Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| gdy cię zdradza |

good morning!

rozdział jako pomysł od: Szmatabezuczucia

trochę angstu. dalej uczę się go pisać, ale zmęczenie pomaga wprowadzić się w wystarczająco podły nastrój, w sam raz do takiej tematyki.

no i wiadomo, rozdziały nie są zbyt chronologicznie ustawione a ten w ogóle - nie należy do reszty, i zarówno wcześniej, jak i później, w żadnym innym scenariuszu nie będzie tej wersji rzeczywistości, w której cię zdradził.

"Jest pewna granica, po której przekroczeniu nie ma odwrotu."

- Skipper -

Szybko zrozumiałaś, że coś jest na rzeczy. W końcu nie byłaś głupia, widziałaś co się z nim dzieje.

To była misja inna od poprzednich. Tym razem nawet dla ciebie informacje o jej celu były utajnione. Mieli działać po przykrywką w Ameryce Południowej przez prawie kwartał, bo ponad dwa miesiące. Rozdzieleni, w czterech różnych punktach. Wiedziałaś, że Skipper wylądował na turystycznym wybrzeżu Kolumbii, otoczonym pałacami i plażami. 

Ale nie wiedziałaś, że to mu będzie wystarczało...

***

Gdy w końcu wrócili, zachowywał się bardzo dziwnie. Ubrania w jego walizce pachniały piaskiem i damskimi perfumami, chociaż przecież przez tak długi czas wyjazdu musiał prać je wielokrotnie. Skoro dalej jednak woń się nie sprała, musiała wryć się w ubrania, otaczając je przez długi czas...

Próbowałaś delikatnie spróbować do niego dotrzeć. Pytałaś się niejednokrotnie o różne drobnostki z akcji. Starałaś się nadrobić stracony czas, zbliżyć się.

On jednak odtrącał cię. Z niepokojem, graniczącym wręcz z przerażeniem zauważyłaś, że już nie chce twojej uwagi. Ze zniknął błysk w oczach, z jakim na ciebie patrzył, że zdystansował się do ciebie, jakby przestając postrzegać cię jako swoją partnerkę.

Wtedy od razy pojawiły się w twoim umyśle podejrzenia zdrady. Nie chciałaś jednak rzucać oszczerstwami, skoro mogła to być zwykła trauma po misji, coś, co mogło minąć z czasem.

Wtedy jednak okryłaś coś innego. Coś, co nie pozostawiało wiele złudzeń i wycisnęło z ciebie tyle łez, że przed tydzień chodziłaś spuchnięta.

Listy i szminkę w walizce mężczyzny.

Przez długi czas patrzyłaś się na treść, napisaną na papierze. Niektóre były napisane w języku angielskim, inne w hiszpańskim. Do niektórych dołączone były zdjęcia. Wyglądały tak... sielankowo. Wielokrotnie były w nich czułe określenia, opisy dnia i tęsknoty - ostatni list nosił nawet ślady łez i pisał o tym, jak bardzo będzie tęsknić za relacją.

Nie wiedziałaś, co cię podkusiło. Przecież równie dobrze mogły być bezwartościowe.

Mogły. Ale nie były.

***

 Wzięłaś je do domu i całą noc czytałaś. Dowiedziałaś się z nich wielu rzeczy. Wiedziałaś już, gdzie osadził się czarnowłosy i jak cały ten romans się zaczął. Listów po hiszpańsku nie tłumaczyłaś, oszczędzając sobie bólu. Te w ojczystym języku wystarczyły ci. Poznałaś imię tej kobiety - Marie. Jego informatorka, z którą widział się co kilka dni, a podczas rozłąki pisali ze sobą.

Gdy ostatnie słowa zostały przez ciebie odczytane, było już ciemno. Zasłoniłaś usta, nie chcąc budzić swoich sąsiadów głośnych płaczem. Nie mogłaś jednak powstrzymać ponurych myśli, z których jedna bolała cię najbardziej.

Skipper dał jej normalny związek. Pełen słońca, czułości i humoru. Coś, czego ty nigdy od niego nie dostałaś.

Przymknęłaś oczy wyczerpana. Pewnie już odkrył, że nigdzie nie ma listów i koralowej szminki. 

Czeka cię konfrontacja, w której nie będzie już miejsca na sentymenty.

Czy miałaś do niego wyrzuty? Czy może jednak miałaś wyrzuty do siebie?

Chyba tak; sądziłaś, że potrafisz oczarować w sobie kogoś na tyle, by jednak uczynić go lojalnym. Najgorsze jest jednak, że akurat po nim nigdy się tego nie spodziewałaś...

***

— O czym ty mówisz? [Imię], nie wygłupiaj się!

— Skipper, przestań. Widziałam listy i wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę. 

Odpowiedziało ci milczenie. Granatowooki nie patrzył ci w oczy, jednak dalej trzymał wyprostowaną postawę, jakby mimo wszystko był pewny siebie; jakby mimo wszystko wcale tak bardzo nie żałował.

- Kowalski -

Nie sądziłaś, że tak szybko go utracisz. I to przez Doris...

Wasz związek był stosunkowo młody, w końcu trwał nieco ponad rok. Wystarczyło to jednak, byś czuła się kochana i nie zamartwiała się jego nietrwałością. Jakże się jednak myliłaś.

Na początku nie było tak źle. Już z początku twojej relacji dowiedziałaś się o Doris, niebieskookiej kobiecie, nieszczęsnej miłości Kowalskiego. Gdy jednak zakochaliście się w sobie pomyślałaś, że mężczyzna porzucił niezdrową obsesję na jej punkcie i "odkochał" się w niej. W końcu przecież tworzyliście całkiem udany związek i Kowalski pokazywał ci, jak bardzo mu na tobie zależy. Nie czułaś się, o ironio, zagrożona.

Wszystko zaczęło się, gdy twoja poprzedniczka odezwała się do Skippera, prosząc go o pomoc. Dowiedziałaś się o tym przed Kowalskim, na początku nie wiedząc o co chodzi. Racja, było to dla ciebie niewygodne, ale co się miało przecież stać, prawda?

No i stało się. Sama reakcja niebieskookiego na wiadomość, że odezwała się jego, jak myślałaś, dawna miłość była niepokojąca. A to był dopiero początek.

Czarnowłosy szybko się w cała sprawę zaangażował. Ty jednak też wzięłaś, choć całkowicie nie planując tego, udział w sprawie. Nie sądziłaś jednak, że sprawi ci to tyle bólu. Patrzyłaś na miłość - jednak nie na taką, którą chciałaś kiedykolwiek dostrzec.

Zakochany wzrok Kowalskiego sprawiał ci mnóstwo bólu, zwłaszcza, że był skierowany w stronę pięknej niebieskookiej. Długo wmawiałaś sobie, że to tylko krótkie zauroczenie, powrócenie do dawnego marzenia na krótki czas. Szybko jednak nawet tej wersji nie mogłaś się spokojnie trzymać. Nie gdy czarnowłosy zanosił jej kwiaty i listy. A pod koniec całej akcji...

Ujrzałaś ich całujących się w ciemnym korytarzu. W życiu nie widziałaś go tak szczęśliwego.

A przynajmniej nie przy tobie. I to chyba niszczyło cię najbardziej, bo zaczynałaś rozumieć.

***

— [I-imię], ja... — Kowalski nie umiał spojrzeć ci w oczy, choć bardzo chciałaś, by to zrobił. Może wtedy zobaczyłabyś jakiś żal, smutek, a może ulgę? Teraz jednak nie mogłaś i wydał ci się przez to pusty, a sama poczułaś się niewartościowa.

— Byłam substytutem, prawda? Zastępstwem dla prawdziwej miłości. Byłam drugą opcją... — gdy zauważyłaś, że chce ci przerwać, szybko dokończyłaś. — Nie winię cię za to.

Poczułaś jego zaskoczony wzrok na sobie. Oczy, które jeszcze kilka tygodni temu patrzyły na ciebie z miłością, teraz nie miały jej w sobie ani grama. Przynajmniej nie dla ciebie.

— Najbardziej winie siebie. Nie mogłam cię w sobie wystarczająco rozkochać — zaszlochałaś. Schowałaś twarz w dłoniach. Nie byłaś w stanie dłużej udawać silnej.

Po chwili usłyszałaś kliknięcie drzwi. Kowalski wyszedł, nie wiedząc jak zareagować.

- Rico -

Bardzo się zawiodłaś na Rico.  

Wasz związek różnił się delikatnie i miałaś tego świadomość. Choćby ze względu na problemy z mową czarnowłosego, a może jego charakter. Wiele granic między tym, co odpowiednie, a tym, co złe, było zatarte. 

Była jednak jedna, jedna granica która była nietykalna. Stała, oczywista i niemalże święta.

Granica zdrady.

I naprawdę nigdy nie sądziłaś, że czarnowłosy tak brawurowo ją przekroczy... 

Pracowałaś do późna w biurze, w końcu zasypiając na biurku. Dlatego, gdy się obudziłaś, był już środek nocy - a jedyne co oświetlało ten pusty budynek to twoja lampka. Z westchnieniem, ignorując ból w krzyżu, schowałaś wszystkie dokumenty i wyłączyłaś swój komputer. Powoli ruszyłaś w stronę mieszkania, ze znudzeniem przejeżdżając wzrokiem w ciemności, doszukując się znajomych lub nie, kształtów. Przez twoją głowę przemykało wiele myśli: o pracy, o nadchodzących dniach, czy nawet o ukochanym, który dzisiaj miał wyjść do baru.

W końcu dotarłaś na klatkę, prowadzącą do twojego, jak i wielu innych mieszkań. 

Od samych drzwi wydało ci się, że słyszysz coś dziwnego, przypominało to coś na wzór sapania i cichego szelestu. Następnie lekko zarumieniłaś się, gdy przypomniałaś sobie, co wydaje takie dźwięki - całująca się para. Pomyślałaś, że któryś z agentów spędza czas o tej porze bardzo aktywnie.

Po chwili jednak rozbawienie szybko wyleciało ci z głowy, a rumieniec zmienił się w trupią bladość, gdy migoczące na schodach światło rozbłysło pod wpływem twojego uderzenia palcami w kontakt.

Jedną z całujących się osób był Rico. A drugą na pewno nie byłaś ty.

***

Poczułaś nagle, jakby grunt usunął ci się spod nóg. Nieznajoma ci kobieta zauważyła cię, jednak po jej wzroku wywnioskowałaś, że była zbyt pijana, by się tym przejąć. Ty jednak podeszłaś do nich, by chociaż dać znak mężczyźnie, że widziałaś co zaszło.

Ten również był pijany, do czego łatwo doszłaś, widząc jego niezdarne ruchy i zamglony, podobnie jak w przypadku jego towarzyszki, wzrok.

— [Imię] — starał się coś wybełkotać w nikłym uśmiechem na ustach. Ty jednak pokręciłaś niedowierzająco głową. Nie wiedziałaś, co ze sobą zrobić. 

        To wydało ci się absurdalne.

— Nie przeszkadzajcie sobie — tyle tylko dałaś radę wycedzić. Pospiesznym krokiem ruszyłaś do drzwi, chcąc uciec od całej tej sytuacji. Wiedziałaś, że była to przedziwna reakcja na zdradę, ale... no właśnie. Ale tylko na tyle miałaś siłę. 

       Gdy trzęsącymi rękami przekręcałaś w zamku kluczyk usłyszałaś, jak wrócili do pocałunku. Było to swego rodzaju ponurym, ironicznym dopełnieniem.

      Poczułaś, jak twoje serce rozpada się na kawałeczki. Jedyna granica.

Czy mając kogoś takiego jak ciebie za partnerkę... czy naprawdę tak łatwo ją przekroczyć? Zaczynałaś żałować, że nie powiedziałaś im czegoś więcej. Że nie zrobiłaś awantury. Że nie zaczęłaś wrzeszczeć? Przecież stojąc tam mogłaś zrobić wszystko, dlaczego zabrakło ci głosu? Dlaczego zabrakło ci brawury i wściekłości?

     Tylko, czy to by coś zmieniło?

Najbardziej chyba żałowałaś, że dałaś się rozkochać i sponiewierać w ta głupi sposób. Zdrada po pijaku. Tylko to nawiedzało na ten moment twoje myśli. Patrzyłaś na siebie w lustrze, zapłakaną i zrozpaczoną. 

Rico zawsze przekraczał granice.

Ale nigdy nie miał przekroczyć tej.

- Szeregowy -

Myślałaś, że taka sytuacja nie grozi ci przy Szeregowym. Przecież on był taki kochany, uczciwy, taki... lojalny.

I tak ci się wydawało przez naprawdę długi czas. Może dlatego zignorowałaś wszystkie podprogowe znaki i flagi... i może dlatego obudziłaś się, gdy nie było już odwrotu.

Gdy ujrzałaś go. Gdy jego oczy mu się świeciły, a policzki były lekko zaczerwienione. Gdy... 

Gdy odrywał się właśnie od ust innej kobiety.

Początkowo niezbyt byłaś w stanie w to uwierzyć. Pomyślałaś nawet, że oczy płatają ci figla, a to był jakiś inny agent, w pełni pochłonięty swoim pocałunkiem z pielęgniarką ze skrzydła szpitalnego. Przecierałaś oczy, mrugałaś, jakby starając się pozbyć zjawy, nie prawdziwego widoku. On jednak, jak można się było domyśleć, nie znikał.

— Szeregowy? — Jęknęłaś w końcu, dając parze znać, że tu jesteś.

***

Gdy stałaś na przeciwko błękitnookiego, nie mogłaś uwierzyć, że to dalej ta sama osoba, w której się zakochałaś. 

— J-ja miałem ci powiedzieć — mężczyzna przemówił podwyższonym głosem. Ty jednak zdawałaś się nie widzieć poczucia winy w jego oczach, zbyt rozproszona śladem po błyszczyku tamtej na ustach agenta. 

— Co takiego miała, czego ja nie mogłam ci zapewnić? — Spytałaś, a łzy zebrały ci się w kącikach oczu. 

Tylko, czy chciałaś znać odpowiedź?

***

Po czasie już wiedziałaś, że to nie stało się od razu. Nie przyszło znikąd. Że od dawna chodził przygaszony; nie chciał twojej bliskości, a dodatkowo zamiast odwiedzać ciebie, znikał w tajemnicze miejsca. 

Dodatkowo ciągle miał ten rozmarzony, ale równocześnie przepraszający wzrok. Ty jednak nie dostrzegałaś tego, sama czując się tym związkiem spełniona.

— Dlaczego to zawsze musi być tak głupio niespodziewane? — Mruknęłaś, patrząc w kubek wypełniony kawą. Od tamtego momentu nie byłaś w stanie nawet spojrzeć na herbatę. — Człowiek myśli, że wszystko jest dobrze. Że wysyłając ukochanego do skrzydła szpitalnego uratuje go od bólu skaleczonego palca. A nie utraci na zawsze.

Spojrzałaś w sufit, a poczucie beznadziejności ogarnęło twój umysł. Kobieta podobna do anioła w swej słodyczy odebrała ci Szeregowego, a ty, zamiast czuć się zdradzona, czułaś się temu winna.

=======================

hello and welcome, my dear friends!

angst taki mały tutaj się pojawił - nie zamierzałam go zbytnio nigdy wypuszczać: głównie dlatego, że miałam go nigdy nie dokończyć.
stało się jednak - i nie mówię tutaj o zdradzie, a o moim parszywym humorze, który mi to umożliwił. obiecuję, że następnym razem postaram się rzucić coś weselszego, albo chociaż bez żadnych śmierci/zdrad/łez smutku.

=

Mam wrażenie, że nie wszystko poszło po mojej myśli w tym rozdziale, ale mimo wszystko czekam na waszą opinię - kto był najlepszy? kto najgorszy? przy kim ścisnęło was za serce?

a może zwaliłam i mam się na wieki odsunąć od angstu i dramatyzmu?

czekam!

a tymczasem - byebye!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro