9.
— Wyglądasz dzisiaj na dziwnie radosną, jak jeszcze od ponad dwóch miesięcy cię nie widziałem — stwierdził Michael, gdy szliśmy na przesłuchanie Andrew.
Machnęłam ręką.
— Wydaje ci się. Po prostu cieszę się z aresztowania, nic takiego.
Clifford jednak nie przestawał przypatrywać mi się z uwagą.
— Nie, wydaje mi się, że chodzi tu o coś innego.
Wskazałam na niego aktami, zanim nacisnęłam klamkę do pokoju przesłuchań.
— Właśnie. Wydaje ci się. — Po czym weszłam do środka, w ogóle nie kryjąc uśmiechu satysfakcji.
— Tak naprawdę nie wiem, po co marnujemy swój czas, skoro dowody wyraźnie wskazują na twoją winę — stwierdziłam, nachylając się w stronę mężczyzny.
— Zatem wypierdalaj, bardzo dobrze wiesz, gdzie są drzwi.
Zacmokałam.
— Ja bym uważała, o obrazę funkcjonariusza policji bardzo łatwo.
— Przejdźmy do konkretów — zaczął Michael. — Nie będziemy pytać, czy to zrobiłeś, bo jak moja koleżanka zauważyła, dowody cię skazują. Zapytam się raczej, dlaczego to zrobiłeś.
— Nie byłaś dziewczyną mojego syna? — Hemmings zwrócił na mnie swoją uwagę.
Skrzyżowałam ręce na piersi.
— Owszem — odparłam krótko.
— Przez ciebie skończył w więzieniu — warknął.
Pokręciłam głową.
— Nie, nie, nie. Jedyną osobą winną za to, był sam Luke. Tak samo, jak jedyną osobą winną za zabicie jego, jesteś ty. Zatem, dlaczego to zrobiłeś?
— Pieprz się — wysyczał.
Wymieniliśmy z Michaelami spojrzenia. Będzie trudniej, niż myśleliśmy.
Po pół godziny maglowania nadal nie byliśmy w stanie nic z niego wyciągnąć, dlatego sobie na dzisiaj odpuściliśmy.
— Nic nie powiedział? — zapytał Calum, gdy wróciliśmy do siebie. Rzuciłam sfrustrowana teczką.
— Oprócz kilku przekleństw, obrażających również mnie, to nie. I wątpię, że cokolwiek powie, choć dowody i tak pokazują prawdę. Także nie mamy się o co stresować.
Hood przyglądał mi się z uwagą.
— Promieniejesz radością dzisiaj — stwierdził.
Uniosłam ręce z oburzeniem.
— Co wy macie z tą radością dzisiaj. Jak nie Cherry rano, to Michael. Jak nie Mike, to ty.
— Po prostu przez ostatnie dwa miesiące było widać, jak coś zjada cię od środka, powoli i systematycznie, a dzisiaj wyglądasz, jakbyś się całkowicie pozbyła tego ciężaru.
— Jakże poetycko — zakpiłam. — Ja żadnej różnicy nie widzę, także na waszym miejscu polecałabym okulistę.
— Przed nami nic nie ukryjesz. Co się wydarzyło? — dopytał Michael.
— Nic — odpowiedziałam, stawiając nacisk na każdą poszczególną głoskę. — Dzisiejsze spotkanie nadal aktualne, mam nadzieję.
— Oczywiście, że tak. Jesteśmy wręcz zaskoczeni, że sama to zaproponowałaś — stwierdził Calum.
— Mam wam coś do powiedzenia i chciałabym to zrobić przy wszystkich.
— Co? — dopytał zaciekawiony Michael.
Uśmiechnęłam się złośliwie w jego stronę.
— Dowiesz się po południu.
Przyjaciele powoli zbierali się w salonie, zajmując wolne miejsca, a ja w tym samym momencie szukałam odpowiedniej ilości kieliszków do wina i korkociągu. Gdy w końcu postawiłam wszystko na stoliku i sama zajęłam miejsce na fotelu, wszyscy, a już zwłaszcza Cal i Mike utkwili we mnie zaciekawione spojrzenie.
— Mówiłaś, że masz nam coś do powiedzenia.
Kiwnęłam głową, usadawiając się wygodniej.
— Owszem — zaczęłam. — W trakcie sprawy Queen dostałam propozycję dołączenia do FBI. I patrząc na obecną sytuację, postanowiłam na jakiś czas to zrobić. Nie na całe życie, za bardzo was kocham, żeby was opuścić, żeby zrezygnować z życia i pracy z wami, ale... potrzebuję zmiany otoczenia. Obecnie mam wrażenie, że się tutaj duszę. Może to będzie kilka miesięcy, może to będzie rok, może dwa, ale obiecuje, że nie za długo. Po prostu potrzebuję w końcu odetchnąć pełną piersią.
Wszyscy patrzyli na mnie z szokiem wypisanym na twarzy. Wyglądali prawie jak posągi.
— No dobrze... skoro... taka jest twoja decyzja... — wymamrotał zszokowany Calum, nadal próbując przyjąć do wiadomości to, co właśnie powiedziałam.
Wszyscy odwrócili się na nagłe kroki na schodach. Wszyscy z jeszcze większym szokiem na twarzy oprócz mnie. Natomiast ja schyliłam głowę, szeroko się uśmiechając, próbując się nie śmiać.
— Naprawdę jej uwierzyliście? Wcisnęłaby wam największy kit, a wy i tak byście jej uwierzyli — zakpił Luke, opierając brodę o moją głowę i obejmując mnie.
— O kurwa — powiedział tylko Michael, ewidentnie nie wierząc własnym oczom. Tak naprawdę wypowiedział myśli całej piątki.
— Ale... przecież... on... ty... — Calum próbował zadać jakiekolwiek pytanie wyjaśniające całą sytuacją, ale szok uniemożliwił mu to.
— Co ja? A, że martwy byłem? Jak widać, nie do końca — stwierdził blondyn, siadając na oparciu obok mnie. Automatycznie oparłam o niego głowę, w którą szybko mnie pocałował.
— Ja już dzisiaj nie piję — wymamrotał Ashton, odstawiając kieliszek na stolik.
Dwa dni wcześniej...
Włożyłam klucz do zamka, przekręcając go w odpowiednią stronę, lecz nie chciał iść dalej, jak tylko do połowy. Z duszą na ramieniu pociągnęłam za klamkę, tym samym odkrywając, że drzwi są otwarte, a nie powinny być, zwłaszcza że moja współlokatorka była dzisiaj poza miastem. Weszłam do domu, od razu zapalając światło, najpierw w korytarzu, a później w salonie. I właśnie w tym drugim pomieszczeniu, swobodnie na kanapie siedział nie kto inny, jak Luke Hemmings we własnej osobie. Pozwoliłam kluczom i torebce opaść na podłogę z największego zaskoczenia mojego życia, bo miałam przed sobą ducha, dosłownie. Wbiłam sobie paznokcie w dłoń, aby się upewnić, czy to na pewno nie był sen, ale gdy poczułam ból, od razu uznałam, że nie śpię.
— Nie przywitasz się ze swoim chłopakiem? — zapytał mężczyzna z zawadiackim uśmiechem na twarzy, wstając z siedzenia.
— Powiedz jedną rzecz o mnie, o której wiesz tylko ty i nikt inny — poprosiłam ostrożnym tonem. Każdy mógł się podrobić na Luke'a, a ja potrzebowałam mieć potwierdzenie, że to on. Zwłaszcza że kilka miesięcy temu sama go zidentyfikowałam i pochowałam.
— Masz na pupie bliznę po ugryzieniu psa w kształcie...
— Okej, starczy mi — przerwałam mu, nadal nie potrafiąc oderwać wzroku od blondyna. Podeszłam do niego bliżej, delikatnym gestem dotykając jego twarzy, brwi, nosa, ust. To naprawdę był on, nikt inny.
Z wściekłości zaczęłam uderzać go w klatkę piersiową.
— Nienawidzę cię kurwa mać — warknęłam, nie przestając go bić. — Czy ty wiesz, przez co ja przeszłam? Ile załamań nerwowych miałam? Ostatnie dwa miesiące leciałam na lekach uspokajających i nasennych, śniłeś mi się w koszmarach. Byłam w jednej wielkiej rozsypce, na dodatek byłam podejrzewana o twoją śmierć i osobiście musiałam prowadzić śledztwo w tej sprawie, żeby ktoś przypadkiem nie wpadł na pomysł, by mnie o to oskarżyć. Jesteś. Pieprzonym. Skurwysynem. Mogłeś mnie jakoś uprzedzić!
— Przepraszam — powiedział tylko skruszonym tonem.
Przestałam go bić i spojrzałam mu prosto w oczy, które rzeczywiście miały przepraszający ton.
Znienacka wtuliłam się w niego mocno, czując, jak do moich oczu napływają łzy.
— Nie rób mi tego już nigdy więcej, bo drugi raz twojej śmierci nie przeżyję.
— Obiecuję, że to się już więcej nie wydarzy — zapewnił mnie, gładząc delikatnie po plecach w geście uspokojenia. — A jeśli już, to jak już będziemy starymi, pomarszczonymi dziadkami, ale wtedy cię uprzedzę.
— Dobra — wymamrotałam, nie przestając z całych sił przytulać się do mężczyzny.
— Ale jakim cudem? — wydusił z siebie Michael. — Sam widziałem twoje ciało w prosektorium, sam byłem na pogrzebie.
— Jak my wszyscy w sumie — dodał Cal.
Spojrzałam na dziewczyny, które wpatrywały się w Luke'a jak w obrazek. Widziały go tak naprawdę pierwszy raz w życiu. Ich twarze miały tak zabawny wyraz, że nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać. Wstałam z fotela po dodatkowy kieliszek, w międzyczasie próbując ukryć moje rozbawienie.
— To nie jest zabawne! — krzyknął za mną Ashton.
— Teraz jest, jak dwa dni temu weszłam do domu i zobaczyłam jego, to myślałam, że sama umarłam albo zwariowałam.
Luke nadal przysłuchiwał się temu i przypatrywał z rozbawionym uśmiechem, bez słowa.
— Wytłumacz nam to jakoś, bo nie mogę tego pojąć, skoro Chloe nic nie wiedziała i nawet ona nie potrafiła tego odkryć — poprosił Irwin.
— To dość... długa historia — oznajmił, zajmując moje miejsce.
Hood zrobił niejednoznaczny ruch ręką.
— Mamy czasu, mnóstwo.
Usiadłam na oparciu, podobnie jak Luke wcześniej, opierając się o niego.
— Cytując moją dziewczynę, zacznijmy od początku — zaczął, kładąc rękę na moim udzie. — Ojciec „polował" na mnie już od dłuższego czasu. Nie dość, że gdzieś podświadomie obwiniał mnie o śmierć mojej mamy, to w momencie, gdy zacząłem zabijać, uznał, że to pewnie ja ją zabiłem, czego, oczywiście, nie zrobiłem i nie byłbym w stanie zrobić. Uznał, że najlepszym sposobem będzie wyeliminowanie mnie, dlatego też upozorował swoją śmierć, aby nikt nie podejrzewał jego. Byłem świadomy, że gdzieś tam jest on, czyhający na mnie, lecz byłem pod takim wpływem choroby, że miałem to gdzieś. Nie zmienia to jednak faktu, że aresztowanie przyjąłem poniekąd z ulgą, bo tam nie mógł mnie dosięgnąć.
— Dlatego też nie chciał się powołać na karb niepoczytalności. Musiałby opuścić więzienie, wbrew pozorom jedyne bezpieczne miejsce — wtrąciłam, zanim wzięłam łyk wina. Jako pierwsza, bo cała reszta była tak zaciekawiona i zafascynowana opowieścią, że nie w głowie był im alkohol.
— Dokładnie tak. I dlatego tez nie chciałem, żeby Chloe miała wyrzuty sumienia, bo odrobinę mnie tym uratowała. Gdyby nie ona, pewnie naprawdę bym zginął, a tak to miałem czas, by ułożyć plan. Wracając zatem do opowieści, ucieczka z więzienia była zaplanowana, gdyż plan był już wtedy gotowy. Ojciec wiedział, że jestem na wolności, także dzięki temu, że wasi sąsiedzi widzieli mnie tutaj i był również świadomy tego, że długo tu nie pobędę, śledził mnie. I ja sam o tym wiedziałem. Przewidziałem moment ataku. Miałem przygotowane tabletki, pozorujące śmierć, byłem ugadany z prosektorem, że gdy dostarczą moje ciało, mam wyglądać jak trup. I najważniejszy był punkt, że Chloe nie może wiedzieć. Wiem, jak bardzo moja śmierć złamie jej serce, ale tylko tak była w stanie dojść do dowodów i mojego ojca. Wziąłem te tabletki wcześnie, wiedziałem, że jak zaczną działać, to będzie to akurat w takim momencie, że będzie to wyglądało realnie.
— I tak było — wyszeptałam.
Luke rzucił mi szybkie, przepraszające spojrzenie.
— Ciało w trumnie to byłem naprawdę ja, do momentu. W pewnej chwili trumny zostały zamienione i zakopana została pusta trumna. Ja w tym czasie się ukryłem, dając wam pracować, a jednocześnie poddając się operacji, żeby być w końcu zdrowy i nie być nazywany boidupą.
Przewróciłam oczami na jego słowa.
— I tak nią jesteś — stwierdziłam, za co dostałam z łokcia w żebra.
— Został także na nowo przeprowadzony proces, po pokazaniu dokumentów medycznych i tych potwierdzających, że spędziłem pewien czas w więzieniu, zostałem uniewinniony. Jestem wolnym człowiekiem. Oczywiście na zawsze z łatką, ale to już co innego. Na bieżąco patrzyłem, jak idzie wam śledztwo, a na początku was naprowadziłem, bo nie chciałem, by to śledztwo trwało za długo. Chciałem, żebyście poznali całą prawdę jak najszybciej, ale jednocześnie nie mogłem ryzykować, że osoby niepożądane odkryją całą tę przykrywkę. I oto cała historia.
— O ja pierdolę, ale mam teraz mętlik — wymamrotał Michael, ściskając sobie głowę. — I czuję się trochę wykorzystany, żebyś to wiedział, Hemmings.
Luke uniósł ręce w obronnym geście.
— Jestem tego jak najbardziej świadomy. I przepraszam was za to, ale gdyby nie to, nie doszedłbym do tego miejsca, nie byłbym wolny i nie poznałbym miłości swojego życia.
Na te ostatnie słowa objął mnie w pasie. Adelaide westchnęła z rozczuleniem.
— Ta tęsknota strasznie cię roztkliwiła — stwierdziłam, mierzwiąc jego włosy. Spojrzał na mnie ukosem z uniesioną brwią.
— A ciebie nie.
— Jesteście tacy uroczy — stwierdziła Addy, patrząc na nas z radością. — I najważniejsze jest to, że Chloe będzie w końcu szczęśliwa, strasznie to przeżywała.
— Był martwy, dziwne, jakbym tego nie przeżywała — powiedziałam z oburzeniem.
— Obiecałem, że już więcej tego nie zrobię — dodał blondyn.
— A tylko byś spróbował, to osobiście bym sprawiła, że byłbyś martwy.
— Co macie zamiar teraz dalej zrobić? Chloe nie dołącza do FBI, prawda? — upewniła się Viola.
Parsknęłam śmiechem.
— Nie, to był tylko taki mały, zwodniczy gest. Nadal będę im czasem pomagać, ale nie jadę tam na stałe, zostaję tutaj.
— Na rozmowy o przyszłości poświęciliśmy chyba całą pierwszą noc po moim powrocie...
— Żeby tylko na tym — wtrącił Mike, za co zmroziłam go wzrokiem.
— ...i już dawno podjąłem decyzje o złożeniu papierów na psychologię, zobaczymy, jak to dalej pójdzie.
— Kiedy ślub? — zapytała znienacka Addy. Parsknęliśmy śmiechem z Hemmingsem.
— W przyszłości, ale to jeszcze trochę. Na razie musimy się nauczyć żyć i współpracować razem, jesteśmy ciekawi, jak to wyjdzie. Póki co nie planujemy zamieszkać razem, to też jest gdzieś w przyszłości, ale chcemy zacząć tak, jak powinniśmy byli zacząć
— Wy i wasze charaktery? Będzie zabawnie — stwierdził Clifford. — I będę się przyglądał temu z ciekawością.
— Nigdy nie wyjdę chyba z podziwu — powiedziała Cherry, odzywając się pierwszy raz od dłuższego czasu. — Oboje jesteście geniuszami, dobraliście się idealnie.
Wzruszyłam ramionami.
— Tak już mamy.
— Chyba serio muszę się napić, bo nadal w to nie wierzę — stwierdził Michael, nalewając sobie alkoholu.
— Z czasem uwierzysz — orzekł Luke.
Clifford dolał każdemu do kieliszków.
— Za rozwiązanie sprawy, za to, że Luke jest żywy i za to, że nasza parka jest szczęśliwa — ostatnie słowa wypowiedział z ironią, lecz widać było, że cieszy się tym, że nie muszę przezywać żałoby, a zamiast tego mogę być naprawdę szczęśliwa. Pokazał mu język z uśmiechem.
— Na złość tobie będę szczęśliwa — powiedziałam z sarkazmem.
— A bądź!
// Hihihi //
// To jeszcze nie koniec, teraz będzie kilka takich rozdziałów z Chloe i Lukiem, albo wpieprzę jeszcze jakieś fajne śledztwo, kto wie. Na razie będzie odrobina przerwy, bo zaliczenia, sesja i takie tam, co nie //
// Czekam na waszą reakcję, jestem tego tak ciekawa //
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro