - odparła. - Późno już, muszę wracać do siebie. Nie chcę się na kogoś natknąć po drodze.

- Odwiedź nas jeszcze. Nudno tu bez Ciebie. - powiedziała ruda kobieta.

- Na pewno spotkamy się jeszcze nie raz. Dobranoc. - pożegnała się z założycielami i udała się do wyjścia z Komnaty.

Gdy znowu była w łazience Jęczącej Marty założyła Pelerynę i uaktywniła Mapę. Szła powoli do swoich kwater rozmyślając nad tym czego się dowiedziała. Jedno dla niej było pewne. Musiała rozmówić się z dziadkiem. Niespodziewanie na kogoś wpadła. Na jej szczęście peleryna została na swoim miejscu. Dopiero po chwili uświadomiła sobie jaki błąd popełniła. Powinna patrzeć na tą mapę, a nie bujać w obłokach.

- Och, czyżby pan Potter wybrał się na mało przechadzkę w świetle księżyca? - zapytał wyraźnie wściekły Snape. - Ściągaj Pelerynę Potter. Wiem, że tu jesteś i jeśli nie zrobisz tego o co proszę odejmę Gryffindorowi 100 punktów.

Suzanne nie miała większego wyboru. Ściągnęła cudowny płaszcz i podeszła do Snape.

- Ach, panienka Dumbledore. - powiedział uradowany. - Skąd się wziął w Pani posiadaniu ten przedmiot i co Pani tu robi? - zapytał wskazując na pelerynę.

- Harry mi pożyczył, profesorze. - odpowiedziała. Chciała powiedzieć mu to samo co McGonagall, ale dobrze wiedziała, że on się na to nie nabierze. - Zasiedziałam się w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i Harry uznał, że z tym będzie mi łatwiej wrócić do kwater.

- Całkiem przekonujące kłamstwo. - no i klops. - Uwierzyłbym gdyby nie to, że jesteśmy teraz na drugim piętrze. Zapytam jeszcze raz, co tu robisz?

- Po drodze byłam jeszcze w kuchni. - odpowiedziała choć była pewna, że już nic jej nie uratuje.

- I tak Ci nie wierzę. Jutro szlaban ze mną w sali od eliksirów, o 18. Lepiej się nie spóźnij. - powiedział i ruszył dalej, ale zatrzymał się po chwili. - I 50 punktów od Gryffindoru.

Kolejny rozdział za nami. Przez najbliższy tydzień będzie się pojawiać mniej rozdziałów, bo jadę na wakacje. (rozdziały będą, ale nie wiem jak często)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro