| pierwsza randka |
good morning!
UwU LECIMY
- Skipper -
Westchnęłaś, starając się uspokoić swoje przyspieszone bicie serca. Stałaś w korytarzu swojego mieszkania, od jakiś 15 minut sprawdzając, czy na pewno wszystko jest idealnie.
Miałaś na sobie bordową, przylegającą do ciała sukienkę. Do tego czarne szpilki i wieczorowy makijaż. W końcu, Skipper zapowiedział coś bynajmniej nie normalnego. W końcu, jak często idzie się do eleganckiej restauracji? W twoim przypadku praktycznie nigdy.
Gdy setny już raz poprawiałaś [kolor] kosmyk w pobliżu prawego ucha, po twoim apartamencie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Wiedziałaś, co to oznacza, dlatego ostatni raz spoglądając w taflę lustra, spryskałaś się perfumami. Szybko jednak odłożyłaś buteleczkę i otworzyłaś drzwi.
Po upływie kilku sekund mogłaś więc ujrzeć Skippera.
Nosił dzisiaj delikatnie inny garnitur, zdecydowanie bardziej dopasowany, z satynową wstawką przy kołnierzu. Włosy były również idealnie ułożone, a żołnierska postura, której dzisiaj trzymał się nawet bardziej niż zwykle potęgowała wrażenie surowej elegancji, jaką pałał.
Gdy spojrzałaś w oczy mężczyzny, dostrzegłaś wiele emocji. Radość, zadowolenie, ciekawość. Była też jedna nuta, jedna iskra w jego oczach, której jednak nie byłaś w stanie zdefiniować. Uśmiechnęłaś się więc delikatnie.
- Witaj, Skipper - powiedziałaś, zaraz jednak przeklinając się w myślach. Z przyzwyczajenia użyłaś profesjonalnego tonu głosu z biura. Niestety, zakorzenił się on w tobie na dobre.
- Niebezpiecznie wręcz olśniewająca - odpowiedział tajemniczo czarnowłosy, ujmując twoją dłoń i nie przestając spoglądać ci w oczy, ucałował ją.
***
- Oj, Skipper - zachichotałaś w reakcji na żart agenta. W dłoni trzymałaś kieliszek słodkiego wina w kolorze twojej szminki, a twoja druga dłoń dyskretnie ścierała się na stole z odpowiedniczką granatowookiego.
Mimo, iż już jakiś czas łączyła was pewna więź, dopiero teraz miałaś szansę posmakować jego prawdziwej natury, w warunkach innych niż zamknięte nocą, obskurne biuro czy baza pełna innych agentów. Teraz było zupełnie inaczej - w pełni skupialiście się na sobie.
Oczywiście, ta rozmowa nie była zwyczajna. U Skippera wszystko opiera się na tej charakterystycznej narracji, jaką on prowadzi. Flirt, uwaga, komentarz. Pewność siebie mężczyzny, ale zarazem zręczna gra słowem stanowiły naprawdę satysfakcjonującą mieszankę.
Oboje mieliście swoje małe historie, swoją przeszłość (nawet, jeśli twoja była różna w drastycznie innym sensie) i swój charakter. Ty odkryłaś w trakcie rozmowy, że twój profesjonalny ton jest całkiem nie najgorszy, gdy w grę wchodzi flirt, a Skipper uśmiechał się do ciebie niejednokrotnie, chociaż wszyscy wiedzieli, że nienawidził tego robić.
Duże miejsce miało również znaczenie. Gdzieś w głębi serca mieliście świadomość, że na ten moment takie ekskluzywne miejsca nie należą do waszego świata. Wspólnie jednak wpasowywaliście się idealnie - twój firmowy uśmiech i jego ostre spojrzenie oraz obycie znajdowały ujście w takim momencie.
***
Nawet nie zauważyłaś, gdy znaleźliście się pod drzwiami twojego mieszkania. Był już środek nocy; spędziliście ze sobą kilka godzin, czułaś się jednak, jakby nie minęła nawet jedna. Wasze spojrzenia wymieniały te niewysłowione uczucia, a charyzma Skippera i twoje opanowanie zazębiały się idealnie.
Przekręciłaś klucz, otwierając drzwi. Naciskałaś delikatnie na klamkę, dalej rozmawiając z czarnowłosym.
- Dziękuję za ten cudowny wieczór - uśmiechnęłaś się. Mimo, iż zdawałaś się spokojna, to w twojej głowie szalało wiele przeróżnych myśli. Czy zaprosić go do środka? Czy spotkanie przebiegło dobrze?
- Cała przyjemność po mojej stronie - mężczyzna pochylił głowę. Odetchnęłaś głęboko. Znowu zrobił ten manewr - nie przerywał kontaktu wzrokowego nawet na sekundę.
Nagle, poczułaś przypływ energii. Nie chciałaś być tylko pasywna i dać mu działać! Dlatego też przybliżyłaś się do niego delikatnie, biustem ścierając się z jego klatką piersiową. Usłyszałaś zaskoczony pomruk, nim delikatnie złapałaś połę jego marynarki i złączyłaś wasze usta w sensualnym pocałunku.
Skipper szybko dołączył do ruchu ustami. Z czasem cały pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny i pogłębiał się. W pewnym jednak momencie zabrakło ci powietrza, dlatego oderwałaś się od granatowookiego i odsunęłaś. Nie mając żadnego pomysłu, co byłoby stosowne powiedzieć w tym momencie, uśmiechnęłaś się tylko i rzucając ciche "Do zobaczenia" szybko umknęłaś do swojego mieszkania. Mężczyzna został więc na klatce całkowicie sam, ze swoimi myślami. Z rozkojarzonym wzrokiem roztarł szminkę, jaka została mu po tobie na ustach i wrócił do swojej bazy.
***
- Szefie, wszystko z szefem w porządku? - Spytał dowódcę Kowalski. Od kiedy Skipper tamtej nocy wrócił z waszego spotkania cała trójka agentów mogła go obserwować, gdy zachowywał się... całkowicie nietypowo.
- Ależ oczywiście! Co miałoby być ze mną nie w porządku? Bzdury! - Odpowiedział lekceważąco granatowooki. I może oddział byłby w stanie w to uwierzyć, gdyby ich szef nie czesał się od pięciu minut w lustrze, nucąc jakąś radosną melodię.
- Zachowuje się szef i-inaczej niż zwykle - nieśmiało zwrócił uwagę Szeregowy.
- Czyżby miało to jakiś związek z [Imię], proszę szefa? - Zauważył dyskretnie Kowalski, chrząkając znacząco. W tym momencie czarnowłosy oderwał się od lustra, zamierając.
- Skądże! - Zaśmiał się nerwowo. Reszta mężczyzn jednak spojrzała po sobie bez przekonania.
- Gdy tylko szef wrócił, uśmiechał się, miał rozkojarzony wzrok i ślady szminki na ustach - rozpoczął analizę naukowiec, wspierany przez kolegów. - Od tamtego czasu uśmiecha się szef częściej niż zwykle, wyjątkowo dba o swoją prezencję, co chwilę wybywa gdzieś oraz patrzy w niebo.
Uchylając się pod gradem argumentów, Skipper odwrócił głos.
- [Imię] jest, rzeczywiście, wyjątkowa - tą chrząknął. - Cudowna, przepiękna, hipnotyzująca - czarnowłosy odpłynął, a na jego twarzy pojawił się rozmarzony uśmiech. Po chwili jednak ocknął się i potrząsnął głową, jakby chcąc zapomnieć jakiejś myśli. - Nie wpływa to jednak na moje zachowanie i gotowość do walki!
Pewny ton głosy granatowookiego skutecznie uciszył agentów. W milczeniu obserwowali, jak ich szef wybiera się, po czym przytaknęli, gdy wychodząc zapowiedział popołudniowy trening.
- Zakochał się - oznajmił Kowalski stanowczym głosem, a Rico pokiwał, zgadzając się z tym stwierdzeniem.
- Czyli teraz [Imię] jest częścią drużyny? - Spytał skołowany Szeregowy, a pozostała dwójka spojrzała na niego zaskoczona.
Tego nie przemyśleli. Czyżby [kolor] włosa kobieta z biura miała stanowić kolejny element ich codziennego otoczenia?
Nie wiedzieli o co o tym myśleć. Ale jeśli chodzi o [Imię], to chyba nie mieli nic przeciwko. Może dzięki temu umknie im jakiś trening...
- Kowalski -
Patrzyłaś nierozumiejącym wzrokiem na Kowalskiego. Jednak jak na razie, nie udało ci się go rozszyfrować.
Czarnowłosy przyszedł do ciebie, gdy piłaś w spokoju kawę i przeglądałaś magazyn. Był wyraźnie spięty, ale gdy tylko się go o to spytałaś, pisnął coś niezrozumiałego.
Na ten moment od dobrych kilku minut próbował coś powiedzieć. Ty jednak nie byłaś w stanie zrozumieć co.
- Kowalski, stój - pokazałaś ruchem ręki, by zamilkł. Posłuchał się twojego polecenia, po czym, do tej pory rozbieganym wzrokiem, spojrzał krótko na ciebie. - Weź głęboki oddech i dopiero wtedy spróbuj. - Zarządziłaś stanowczym tonem.
Agent posłuchał się ciebie na tyle, na ile pozwalał mu jego stan i odetchnął nierówno, ze świtem wypuszczając powietrze.
- Cz-cz-czy n-n-nie - Mężczyzna zaczął dalej się jąkając, jednak teraz wypowiadał całość z większym przekonaniem, dzięki czemu mogłaś go już zrozumieć. - N-n-nie c-chciałabyś s-s-się spo-o-otka-ać?
Przypatrywałaś mu się z zaciekawienie. Każda kolejna sylaba opuszczała jego usta coraz ciszej, dlatego chwilę zajęło ci ułożenie wszystkiego w sensowną całość.
Otworzyłaś w szoku usta, rumieniąc się delikatnie, gdy zrozumiałaś sens pytania. Dalej jednak byłaś oazą spokoju w porównaniu do Kowalskiego, który nie dość, że płonął żywcem, to jeszcze co chwila biegał wzrokiem po całym pokoju, byleby tylko ominąć twoją twarz.
Po chwili, bynajmniej nie wywołanej jakimkolwiek wahaniem (bo na spotkanie z czarnowłosym zawsze byś się zgodziła, po prostu musiałaś ochłonąć) odpowiedziałaś.
- Chętnie! - Poczułaś na sobie nagle zszokowane spojrzenie niebieskookiego.
- N-naprawdę? - Spytał, zszokowany powodzeniem. W duchu zaśmiałaś się, kiwając głową na potwierdzenie.- T-to... dobrze.
- Tylko gdzie pójdziemy? - Spytałaś, nie zwracając uwagi na jego pełen samozadowolenia błysk dumy w oczach.
Niestety, nie otrzymałaś odpowiedzi na swoje zapytanie. Mężczyzna zrobił ponownie zaskoczona minę, a potem wyraźnie zaczął się nad czymś nerwowo zastanawiać.
- Eh? - Mruknęłaś. Po chwili westchnęłaś ciężko.
Tego nie przemyślał.
***
W związku z tym, że mężczyzna ewidentnie nie przemyślał miejsca waszej randki (do czego uroczo otwarcie się przyznał, jakby zaskoczony swoim brakiem organizacji), to ty musiałaś improwizować. Szybko więc rzuciłaś coś, co jako pierwsze wpadło ci do głowy - budkę z lodami przy parku.
Mimo tego, że pomysł przypominał bardziej ideę na spotkanie licealistów, oboje byliście wewnętrznie podekscytowani.
Dlatego też staliście dobrych pięć minut, gdy Kowalski nie mógł zdecydować, jaki smak lodów chce. Oczywiście, twoja cierpliwość szybko się skończyła, gdy wyciągnął notes i zaczął coś rozpisywać.
- Za dużo analizujesz - jęknęłaś, bez słowa płacąc za swoją porcję i ciągnąć agenta za mankiet w stronę pobliskiej ławki. - Zjemy te wspólnie. Lubisz jeżynowe?
Usiadłaś z lekkim uśmiechem na ławce, liżąc delikatnie fioletową gałkę. Po chwili podałaś wafelek czarnowłosemu.
- To moje ulubione. - Odpowiedział, wzrok wbijając w chodnik. Zachichotałaś.
- Czyli mamy podobny gust. Powiedz... jak często dostaje ci się od Skippera? - Zignorowałaś zaskoczony wzrok, kontynuując. Przybrałaś pozę myślicielki. - Domyślam się, że wiesz, jak często zdarza ci się stanąć na środku ulicy i zaczynać rozbudowaną analizę. Znam Skippera, to dla odmiany człowiek czynu. Jak często ci się więc dostaje?
- O wiele za często - przyznał szczerze czarnowłosy, zaskakując cię tym. - Umysł taki jak mój ciągle pracuje na obrotach wyższych niż umysł większości ludzi kiedykolwiek. Analiza jest w moim przypadku odruchem naturalnym.
Po chwili z powrotem otrzymałaś rożek, z którego natychmiast zaczęłaś jeść. Zmarszczyłaś jednak nos.
- A przypadkiem naszymi odruchami nie kieruje instynkt? Nie posługujesz się instynktem?
- Którym? - Po chwili miałaś ochotę strzelić sobie w twarz, widząc notes wyłaniający się zza pleców mężczyzny. Szybko zaczął coś wypisywać. - Którym się posługiwać? Przetrwania, macierzyńskim-
Chcąc ukrócić jego wywód, pocałowałaś go zgrabnie w policzek. Czując, jak zamiera, zrzuciłaś go z zaskoczenia z ławki.
Z uśmiechem przypatrywałaś się jego zdezorientowanej minie.
- Nie trzymasz gardy. Analiza do niczego ci się w takich sytuacjach nie zda - orzekłaś, gdy z jękiem wstawał z chodnika.
- Jakbym słyszał szefa.
***
Koniec końców spędziliście czas bardzo miło. Miałaś okazję porządnie posłuchać Kowalskiego, a nawet doświadczyć jego delikatnej arogancji - całe szczęście nie względem ciebie. Nie przeszkadzało ci jego przeświadczenie o swoich umiejętnościach, czy nieporadność - to wszystko łączyło się na cudowny obraz człowieka, którego tak bardzo kochałaś. W dodatku przyjemnego akcentu dodawały momenty rozmów, w których zdecydowanie nie przypominał siebie, jak zresztą na samym początku.
Gdy skończyliście swoje ulubione lody jeżynowe, spacerem wróciliście do bazy. Wtedy ponownie zarzuciłaś tematem wykorzystania intelektu w życiu codziennym. Nasłuchałaś się więc o jego wynalazkach - jednakże opowiadając o tym emanował taką pewnością siebie, że słuchałaś tego zafascynowana.
Cieszyłaś się, że na dobre mogłaś się zaznajomić z jego dziecinną i pełną poczucia wyższości wobec niektórych, ale uczuciową i oddaną osobą.
- Rico -
- Poproszę duży popcorn!
- Już podaje.
Przerzuciłaś ciężar z jednej nogi na drugą, czekając, aż kasjer poda ci kartonik wypełniony prażonymi ziarnami kukurydzy. Za tobą stała cała kolumna ludzi, czekająca na swoją kolej przy stanowiskach z przekąskami.
Po chwili spięłaś się, czując, jak ktoś otacza cię ramieniem. Szybko jednak poczułaś znajomy zapach wody kolońskiej i rozluźniłaś mięśnie. Odwróciłaś się z delikatnym uśmiechem.
Obejmował cię Rico - ewidentnie czekający, aż jak najszybciej kupisz popcorn i będzie mogli pójść na trybuny.
Mężczyzna na randkę zaprosił cię na mecz.... futbolu amerykańskiego. Choć na początku nie byłaś przekonana czy to miejsce dla ciebie, jego entuzjastyczna mina szybko rozwiała twoje wątpliwości. W końcu jak tu odmówić temu radosnemu wariatowi?
Zachichotałaś, słysząc pełen zniecierpliwienia bełkot czarnowłosego. Wyrwana z rozmyślań, przysunęłaś się do lady.
- Już idziemy, spokojnie - odpowiedziałaś, zabierając ze sobą pudełko kukurydzy, uprzednio za nie płacąc. Po chwili podskoczyłaś, gdy rozległ się jego radosny, chrapliwy okrzyk.
***
Nawet nie zauważyłaś, kiedy znaleźliście się na trybunach. Zmrużyłaś oczy oślepiona mocnymi lampami błyszczącymi nad boiskiem. W miarę sprawnie znalazłaś wasze miejsca i zgrabnie usadziłaś się na swoim.
Twój partner jednak nie chciał siedzieć; od razu stanął gotowy do kibicowania i z napięciem czekał na wyjście drużyn. Po chwili rozległ się głos komentatora sportowego, zapowiadającego cały mecz.
- Rozwałka roku! Mecz Behemotów z New Jorku kontra Rozwalaczy z Miami! - Razem z tłumem zaczęłaś skandować krzykliwie. Oczywiście kibicowałaś Behemotom, jak zresztą Rico.
Zapiszczałaś i zaczęłaś podskakiwać, gdy wasza drużyna z niebiesko-żółtych barwach wyszła na boisko. Nie przejmowałaś się, że wysypywałaś popcorn na ziemię. Duch kibica całkowicie przejął nad tobą kontrolę.
***
- TAAAK! - Wrzeszczałaś, a krzyk czarnowłosego wtórował twojemu wojowniczemu tonowi. Po chwili zagwizdali na przerwę po drugiej kwarcie.
Czując piekące gardło, zadowolona zsunęłaś się z ramion niebieskookiego, na które weszłaś podczas końca pierwszej kwarty meczu.
- Wygrywamy! - Oznajmiłaś dumnym głosem, spocona siadając na małym, plastikowym siedzeniu. Tuż obok siebie opadł z błyszczącymi oczami Rico, dalej wyraźnie pochłonięty dotychczasową rozgrywką, z której do tej pory nie spuścił wzroku nawet na sekundę.
Chwilowo zmęczona, oparłaś się o jego ramię. Po chwili spojrzeliście sobie radośnie w oczy, szczęśliwi z udanej randki.
Chociaż nadchodzącego wydarzenia się nie spodziewałaś.
Nagle na trybunach rozległy się rozemocjonowane piski, chociaż drużyny nie wróciły jeszcze z szatni. Zdezorientowana zaczęłaś rozglądać się po okolicznych widzach, którzy wstali i zaczęli klaskać, co chwila szturchając was w ramię.
Zdziwiona patrzyłaś na ich podekscytowane twarze i palce, co rusz wskazujące na ciebie i Rico. Dopiero po chwili jakaś miła pani spojrzała ci porozumiewawczo w oczy i wskazała na ekran zawieszony pod dachem boiska.
Zaczerwieniłaś się, widząc na nim siebie i czarnowłosego wyświetlających się w ogromnym powiększeniu, otoczonych serduszkami.
- Kiss cam - pisnęłaś, czując się zawstydzona. Powoli odwróciłaś głowę w stronę niebieskiego. - W-wiesz...
Nie dane było ci jednak dokończyć swojej wypowiedzi, bo jak zwykle energiczny czarnowłosy bez żadnego zawstydzenia przyciągnął cię do siebie i... obdarzył pocałunkiem.
Ścierając się z jego klatką piersiową i starając się nadążyć za jego szaleńczo szybkim i namiętnym ruchem ust, mogłaś wyraźnie poczuć, jak wiele adrenaliny buzowało w jego żyłach.
Dopiero gdy oderwał się od ciebie zaczęłaś na powrót słyszeć podekscytowany i skandujący tłum. Zaczerwieniona schowałaś twarz w dłonie, podczas gdy mężczyzna z chrypliwym śmiechem objął się ramieniem w talii, otulając tym samym twoje ciało. Wystawił lekko język, co dało mu wariacki wygląd - ale zarazem jakże uroczy.
Całe szczęście kamera już nie przypatrywała się wam, szukając w tłumie innych par i to je wystawiając na próbę publicznego okazywania uczuć. Dzięki temu trochę szybciej wzięłaś się w garść i nie przejmując się tym, że już i tak twoja szminka zostawiła ślad a ustach mężczyzny, szybko obdarowałaś go buziakiem w szczękę.
I może zareagowałby jakoś bardziej niż pomrukiem, ale rozległ się gwizdek oznaczający drugą połowę meczu. A tego nie można było przepuścić...
I tutaj akurat podzielałaś jego zdanie. Z uśmiechem wstałaś i zaczęłaś skandować nazwę waszej ulubionej drużyny.
- Szeregowy -
- Sądzę, że to będzie najlepsze miejsce - powiedziałaś pogodnie, wyciągając koc z torby.
- Niedaleko sceny!
Pokiwałaś głową, podając jeden z rogów materiału błękitnookiemu. Razem delikatnie rozłożyliście koc na trawie, po czym przygładziliście go dłońmi. Po chwili już siedzieliście na nim wygodnie, co chwila spoglądając to w rozgwieżdżone niebo, to na jeszcze pustą scenę.
Szeregowy nie miał zbytniego problemu na zaproszenie cię na samo spotkanie - trochę bardziej niezręcznie stało się, gdy musiał sprecyzować jej charakter. W skrócie... słowo randka stresowało każdą cząstkę jego ciała.
Całe szczęście, umiałaś temu zaradzić, nawet nie będąc tego świadoma. W życiu nie ukazałaś na żadną randkę takiego entuzjazmu, jak do tej pory. I nie, nie był on udawany. Naprawdę się na nią cieszyłaś. I pomogło agentowi zachować odrobinę pewności siebie.
Gdy padła nieśmiała propozycja na miejsce, szybko się na nie zgodziłaś. Było przecież idealne! W końcu co może być bardziej romantycznego od oglądania sztuki teatralnej na kocu w parku? Całkowicie trafiało to w gusta twojego wrażliwego serduszka.
Od razu wybrałaś wieczór, gdy grali Shakespeare'a, przygotowałaś koc, którym zazwyczaj okrywaliście się podczas wspólnych wieczór przed telewizorem i tylko odliczałaś dni do spotkania.
Gdy nadeszło, nie mogłaś pozbyć się wypieków z twarzy. Z błękitnookim spotkaliście się przy wejściu do parku. Byłaś ubrana w zwiewną, dziewczęcą sukienkę, na temat której od razu otrzymałaś bardzo uroczy komplement, co tylko wzmogło twoje zawstydzenie. Powoli ruszyliście zaciemnionymi alejkami, a cykady grały wam w rytm waszych oddechów.
***
Trzymając się za ręce, z zapartym tchem śledziliście akcję sztuki obywającej się właśnie na deskach teatru. Pochłonięta archaicznymi dialogami i szelestem sukien noszonych przez aktorki nie zauważyłaś nawet, jak przysunęliście się do siebie. Ciepło trzymanej przez ciebie dłoni czarnowłosego dawało ci poczucie ukojenia.
W końcu z cichym pomrukiem oparłaś głowę na ramieniu Szeregowego. Ten spojrzał na ciebie zaskoczony, jednak szybko odwrócił wzrok, spotykając twoje lśniące oczy, które wyrażały ogromną radość. Jego serce biło zdecydowanie za szybko jak na jego gust.
- Cieszę się, że l-lubisz sztuki t-teatralne. Oddział nie lubi na nie chodzić, więc teraz m-mogę przynajmniej z tobą, n-na r-randce...
- To najlepsza randka w życiu - mruknęłaś bezwiednie, wtrącając się mu w wypowiedź. Wtuliłaś swój policzek w ramię błękitnookiego. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę, jak dobrze zapach cukierków, którymi pachniał mieszał się z nocnym powietrzem.
***
Szliście właśnie chodnikiem. Co chwila mijał was jakiś samochód, a pęd powietrza wywołany przez przejeżdżający pojazd lekko unosił brzegi twojej sukienki. Zaaferowana omawiałaś jednak z Szeregowym sztukę, nie zwracając na to uwagi.
- Jakie to było romantyczne! - Westchnęłaś, wykonując obrót wokół własnej osi, po czym złapałaś za dłoń czarnowłosego. - Sen nocy letniej! To prawie tak, jakby mogło zdarzyć się nawet dziś...
W końcu weszliście na schody. Gdy stanęliście pod drzwiami twojego mieszkania, z niechęcią puściłaś rękę mężczyzny i zaczęłaś szukać w swojej obszernej torebce kluczy. Gdy wciągnęłaś je w końcu, dotarło do ciebie, że powinnaś pożegnać się ze stojącym tam błękitnookim. Objęłaś go więc delikatnie.
- Mam nadzieję, że d-dobrze się dzisiaj bawiłaś - jego głos był radosny. Wtuliłaś się w niego tylko mocniej, nie zważając na nic.
- Dziękuję za dzisiaj - szepnęłaś.
***
- Szeregowy, zachowujecie się podejrzanie! Nie podoba mi się to!
- Miłość w swej prostej i nieśmiałej mowie. Powie najwięcej, kiedy najmniej powie.* - Odpowiedział jednak błękitnooki swojemu dowódcy, z rozmarzeniem przygotowując herbatę.
- Do tego mówicie szyfrem! - Skipper nie dawał za wygraną, starając się zwrócić uwagę swojego agenta. W końcu nie wytrzymując, "strzelił go" w policzek. - Szeregowy!
- T-tak, szefie? - Najmłodszy z mężczyzn ocknął się na chwilę, jednak jakby coś sobie przypomniał; jego oczy z powrotem przybrały rozmarzony wyraz.
- Szefie, nie byłbym taki brutalny - uśmiechnął się leniwie Kowalski, omijając dalej Szeregowego, który odpłynął myślami i stając niedaleko swojego przywódcy. - To cytat ze sztuki teatralnej, na której Szeregowy był z [Imię], jak śmiem twierdzić.
- Sam mu udzieliłem przepustki - stwierdził granatowooki, jakby było to najlogiczniejszą rzeczą na świecie. Naukowiec westchnął tylko w odpowiedzi.
- Chodźmy na trening sami. Nasz Szeregowy nie jest chwilowo zdatny.
- Choroba?
- Jeśli miłość nazwać chorobą... - Mruknął uśmiechnięty Kowalski, dając reszcie do zrozumienia, co się dzieje.
Skipper, który w końcu zrozumiał o co chodzi uśmiechnął się czule, niemal ojcowsko. Bez słowa oddział wyszedł zostawiając pewnego błękitnookiego agenta wzdychającego i rozmarzonego....
==============
*William Shakespeare, "Sen nocy letniej"
hah, nie było tak źle - brakuje mi trochę chłopaków w kowalskim i szeregowym, nie czuć ich...
dumna jestem jednak z rico, który nie potrzebował za dużo, by dobrze się go i pisało, i czytało. a wy? jaka jest wasza opinia? najlepszy, a najgorszy waszym zdaniem scenariusz?
OSOBA KTÓRA ZNAJDZIE NAWIĄZANIA DO SERIALU U PANÓW DOSTANIE COŚ FAJNEGO, A PRZYNAJMNIEJ DUŻO MIŁOŚCI, POWIADAM PO RAZ DRUGI
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro