Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16


Po kilku minutach dotarła do gabinetu dyrektora. Kiedy miała zapukać do drzwi te nagle się otworzył, a z pomieszczenia wyszedł Syriusz Black.
- Cześć Suzanne. -przywitał ją mężczyzna.
- Witaj Syriuszu, co się stało? -zapytała lekko zaniepokojona. Nie codziennie widzi się w szkole członka Zakonu, który nie jest z kadry pedagogicznej.
- Nie. Spokojnie, to nic poważnego. -westchnął przeciągle. - Dostałem tylko ciekawą ofertę pracy.
- Czyli jak rozumiem posadę nauczyciela OPCM. -powiedziała mało entuzjastycznie.
- Dokładnie. Postanowiłem się zgodzić.
- Wiesz, że na tej posadzie ciąży klątwa? -zapytała dla pewności na co Syriusz tylko pokiwał głową. - To dlaczego się zgodziłeś? Dopiero niedawno zacząłeś żyć. Jesteś wolny. Wybudziłeś się ze śpiączki. A poza tym Har... -teraz zrozumiała. Łapa chciał być w Hogwarcie, żeby mieć oko na Harrego. Z tego co mówił Nick to nie miał łatwo.
- Tak. Dobrze myślisz. Zgodziłem się ze względu na niego. -na chwilę przerwał. - Już raz go straciłem, nie chce tego przeżywać drugi raz, ja tego nie wytrzymam. -popatrzył na nią smutnymi, szarymi, jak burzowe chmury oczami w których powoli zaczęły błyszczeć łzy. Suzanne nie myśląc długo podeszła i zamknęła go w żelaznym uścisku.
- Nie martw się. Nic mu nie będzie.
- Ty wiesz co mówisz? On ma pokonać Voldemorta. Rozumiesz!? Nastolatek, ma pokonać dorosłego, potężnego czarnoksiężnika. Na pewno coś mu się stanie. -teraz nawet nie próbował hamować łez.
- Musimy go wspierać. Jeśli ma PRZEŻYĆ i ZWYCIĘŻYĆ potrzebuje dobrego nauczyciela. A kto się do tego lepiej nada niż ty? -zapytała.
- Remus? -odpowiedział poczym parsknął śmiechem na widok miny Suzanne. - Dzięki Mała, ty to potrafisz wyprowadzić człowieka z dołka. -powiedział i uśmiechnął się. - Dziękuję.
- Nie ma za co. Ale teraz muszę iść do dziadka. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia Księżniczko. -pożegnał się i zszedł po schodach. Dziewczyna zapukała do drzwi, po otrzymaniu zaproszenia weszła do gabinetu. Dyrektor wskazał jej, żeby usiadła na fotelu. Gdy zajęła miejsce, tak jak zwykle, gdy jest w gabinecie, na jej ramieniu zasiadł feniks.
- Herbaty? -zapytał.
- Poproszę.
Ruchem ręki przywołał dwie filiżanki z herbatą. Już po zapachu rozpoznała, że jest to jej ulubiona herbata o smaku toffi. Jeszcze kilka chwil siedzieli w ciszy napawając się nią, gdy przerwał ją starzec.
- Jak Ci idą eliksiry? Mam nadzieję, że dogadujesz się z Severusem. -po wypowiedzeniu tego ostatniego uśmiechnął się tajemniczo.
- Ja bym to ujęła trochę inaczej. -zamyśliła się, zaczęła głaskać Fawkesa po głowie. - Nazwała bym to ogólną nienawiścią w obie strony, ale nie do tego stopnia, żeby nie móc pracować. Co kilka minut mam ochotę rzucić na niego niewybaczalne i to z wzajemnością. Drze się jakby go ze skóry obdzierali, już mi bębenki w uszach pękły i nie potrafi pogodzić się z porażką. Ale jeszcze żadne z nas nie jest w Azkabanie lub na Oddziale Psychiatrycznym w Szpitalu św. Munga, więc można powiedzieć, że się "dogadujemy". -powiedziała to bardzo poważnie, gdy zakończyła upiła łyk herbaty patrząc rozmówcy w oczy. Ten po wypowiedzi dziewczyny wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Nie często można rozmawiać z Suzanne tak poważną. A jak próbuje na taką wychodzić wszyscy wokół nie mogą wytrzymać ze śmiechu. Po chwili i ona chichotała jak głupia nastolatka. Co prawda jest nią, ale rzadko zdarza się by chichotała. Po dobrych dwudziestu minutach się uspokoili.
- No dobrze. Miałem dać Ci książkę o feniksach, więc proszę. -starzec podał jej grube, opasłe tomiszcze, o czarnej, skórzanej okładce z wyrytym na przodzie złotym tytułem "Legendy rodu Dumbledore' ów".
- Dziękuję. -podziękowała i jeszcze chwilę przypatrywała się okładce.- Która godzina?
- O, pora obiadowa. -odparł staruszek po czym oboje udali się do Wielkiej Sali na posiłek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro