8.
— Musimy jeszcze raz omówić plan działania, tak, aby wszystko poszło zgodnie z nim — powiedział od razu na wstępie Calum, tworząc wideokonferencje, tak bardzo u nas ostatnio powszednie.
Przewróciłam oczami, nie przerywając robienia makijażu.
— Przecież znamy go na pamięć, nie rozumiem, po co omawiać go po raz kolejny. Albo wiem dlaczego! Bo pierwszy raz to nie Calum będzie wszystkim dowodził z zewnątrz, tylko będzie w środku wydarzeń!
— Nieprawda, to nie o to chodzi — wymruczał brunet, ale prawdę widać było gołym okiem, dlatego też uśmiechnęłam się z satysfakcją.
— Sory stary, ale, po pierwsze, lepiej się prezentujesz w garniturze niż ja, a po drugie, to los cię wyruchał i przegrałeś w rzucie monetą.
— Czy możemy przestać rozmawiać o moich podobno prawdziwych motywach i o szczęściu, którego wbrew pozorom mam dużo i jeszcze raz omówić plan, żebym był spokojniejszy.
— I żeby mógł w końcu włożyć ten garnitur, bo chcę się napatrzeć? — wtrąciła się do rozmowy Adelaide, delikatnie roztrzepując włosy bruneta, na co fuknął z irytacją, poprawiając fryzurę.
— Zgoda, dla świętego spokoju każdego z nas przedyskutujmy to jeszcze raz — powiedziałam, chwytając pędzel od pudru. — Przyjeżdżasz po mnie o wpół do ósmej, jedziemy do hotelu, w którym ma się odbyć bankiet. W momencie, gdy my krążymy, próbując się wpasować w towarzystwo, a ja zabrać starego Hemmingsa w odosobnione miejsce, Michael jest już na miejscu z oddziałem, kontrolując to, co słyszy w podsłuchach i na ustalone hasło wchodzą i aresztują go. Nie ma tu nic takiego, co mogłoby pójść nie tak, Cal, więc wyluzuj, ułóż fryz na nowo, wciągnij brzuch, którego nabrałeś po ślubie, by wcisnąć się w garniak i o ustalonej porze bądź po mnie.
— Teraz jesteś spokojniejszy? — zapytała Hooda jego żona.
— Nie. Spokojniejszy będę, jak zobaczę go już w kajdankach. Do tej pory będę się stresował jak cholera.
— Abyś tylko nie pokazywał tego na bankiecie, bo tam musisz wejść na wyższy poziom aktorstwa.
— Tobie wychodzi to najlepiej — zauważył Michael. — Akcja aresztowania Luke'a to było złoto, będę to mówił do końca swojego życia.
— Wiem, bo moje złoto.
— Michael, na pewno dasz sobie tam radę? — upewnił się Hood, na co wszyscy jęknęliśmy z irytacją.
— Przed własnym ślubem się tak nie stresowałeś, jak teraz! — stwierdził Clifford.
— Bo wtedy nie było nic, co by mogło pójść źle. A tu jest mnóstwo takich rzeczy.
— A gdybym postanowiła jednak uciec sprzed ołtarza? — powiedziała z sarkazmem Adelaide.
— Na przykład co może pójść nie tak? — zapytałam mężczyznę, na moment odkładając robienie makijażu, a dokładniej brwi i skupiłam całą swoją uwagę na moim rozmówcy.
— Może on wykryć nasz podstęp, postanowić nie przyjść, w ogóle nie skupić uwagi na tobie i twoim podrywie...
— Teraz to mnie obraziłeś — wyznałam, chwytając pomadę do brwi i przeznaczony do tego pędzel.
— ... może pojawić się na moment, a potem zniknąć, może... nie wiem, co jeszcze, ale jestem w stu procentach pewien, że coś by się znalazło.
— A pamiętacie ten moment, kiedy to Calum nazwał mnie pesymistką? Jeszcze przy sprawie Luke'a? A tu proszę bardzo, widzimy idealny przykład tego, jak role się odwracają.
— Nie jestem pesymistą, po prostu...
— Jesteś — przerwaliśmy mu chórem.
— Daj sobie trochę na wyluzowanie i zaufaj nam, wszystko pójdzie dobrze, zobaczysz. Widzimy się za dwie godziny.
Cherry zadzwoniła do mnie, gdy byłam już w pełni umalowana, uczesana i ubrana, by zobaczyć efekt końcowy. Była poza miastem wraz z Austinem, mieli wrócić dopiero jutro, ale że nie mogła sobie odpuścić tego, by zobaczyć, jak wyglądam, postanowiła również zadzwonić przez kamerkę.
— Makijaż i włosy już widzę, ale chcę zobaczyć całościowy efekt.
— Dlatego właśnie już idę do lustra.
Zmieniłam aparat przedni na tylny, tym samym ukazując Cherry klasyczną, długą do podłogi czerwoną sukienkę, na grubych ramiączkach z dość dużym dekoltem i rozcięciem na lewej stronie. Całość dopełniały tego samego koloru sandałki na obcasie i szminka.
— Jeśli ty nie dasz rady uwieść tego gościa, to już żadna inna moc tego nie zrobi. Wyglądasz pięknie.
Zrobiłam udawany ukłon.
— Dziękuje.
— Masz broń w razie wypadku? — upewniła się przyjaciółka.
Rozchyliłam poły sukienki, ukazując przyczepiony do prawego uda pistolet. Rudowłosa pokiwała głową z uznaniem.
— Czuję się jak w kiepskim szpiegowskim filmie — wyznałam.
— Wyglądasz na kobietę Jamesa Bonda — stwierdziła.
— Powiedziałam „kiepskim", a nie „James Bond" — zażartowałam, zarzucając na siebie skórzaną kurtkę. Wieczory były za chłodne na tak mocno wycięte sukienki. — Lecę, trzymaj kciuki, by wszystko poszło zgodnie z planem.
— Trzymam jak zawsze.
Gdy Cherry się rozłączyła, odłączyłam telefon od ładowarki i schowałam do torebki, aby w końcu zejść na dół, do Caluma czekającego na mnie w samochodzie.
— Gotowy na tę wspaniałą akcję? — zapytałam, zapinając pas bezpieczeństwa, choć bardzo dobrze wiedziałam, że tak nie jest.
— Dobijaj mnie bardziej — wymamrotał, ruszając z podjazdu.
— Zobaczysz, będzie fajnie — poklepałam go po udzie pocieszająco. — Będziemy się świetnie bawić.
Hotel wyglądał praktycznie tak samo, jak ostatnim razem, tylko tym razem z dużo większą ilością ludzi w nim, ubranych w oficjalne ubrania i zachowujących się dużo poważniej. Już na wejściu kelner poczęstował nas kieliszkami z szampanem. Drugi mężczyzna zabrał ode mnie kurtkę.
Chwyciłam Caluma pod ramię, biorąc łyk szampana.
— Słyszycie mnie? — zapytał Michael przez zestaw.
— Głośno i wyraźnie — odpowiedziałam cicho, zanurzając usta w alkoholu, jednocześnie rozglądając się po sali i szukając gospodarza. Gdy go w końcu odnalazłam wzrokiem, uśmiechnęłam się szeroko sama do siebie. — Cel zlokalizowany, przystępuje do akcji.
Wypiłam zawartość kieliszka do końca i puściłam ramię Caluma, mrugając w jego stronę.
— Nie zgub mi się — poprosiłam go. Chwyciłam dwa kieliszki z tacy i podeszłam do mężczyzny. Wyglądał bardzo podobnie jak wtedy w wiadomościach. Pomimo że najpewniej powoli zbliżał się do pięćdziesiątki, na jego twarzy nie występowało dużo zmarszczek, pewnie dzięki botoksowi, a włosy koloru blond odejmowały mu lat. Nie widziałam podobieństwa do Luke, a przynajmniej nie tak dużo, jakie bym się spodziewała znaleźć.
— Witam, panie Hemmingway — przywitałam się najbardziej uwodzicielskim tonem, na jaki tylko było mnie stać, a było mnie stać na naprawdę wiele. Blondyn uśmiechnął się równie szeroko, co ja, jednocześnie lustrując moją sylwetkę wzrokiem, jednocześnie odbierając kieliszek z mojej ręki.
— Pani Sherridan.
Udałam zdziwioną.
— Czyżby pan mnie skądś kojarzył? Jestem wielce zaskoczona.
Wskazał na mnie kieliszkiem.
— A nie powinna pani, jest pani dość powszechnie znana.
— Kto by się spodziewał, kilka rozwiązanych spraw i już kojarzą człowieka na mieście. Zatem... w jakim celu przyjechał pan do Londynu?
Nachyliłam się, opierając się o stolik. Był to jeden z najbardziej prymitywnych gestów, ale na większości mężczyzn to działało, a Hemmings był jednym z nich. Jaki ojciec, taki syn, jak się okazuje.
Początkowo utkwił wzrok w moim biuście, by powoli przenieść go na moje oczy. W środku zrobiło mi się niedobrze na sam ten gest, ale nic nie dałam po sobie poznać.
— Kilka interesów. Jestem w trakcie otwierania kolejnej fili swojej firmy, tym razem właśnie w Londynie.
— Czym dokładnie się pan zajmuje? Jeśli, oczywiście, to nie jest żadna tajemnica — zadałam pytanie, prostując się, aby jeszcze bardziej zbliżyć się do mężczyzny.
Tak bardzo działały na niego najbardziej podstawowe gesty, że aż sama nie mogłam uwierzyć, lecz podchodziłam do tego z dystansem i uwagą, obserwując każdy jego ruch i gest ciała. Po wstępnej analizie doszłam do wniosku, że wszystko idzie po mojej myśli.
Mężczyzna zaśmiał się, również się do mnie przybliżając.
— Głównie handlem dóbr naturalnych między krajami. Jesteśmy swojego rodzaju łącznikiem. Zechce pani zatańczyć? — zaproponował znienacka.
Rozejrzałam się po sali.
— Nikt oprócz nas nie tańczy — zauważyłam.
— Zatem będziemy pierwsi — oświadczył. Finalnie ujęłam wyciągniętą w moją stronę rękę, dając się poprowadzić na parkiet. Objął mnie w talii, łagodnie prowadząc w takt muzyki.
— Muszę przyznać, wygląda pani zniewalająco.
Skłoniłam lekko głowę, udając onieśmieloną tym komplementem.
— Jeszcze trochę i się zarumienię — zażartowałam.
— Chloe, czas ucieka — wymruczał w moje ucho, najciszej jak tylko potrafił, Michael.
Nie przestawałam obdarzać mężczyzny uśmiechem. Gdy piosenka się skończyła, ukłoniliśmy się w swoją stronę, lecz praktycznie od razu po tym zbliżyłam się jak najbardziej w jego stronę, szepcząc do ucha:
— Może zechciałbyś zobaczyć sukienkę z bliska i na osobności?
Mogłam sobie wyobrazić, jak blondyn uśmiecha się szeroko sam do siebie, zadowolony, że udało mu się uwieść kolejną kobietę, choć tak naprawdę był w sporym błędzie, bo z każdą minutą wpadał coraz bardziej w pułapkę.
— Z niesamowitą przyjemnością — odparł, chwytając mnie pod rękę i prowadząc w korytarz, a stamtąd do swojego pokoju, zaraz na parterze. W ostatniej chwili mrugnęłam w stronę Calum, który nawet sam się uśmiechnął. Widziałam, jak jego wargi układają się w słowa, co znaczyło, że nie minie dziesięć minut, jak wpadnie oddział na czele z Michaelem, by aresztować starszego Hemmingsa.
Zamknął za nami drzwi i z uśmiechem drapieżnika zaczął powoli kroczyć w moją stronę.
— Doprawdy, nie mogę się oprzeć patrzeniu na ciebie.
Zaśmiałam się i sama podeszłam do niego bliżej, opierając ręce na jego klatce piersiowej.
— To wspaniale. Zatem może zechcesz mi zdradzić, dlaczego zabiłeś własnego syna, Chris, czy też może mam się do ciebie zwracać prawdziwym imieniem, Andrew?
Mężczyzna cofnął się zszokowany dwa kroki do tyłu, na początku patrząc na mnie ze zdradą w oczach, aby później na nowo postawić tarczę.
— Nie wiem, o czym mówisz — stwierdził, próbując ukryć swoje podejrzane zachowanie uśmiechem i otwarta.
— Jesteś dobrym aktorem, ale nie tak, jak ja, zatem bardzo dobrze wiesz, o czym mówię.
Kątem oka widziałam, jak drzwi się otwierają i wchodzą policjanci z pistoletami wymierzonymi w naszą stronę, jednakże jedynym celem tutaj był Hemmings.
— Na ziemię! — wrzasnął jeden z nich. Gdy blondyn nie posłuchał jego rozkazu, cały czas się we mnie wpatrując, tym razem z poważnym wyrazem twarzy, choć ja nie przestawałam się uśmiechać. — Na ziemię, kurwa, powiedziałem.
Nachyliłam się w jego stronę.
— Nadal nie wiesz, o czym mówię, czy trochę ci się rozjaśnia? — zadałam pytanie.
Blondyn napluł mi prosto w twarz i wysyczał „suka", ale nawet to nie starło mojego uśmiechu z twarzy. Wytarłam twarz, aby następnie kopnąć go prosto między nogi, w tym samym momencie, w którym policjanci podnieśli go do pozycji stojącej. Hemmings skulił się pod wpływem mojego uderzenia.
— Uznamy to za samoobronę — stwierdził Calum, wchodząc bardziej do środka, równie zadowolony co ja, z rękami w kieszeni spodni.
Pokiwałam głową.
— Dzięki, na was zawsze można liczyć. Tak się starałam, żeby ładnie wyglądać, a tu taka szybka akcja.
— Bardzo dobrze, mam ochotę lęgnąć się na kanapie z Lucy i oglądać Netflixa, ale nie mieliśmy czasu ostatnio.
— My z Adelaide tak samo.
— Ja z... ta, poduszką. Jestem samotnym człowiekiem.
— Nie jesteś, masz nas — stwierdził Cal, przybliżając mnie do siebie.
Westchnęłam.
— Trochę jednak jestem. Może byście wpadli jutro po południu do mnie, opilibyśmy koniec sprawy? Zaproszę resztę.
— Jestem za — zgodził się Hood.
— Ja również.
— Zatem mamy ugadane.
// W następnym rozdziale opadną wam szczęki i wszystko inne, gwarantuję wam to //
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro