| wspólne wakacje |
good morning!
ah, lato... jakie może być wspomnienie lata?
coraz cieplej, a życie codzienne pachnie o wiele bardziej gorącym asfaltem i zgrzanymi spalinami niż zapachem kwiatów i oceanicznej bryzy? a tymczasem w życiu codziennym pingwinów upał i wakacje...
co powiecie na to, by odprężyć się razem z którymś z uroczych agentów?
"Bo chcemy razem popijać drinka z parasolką."
- Skipper -
Skipper w swoim życiu zwiedził już sporo świata. A to przynajmniej można było wynieść z jego opowieści, ściśle tajnych akt oraz bardzo dziwnych dopisków ilekroć próbowało się go wysłać zagranicę na misję. Najciekawszym z nich był dopisek, że w Danii jest wrogiem numer jeden, dlatego ten kraj wydawał się zostać skreślony jako pierwszy.
A skreślony z czego? Listy potencjalnych kierunków wakacyjnych.
Wbrew pozorom samo namówienie twojego ukochanego na wakacje nie trwało długo. Razem z oddziałem niejednokrotnie mieli różnego rodzaju urlopy i wyjazdy, więc sama idea nie była im obca. Zwłaszcza, że nowojorskie lato już było nieznośne i nadchodzące prognozy nie zapowiadały żadnej poprawy...
A jednak, mimo zazwyczaj idealnej organizacji, tym razem nie mieli przemyślanych żadnych planów na tydzień wolnego, jaki wpisany był w ich grafik od dobrych trzech miesięcy, gdy sama go tam umieściłaś. Postanowiłaś więc zdecydować sama i wykupić pięć biletów na samolot do Włoch.
Reakcje były mieszane.
***
- Z każdym dniem temperatura podnosi się średnio o jeden stopień.
- Hm, ciekawa obserwacja Kowalski. Ciekawe co to może znaczyć. Jak myślicie Szeregowy?
- To znaczy, że jest... lato?
Parsknęłaś śmiechem na to stwierdzenie, zamykając swoją lekturę. Gdzieś po twojej prawej odbywała się rozmowa oddziału, podczas gdy ty korzystałaś ze słońca, rozkładając się wygodnie z książką na pasiastym, biało-niebieskim leżaku.
Ciągły szum morza wprawiał w stan przyjemnej relaksacji. Białe chmury sunęły szybko po błękitnym niebie, nigdy jednak nie zasłaniając słońca, które świeciło o tej porze z pełną mocą.
- Panowie, doceniłabym gdyby w obliczu tygodnia wakacji zamiast doszukiwać się teorii spiskowych, poświęcilibyście czas na odpoczynek - oznajmiłaś, w końcu odwracając się do grupy mężczyzn. Gdy jednak skupiłaś swój wzrok na nich, zdałaś sobie sprawę, że jednej osoby brakuje - A gdzie Rico?
- Dźwięk dzwonka ze stoiskiem z lodami okazał się nęcący niczym syreni śpiew. - W głosie Kowalskiego słychać było sarkastyczny ton. Ty jednak, słysząc że jedna z głów zniknęła właśnie na minimum kilkanaście minut, rozpoczęłaś skrzętną kalkulację. Zwłaszcza, gdy Szeregowy westchnął zaledwie chwilę później.
- Też zjadłbym coś słodkiego...
I wtedy, gdyby ktokolwiek skupił na tobie swoją uwagę, pewnie byłby w stanie dojrzeć zapalającą się nad twoją głową żarówkę.
- Szeregowy! Skoro i tak chwilowo odpoczywamy bez żadnych planów, czego nie wybierzesz się właśnie na deser? - Szybko złapałaś dłoń swojego ukochanego, na której wiecznie założony był jego niezawodny zegarek. - Zwłaszcza, że jest... oh, za kwadrans dwunasta. Kowalski miał o dwunastej iść obserwować ruch fal, racja? Możecie razem iść wzdłuż plaży, aż Szeregowy nie znajdzie odpowiedniego lokalu.
Musiałaś przyznać, że z twoich ust wydostał się prawdziwy słowotok. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi, a dwaj czarnowłosi zdawali się rozważać twoje argumenty za tym, dlaczego powinno ich tu nie być.
- Cóż, wydaje się to sensowną sugestią biorąc pod uwagę czas oraz okoliczności - odezwał się Kowalski, jego lekko zmarszczona brew jak zawsze obecna, gdy zastanawiał się nad czymś. - Zwłaszcza, że mam swój notes przy sobie...
- No to na co czekacie? - Podniosłaś się lekko i wyprostowałaś, zamachując się rękoma, które w z lekka niezdarny sposób zdawały się swoim ruchem objąć przestrzeń dookoła i okoliczną plażę. - Nie można przecież zwlekać!
I choć dalej odrobinę niepewni, to dwaj agenci wstali ze swoich pasiastych leżaków, żegnając się prędkim salutem ze swoim szefem oraz grzecznym kiwnięciem głową z tobą. Machnęłaś do nich powoli dłonią, zaznaczając swoją pozorną senność. Z leniwie zmrużonymi oczyma odprowadziłaś ich wzrokiem, aż nie zniknęli gdzieś pomiędzy brzegiem plaży, a miasteczka.
W pewnym momencie usłyszałaś szelest i gdy odwróciłaś się, byłaś w stanie ujrzeć Skippera, który siedząc spokojnie czytał jakąś gazetę. Jednak gdy tylko otworzyłaś usta, by się odezwać, jego głos wydobył się zza magazynu.
- Jestem pod wrażeniem manewru, naprawdę. Piąteczka za spryt, żołnierzu - wywróciłaś oczami, nie mogąc powstrzymać się od dogryzania odrobinę swojemu ukochanemu.
- Żołnierzu można powiedzieć do Kowalskiego albo Rico. Ja spodziewam się "moja droga", słońce - podniosłaś się i wstałaś całkowicie ze swojego miejsca, odkładając w pełni książkę. Twoja zwiewna narzuta rozwiązała się, ukazując twój [ulubiony kolor] strój kąpielowy.
Podeszłaś dwa małe kroki jakie dzieliły cię od twojego ukochanego i zahaczyłaś palec o górny brzeg gazety, by pociągnąć ją w dół i ukazać jego twarz. Granatowe oczy zdawały się błyszczeć we włoskim słońcu jeszcze bardziej niż zwykle, gdy w końcu spojrzały na ciebie.
Uśmiechnęłaś się delikatnie, nachylając się i muskając ustami czoło Skippera. Było ono jeszcze lekko wilgotne, ponieważ nie tak dawno temu wspólnie ze swoim oddziałem przepływał wyznaczony dystans w morzu w ramach wakacyjnego treningu.
Ten wydał tylko krótki, niby nic nie znaczący pomruk. Ty jednak wiedziałaś co on oznacza i nawet nie wzdrygnęłaś się, gdy jego duża, szorstka dłoń znalazła się na twoim karku; nieśpiesznie, jednak zdecydowanie przysunął do siebie twoją głowę, aż nie poczułaś jego oddechu owiewającego delikatnie twoją twarz.
Zaraz potem wasze usta połączyły się w pocałunku, któremu czarnowłosy narzucił dość nieśpieszne tempo. Jego usta były słone od morskiej wody a twoje słodkie od koktajlu jakim się delektowałaś jeszcze nie tak dawno temu. A jednak ta nietypowa mieszanka miała w sobie coś uzależniającego, powodując, że wracałaś na nowo po więcej i więcej.
Nie zauważyłaś niemalże jak na przestrzeni waszego wymieniania pocałunków znalazłaś się całkowicie w ramionach Skippera, leżąc na nim. Leżak na którym teraz spoczywaliście zapadł się delikatnie głębiej w piasek. Wy jednak nie zwróciliście na to uwagi. Zbyt skupieni byliście na sobie nawzajem; zwłaszcza, że twoje dłonie w końcu wplątały się w lśniące włosy granatowookiego, a jego druga dłoń znalazła sobie miejsce w dole twoich pleców.
W obecnym momencie czułaś potrzebę podziękować Skipperowi za to jak wybredny był jeszcze tego poranka i zmusił was wszystkich do niemalże półgodzinnego spaceru, aż nie znaleźliście całkowicie odosobnionego i pustego fragmentu plaży.
Nie byłaś w stanie powiedzieć czy tak gorąco jest ci od jasnych promieni słońca czy przez ukochanego, gdy jego usta zdawały się znaleźć linię twojej szczęki a potem szyję, na której mokre, namiętne pocałunki przyprawiały cię o dreszcze przyjemności.
Świat wydawał się o was na chwilę zapomnieć - a może to wy zapomnieliście na chwilę o całym świecie? Wzajemne czułości zdawały się w upale zmieniać w jeden, lekko zamglony i rozmazany ciąg przyjemności oraz sensualności.
I nie zamieniłabyś tego na nic innego.
- Kowalski -
Zespół niemalże co roku, wedle swoich możliwości, zdawał się wybierać na wakacje. Gdy upał w budynku agencji zdawał się nie znikać nawet z klimatyzacją, gdy długa passa misji w końcu dobiegała końca, gdy zmuszono ich do wzięcia dni urlopu.
W końcu i w tym roku nadszedł ten czas i tym razem postanowiłaś mądrze to wykorzystać. Z dostępem do daty konkretnych ich wolnych dni wystarczyła jedna, choć dość krótka to jednak treściwa rozmowa ze Skipperem i uroczy uśmiech w stronę reszty oddziału (na co Kowalski nie zapomniał wywrócić oczami) by zdobyć ogólną zgodę na rezerwację pięciu biletów w stronę waszego wakacyjnego nieba.
I gdy wszystko było już przygotowane, walizki zapakowane i stojące niedaleko drzwi, jedyne co pozostało to czekać.
***
Wybrzeże Brazylii niezmiennie pozostawało gorące i parne, nawet późną nocą. Było jednak piękne - stąd też podjęłaś w końcu decyzję by to tam spędzić wakacje.
Niebo od dawna już było granatowe i pełne gwiazd, gdy ty i Kowalski w końcu znaleźliście chwile dla siebie. Po miłych godzinach spędzonych w grupie, narzekaniu Skippera na tutejszy ruch uliczny ale również jego przerażającym rozeznaniu w kulturze kraju (w którym wedle oficjalnych akt nigdy nie był, nawet jeśli wzrok reszty oddziału mówił ci co innego) w końcu trójka waszych przyjaciół postanowiła rozejść się do swoich pokoi hotelowych. Może gdzieś w tłumie słyszałaś ostatni znaczący gwizd Rico, albo komentarz dowódcy oddziału, że "Kowalski chyba nie wróci dzisiejszej nocy do kompanii" jednak nie dałaś po sobie tego poznać, zbyt zadowolona, że w końcu mogliście spędzić czas w dwójkę.
Powietrze dookoła was, poza okolicznym zapachem wielu perfum, bryzy morskiej, czy kwiatów jakimi cały lokal był przystrojony, pachniało przede wszystkim piña coladą, którą twój ukochany popijał nieśpiesznie. Ponieważ zdążyłaś już skraść mu trochę pocałunków wiedziałaś, że smak ananasa i rumu idealnie rozbudzał wszelkie zmysły, stanowiąc sensację, która działała uzależniająco niczym najlepszy afrodyzjak.
Punktowe, żółto zabarwione światło padało na waszą dwójkę, gdy wręcz przytuleni do siebie spędzaliście czas w barze. Lniana, rozkosznie luźna koszula Kowalskiego była u góry rozpięta, pozwalając twojej dłoni wślizgnąć się i spocząć na klatce piersiowej mężczyzny. Na szyi czarnowłosego znaleźć można było dyskretne ślady twojej szminki, na które raz na jakiś czas spoglądałaś z zadowoleniem.
Wpływ procentów w rumie przyjemnie spowalniał zazwyczaj biegnący w przód umysł Kowalskiego, pozwalając mu zaczerpnąć nienapędzany paranoją i głodem wiedzy oddech. Energiczna, taneczna muzyka zlewała się z rozmowami innych gości. To nie było jednak dla niego ważne, gdy i tak jedyne na czym umiał się skupić poza lepkim syropem ananasa na języku był twój dotyk, parzący w najbardziej rozkoszny sposób, tuż, tuż pod jego sercem. Które biło mu zdecydowanie szybko, co zgadzałoby się z wytoczoną wcześniej przez rozleniwiony ostatnią godziną umysł teorią, że to dudnienie w głowie to nie tylko alkohol spełniający powierzone mu zadanie, ale również szaleńcze bicie serca mężczyzny, rwącego się do twojej osoby.
- [I-imię] - to było coś pomiędzy szeptem a zduszonym jękiem, gdy jego głos załamał się w ułamku sekundy jak tylko twoja dłoń ruszyła się na milimetr, powodując natychmiastowy dreszcz przyjemności, jaki objął całe jego ciało.
- Słucham? - Twój oddech był gorący, pachnący [ulubionym owocem]. Twój głos przybrał niższy ton, bezwstydnie uwodzicielski. I, na wszystko co najpiękniejsze na tym świecie, jak to na niego działało.
Gdy poczułaś jak jego ramię do tej pory spoczywające na oparciu ławy na której siedzieliście opada na twoje plecy, a potem powoli, powolutku wędruje w dół, aż drżąca dłoń niebieskookiego nie oparła się o twoje odziane w cienką, zwiewną spódnicę biodro, wiedziałaś już: masz go w garści.
Ponieważ nie usłyszałaś odzewu na twoje pytanie, kontynuowałaś.
- Wiesz, Kowalski - jego imię wypowiadałaś powoli, rozpracowując każdą sylabę, nadając jej tajemniczą nutę, jakbyś chciała przekazać coś w każdej, małej literce. - Chyba znamy tę piosenkę, prawda? Taka piękna... może byś zaprosił mnie do tańca, kochanie? Proszę?
- Ah. A-ah! Zatańczyć... - odezwał się ogłupiony twoim urokiem agent, jednak usłużnie, jak na rozkaz zaczął ociężale podnosić się z siedzenia. Wiedziałaś że chwilowa niezdarność jest pozorna, a pozbawiony paraliżującej go nerwowości mężczyzna szybko zachwyci cię, nie pierwszy raz w życiu, swoim poczuciem rytmu. Czasami miałaś wrażenie że jako zakochana kobieta żyłaś od namiętnego tańca do namiętnego tańca, wszystko pomiędzy stanowiące zwykły wypełniacz czasu, o jakim zapominałaś gdy tylko dane było ci znaleźć się w jego ramionach.
Szybko znaleźliście się na parkiecie, gdzie twoja dłoń krok po kroku wspięła się od klatki piersiowej do szyi niebieskookiego. Niemalże oblizałaś usta, widząc, jak na co dzień ułożone kosmyki teraz opadają na jego wilgotne czoło. Oczy miał delikatnie zmrużone, skupione na twoich ustach, czasami spoglądając tylko w dół, jakby upewniał się że nie nadepnie ci na stopę ani nie zgubi kroku, chociaż z jego umiejętnościami taka możliwość była niska zera.
Wciąż, gdy po raz kolejny uniósł głowę by kontynuować spoglądanie na ciebie, czekało na niego ramię, które przyciągnęło go, aż nie pochylił się w niemalże bolesny sposób, napinając wszystkie mięśnie karku, i nie zatrzymał się dopiero połączony zmysłowym pocałunkiem. Mógłby przysiąc, że jego gałki wykręciły się na tył głowy z przyjemności mimo anatomicznej anomalii jaką by to spowodowało. Z jego gardła wydostał się pomruk, który utonął w pieszczocie.
Gdy się od siebie oderwaliście, słyszałaś jak próbował coś powiedzieć, jednak każda głoska ginęła na języku, a żadne słowo nie doczekało się swojego końca, gdy jego umysł zwolnił rozgorączkowany teksturą błyszczyka, jaką pozostawiłaś na jego ustach.
- Kowalski? - I znowu, ten sam ton, którym byłabyś chyba w stanie sprawić, że padłby na kolana. I do tego chyba planowałaś doprowadzić, z pewnym siebie uśmiechem na ustach i tą iskrą w oku. - Co ty na to by wybrać się w bardziej ustronne miejsce? Odprowadź mnie może do mojego pokoju hotelowego... jest z dala od reszty oddziału. Napijemy się czegoś razem. Albo zrobimy coś innego. Słońce?
Mężczyzna prawie zakrztusił się własną śliną, jednak i to nerwowe odkaszlnięcie utonęło wśród hałasu muzyki. Szybko więc zniknęliście u wyjścia z baru, a ty ze śmiechem przyspieszyłaś kroku, bo chociaż samemu czarnowłosemu wydawało się, że nogi miał słabe i jak z waty, to w rzeczywistości poruszały się bardzo szybko i zwinne, by wyprowadzić was z tłumu i doprowadzić do celu całej tej podróży.
***
Najlepsze wakacje w jego życiu.
- Rico -
Wyszłaś na drewnianą werandę, wdzięczna za cień jaki zapewniał dach. Całe szczęście wiatr był dość intensywny, i choć igrało to z twoim ubiorem oraz niesfornymi włosami /ale na całe szczęście nie włosami, więc chociaż ten problem miałaś z głowy, to zapewniało również przyjemną, a przede wszystkim wymaganą wręcz ochłodę.
Twoje letnia, luźna narzuta łopotała, powodując odsłonięcie [ulubiony kolor] stroju kąpielowego, jaki miałaś pod spodem. Dopiero wybierałaś się nad basen znajdujący się w ogrodzie wynajętego przez was domku, odpuszczając sobie rozrywkę w okolicznej rzece, dla własnego spokoju i dobra.
Nim jednak zdążyłaś zejść z werandy wąskimi schodkami i skierować się w stronę swojego celu, usłyszałaś dobrze znany ci, chrypliwy głos wołający twoje imię. Wytężyłaś więc wzrok, starając się w falującym od upału powietrzu i prześwietlonym horyzoncie rozpoznać któryś z kształtów jako ludzki.
W końcu udało ci się, i z uśmiechem poczekałaś aż pozorny miraż stał się prawdziwym mężczyzną, pospiesznie zmierzającym w twoim kierunku skocznym krokiem w swoich japonkach i białej podkoszulce, która... była cała przemoczona od wody?
Co on robił?
Zmarszczyłaś brwi, teraz widząc również, że w jednej dłoni czarnowłosy trzyma rybę, w sposób, w który raczej ludzie trzymają telefon, lub butelkę wody.
Jej łuski błyszczały w słońcu.
- Lala! - Twój ukochany zignorował twoje pytające spojrzenie i zręcznie przeskoczył trzy schodki, od razu lądując na werandzie i bez większego zawahania łapiąc się w talii. Poczułaś tylko jak woda jaką do tej pory miał na swojej skórze przesiąka teraz twoją narzutę, powodując niezbyt komfortowe uczucie niekontrolowanego chłodu na wrażliwej talii. Nim zdążyłaś wyrazić jakikolwiek sprzeciw czy zdziwienie, jego usta już znalazły się na twoich, całując cię gwałtownie, ale radośnie, z uśmiechem w kąciku ust i entuzjazmem osoby, która jest prawdziwie zrelaksowana.
W końcu oderwał się od ciebie, a ty, łapiąc oddech który na ostatnie kilkadziesiąt sekund był ci zabrany, zaśmiałaś się krótko.
- Czyli rozumiem, że australijskie słońce ci służy? - Odpowiedzią było kiwnięcie Rico, który z zadowoleniem oblizał usta po pieszczocie, zapewne zjadając ślad twojego smakowego błyszczyka, jaki nałożyłaś rano.
- Yyy... cytryna? - Spytał się niebieskooki niepewnie, wyraźnie jeszcze smakując na języku, czym mógłby być ten sztuczny, ale wyraźnie owocowy smak.
- Bingo! - Już miałaś kontynuować rozmowę na temat użytego kosmetyku, gdy charakterystyczna woń mulistej, rzecznej wody jaka biła od twojego partnera przypomniała ci o tym, w jak nietypowym stanie się on znajduje. - Natomiast ja mam zupełnie inne pytanie. Co robiłeś?
- Ryyyba! - Odpowiedział jednak na tylko tylko radośnie, jak gdyby nigdy nic pokazując dumnie biedną rybę, która jakimś cudem nie wyślizgnęła się z jego dłoni. Była ona zaskakująco pokaźnych rozmiarów, o ładnych zdrowych łuskach i pięknym ogonie.
Zatrzepotała nawet swoim ogonem, widocznie w ostatnich ruchach ucieczki i walki o życie.
- Przynajmniej to nie krokodyle jajo, jak ostatnio.
- Co?
Odwróciłaś się na głos przechodzącego niedaleko was Kowalskiego, który bez większych emocji odszedł w tylko sobie znanym kierunku, nie dając ci szansy na zadanie jakichkolwiek pytań. Nie zatrzymał się również gdy zawołałaś jego imię, chociaż spodziewałaś się, że wpływ na to miało skupienie, w jakim pogrążył się gdy tylko was minął, mrucząc pod nosem coś o obliczeniach matematycznych.
Jajo? Krokodyla?
Próbując w pełni zrozumieć co się dzieje i jednocześnie co mogłoby się dziać, postanowiłaś odpuścić wywody moralizatorskie, jakie oryginalnie cisnęły ci się na usta, albo chociaż małą uwagę, żeby na przyszłość uważał łapiąc ryby.
Cóż, przynajmniej byłaś pewna że cokolwiek to jest, jest to legalne - nie znasz większego aktywisty przeciwko poławianiu gatunków zagrożonych niż absolutny fan ryby jakim jest twój ukochany.
Zagryzłaś policzek na sekundkę, ważąc słowa i dobierając je tak, by wypowiedz była jak najmniej dziwna a jak najbardziej rzeczowa. Szybko odpuściłaś jednak ,w końcu wybierając najbardziej bezpośrednią formę przekazu, jaka przyszła ci do głowy.
- W takim razie odłóż tę... rybę do zamrażarki, albo chociaż lodówki na razie, dobrze? Potem możemy się zastanowić i przyrządzić ją na obiad, chyba.
Chyba.
***
Zadowolona unosiłaś się w wodzie na różowym, dmuchanym materacu po środku basenu. oddając się całkowitej relaksacji. Słyszałaś szum kilku roślin jakich gałęziami ruszał delikatny, ledwie odczuwalny wiatr. Od jasnego słońca na twarzy chronił cię twój kapelusz, który nasunęłaś na czoło.
Spokojna atmosfera miejsca i pozorne osamotnienie wprowadziło cię w stan delikatnego znużenia i senności, a co za tym idzie, uśpiło twoje zmysły. A naprawdę, cos takiego jest dość nierozsądne.
Zwłaszcza gdy przez to zignorowałaś dźwięk bosych stóp biegnących po kafelkach wzdłuż basenu.
I nierozsądność ta kosztowała cię kilka łyków chlorowanej wody i sturlanie się prosto do basenu, gdy Rico postanowił wskoczyć "na bombę" tuż obok ciebie, wrzeszcząc coś pomiędzy "Geronimo!" a szczeknięciem pozbawionym jakiejkolwiek struktury słowa.
- Rico! - Zdążyłaś wydusić w końcu, gdy niezdarnie wynurzyłaś się z wody i uspokoiłaś kaszel zbuntowanego gardła. Przetarłaś oczy z resztek wody i rozejrzałaś się na boki, biorąc głębokie oddechy, by uspokoić chwilowo szybkie bicie serca. - Rico?
Rozejrzałaś się prędko na boki, poszukując jakiegokolwiek cienia twojego ukochanego. Nim jednak zdążyłaś cokolwiek zauważyć, dało się usłyszeć plusk wody tuż za twoimi plecami i w ułamku sekundy zostałaś pochwycona w ramiona, które szybko oplotły się dookoła twojego brzucha, przyciskając cię mocno do klatki piersiowej osoby za tobą.
Osoby, którą okazał się być właśnie Rico.
- Lala! - Poczułaś jego powstrzymujące się od nadmiernego uśmiechu usta na swoim ramieniu. Gdzieś pomiędzy kilkoma pocałunkami jakimi cię obsypał dało się słyszeć doskonale znany, chrapliwy śmiech.
Dałaś obsypać się odrobiną zdrowej czułości nim ramiona rozluźniły się odrobinę, a ty odwróciłaś się, teraz stając twarzą w twarz z niebieskookim. Odgarnęłaś do tyłu jego czarne włosy swoimi dłońmi, żeby wody z nich nie spływała mu dalej po twarzy, zaraz potem ulokowałaś je na policzkach mężczyzny, które były świeżo ogolone, dość gładkie pod twoim dotykiem gdyby zignorować odmienną teksturę blizny po jednej z połówek twarzy.
- Ładnie to tak straszyć? - Zapytałaś zaczepnie, jednak ton zdradził cię, odkrywając pytanie jako ledwie żart, a nie prawdziwą frustrację.
Agent jednak nie odpowiedział na twoje droczenie się nawet pomrukiem, ruszając jedynie wymownie brwiami nim złapał cię za pośladki oraz podniósł, byś stopami nie dotykała dna basenu. Zadałaś mu pytanie co robi, on jednak tylko prędko zaczął iść w stronę brzegu, na którym zaraz cię usadził.
Jego prawa ręka powędrowała w kierunku białego ręcznika, obok którego jak się okazało stały dwie otwarte butelki piwa. Dostałaś jedną w swoje ręce. Spojrzałaś zaciekawiona na etykietę. Wyglądało na coś najprawdopodobniej lokalnego, nic z ogólnoświatowych marek. Również dość niskoprocentowe, nawet jak na piwo / Bezalkoholowe, wedle twojej preferencji.
- Dziękuję - wydukałaś w końcu, i wzięłaś łyk. Nie byłaś fanką piwa, ale wystarczająca ilość słodu i odpowiedni poziom chłodu sprawił, że doświadczenie było całkiem nienajgorsze / Z chęcią przywitałaś przyjemny smak piwa, odpowiadający twoim gustom.
Rico uśmiechnął się, popijając dużymi łykami ze swojej butelki, z zadowoleniem obserwując twoją reakcję. Z zadowoleniem również przyjął kilka następnych, smakujących alkoholem pocałunków, jakimi go obdarowałaś...
***
- Szeregowy, czy może teraz poszli?
Młody agent został o to zapytany po raz czwarty w ciągu ostatnich dziesięciu minut. Nie denerwował się jednak, za każdym razem usłużnie odrywając się od czytanej książki i wyglądając przez barierkę tarasu, by zaobserwować basen z odległości.
- Um. nie. Siedzą na brzegu.
- Świetnie!
Burknął Kowalski, z frustracją opierając głowę na ręce. Od dziesięciu minut siedział na schodkach werandy z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Niestety, w jego planach spokojnej kąpieli przeszkodziły mu twoje i Rico amory.
W końcu, czując dodatkową irytację z powodu spalonej skóry jaka teraz piekła go na ramionach i karku, postanowił odpuścić i poczekać w domku, gwałtownym ruchem wstając z miejsca i znikając za drzwiami budynku, mrucząc coś o tym, jakie całe zajście jest "odstraszające".
- Miłość solą na rany Kowalskiego - rzucił Skipper który właśnie skończył czytać gazetę. Odłożył ją sprawnym ruchem na ławkę i sięgnął po kubek kawy.
- Myśli Szef?
- Szeregowy, ja to wiem.
- Szeregowy -
- Oh, łabędzie!
Odwróciłaś głowę w stronę stawu, który właśnie mijaliście. Idące kilkanaście metrów przed wami dziecko miało rację - na wodzie właśnie lądowały piękne, śnieżnobiałe łabędzie.
- Jaki zachwycający widok - westchnęłaś z lekkim uśmiechem na ustach. Z twojej lewej poczułaś jak dobrze znane ci, smukłe ramię objęło cię w talii. Instynktownie wtuliłaś się w przyjemne ciepło drugiej osoby.
- Może siądziemy na ławce tutaj? Wątpię byśmy znaleźli lepsze miejsce na odpoczynek. - Szeregowy miał bardzo wesoły ton i sprężysty krok, gdy zgrabnie zaczął prowadzić waszą dwójkę w stronę parkowej ławki. - Idealne miejsce na wypicie naszej herbaty!
Nie mogłaś się z nim nie zgodzić, zarówno miejsce jak i pogoda były perfekcyjne. Francuskie niebo było słoneczne i niemalże bezchmurne, a jednak dzień nie był upalny. Dość mocny wiatr powodował szumienie liści na drzewach wszędzie dookoła. Zaczęły łopotać również wasze ubrania.
Podczas gdy ty usiadłaś na ławce, z zadowoleniem kładąc swoją torebkę na kolanach, Szeregowy poszedł pospiesznie do stojącego niedaleko was mężczyzny, który w swojej budce sprzedawał różnego rodzaju napoje i słodycze.
Napawałaś się poczuciem wolności. To twoje pierwsze wakacje z Szeregowym i już wiedziałaś że staną się obowiązkowym punktem każdego następnego lata. I może zimy. I najlepiej każdej pory roku...
- Europejska rozpusta. Nie można wytrzymać z tymi żabojadami! Czy widzieliście ile kosztuje croissant? Przecież to powinno być nielegalne! - Romantyczna atmosfera została złamana, zderzając się z niepokonaną ścianą w postaci jak zwykle pełnego opinii Skippera.
- Obawiam się że padliśmy ofiarami prowizji turystycznej, Szefie - Kowalski również po chwili znalazł się obok was, wbijając ostatni gwóźdź to trumny twoim pięknym, francuskim wakacjom.
- Stara Ameryka nigdy by nas tak nie oszukała.
Wywróciłaś oczami na definitywny ton Skippera. Może rozbawiłoby cię to, lub chociaż zmotywowało do dyskusji, gdyby nie to że o wiele bardziej wolałaś obecnie być całowana przez Szeregowego. Co nie zdarzy się gdy cały oddział patrzy wam na ręce...
Patrzyłaś znudzonym wzrokiem jak Szeregowy wraca z dwoma papierowymi kubkami, z których parowała aromatyczna herbata. Podał ci jeden z nich, a ty delikatnie złapałaś go, uważając by się nie poparzyć w dłonie. On swój kubeczek natomiast postawił na brzegu ławki, po czym usiadł, dając swojemu ramieniu ponownie znaleźć się na twoich plecach. Uśmiechnęłaś się na to delikatnie - jeszcze kilka miesięcy temu taki gest przy reszcie oddziału wydałby mu się zbyt zawstydzający. Miło, że niektóre rzeczy jednak się zmieniają.
- Właściwie, to chyyyba widziałem wspaniałą piekarnię na prawo od parku - odezwał się Szeregowy, a ty poczułaś, jak jego palce suną lekko w górę i dół na twoich plecach, kreśląc drobne znaki i szlaczki, których nie mogłaś do końca rozszyfrować.
Początkowo wydało ci się to dość nietypowe - gdy Szeregowy był zestresowany, bawił się własnymi dłońmi. Jąkał się. Zdarzało mu się nawet zagryzać opuszkę kciuka ze zmarszczonymi brwiami. Jednak gdy odwrócił głowę w bok, to uderzył cię jego pełen determinacji wzrok, oraz lekki uśmiech, pozbawiony nerwowości. Uderzyło cię, że Szeregowy wyglądał, jakby coś... knuł?
- Powinien Szef tam z Kowalskim zajrzeć. Naprawdę!
Skipper wydał się początkowo niepewny, ale zaciekawiony pomruk Kowalskiego wydawał się zapieczętować ich plany.
- Misja bułka w takim razie nas czeka. No cóż, ruchy, ruchy!
***
Kolejne fale zarówno turystów jak i mieszkańców przetaczały się przez alejki parku. Za niedługo rozpoczną się godziny szczytu, i nie będzie sposobu odpędzenia się od bezlitośnie ruchliwego tłumu, pełnych restauracji i zakorkowanych ulic. Ale do tego zostało jeszcze trochę czasu.
- Nie byłeś w żadnej piekarni.
- Co?
Spojrzałaś znacząco na Szeregowego, na co ten zachichotał krótko.
- Bardzo szanuję Szefa i Kowalskiego, ale jednak chciałem spędzić trochę czasu... - zagryzłaś wnętrze policzka, gdy błękitne oczy twojego ukochanego zaczęły wędrować po otoczeniu, omijając twoją twarz, a róż pokrył jego policzki. - T-tylko we dwójkę.
Zacisnęłaś swoje dłonie na papierowym kubeczku, teraz już na całe szczęście pustym. Karton wymiął się pod naciskiem.
Twoje usta same powędrowały do jego policzka. Pocałunek był delikatny, niczym muśnięcie. Skóra, której twoje usta dosięgły była wyjątkowo ciepła, miękka i drgnęła pod twoim dotykiem, kiedy uśmiech Szeregowego przerodził się w westchnięcie.
- Jesteś prawie tak słodki jak cukierki.
- Prawie?
Teraz to była twoja kolej na uśmiech, a potem cichy chichot. W końcu jednak podniosłaś się z ławki. Twoje ciało, zesztywniałe od dłuższego bezruchu zaprotestowało, ale ty jęki te zdusiłaś w zarodku. Zaczęłaś przebierać w miejscu nogami, rozgrzewając je na dalsze aktywności.
- Co powiesz na spacer? Powinniśmy mieć jeszcze trochę czasu nim reszta oddziału wróci, pewnie tym razem z Rico! - W trakcie gdy twój ukochany zbierał się z ławki, ty wyrzuciłaś kubek do kosza. Gdy odwróciłaś się, wzdrygnęłaś się widząc, że Szeregowy już gotowy był w stanie bezszelestnie stanąć za tobą i czekać, aż rozpoczniecie swój spacer.
Treningi Skippera są trochę za dobre.
W końcu złapaliście się za ręce i zaczęliście przemieszczać się wzdłuż brzegu. Szum wiatru i hałas spowodowany wszystkimi obecnymi ludźmi prawie całkowicie ogłuszył twoje zmysły na krótką chwilę.
Gdybyś jednak wiedziała gdzie spojrzeć i kogo szukać, odkryłabyś trzy znajome sylwetki po drugiej stronie stawu. Skipper i Kowalski obserwowali was, podczas gdy Rico jadł prędko jakąś bliżej niezidentyfikowaną drożdżówkę.
- Nasz Szeregowy dorasta. Patrz Kowalski, próbował się nas pozbyć! Gdybym nie był urażony, byłbym dumny!
- Młodzieńcza miłość, Szefie.
Powoli oddział został pochłonięty przez tłum, a gdy spojrzałaś w ich kierunku, zobaczyłaś tylko odlatujące łabędzie.
Dłoń Szeregowego złapała cię mocniej i wspólnie skierowaliście się w stronę wyjścia z parku.
====
wesołego nowego roku!
wyszłam z wprawy... ale radość z pisania i zabawa z wymyślania scenariuszy dalej jest.
do następnej okazji kochani :>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro