| gdy uczy cię samoobrony/wspólny trening |
good morning!
pomysł: @Yoaimiru
*rzuca rozdział i ucieka przed wściekłymi czytelnikami*
został on przeze mnie jedynie delikatnie zmodyfikowany by być bardziej uniwersalnym; stąd slash w tytule. to co, lecimy! oh, no i jest bardziej krótszy niż dłuższy...
ps. jaki kolejny rozdział chcecie? piszcie!
"Bo każda chwila spędzona z tobą uszczęśliwia mnie."
- Skipper -
Cała sprawa wspólnych ćwiczeń nie wypłynęłaby, gdyby nie twoja rozmowa z jedną ze współpracownic, która opisywała swój urlop. To w jak aktywny sposób spędziła czas uświadomiło ci, że nie miałabyś siły, kondycji ani energii na zrobienie nawet połowy rzeczy na przestrzeni krótkiego weekendu, jakich dokonała ona. Dotarło do ciebie, że o ile na starzenie się nie miałaś już wpływu i czas zabiera co jego, tak na kondycję już tak, a tą od czasów młodości znacząco zaniedbałaś. Postanowiłaś więc poprawić swoją sprawność fizyczną.
Początkowo nieśmiało zaglądałaś do pustej siłowni, jedynie wtedy, gdy byłaś pewna, że nikt cię nie przyłapie. Z czasem jednak przesiadywałaś tam coraz więcej czasu, aż w końcu nakrył cię oddział specjalny na czele z twoim ukochanym. Musiałaś więc zachować zimną krew, by nie wyjść na podejrzaną. No dobra, nie chciałaś pokazać, że ci wstyd. Dlatego też, gdy zostałaś spytana, co tu robisz, odrzekłaś ze stoickim spokojem.
— Chcę nauczyć się walczyć. Wiecie, podstawowe ruchy z samoobrony. — Wyprostowałaś się z godnością.
— Ale po co się bronić, [Imię], lepiej po prostu również atakować! — Pewny głos Skippera działał ci na nerwy. Postanowiłaś jednak, że nie zirytujesz się. Wpadłaś natomiast na inny, znacznie ciekawszy pomysł...
***
— [Imię]! Wyprostuj się! — Westchnęłaś i spięłaś obolałe łopatki. Niestety, w twoim umyśle nie znajdowała się nawet iskra nadziei. Jakkolwiek zręcznych ruchów nie robiłaś, jakkolwiek precyzyjnych ciosów nie wymierzyłaś, nie byłaś w stanie pokonać Skippera. Ba, nawet go zmylić lub wyprowadzić z czujnej równowagi.
Wasz sparing przebiegał głównie w milczeniu, jednak co jakiś czas przerywało je westchnięcie któregoś z członków oddziału (jak miło im było, że to w końcu nie oni musieli się męczyć z szefem na treningu!) lub krótkie uwagi granatowookiego, które ku twojemu jeszcze większemu zirytowaniu, były najczęściej trafne. Jednak to i tak nie wyprowadziło cię z uwagi najbardziej. W pewnym momencie czułaś, że dostajesz ogromne fory ze strony swojego partnera. A mimo to... i tak nic ci to nie dało! Nawet minimalnie większej przewagi, albo chociaż wyrównania poziomu!
W końcu, wyczerpana nierówną walką, padłaś na materac, wzdychając ciężko. Nim jednak ktokolwiek zdążył to skomentować, gwałtownie wstałaś.
Podeszłaś do Skippera z ogniem w oczach, szykując w głowie zemstę idealną.
Ten, na szczęście dla twojego planu, zignorował cię, zajęty pławieniem się w przewadze. Ty jednak tylko stanęłaś lekko na palcach, by sięgnąć poziomu jego ucha/ przybliżyłaś się, mając jego ucho na dostępnej wysokości/ schyliłaś się, by zbliżyć się do jego ucha i owiałaś je swoim gorącym oddechem. Nie musiałaś szeptać, wystarczyło, że zniżyłabyś głos, bo reszta oddziału stała wystarczająco daleko i nic by nie usłyszeli. A jednak - specjalnie powiedziałaś to głośno i wyraźnie.
— Zobaczymy, czy w łóżku też będziesz taki niepokonany.
- Kowalski -
Właściwie to nie wiesz, jakim cudem wylądowaliście w sumie na wspólnym treningu.
Pamiętałaś tylko, że siedziałaś w jego laboratorium, po czym nagle spytałaś się, czy zna kogoś, kto pomógłby ci w ćwiczeniach. Nie wiesz, czy to zazdrość, czy twoje nagabywanie, mimo stwierdzenia, że wiedza jest przydatniejsza od siły, czy strach o twoje zdrowie, bo wszystko miało miejsce jakiś miesiąc po twoim porwaniu. Wiesz tylko, że jakimś cudem wylądowaliście obok bieżni, ty w staniku sportowym, on w czarnej koszulce i dresach. Widać było, że jego wzrok co jakiś czas zjeżdżał w niższe niż twoje twarz rejony, jednak postanowiłaś zignorować to. Skoro i tak był cały czerwony, oznaczało to, że jego naukowy umysł i nieprzyzwyczajone do powodzeń miłosnych serduszko już i tak cierpiały katusze. A ty mimo wszystko byłaś litościwa.
— To co, może najpierw odrobina biegu na bieżni, a potem mi coś pokażesz? — Zaproponowałaś cicho, wchodząc na bieżnię. Po chwili usłyszałaś chrząknięcie czarnowłosego, a potem szelest, gdy wszedł na bieżnię obok ciebie. Po chwili oboje zaczęliście truchtać.
***
— Chyba możemy skończyć na dziś! Jestem bardzo zadowolona. Wiszę ci przysługę, chyba w najbliższym czasie będziemy siedzieć w laboratorium! — Oddychałaś ciężko, a oczy ci się świeciły. Twój partner również wydawał się lekko ruszony. Choć jego oddech był ledwie zakłócony, a rytm serca regularny, na czole widać było cienką warstwę potu. Nie ma co - jego codzienne treningi ze Skipperem na pewno były mocniejsze niż trucht na bieżni i odrobina podnoszenia ciężarków. Oczywiście, wszystko było przeplatane naukowymi ciekawostkami czy dyskusjami na tematy dalekie od kondycji czy treningu, aż czasami sama musiałaś przypominać sobie i Kowalskiemu, w jakim celu tu jesteście.
Koniec jednak końców, nie było tak źle - na sam koniec pokazał ci nieśmiało trzy ruchy samoobronne, które ty z wielkim zapałem powtarzałaś i ćwiczyłaś. Byłaś naprawdę zachwycona.
I, choć tego nie wiedziałaś, on to zauważył. I to go zawstydzało jeszcze bardziej.
No, oczywiście przy okazji rozdmuchało ego. Ale to szczegół.
- Rico -
No dobra, mogłaś się tego spodziewać, jednak nie ukrywasz, że w głębi serca żywiłaś nadzieję na coś delikatnie innego. Zapominałaś jednak, że Rico to Rico.
Ogółem, to nie tak, że zapraszałaś swojego ukochanego jakoś specjalnie na wspólny trening. Pojawiał się obok ciebie gdy chciał, znikał gdy chciał (a czasami nawet i gdy nie chciał, bo musiał odrywać się od kochającej ciebie na rzecz misji), a jedyny problem dla niego zawsze stanowiła twoja lokalizacja. Dlatego, nie chcąc mu sprawiać problemu, zawczasu poinformowałaś go o swoich planach na najbliższe popołudnie. W końcu, po co miałabyś ukrywać zwykłe ćwiczenia?
Okazało się jednak, że twoją informację Rico zinterpretował delikatnie inaczej. Dlatego, gdy ubrana w w swój strój sportowy zjawiłaś się w siłowni, z zaskoczeniem zauważyłaś, że Rico już tam był. Ubrany w przylegającą, czarną koszulkę z poliestru i białe dresy, przeglądał ciężarki. Przełknęłaś ślinę, widząc, zarysowania jego ostro wyciosanych mięśni. O matulu, kogo ty sobie znalazłaś.
Niebieskooki szybko cię zauważył, więc uśmiechnęłaś się miło i podeszłaś.
— Lala! — Przywitał cię śpiewny okrzyk ukochanego. Po chwili rozległ się bełkot, a twoja kobieca intuicja kazała ci uwierzyć, że był to komplement.
No cóż, od ostatniego wydarzenia rozumiałaś czarnowłosego trochę bardziej. Szybko okazało się jednak, że nie zawsze, i mimo wszystko dalej, często kierowałaś się przeczuciem, które nigdy cię jeszcze nie zawiodło. Całe szczęście, kobieca intuicja to coś, na czym można polegać.
Już miałaś zacząć po kolei analizować całą sytuację, gdy nagle szelest wybudził cię z przemyśleń. To Rico, podszedł do ciężarków i wybierając chyba te najcięższe, zaczął unosić je, wyrabiając przy tym biceps. Westchnęłaś, napawając się tym widokiem, po czym sama przeszłaś pod ścianę, by wziąć dla siebie najlżejsze hantle i ustawiłaś się do ćwiczeń.
***
Zachichotałaś się, siedząc spokojnie pod ścianą.
— No rozchmurz się! — Twój perlisty śmiech odbył się od ścian pomieszczenia. - Przecież wiesz, że to doceniam! — Kontynuowałaś z uśmiechem. Kto by pomyślał, że Rico może tak bardzo się obrazić za brak podziwu dla jego siły? Na pewno nie ty. No ale, co mogłaś powiedzieć poza "wow", gdy ten cię podniósł i uniósł jak sztangę? Wiedziałaś przecież, że się popisuje, jakkolwiek niesamowite by to nie było.
Mimo wszystko, nie mogłaś zaprzeczyć, byłaś pod wrażeniem jego siły, kontroli nad mięśniami i kondycji. Zaczęłaś podejrzewać, że twój ukochany byłby w stanie powalić niedźwiedzia. A może to on nim był?
Szybko porzuciłaś tą myśl, uważając ją jednak za szalenie zabawną. Koniec końców, trening wyszedł idealnie.
Gdyby tylko twój ukochany zwracał mniejszą uwagę na twoją tylną część ciała, byłabyś wdzięczna. Co prawda, schlebiało ci to, ale było zawstydzające.
- Szeregowy -
Ujmę to tak: jeśli wspólne wieczory haftowania , gdzie pomagaliście sobie wzajemnie się liczą, to ćwiczyliście regularnie. Jeśli jednak nie, to twoje zasługi dla zdrowia fizycznego znacząco spadają i warta wspomnienia jest jedynie jedna sytuacja.
Był to pewien słoneczny poranek, gdy postanowiłaś, tchnięta przedziwną determinacją, pobiegać. Czy to piękna pogoda, czy czytany ostatnio w gazecie artykuł o zdrowym stylu życia - nie wiedziałaś. Mimo wszystko jednak znalazłaś swoje spodnie sportowe, używane raczej do siedzenia przed kanapą i wbiłaś się w nie.
Jednak gdy już miałaś wychodzić, nagle usłyszałaś dzwonek do drzwi. Spojrzałaś na zegar - nikogo się o tej porze nie spodziewałaś. Podeszłaś więc do drzwi i otworzyłaś je powoli. Po chwili jednak dostrzegłaś znajomą sylwetkę i niebieskie oczy, dlatego z uśmiechem rozchyliłaś drzwi szerzej.
— Witaj! Nie spodziewałam się ciebie tutaj — podrapałaś się po policzku zakłopotana, mając nadzieję, że mężczyzna nie odebrał tego jako odtrącenia. — Właściwie, to wybierałam się na poranny jogging. Co o tym sądzisz?
***
— S-szeregowy?
— Hm?
— C-czy mógłbyś trochę zwolnić? Obawiam się, że nie jestem w stanie za tobą nadążyć — uśmiechnęłaś się nikle na sekundę, po chwili znowu oddychając ciężko. Nie umiałaś ukryć sapania, nieważne, jak bardzo się starałaś. Twoje nogi załamywały się pod tobą, a płuca prawie piekły. Rzeczywiście, to była przebieżka dla relaksu. 100%.
Jakim cudem jedząc więcej słodyczy od ciebie ten mężczyzna utrzymywał tak dobrą kondycję? Przecież to niesprawiedliwe!
Gdy jednak czarnowłosy usłyszał twoją prośbę, natychmiast gwałtownie zwolnił, zaczynając wręcz iść. Dzięki temu w końcu dogoniłaś go. Położyłaś więc rękę na jego ramieniu.
— M-może skończy na dziś? — Zaproponowałaś, a gdy błękitnooki się zgodził i w końcu stanęliście, odetchnęłaś z ulgą. Oparłaś głowę o pobliską ścianę i położyłaś dłoń na jego ramieniu, w duchu postanawiając, że od dzisiaj nawet nie próbujesz wyjść poza ramy szydełkowania.
— Wiesz, [Imię]? Chyba j-jestem trochę zmęczony. Wracajmy do mieszkania.
Doskonale wiedziałaś, że kłamał i po prostu wie, jak bardzo wyczerpujące to dla ciebie było. No proszę, nasz słodziak widzi więcej niż się wydaje.
— Jak uważasz. Wiesz co? Chyba zostanę przy karmelowych cukierkach i Słodkorożcach. Wtedy przynajmniej wiem, że oboje czerpiemy z tego przyjemność.
***
spóźniony o miesiąc i nie najlepszej jakości, ale halo, nie przejmujemy się! to po prostu wrzesień uderza w twarz bólem i zmęczenie, jak zwykle.
help(bo nawet rozmowa działa cuda): Spiesel21, cYuriko, istigatora
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro