Rozdział 20
Ostatni tydzień wakacji minął Suzanne na ciągłej pracy. Snape nie zwracał uwagi na zmęczenie dziewczyny i kazał jej warzyć dwa razy więcej. Na szczęście lub nieszczęść wakacje dobiegły końca. Dziś jest 1 września, a nowe pokolenie Huncwotów znajdowało się właśnie na peronie 9 i 3/4.
- Tylko macie być grzeczni, bo jak nie to będę wiedzieć. -mama rudzielców już od dobrych
20 minut prawiła kazanie najmłodszym dzieciom.
- Spokojnie mamo, przecież wiesz, że nic nam nie będzie. -powiedział Ron.
- Ron mam Ci przypomnieć ostatnie 5 lat.
- Nie było tematu. Mamo musimy już iść za chwilę pociąg odjeżdża. Pa mamusiu. -pożegnał mamę Ron i ruszył do swoich kompanów.
Huncwoci szukali wolnego miejsca. Jedyny wolny przedział był na samym końcu. Gdy już wszystko odłożyli na miejsce pogrążyli się w rozmowie.
- No to co Suzanne, jak myślisz gdzie Cię przydzieli Tiara? -zapytał Ron.
- To chyba jasne, że Slytherin. -powiedziała wyniosłym tonem. Pozostałych zamurowało, mieli tak głupie miny, że nie mogła dużej wytrzymać i wybuchła śmiechem. - Wa-wasze m-miny t-to po-prostu obłęd. -mówiła między spazmami śmiechu.
- Kieł ty wariatko mało na zawał nie zszedłem. -odparł Harry łapiąc się za serce.
- A tak na serio to nie wiem. Chciałabym być w Gryffindorze, ale nigdy nie wiadomo. Pewne jest, że nie ważne gdzie trafię chce być z Wami do końca. -powiedziała Suzanne.
Rozmawiali jeszcze długo, aż dotarli na miejsce. Już przebrani w szaty ruszyli do powozów. Były one ciągnięte przez testrale. Gdy dotarli przed Wielką Salę rozdzielili się, Suzanne czekała z pierwszakami na korytarzu przed Wielką Salą, a Ron, Harry i Hermiona usiedli przy stole Gryfonów gdzie zajęli miejsce dla dziewczyny.
Mała czekała na przyjście pani profesor, gdy w pomieszczeniu pojawiły się duchy. Od razu zauważyła Nick' a.
- Sir Nicholasie!
- Ach Księżniczko! Czekasz na przydział?
- Zgadza się.
- Stresujesz się? -zapytał.
- Naturalnie. Powiem, że nawet trochę boję.
- Czego? -spytał zdziwiony duch.
- Przydziału. Jak myślisz gdzie trafię?
- Tego nie wiem moja droga. Można mieć tylko nadzieję. Choć czuję, że stoi przede mną Gryfonka z krwi i kości. -powiedział i mrugnął do niej. Po czym odleciał w tylko jemu znane miejsce. Wtem pojawiła się profesor McGonagall. Gdy wygłosiła przemowę wprowadziła nowych uczniów do Sali. Stanęli przed stołem nauczycielskim, a zaraz przed nimi na taborecie znalazła się Tiara Przydziału. Szew na Tiarze rozprół się, a czapka zaczęła swoją pieśń.
Lat temu tysiąc z górą,
Gdy jeszcze nowa byłam,
Założycieli tej szkoły
Przyjaźń szczera łączyła.
Jeden im cel przyświecał
I jedno mieli pragnienie,
By swą wiedzę przekazać
Przyszłym pokoleniom.
"Razem będziemy budować!
Wiedzy pochodnię nieść!
Razem będziemy nauczać
I wspólne życie wieść".
Gdzie szukać takiej zgody
I tak głębokiej przyjaźni:
Czworo myślących zgodnie
I nie znających waśni.
Gryffindor i Slytherin
zgadzali się nawet w snach.
I zawsze widziano razem
Ravenclaw i Hufflepuff.
Jak więc taka przyjaźń
Już wkrótce się rozpadła?
Tego młodzież dzisiejsza
Przenigdy nie odgadła.
Slytherin nagle oświadcza,
Że ani mu się śni,
Nauczać magii takich,
Co nie są czystej krwi.
Ravenclaw na to rzecze,
Że bystrych nauczać chce,
Gryffindor że ceni dzielność
Bardziej niż czystą krew.
Hufflepuff chce uczyć wszystkich,
Jak głośno oświadczyła.
Sporu nie rozstrzygnięto
Ja tego świadkiem byłam.
Bo każdy z założycieli
W domu swym rządzić chce,
Każdy przy swoim wyborze
Do końca upiera się.
Slytherin przyjmuje takich,
Co mają czystą krew,
Co mają więcej sprytu
Od uczniów domów trzech,
Ravenclaw bystrych ceni,
Gryffindor dzielnych chce,
A Hufflepuff resztę uczy
Wszystkiego co sama wie.
Tak więc spór zakończono
I przyjaźń się umocniła,
Na wiele lat powróciła.
I nigdy nie odeszła,
Co tajemnicą zostać miało
By życie ich potomków
W spokoju dalej trwało.
Wybiła wasza godzina,
Teraz Tiara Przydziału
Rozdzielać was zaczyna.
I chociaż nie wiem sama,
Czy błędu nie popełnię,
Ten przykry obowiązek
Dziś wobec was wypełnię.
Tak jak mi rozkazano,
Na domy was podzielę ,
Choć nie wiem, czy przypadkiem
Przyjaciół nie rozdzielę.
Choć nie wiem, czy mój wybór
Do zguby wiedzie wprost.
Muszę wyboru dokonać,
Bo taki już mój los.
Czytajcie znaki czasu,
Poczujcie grozy tchnienie,
Bo dzisiaj Hogwart cały
Osnuły złowróżbne cienie.
Wróg z zewnątrz na nas czyha,
Śmiertelny gotując nam cios, .
Musimy się zjednoczyć
By złowrogi odwrócić los.
Wyznałam wam całą prawdę,
Niczego nie kryłam
I Ceremonię Przydziału
Za chwilę rozpoczynam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro