Rozdział 56
W dniu Wigilii Bożego Narodzenia, część członków Zakonu Feniksa zebrała się na Grimmauld Place 12. Molly Weasley namówiła wszystkich, żeby wspólnie spędzili ten wieczór. Pojawili się nawet nauczyciele z Hogwartu, ponieważ w szkole nie został żaden uczeń. Pani Weasley przygotowywała posiłek z małą pomocą Tonks, natomiast Dumbledore wraz z resztą Zakonu w tym i uczniami, rozmyślali nad akcją ratunkową. Suzanne od ponad tygodnia była na łasce Voldemorta. Nikomu się to nie podobało, szczególnie Dumbledore' owi. Niestety Albus nie mógł nic zrobić.
- Tak nie może być! - wrzasnęła Pani Weasley. Nawet ona nie mogła pozostawać bierna. - Nie wiemy czego on od niej oczekuję. Kto wie czy nie zechce jej... - nie była w stanie dokończyć. Minerwa nienaturalnie zbladła, nie chciała o tym myśleć.
- Molly spokojnie. - próbował rozluźnić atmosferę. - Severus przekazał mi, że jest w bardzo dobrym stanie. Nie jest torturowana, ma swoją komnatę, a nawet dostęp do księgozbioru. Jedynym jej obowiązkiem, jak do tej pory było pojawianie się na posiłkach i stawianie się na rozmowy z Voldemortem.
Zakon wyraźnie się uspokoił kiedy nagle, jak gdyby nigdy nic ktoś wszedł do budynku. Słyszeli tylko odgłosy kroków, nie wiedzieli kto mógł się dostać do środka. Nauczyciele trzymali różdżki w gotowości. Przez uchylone drzwi weszła Suzanne razem z Draco. Wszyscy przyglądali się przybyszom ze zdziwieniem.
- Eee... jak nie chcecie mnie widzieć to ja mogę wrócić do Voldemorta. - powiedziała. Młodzież otrząsnęła się z szoku i wybuchła śmiechem, nawet niektórzy dorośli uśmiechnęli się. Albus wstał i przytulił dziewczynę, Minerwa poszła w jego ślady.
- Jak Ci się to udało? - zapytała z łzami w oczach nauczycielka transmutacji.
- Felix. - to jedno słowo wystarczyło, żeby profesorka, tak jak dyrektor wszystko zrozumieli.
- Nie mogłaś tak wcześniej?
- Zbierałam informację. - odpowiedziała.
- Dowiedziałaś się czegoś? - zapytał z nadzieją Szalonooki.
- Trochę tego jest. Więc... - niestety wypowiedź przerwało trzaśnięcie drzwiami, a po chwili w pomieszczeniu pojawił się Mistrz Eliksirów.
- Panna Dumbledore i Pan Malfoy zniknęli. Czarny Pan zarządził ich poszuki... - w tym momencie natrafił na błękitne tęczówki dziewczyny. - Dobrze wiedzieć, że jeszcze żyjecie. Draco, co ty sobie myślałeś!? - dodał wściekły.
- Nie mam zamiaru się żenić! - odwarknął. - Możesz tylko pomarzyć. Ja tam nie wrócę!
- Nawet nie próbuj. Czarny Pan uznał Cię za zdrajcę. - odpowiedział.
- Czyli straciliśmy szpiega. - stwierdził Dumbledore. - No trudno, nic już nie zrobimy.
Drzwi frontowe znów zamknęły się z trzaskiem, a do jadalni wszedł Potter z toną papierów i książek. Gdy tylko zobaczył Suzanne cała zawartość upadła na podłogę, a dziewczyna została zamknięta w żelaznym uścisku przyjaciela.
- Wróciłaś. - szepnął cicho.
- I już się nigdzie nie wybieram. - dodała.
Po chwili odsunęli się od siebie, a chłopak zaczął zbierać papiery z podłogi.
- Co to jest? - zapytała. Notatki wyglądały na stare, bardzo stare.
- Znalazłem je w Pokoju Życzeń. Należały do Ignotusa Peverell' a. - wytłumaczył. - Z tego co zdążyłem wyczytać, są o jakiejś różdżce i ogólnie jego życiu. - Gryfonka lekko zbladła.
- Nie nazywał jej przypadkiem Białą Różdżką? - zapytała.
- Tak, skąd wiesz? - zamiast odpowiedzieć wyciągnęła magiczny patyk.
- Wierzba, 15 cali, pióro feniksa, bardzo sztywna. - odpowiedziała, a chłopak gwałtownie zbladł.
- Masz ją od Ollivandera, prawda? - dziewczyna skinęła głową.
- Voldemort razem z Grindelwald' em zażądali by Ollivander dał mi potężniejszą różdżkę, bo moja była za słaba. - zaczęła opowiadać. - Dobrze wiedział już, gdy weszłam do jego sklepu po raz pierwszy, że to ta różdżka mnie wybierze. Spodziewał się mojej wizyty choć odwlekał ją, jak tylko mógł.
- Czyli to ty masz być tą czarownicą, w której rękach Biała Różdżka jest równa Czarnej Różdżce. - bardziej stwierdził niż zapytał. Nastolatka przytaknęła.
- O czym wy do diabła mówicie!? - wykrzyczał zszokowany Ron. Harry i Suzanne wiedzieli, że to będzie ich mała tajemnica. Chwilę później już w spokojnej atmosferze zaczęli spożywać kolację. Po mile spędzonym wieczorze kilku nauczycieli razem z Suzanne wrócili do Hogwartu. Syriusz nalegał, żeby została, ale dziewczyna się uparła. Gryfonka aportowała się samodzielnie przed wejście do swoich kwater. Zabezpieczyła je tak, żeby nikt nie mógł teleportować się do środka, nawet ona.
- Witaj Salazarze! - przywitała się z portretem.
- Suzanne! Wspaniale, że wróciłaś. Przyjdź jeszcze dzisiaj do Komnaty. - powiedziała postać z obrazu.
- Dobrze przyjdę. Śmierć cytrynowym dropsom! - wypowiedziała hasło, a portret uchylił się. Weszła do swoich kwater i stwierdziła, że nic się nie zmieniło. Suzanne przebrała się i niepostrzeżenie przemknęła do Komnaty Tajemnic. Gdy już znalazła się w kwaterach Slytherin' a została zamknięta w silnym uścisku. Jak się okazało chwilę później Helga dała upust swoim emocją.
- Dobrze, że nic Ci nie jest. - stwierdziła kobieta, gdy już odsunęła się od zszokowanej dziewczyny.
- Cieszę się, że Was widzę. - powiedziała Gryfonka z życzliwym uśmiechem. - Działo się coś niepokojącego?
- Nie, wszystko w normie. - odpowiedział na jej pytanie Godryk.
- Suzanne, - zaczął Salazar. - zmieniłaś różdżkę. - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak. Wyczuwasz to?
- Twoja magia stała się bardziej... frywolna. - parsknął śmiechem. - Czuć od Ciebie siłę i potęgę. Różdżka musi być naprawdę potężna, jeżeli uwolniła twoją moc. Mogę spojrzeć? - zapytał, na ci Suzanne wyciągnęła magiczny patyk i przekazała go Slytherin' owi. - Biała Różdżka, w odpowiednich rękach równa Czarnej Różdżce. Niesamowite...
Oddał różdżkę dziewczynie przy okazji pytając o to co się działo. Suzanne opowiedziała o wszystkim i cierpliwie odpowiadała na ich pytania. Gdy skończyła było już sporo po ciszy nocnej i choć w Hogwarcie, obecnie nie ma uczniów dziewczyna postanowiła wrócić do swojego pokoju. Jak to zawsze ona musiała na kogoś wpaść na drodze, tym kimś okazał się Mistrz Eliksirów.
- Czy nie powinna być już panienka w swoich komnatach? - zapytał z kpiną.
- Właśnie tam się udaję, profesorze. - odpowiedziała i planowała go wyminąć, ale ten ją zatrzymał.
- Jutro o 8 w sali od eliksirów. - powiedział. - Mam nadzieję, że masz recepturę.
- Oczywiście profesorze. Dobranoc. - pożegnała go i nie czekając na odpowiedź ruszyła do swojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro