Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11


wężomowa

Suzanne czekała na korytarzu przed pokojem nauczycielskim dobre dwadzieścia minut. Starała się jakoś zabić czas rozglądając się po otoczeniu próbując wyłapać coś nowego i jej nieznanego, była pewna że coś na pewno musiało się zmienić. Ale niezbyt jej się to udało, wszystko w granicy jej wzroku wydawało się takie samo, jak dziesięć lat temu, wprawiało ją to w jedynie coraz większy ból głowy.

Miała ochotę przejść się po szkole, albo najlepiej wyjść na błonia, gdzie obecnie świeciło słońce. Taki spacer kiedy padają na ciebie ciepłe promienie słońca, trawa jest jeszcze mokra od rosy, która błyszczy jak diamenty w słońcu, a zewsząd docierają do ciebie dźwięki przyrody to sama przyjemność. Na jej twarzy momentalnie pojawił się szeroki uśmiech. Suzanne uwielbiała przebywać na łonie natury, a szczególnie w Zakazanym Lesie. Och, dobrze pamiętała każdą karę za wejście do lasu, którą wymierzała jej babcia. Nastolatka miała niebywały talent do pojawiania się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Miała wrażenie, że dziadek musiał maczać w tym swoje palce, w końcu to niemożliwe, żeby za każdym razem jej babcia łapała ją zaraz obok chatki Hagrida. Z tych głębokich rozmyślań wybudził ją pełen oburzenia krzyk zza drzwi. Westchnęła ciężko. Stwierdziła, że skoro jej dziadek dopiero niedawno się pojawił to zebranie może trwać jeszcze parę godzin. Z tą myślą ruszyła na małą wycieczkę po szkole. W końcu, nie ma co marnować czasu.

Zaczęła zwiedzanie od górnych partii zamku, bo te znała zdecydowanie najlepiej. No i tych, była najbardziej ciekawa. W lochach już była kilkukrotnie, ale choćby na siódmym piętrze? To chyba jasne, że pójdzie najpierw tam. Ruszyła korytarzem prosto do Sali Wejściowej, a stamtąd wprost na ruchome schody. Wewnętrzne ściany wieży, w której się znajdują, są pokryte setkami portretów, z których niektóre ukrywają tajne przejścia do innych obszarów szkoły. Oczywiście, znała większość z tych przejść, jednak nie wszystkie. Było ich naprawdę wiele, i nawet jak na jej możliwości nie była w stanie w kilka lat poznać ich wszystkich. Schody prowadzą z piętra na piętro, aż do piętra siódmego, gdzie się kończą. Uwielbiają płatać figle uczniom, czego nawet ona doświadczyła jako dziecko, ile razy chciała dostać się do gabinetu dyrektora, a schody złośliwie prowadziły ją na siódme piętro, albo do lochów. Teraz jednak nie przeszkadzało jej to. Z uśmiechem na twarzy patrzyła jak zamiast na najwyższe partie szkoły prowadzą ją na czwarte piętro, gdzie między innymi znajdowała się Izba Pamięci. Uznała, że skoro już tu jest to czemu nie mogłaby zobaczyć nowych odznaczeń. Udał się żwawym krokiem przez pusty korytarz. Obecnie, podczas wakacji, w zamku można było spotkać co najwyżej kilku nauczycieli i duchy, których było w Hogwarcie całkiem sporo.

Przechadzała się między wieloma pucharami i innymi tego typu statuetkami, rozglądając się za znajomymi imionami i nazwiskami. Gdzieś w gąszczu odznaczeń udało jej się dostrzec jedną która przykuła jej uwagę.

"Nagroda dla Pana Harry'ego Potter'a za zasługi dla szkoły"

A zaraz obok niej stała taka sama, tylko dla Pana Ronalda Weasleya. Ciekawe. Nagrody tego typu nie są przyznawane za często, no i nie za zwykłą wygraną w konkursie lub kilku. Są to szczególne odznaczenia. Coś w stylu Orderu Merlina, ale dla uczniów. Oprócz tej jednej rzeczy nic nie przykuło jej wzroku, nie wiele się tu zmieniło. Jednak zanim opuściła Izbę Pamięci, odwiedziła jeszcze jedną wystawę.

Żeby znaleźć to szczególne miejsce nie musiała się zbytnio wysilić, znała drogę do niego na pamięć. Weszła po schodach na końcu korytarza na szóste piętro, a stamtąd prosto do wystawy przed oknem. Szukała chwilę wzrokiem tego konkretnego nazwiska, i w końcu zobaczyła. Gdzieś w rogu na samej górze zaraz obok zdjęcia młodej kobiety z pucharem stała plakietka z napisem.

"Dla Marianny Dumbledore za zdobycie Złotego Kotła w kategorii Eliksiry Dowolne"

Z uśmiechem na twarzy studiowała wygląd kobiety na zdjęciu. Ciemne, blond włosy, były splecione w długiego warkocza, który sięgała kobiecie, aż za pas. Zielone oczy, które wpatrywały się ze szczęściem i satysfakcją w obiektyw aparatu błyszczały od radosnych iskierek w nich zawartych. Suzanne ze smutnym uśmiechem wpatrywałam się w zdjęcie swojej matki. Wszyscy mówią, że są do siebie niebywale podobne, te identyczne rysy twarzy, ta sama sylwetka, odróżniały je jedynie małe szczegóły, takie jak kolor oczu i włosów, które u dziewczyny były lekko jaśniejsze. Jej dziadkowie raz opowiedzieli jej o mamie, podobno jej włosy w słońcu miały rude refleksy. Dość zabawne połączenie. O tacie oczywiście też dane jej było usłyszeć, ma nawet kilka jego zdjęć. Był  wysokim mężczyzną o wysportowanej sylwetce, arystokratycznych rysach twarzy, blond włosach i orzechowych oczach. Zdecydowanie charakter ma po nim, przynajmniej tak jej się wydaje, i tyle usłyszała od innych ludzi, którzy go znali. Żałowała, że nie dane jej było poznać go lepiej. Babcia i dziadek unikali tego tematu jak ognia. Na palcach u jednej ręki mogłaby policzyć ile razy zaczęli ten temat sami z siebie. Rzadko też odpowiadali na pytania dziewczyny o rodziców. Ograniczyli się do podstawowych informacji.

Kiedy w końcu otrząsnęła się z natłoku wspomnień dotarło do niej, że od kilkunastu minut stoi gapiąc się w zdjęcie matki. Westchnęła i rzucając ostatnie spojrzenie na fotografie opuściła pomieszczenie.

Ruszyła ponownie na ruchome schody, tym razem te bez figli przeniosły ją na najwyższe piętro zamku. Z uśmiechem wędrowała znajomymi korytarzami, a przechodząc obok portretu Grubej Damy, która strzegła wejścia do Wieży Gryffindoru, nawet przywitała się i wymieniła kilka uprzejmych zdań. Idąc dalej zastanawiała się ile jeszcze będzie trwać to zebranie, nie pogardziła by jeszcze godziną lub dwoma wolnego, z chęcią zwiedziła by jeszcze błonia. Zatrzymała się gwałtownie lekko zaskoczona. W zasięgu jej wzroku pojawiła się znajoma... przeźroczysta sylwetka.

- Sir Nicholasie! - krzyknęła uśmiechając się szeroko w kierunku ducha, który właśnie zauważył, że nie jest już sam. Mile zaskoczony obecnością kogoś żywego podleciał do dziewczyny.

- W czym mogę służyć młoda dam... - nagle oczy ducha rozszerzyły się do niemożliwych rozmiarów, jakby dopiero teraz dotarło do niego z kim rozmawia. - Na Merlina! - zawołał uradowany. - Księżniczko! Jak ty wyrosłaś!?

- Miło mi cię widzieć, sir Nicholasie.

- To uczucie jest odwzajemnione, moja droga. - odparł kłaniając się uprzejmie. - Długo się nie widzieliśmy.

- Będzie z dziesięć lat. - powiedziała z lekkim rozbawieniem przyglądając się niedowierzaniu na twarzy swojego rozmówcy.

- To aż tak dużo minęło od twojej ostatniej wizyty tutaj! Mógłbym się założyć, że zaledwie wczoraj rozmawialiśmy o tym jak to udobruchać twoją babcię za figla którego wywinełaś Krukonom. - na jego bladej, przeźroczystej twarzy pojawiło się szczere rozbawienie. - Jedyną rzeczą która przekonuję mnie, że jest inaczej to twój wygląd. Teraz tak bardzo przypominasz swoją matkę.

- No już dość tych sentymentów. - powiedziała ocierając małą łezkę, która zaczęła się formować w rogu jej oka. - Opowiadaj, co się zmieniło kiedy mnie nie było? Coś się działo ciekawego?

- Och, co rok coś tu się dzieje! - zawołał uśmiechnięty duch. - Nie ma, ani chwili spokoju!

- Nowa grupa żartownisiów? - zapytała zaintrygowana.

- Na pewno bliźniacy Weasley wyrabiali normę za ciebie i Huncwotów, jednak... - Prawie Bezgłowy Nick skrzywiła się nieznacznie. - ...to o nie ten typ, eee... rozrywki mi chodzi.

- A o jaki jeśli można spytać?

- Ech... Harry Potter dostarcza wszystkim dużo wrażeń. - przyznał wdychając ciężko.

- Harry? - zapytała nieźle zdziwiona, nie wyglądał on jej na typa rozrabiaki, poznała go już trochę i zdecydowanie ten chłopak nie lubi być w centrum uwagi. - A co takiego robi?

- Moja droga to ty nie wiesz? - spytał zdziwiony duch, drapiąc się pod kapeluszem z pióropuszem.

- O czym?

- Harry Potter jest Wybrańcem. - powiedział, jakby to jedno zdanie miało odpowiedzieć na jej wszystkie pytania. Widząc obojętność na twarzy nastolatki zaczął tłumaczyć w czym rzecz. - Piętnaście lat temu Harry Potter pokonał Tego, Którego Imienia Nie Można Wymawiać.

- Harry? - zapytała zaskoczona. - Roczny bobas?

- Nikt tak naprawdę nie wie co się wydarzyło tamtej nocy. - przyznał Nick. - Wiadomo jedynie, że Sam Wiesz Kto, przybył do domu Potterów i spotkała go tam klęska. Rodzice Harry'ego zostali zamordowani, a chłopak wyszedł z tej sytuacji jedynie z blizną na czole.

- To wiele wyjaśnia. - stwierdziła po chwili namysłu. Dlatego mieszka na Grimmauld Place z Syriuszem, nie ma nikogo innego, przynajmniej w czarodziejskim świecie.

- Dziwię się, że nic o tym nie wiedziałaś.

- Spędziłam dziesięć lat całkiem odcięta od Magicznej Brytani, nie żeby ktoś mi o tym powiedział gdy byłam mała. - dodała z wyrzutem. - No ale, wracając do tych całych atrakcji...

- Widzisz... - zaczął duch Gryffindoru. - Co roku coś się dzieje. Jak nie magiczny kamień, to potwór z Komnaty Tajemnic, więzień z Azkabanu i dementorzy, Turniej Trójmagiczny, dziwna kobieta z Ministerstwa. Zwariować można!

- Naprawdę ciekawie tu u was. - odparła  rozbawiona. - Nie sądziłam, że Harry tak bardzo lubi pakować się w kłopoty.

- To dobry chłopak, to nie jego wina, że kłopoty same go znajdują, nie to co jego ojciec. - stwierdził Nick.

- James? - spytała lekko nieprzytomnie, ale szybko to do niej dotarło. - No tak był Huncwotem.

- Tak jak i twój ojciec. Ile to oni szlabanów i punktów ujemnych nałapali!? Ale i tak to Potter i Syriusz Black górowali w tej dziedzinie. Oboje bili rekordy, kiedyś słyszałem jak zakładali się o to który straci więcej punktów bez szlabanów jednego dnia! - Sir Nicholas wyglądał na oburzonego, a Suzanne próbowała zamaskować śmiech. - Ty także dawałaś nauczycielom popalić.

- Och, to były tylko niewinne kawały z Irytkiem. - powiedziała. Chociaż to się nie kleiło, no bo "niewinny kawał" i "Irytek". Nie, to nie ma prawa bytu.

- Wymalowanie całej Wielkiej Sali na różowo i rzucenie zaklęcia Stałego Przylepca na krzesła przy stołach to niewinny kawał!? - zapytał z ironią duch.

- No może wtedy trochę przesadziliśmy, ale to był pomysł Irytka. - tłumaczyła się dziewczyna, naturalnie naginając prawdę. Oczywiście, że to był jej pomysł.

- Na pewno. Ale... co cię sprowadza do Hogwartu?

- Od września będę uczęszczać na szósty rok. - odpowiedziała z uśmiechem.

- To wspaniale! - krzyknął szczęśliwy duch.

- Nie da się ukryć. - przyznała, po czym z ciekawości sięgnęła do kieszeni po zegarek. Okazało się, że spacerowała już ładne parę godzin. - Wybacz mi sir Nicholasie, ale dziadek prosił mnie abym spotkała się z nim po zebraniu rady. - wyjaśniła.

- Oczywiście rozumiem. - powiedział uprzejmie kłaniając się jej na pożegnanie. - Mam szczerą nadzieję, że trafisz do Gryffindoru Księżniczko. - dodał z szerokim uśmiechem, po czym zniknął przenikając przez pobliską ścianę.

Suzanne powoli ruszyła w stronę schodów, dopiero gdy dojrzała profesora Flitwicka, stwierdziła, że przydałoby się trochę przyspieszyć. Biegiem pokonała drogę dzielącą ją od pokoju nauczycielskiego. Nie za bardzo zwracała uwagę na otoczenie. Była już przed Wielką Salą, właśnie skręcała w ostatni korytarz kiedy to na kogoś wpadła.

- Przepraszam. - szepnęła lekko speszona i spojrzała na osobę, na którą przypadkiem wpadła.

- Uważaj jak łazisz. - mruknął wściekle Snape.

- Jeszcze raz przepraszam. Zebranie już się skończyło? - zapytała zrezygnowana, dobrze znając odpowiedź.

- Tak.

- Och... - mruknęła. - Jeszcze raz przepraszam. Do widzenia. - odparła i wyminęła profesora udając się szybkim krokiem na miejsce. Nie zastała tam już nikogo. "Musi już być u siebie" pomyślała i bez zbędnych przemyśleń ruszyła w stronę gabinetu dyrektora. Trochę jej zajęło za nim dotarła na drugie piętro. Gdy już na reszcie dotarła przed gargulca ten od razu otworzył przed nią przejście. Weszła po schodach, zapukała do drzwi i nie czekając na odpowiedź wparowała do środka. Za dębowym biurkiem siedział Dumbledore, a na fotelu na przeciwko niego McGonagall.

- O Suzanne, znalazłaś się! - zawołał lekko rozbawiony dyrektor. - Mówiłem ci, żebyś się nie martwiła. - zwrócił się do kobiety, która z ulgą spoglądała na nastolatkę. - Zna tą szkołę jak własną kieszeń.

- Skąd pomysł, że myślę inaczej. - spytała Minerwa przenosząc wzrok na Albusa. - Po prostu obawiałam się, że wpadła na jeden z tych swoich genialnych pomysłów.

- Jakich pomysłów? - zapytała z zawadiackim uśmiechem. - Genialnym? Chyba się przesłyszałam.

- Grabisz sobie, młoda damo. - zagroziła jej starsza czarownica. A Suzanne jak na młodą kobietę przystało pokazała jej język.

- No dobrze, wydaję mi się, że to już czas, żeby pokazać ci gdzie będziesz mieszkać. Nie ma co tracić czasu. - zauważył Dumbledore, a następnie razem z McGonagall wstali z miejsca i opuścili gabinet, blondynka ruszyła zaraz za nimi.

Gdy dotarli na schody te poprowadziły je na piąte piętro. Szli głównymi korytarzami, aż po kilku minutach skręcili w mało uczęszczany korytarz. Praktycznie nic się tam nie znajdowało oprócz paru pustych portretów, nie przypominała sobie, żeby była tam jakaś klasa lub schowek. W końcu znaleźli się w ślepym zaułku na którego końcu znajdował się portret bardzo starego czarodzieja, przynajmniej takie wrażenie sprawiał. Jego długa biała broda kończyła się za ramą portretu, a szare oczy spoglądały na przybyłych podejrzliwie.

- Witaj, Salazarze. - przywitał się uprzejmie staruszek.

- Dyrektorze. - odezwała się postać z portretu. - Co cię do mnie sprowadza?

- Pozwól, że przedstawię ci moją wnuczkę. Suzanne. - dłoń czarodzieja spoczęła na ramieniu dziewczyna. Oczy portretu błysnęły niebezpiecznie, a uśmiech który zagościł na twarzy czarnoksiężnika nie można było raczej nazwać przyjaznym. Nagle jakby z nikąd rozległo się ciche syczenie, które po chwili przeistoczyło się w słowa.

- Co tak ładnie pachnie? - zza pleców Slytherina, wyjrzała głowa małego węża.

- Nie wiedziałam, że portrety mogą czuć jakikolwiek zapach. - odezwała się rozbawiona, jednak dla pary profesorów zabrzmiało to jedynie jak syk węża.

- Jesteś wężousta. - odparł zaciekawiony czarnoksiężnik, a wąż nad jego ramieniem naśladował swojego właściciela. Uśmiechnął się łaskawie, a po chwili zwrócił się w stronę dalej oszołomionego dyrektora. - No Dumbledore, naprawdę mnie zaskoczyłeś. Wreszcie sprowadziłeś mi tu kogoś interesującego. Rozumiem, że ta młoda dama, ma zamieszkać w kwaterach, których strzegę?

- Ja... Znaczy się, tak. Taki właśnie miałem zamiar. - przyznał dyrektor.

- Dobrze. - powiedział, ponownie przenosząc swoją uwagę na nastolatkę. - Musisz ustawić jakieś hasło.

- No tak, racja. - powiedziała do siebie. Jej wzrok powędrował do jej dziadka i nagle ją olśniło. - Niech będzie "Śmierć cytrynowym dropsom"

- Boże jak on może je jeść. - wskazał dyskretnie na dyrektora krzywiąc się nieznacznie. Obraz otworzył się, a Suzanne wraz z dziadkami weszli do środka.

Wszyscy troje znaleźli się w przestronnym salonie w jasnych barwach. Na przeciwko wejścia znajdowało się ogromne okno z dużym parapetem na którym znajdowała się masa poduszek i kilka kocy. Zaraz przy wejściu stał kominek, a przed nim znajdowała się sofa i dwa fotele z kremowym obiciem wraz z małym, białym stolikiem kawowym. Przy ścianach stały wielkie, dębowe regały wypełnione książkami. A niedaleko nich idealne do pracy, duże hebanowe biurko. Nad kominkiem wisiał kolejny portret Slytherina. Lekko otumaniona podeszła do drzwi po lewej, za którymi mieściła się mała łazienka. Ściany były pokryte białymi kafelkami, natomiast podłoga wyłożona była czarnym marmurem. W rogu stał duży prysznic, obok niego toaleta. Po prawej stronie od wejścia stała umywalka, a nad nią wisiało duże lustro. Wychodząc z pomieszczenia zauważyła kątem oka, że jej dziadkowie już się rozgościli i zajęli miejsca przed kominkiem, ale ona się tym nie przejęła i kontynuowała zwiedzanie. Dostrzegła ostatnie drzwi, ruszyła w ich stronę i po chwilowym zachowaniu w końcu je otworzyła. Znalazła się w ciemnym pomieszczeniu, bez okien, jednak gdy tylko przekroczyła jego próg żyrandol zaświeciło się rozświetlając całe pomieszczenie, którym była sypialnia. Nie była ona za duża. Ściany były w kolorze czerwieni i złota, a podłogę pokrywały ciemne, hebanowe panele. Na środku pod ścianą stało wielkie dwuosobowe łóżko z bordową pościelą, po obu jego stronach stały małe stoliki nocne, a na jednym z nich stał świecznik. W rogu pokoju znajdowała się duża szafa z ciemnego dębu, a obok niej także dębowa, toaletka. Zaglądając do szafy zauważyła, że jest ona w pewnym stopniu zapełniona rzeczami, gdy lepiej się przyjrzała dostrzegła, że wszystkie są w jej rozmiarze. Zajrzała do szafek i tam też znalazła kilka rzeczy, większość z nich należała do niej jeszcze gdy mieszkała w Hogwarcie. Najwyraźniej dziadkowie je znaleźli i postanowili już udekorować jej nowe mieszkanie. Uśmiechnęła się i weszła do salonu. Spoglądając na półki z książkami zrozumiała, że to jej osobisty zbiór, który niestety musiała zostawić przed wyprowadzką z Anglii, przecież nie mogła zabrać ich wszystkich. Jeśli chodzi o jej osobiste rzeczy, które mogłaby zgromadzić przez ten cały czas to nie miała ich za wiele. Nigdy nie czuła potrzeby, żeby kupować niewiadomo jak dużo rzeczy, zawsze miała tylko tyle ile potrzeba.

- Mam nadzieję, że Ci się podoba. - odezwał się Albus. Suzanne od razu spojrzała w jego stronę i już po chwili dołączyła do nich na sofie. - Pozwoliliśmy sobie udekorować kwatery za ciebie. Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza.

- Nie, jest idealnie. - powiedziała przytulając się do dziadka i babci. - Nie sądziłam, że znaleźliście moje stare zabawki.

- Trzymaliśmy je tu przez cały czas. - przyznała Minerwa. - Szykowaliśmy to miejsce już od dawna. Chcieliśmy, żebyś czuła się tu jak w domu. W końcu w tych kwaterach będziesz mieszkać także podczas roku szkolnego.

- Ale dlaczego nie w dormitorium? - zapytała zdziwiona tą decyzją.

- Tak będzie lepiej. - odpowiedział lekko przybity dyrektor, ale zaraz potem się uśmiechnął. - Nie mówiłaś, że jesteś wężousta.

- Bo nie pytałeś. - odparła.

- Uważam, że powinnaś nam od razu powiedzieć. - mruknęła McGonagall.

- Muszę mieć jakieś swoje tajemnice. - powiedziała rozbawiona, po czym z uśmiechem spędziła wspólne popołudnie z dziadkami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro