Rozdział 16
Po kilku minutach dotarła do gabinetu dyrektora. Kiedy miała zapukać do drzwi te nagle się otworzył, a z pomieszczenia wyszedł Syriusz Black.
- Cześć Suzanne. -przywitał ją mężczyzna.
- Witaj Syriuszu, co się stało? -zapytała lekko zaniepokojona. Nie codziennie widzi się w szkole członka Zakonu, który nie jest z kadry pedagogicznej.
- Nie. Spokojnie, to nic poważnego. -westchnął przeciągle. - Dostałem tylko ciekawą ofertę pracy.
- Czyli jak rozumiem posadę nauczyciela OPCM. -powiedziała mało entuzjastycznie.
- Dokładnie. Postanowiłem się zgodzić.
- Wiesz, że na tej posadzie ciąży klątwa? -zapytała dla pewności na co Syriusz tylko pokiwał głową. - To dlaczego się zgodziłeś? Dopiero niedawno zacząłeś żyć. Jesteś wolny. Wybudziłeś się ze śpiączki. A poza tym Har... -teraz zrozumiała. Łapa chciał być w Hogwarcie, żeby mieć oko na Harrego. Z tego co mówił Nick to nie miał łatwo.
- Tak. Dobrze myślisz. Zgodziłem się ze względu na niego. -na chwilę przerwał. - Już raz go straciłem, nie chce tego przeżywać drugi raz, ja tego nie wytrzymam. -popatrzył na nią smutnymi, szarymi, jak burzowe chmury oczami w których powoli zaczęły błyszczeć łzy. Suzanne nie myśląc długo podeszła i zamknęła go w żelaznym uścisku.
- Nie martw się. Nic mu nie będzie.
- Ty wiesz co mówisz? On ma pokonać Voldemorta. Rozumiesz!? Nastolatek, ma pokonać dorosłego, potężnego czarnoksiężnika. Na pewno coś mu się stanie. -teraz nawet nie próbował hamować łez.
- Musimy go wspierać. Jeśli ma PRZEŻYĆ i ZWYCIĘŻYĆ potrzebuje dobrego nauczyciela. A kto się do tego lepiej nada niż ty? -zapytała.
- Remus? -odpowiedział poczym parsknął śmiechem na widok miny Suzanne. - Dzięki Mała, ty to potrafisz wyprowadzić człowieka z dołka. -powiedział i uśmiechnął się. - Dziękuję.
- Nie ma za co. Ale teraz muszę iść do dziadka. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia Księżniczko. -pożegnał się i zszedł po schodach. Dziewczyna zapukała do drzwi, po otrzymaniu zaproszenia weszła do gabinetu. Dyrektor wskazał jej, żeby usiadła na fotelu. Gdy zajęła miejsce, tak jak zwykle, gdy jest w gabinecie, na jej ramieniu zasiadł feniks.
- Herbaty? -zapytał.
- Poproszę.
Ruchem ręki przywołał dwie filiżanki z herbatą. Już po zapachu rozpoznała, że jest to jej ulubiona herbata o smaku toffi. Jeszcze kilka chwil siedzieli w ciszy napawając się nią, gdy przerwał ją starzec.
- Jak Ci idą eliksiry? Mam nadzieję, że dogadujesz się z Severusem. -po wypowiedzeniu tego ostatniego uśmiechnął się tajemniczo.
- Ja bym to ujęła trochę inaczej. -zamyśliła się, zaczęła głaskać Fawkesa po głowie. - Nazwała bym to ogólną nienawiścią w obie strony, ale nie do tego stopnia, żeby nie móc pracować. Co kilka minut mam ochotę rzucić na niego niewybaczalne i to z wzajemnością. Drze się jakby go ze skóry obdzierali, już mi bębenki w uszach pękły i nie potrafi pogodzić się z porażką. Ale jeszcze żadne z nas nie jest w Azkabanie lub na Oddziale Psychiatrycznym w Szpitalu św. Munga, więc można powiedzieć, że się "dogadujemy". -powiedziała to bardzo poważnie, gdy zakończyła upiła łyk herbaty patrząc rozmówcy w oczy. Ten po wypowiedzi dziewczyny wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Nie często można rozmawiać z Suzanne tak poważną. A jak próbuje na taką wychodzić wszyscy wokół nie mogą wytrzymać ze śmiechu. Po chwili i ona chichotała jak głupia nastolatka. Co prawda jest nią, ale rzadko zdarza się by chichotała. Po dobrych dwudziestu minutach się uspokoili.
- No dobrze. Miałem dać Ci książkę o feniksach, więc proszę. -starzec podał jej grube, opasłe tomiszcze, o czarnej, skórzanej okładce z wyrytym na przodzie złotym tytułem "Legendy rodu Dumbledore' ów".
- Dziękuję. -podziękowała i jeszcze chwilę przypatrywała się okładce.- Która godzina?
- O, pora obiadowa. -odparł staruszek po czym oboje udali się do Wielkiej Sali na posiłek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro