Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.

Nagły szelest krzaków i trawy obok nas odwrócił naszą uwagę od obserwowania rodzinnego domu Hemmingsa. Na szczęście był to tylko Michael z batonikami na osłodę i puszką energetyka dla mnie.

— Ratujesz mi dupę, serio — powiedziałam, zabierając od niego napój z kofeiną.

Calum uniósł brew w geście zdziwienia.

— Od kiedy ty pijesz energetyki? — zapytał.

— Od dzisiaj — wymamrotałam, otwierając puszkę.

— Coś odbiega od jego zachowania? — zadał pytania Mike, siadając obok mnie i zrywając papierek z czekoladowego batonika.

Pokręciłam głową.

— Za około piętnaście minut powinien opuścić dom. Jeśli tak się stanie, my wchodzimy, a Calum będzie go śledził.

— Jedziesz tam sam?

Hood pokręcił głową.

— Ashton zadeklarował się pomóc. Wiem, że powinienem poprosić któregoś z policjantów, ale to jest dość... delikatna sprawa i jak na moje, to nikt spoza nas nie powinien być w to wprowadzony.

— A ja się z tobą zgadzam — stwierdziłam. Zwłaszcza jak teraz jesteśmy tak blisko i nie możemy tego spieprzyć. Jeśli odciski palców będą się zgadzać, to już możemy go aresztować. I nawet mam na to pomysł tak, żeby niczego się zorientował, a my będziemy mieli trochę dreszczyku i adrenaliny.

— Czyli?

Machnęłam ręką.

— Opowiem wam, jak wrócimy na komisariat.

— Jak zawsze trzymasz nas w niepewności — stwierdził z irytacją Mike.

— Owszem, to jeden z powodów, natomiast drugi jest taki, że jeśli powiem wam teraz, to wasza uwaga się rozproszy i zamiast skupić się na tym, co jest teraz ważne, to skupiacie się na tym, co wydarzy się za tydzień.

— A co się wydarzy za tydzień?

Rzuciłam Michaelowi znaczące spojrzenie, na co on uniósł ręce w obronnym geście.

— Dobrze porozmawiamy o tym później.

— Wychodzi — oświadczył Cal, szturchając mnie na tyle mocno, że mało nie wylałam energetyka, przez co zmroziłam bruneta spojrzeniem, aby chwilę później wrócić do oglądania naszego celu.

— Odczekajmy piętnaście minut i wchodzimy — ogłosiłam.


Dla pewności odczekaliśmy nawet dwadzieścia minut, potrzebowaliśmy zebrać odciski palców w spokoju, a nie w pośpiechu. Jednakże już na wejściu napotkaliśmy problem — drzwi nie chciały się dać otworzyć.

— Cholerna go mać — syknęłam, kręcąc wsuwką. — Ostatnio było łatwiej.

Michael mocno oparł się o klamkę i drzwi automatycznie się otworzyły. Spojrzeliśmy po sobie z zaskoczeniem.

— Nie zamknął ich? — zapytał, w połowie sam do siebie, z niepokojem.

— Nie wiem — wymamrotałam, wchodząc powoli do środka. Moja prawa ręką krążyła awaryjnie wokół kabury pistoletu. W domu panowała jednak cisza. Było pusto, a jedynym światłem było słońce wpadające przez okna. Mimo to zachowaliśmy ostrożność, kto wie, czy jakieś niespodzianki nie czekały na nas po przekroczeniu progu. Rozejrzałam się także pod kątem ewentualnych kamer, ale teren wyglądał na czysty. I miałam nadzieję, że rzeczywiście taki jest.

Najpierw pobraliśmy ślady z klamki do drzwi, gdyż tam mieliśmy stuprocentową pewność, że była dotykana. Następnie zdjęliśmy ślady nie tylko z najbardziej prawdopodobnych miejsc, ale również jeszcze raz przyjrzeliśmy się mieszkaniu, tym razem pod kątem faktu, że było to miejsce, gdzie przebywa morderca Luke. Każdy, nawet najmniej istotny trop mógł okazać się istotny.

Niestety do tej pory nic nie przykuło naszej uwagi. W szafkach były rzeczy codziennego użytku, lodówka praktycznie świeciła pustkami, a konkretniej jednym bananem i jogurtem greckim, a w salonie wszystko było ułożone tak samo, jak poprzednim razem. Tym razem udało nam się obejrzeć także obie łazienki i sypialnię, ale i tam spotkało nas rozczarowanie w postaci braku jakichkolwiek poszlak i dowodów.

— Patrz, ma już przygotowany smoking na ten swój bankiecik — zakpiłam, pokazując blondynowi zawartość szafy.

— Ten bankiet to jest to, o czym chciałaś nas poinformować?

— Prawie — odparłam, zamykając drzwi szafy. — Zakładam, że podobnie jak ja, nie znalazłeś nic.

Michael pokręcił głową.

— Niestety. Wszystko wygląda tak cholernie normalnie, jak tylko by mogło.

Przygryzłam wargi.

— Jak myślisz, czy w tym domu jest piwnica?

— Skoro Luke się tu wychował, a więc zakładamy, że ten dom trochę już ma, to możemy też założyć opcję, że gdzieś tu jest piwnica.

Uśmiechnęłam się.

— No właśnie. Zatem musimy ją tylko znaleźć.

— Ale nie widzieliśmy żadnych dodatkowych drzwi w tym domu.

— A na zewnątrz domu?

— Byłoby to bardzo niepraktyczne i nierozsądne.

— Owszem. Dlatego załóżmy, że od środka też musi jakieś być. Jakie? — bardzo dobrze znałam odpowiedź, ale postanowiłam, że jak Michael ruszy trochę swoją mózgownicą, to mu to wyjdzie na dobre.

— Klapa w podłodze! — powiedział w końcu.

Pstryknęłam palcami.

— Bingo Watsonie. I właśnie za tym idziemy się teraz rozglądać, bo jestem prawie że pewna, że gdzieś ona musi być, może schowana pod jakąś szafą, ale gdzieś na pewno.

Zbiegliśmy po schodach, od razu oddając całą swoją uwagę podłodze. Wszędzie klepki wyglądały na nienaruszone, dopóki nie odsunęło się stolika kawowego i nie spojrzało pod dywan.

— I tu cię mamy, kociaczku — powiedziałam zadowolona sama do siebie.

— Myślisz, że coś tam znajdziemy?

Wzruszyłam ramionami.

— Wydaję mi się, że nie bez powodu przykryte jest to wejście.

Drewniana klapa ciężko się otworzyła pod wpływem naszej wspólnej, zebranej siły, ale finalnie się udało. Spodziewałabym się, że schody będą całe zakurzone, a powietrze będzie zatęchłe, jak w większości tego typu miejsc. Jak się okazało, myliłam się — nie dość, że o roztoczach nie było mowy, to jeszcze, po zapaleniu światła, można by powiedzieć, że jest całkiem przytulnie, na tyle mocno, jak tylko piwnica może być przytulna.

— Całkiem nienajgorzej, spodziewałbym się jakieś koszmaru, a tu proszę, niespodzianka.

Nie skomentowałam słów mężczyzny, rozglądając się po pomieszczeniu. Tak naprawdę było praktycznie puste, jeśli nie policzymy roweru, kilku starych pudełek po jakimś sprzęcie RTV bądź AGD i drzwi. I właśnie to ostatnie przykuwało największą uwagę.

Gdy nacisnęłam klamkę, okazały się zamknięte, zatem postanowiłam ponownie wspomóc się wsuwką, tym razem bez żadnych problemów, czy też niespodzianek.

Tak jak wchodząc do samej piwnicy, od razu odnaleźliśmy włącznik światła, tak tutaj musieliśmy się już trochę namęczyć i wspomóc latarkami w telefonie. W końcu udało mi się znaleźć włącznik, więc zapaliłam światło. Michael jako pierwszy zobaczył zawartość tego pozornie małego pomieszczenia.

— O cholera... — wyszeptał. Odwróciłam się, widząc to samo, co mój przyjaciel.

A była to kompletna obsesja na punkcie Luke'a, dosłownie. I nie chodziło tu o miłość, czy też troskę, a o to, że Hemmings był po prostu celem do wymierzenia i wyeliminowania, i to przez własnego ojca. Na kilku korkowych tablicach wisiały jego zdjęcia z różnych codziennych sytuacji, najpewniej jeszcze sprzed czasów, jak poznaliśmy się my. Luke na spacerze, Luke w kawiarni, Luke w sklepie, Luke u fryzjera... Można by odtworzyć z tego fragment jego dnia. Na dodatek znajdował się też tutaj każdy możliwy artykuł na jego temat.

— A więc tak wygląda obsesja — wyszeptał Michael, lustrując wzrokiem zawartość pomieszczenia.

— On polował na niego od dawna — stwierdziłam, nie potrafiąc oderwać oczu od tych wszystkich papierów. — Tylko w czym mu Luke tak bardzo przeszkadzał, zakładając, że po skończeniu szkoły średniej się wyprowadził.

— Nie przychodzi ci żadna możliwa odpowiedź do głowy?

Pokręciłam głową.

— Kompletne nic.

Clifford wyciągnął telefon, by zrobić zdjęcie temu, co znaleźliśmy, natomiast ja nadal zastanawiałam się, jaki mógł być cel zachowania mężczyzny.

— Nie wierzę, że jego los od dawna był przesądzony — wyszeptałam, zapadając się jeszcze bardziej w przygnębienie, do czego miałam skłonność przez ostatnie kilka dni. Im bardziej w to brnęłam, tym chyba gorzej się czułam, choć wcale nie chciałam się tak czuć, pragnęłam w końcu wyjść z tej czarnej dziury wysysającej moje uczucia.

Mike widział już, do jakiego stanu zmierzam, więc chwycił mnie za ramiona, prowadząc ku schodom na górę, ku wyjściu.

— Choć, wyjdziemy stąd, wystarczy nam już przebywania tutaj, mamy wszystko, czego potrzebujemy — zaproponował, na co się niemo zgodziłam. W przytomności umysłu pamiętałam zamknąć drzwi, które były zamknięte na klucz. Drzwi wejściowe zostawiliśmy otwarte tak, jak było na początku.

Dopiero w momencie, gdy usiadłam w samochodzie, zauważyłam, jak mocno trzęsą mi się ręce, a oddech stał się niespokojny.

Clifford podał mi wodę, nie przestając mi się przypatrywać. Powolne łyki sprawiły, że odrobinę odzyskałam spokój, ale nadal czułam, jak się staczam ku przygnębieniu.

— Co się dzieje? — zapytał Michael, cały czas mi się przypatrując. — Sama widziałaś, że przez moment było lepiej, a teraz jest gorzej.

Wzruszyłam ramionami, zakręcając butelkę, a także unikając wzroku przyjaciela.

— Z każdym takim momentem uświadamiam sobie, że zostałam skazana na życie bez niego — powiedziałam cicho, czując, jak łzy cisną mi się do oczu. Byłam bliska kompletnego rozklejenia się i nawet temu nie protestowałam, pomimo obecności Mike'a. — Cholerny martwy sukinsyn.

— Jesteś wściekła na Luke'a, mam rację? — dopytał się Michael.

— Tak, właśnie na niego. Bo zamiast słuchać moich dobrych rad, wolał wyjechać i zginąć, zostawić mnie samą... — w tym momencie załamał mi się głos, nie dopuszczając do wypowiedzenia dalszej części zdania. — Zostawił mnie samą na pastwę całego świata, bez jego wsparcia obok.

Łzy zaczęły lecieć powolnym strumieniem, musiałam przygryźć rękę, by nie wydać z siebie żadnego odgłosu pokazującego to. Było to jednak na marne, bo musiałam aż się skulić, czując to przytłoczenie, a także poczucie, że już nigdy nie zaznam szczęścia i nigdy nie poznam kogoś, kto by mi to szczęście dał.

Michael przytulił mnie, a ja tylko wtuliłam się bardziej w niego, jednakże nawet to nie mogło sprawić, że poczuję się lepiej.

— Nie będę ci prawił żadnych głupich frazesów, że będzie lepiej, bo i tak w to nie uwierzysz, zresztą dziwne by było, jakbyś uwierzyła. Natomiast jestem pewien, że pewnego dnia odzyskasz spokój. Na pewno nie przyjdzie on szybko, ale pewnego dnia na pewno.

Pokiwałam tylko głową na jego słowa.


Weszliśmy na posterunek, nie przerywając rozmowy z Calumem przez słuchawki, ja miałam w uchu lewą, Mike prawą.

— Nic nie było podejrzanego w jego zachowaniu. Pojechał do tego samego hotelu, w którym byliśmy my, później zahaczył o jakiś biurowiec, pewnie do swojego biura, na koniec sklep i do domu.

— Nie zauważył, że go śledzisz? — upewniłam się, wyciągając klucz do biura.

Cal prychnął.

— Nie jestem amatorem, proszę cię. Zaraz będę na komisariacie.

Tak samo, jak w rodzinnym domu Luke'a, tak i tutaj klucz nie chciał się przekręcić. Po naciśnięciu klamki, drzwi otworzyły się cicho.

— Ktoś był w naszym gabinecie — ogłosiłam, ostrożnie wchodząc do środka.

— To niemożliwe, był zamknięty na klucz i nikt nie miał do niego dostępu.

— A mimo to drzwi były otwarte.

Rozejrzałam się, dokładnie lustrując pomieszczenie, szukając jakichkolwiek rzeczy odbiegających od normy. I jedyną taką rzeczą była kartka na biurku. Wzięłam ją do ręki, rozkładając.


Nie spodziewałem się, że tak szybko będziesz w stanie dopiąć to do końca. Jestem z ciebie dumny.


— Co jest nie tak? — zapytał Cal.

— Wiadomość od Luke'a — odparłam. — Nadal nie mogę tego rozgryźć, jakim cudem są one dostarczane. To nadal jest dla mnie zagadka, a spodziewałabym się, że Luke sam w sobie przestanie nią być.


— Dobra kochani, to jaki mamy plan? — zapytał Hood już na wejściu. — Dałaś odciski palców do porównania?

Kiwnęłam głową.

— Owszem, obiecali, że się postarają i dadzą nam wyniki w przeciągu dwóch, trzech dni. Dlatego musimy ustalić plan ewentualnego aresztowania i nawet już taki mam.

— Słuchamy cię — powiedział brunet, dając znak, żebym zaczynała.

— Trochę się dowiedziałam, dopytałam i okazuje się, że Hemmingway wyprawia ten swój słynny bankiet za tydzień w piątek. Zatem wpadłam na wspaniały pomysł, by aresztować go właśnie tam. On nie będzie się nic spodziewał, będzie zajęty imprezą, trochę go też uwiodę, zwabię w osobne miejsce i tam go zakujemy w kajdanki. Potrzebujemy tylko nakazu aresztowania i jeden z was musi mi towarzyszyć w czasie bankietu, drugi będzie musiał na zewnątrz pilnować sytuacji, kiedy ma wejść reszta oddziału.

— Zostaję — powiedzieli w tym samym momencie Calum z Michaelem. Prychnęłam śmiechem, gdy spojrzeli po sobie wrogo.

— Myślałam, że będzie to łatwiejsze, że darmowe jedzenie i alkohol was przekonają.

— Ale bankiety są takie nudne! — wyznał Mike z westchnieniem. — Rzucamy monetą, do trzech wygranych.

— Dobra! — zgodził się Hood, wyciągając pieniądz z kieszeni. — Biorę orła.

Przyglądałam się z ukrywanym śmiechem.

— Dorośli mężczyźni, a tu takie coś.

Ostatni rzut był pełne emocji, zwłaszcza że poprzednie dwa wskazywały remis. Nie musiałam nawet podglądać, która strona monety pokazała się na koniec, miny moich przyjaciół wskazywały wszystko.

— Kurwa — przeklął ze złością Calum, natomiast Michael zaczął tańczyć ze szczęścia.

— Lamus, lamus!

— Mam nadzieję, Cal, że nadal mieścisz się w garnitur ze ślubu.

Hood spojrzał na mnie z niezadowoleniem.

— Niestety tak.

Oparłam się łokciami o biurko.

— Spójrzcie na to tak. Praktycznie rozwiązaliśmy już najszybszą sprawę naszego życia, ile nam ona zajęła? Prawie miesiąc.

— Tylko dlatego, że ty dołączyłaś, bez ciebie tak szybko byśmy tego nie zrobili.

Machnęłam ręką.

— Nie przesadzaj, praca zespołowa przede wszystkim.

— Dzięki wami przypomniałem sobie, jak sam przez moment szukałem morderców. I chyba jednak nie tęsknie za nim.

Michael się zaśmiał, a ja uśmiechnęłam się szeroko.

— Ty może nie, ale my to kochamy, co, Mike?

Blondyn westchnął.

— Całym sercem. 





// Może i będzie mniej rozdziałów, ale przynajmniej są dłuższe, bo ten ma ponad 2000 słów //

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro