23.
Łokciem otworzyłam drzwi, bo w ręku miałam już kubek z herbatą, w progu witając nie tylko Michaela i Caluma, ale również Ashtona.
— Witajcie, trzej muszkieterowie, w całej swej malarskiej okazałości — przywitałam się. — D'Artagnan czeka na was na górze z puszkami farby. Mieliśmy to zrobić sami, ale z widocznych powodów ja odpadłam. Mogę jedyne donosić wam coś do jedzenia, bo szkoda, żeby darmowa siła robocza padła z głodu.
— Poświęcamy wam naszą wolną sobotę, więc bądź milsza — ostrzegł mnie Michael.
— No i przyszliśmy tutaj też trochę dla Luke'a. Jak on się trzyma? — zapytał Cal.
— Spodziewałabym się, że będzie gorzej. Nadal jest wściekły na ojca i rozżalony, ale po ostatniej wizycie na cmentarzu jest z nim trochę lepiej. Natomiast zmiana towarzystwa na was na pewno mu dobrze zrobi.
— Czyżbyś miała już dosyć swojego chłopaka? — zażartował Ashton.
Zmarszczyłam nos.
— Zabawny jesteś, ale prędzej on mógłby mieć dosyć mnie — stwierdziłam ze śmiechem. — Będę na dole w razie...
Nagły huk na górze sprawił, że przerwałam w połowie swoją wypowiedź. Westchnęłam.
— Albo jednak też się przejdę na piętro — postanowiłam.
Z lekkim niepokojem szłam na górę, bo ten huk naprawdę nie brzmiał dobrze i to, co zobaczyłam po wejściu do pokoju, tylko mnie w tym upewniło. Zakryłam twarz dłonią.
— Nie patrz kochanie, nie patrz, nic się nie stało, idź, zaparz sobie drugiej herbaty! — Luke od razu zasłonił swoim ciałem widok za swoją postacią.
— Powiedz, że nie widzę urwanego karniszu i przez to dziury w ścianie — wymamrotałam, nie przestając zakrywać oczu.
Luke prychnął.
— Oczywiście, że nie, po prostu musisz przyjść za dwie godziny, tyle. Ściany będą jeszcze piękniejsze, niż wcześniej, w końcu wybrałaś naprawdę piękny kolor.
— Mówisz o tym samym, który ty wybrałeś?
Hemmings zaśmiał się udawanym śmiechem.
— Nie wiem, o czym mówisz. Przyjdź za dwie godziny, pa!
Mężczyzna wypchnął mnie z pomieszczenia i od razu zamknął drzwi.
Na tyle, na ile mogłam, pomagałam przyjaciółce pakować kolejne rzeczy do kartonów. Jej pokój pustoszał z każdą minutą, jedyne, co zostawało to meble, które jutro miał zabrać Austin i rzeczy potrzebne na dzisiejszą, ostatnią noc.
— Chyba nadal to do mnie nie dochodzi — stwierdziłam, przyglądając się pomieszczeniu.
— Oj przyznaj, że trochę się cieszysz na fakt, że zamieszkacie razem z Luke'iem.
— Tak samo, jak ty się cieszysz na mieszkanie z Austinem — odparowałam.
Ułożyłam pościel w kolejnym kartonie, którą przed chwilą podała mi kobieta.
— Wiem, że już naprawdę wiele osób wam to mówi, ale wy się serio jawicie jako jedność. Momentami wszyscy mamy wrażenie, jakbyście czytali sobie w myślach i szczerze mówiąc, wcale bym się nie zdziwiła, jakbyście się w najbliższym czasie pobrali. Bo jeszcze chyba nigdy nie spotkałam tak dobranej i zgranej pary, jak wy.
Spojrzałam na nią z rozczuleniem i przytuliłam ją znienacka.
— Wiem, że z Luke'iem będzie mi się dobrze mieszkać, ale mimo to będę tęskniła za tym, że nie widzimy się codziennie.
— Ja wiem, ale to jest po prostu kolejny etap, który jak nie teraz, to kiedyś by i tak przyszedł.
— Możecie tu przyjść?! — zawołał nas z góry Luke. Spojrzałyśmy po sobie z kobietą, lecz finalnie wstałyśmy, co prawda ja z lekką pomocą.
— O co chodzi? — zapytałam, wchodząc do pokoju.
— Rozbierałaś kiedyś tę szafę? — zadał pytanie blondyn, wskazując wkrętarką na wspomniany przedmiot, zaledwie w połowie złożony. Sam mężczyzna wyglądał wbrew pozorom naprawdę nieźle w krótkich spodenkach i bezrękawniku, z włosami związanymi tak, aby nie leciały mu na twarz i przeszkadzały w pracy.
Pokręciłam głową.
— Nigdy nie było takiej potrzeby. Stała tu praktycznie zawsze, jeszcze jak był to pokój babci. A po jej śmierci wprowadziłam się ja, bo na mnie został przypisany dom i dalej tak sobie stała. Aż tak ciężko ją ruszyć?
— Nie, całkowicie nie o to chodzi, wręcz można powiedzieć, że nie wiem, jakim cudem ona tyle czasu stała, bo się praktycznie rozsypuje w rękach. Chodź tu do mnie, stań tu, gdzie ja, a zobaczysz, do czego dążę.
Podeszłam do blondyna, stając tuż przed nim. Objął mnie i oparł brodę o moją głowę. Ja w tym czasie przyglądałam się z zaskoczeniem jego odkryciu.
— Drzwi — wyszeptałam z uśmiechem, od razu uwalniając się z uścisku Luke'a. Podeszłam do nich, najpierw delikatnie przejeżdżając palcami po starym, brązowym drewnie, aby w końcu chwycić za klamkę z próbą otworzenia ich, jednakże finalnie okazały się zamknięte.
Przygryzłam wargę.
— Nie skrywasz gdzieś klucza, który nigdy do niczego nie pasował? — zapytał Michael.
Z zamyśleniem wpatrywałam się w drzwi, dosłownie analizując w głowie każdy ofiarowany mi w życiu klucz.
— Mam — odpowiedziałam w końcu. — Gdzie wynieśliśmy moją szkatułkę z biżuterią?
— U Cher w pokoju — odparł Luke, chwytając za butelkę z wodą, która stała na parapecie.
Szybkim tempem przeszłam do pomieszczenia, od razu wywalając wszystko z pudełka, aż w końcu palcami trafiłam na łańcuszek z zawieszonym na nim kluczem. Wróciłam do pokoju, pokazując przedmiot.
— Babcia dała mi go przed śmiercią, mówiąc, że jest przepustką do skarbów. Kompletnie nie wiedziałam wtedy, o co jej chodzi, ale dzisiaj sprawa się rozwiązała.
Włożyłam klucz do zamka, starając się z całej siły przekręcić w lewo, lecz najwidoczniej był tak stary, że nie chciał pójść.
— Daj, ja spróbuję — zaproponował mój chłopak. Nawet jego siła nic nie dała, klucz nadal stał w zamku, nie chcąc się przekręcić nawet o milimetr.
— Może ja? — rzucił Cal. — Wiecie, w końcu mam większe bicki od Luke'a.
— Chcesz zrobić konkurs, cwaniaku? — zażartował Hemmings. — Pompowane powietrzem i mackiem tak jak twoje odpadają już na samym na początku.
Hood pokazał mu język, jednocześnie starając się z całych sił odblokować zamek.
— Nie da rady — stwierdził w końcu.
Rozejrzałam się po reszcie przyjaciół.
— Ktoś jeszcze pragnie spróbować? — zapytałam, głównie z grzeczności. Cała trójka pokręciła głową. — Wspaniale. Wyciągnijcie klucz z zamka.
— Co ty masz zamiar zrobić? — zapytał skonsternowany Calum, robiąc to, o co poprosiłam.
— Jak nie działa po dobroci, to trzeba siłą, moje życiowe motto numer dwa — ogłosiłam. Oddaliłam się delikatnie od drzwi, aby chwilę później zaatakować je znienacka kopniakiem. Drewniana pokrywa od razu się otworzyła, odskakując na bok. Wszyscy podskoczyli w miejscu, oprócz oczywiście Luke'a który tylko skwitował to uśmiechem. — I tak były do wymiany.
— Teraz to już na pewno — mruknął Ash.
W środku pachniało odrobinę stęchlizną, co wcale nie było zaskoczeniem, patrząc na fakt, jak długo były nieotwierane. Natomiast pierwszym zaskoczeniem był widok okna, którego w ogóle nie kojarzyłam, a na pewno było widać je od zewnątrz. Otworzyłam je, żeby przewietrzyć pomieszczenie. Na szczęście samo okno dawało tyle światła, że nie potrzebowaliśmy szukać włącznika.
Nowo odkryte pomieszczenie było niewiele mniejsze od mojego pokoju, pełne brązowych kartonów.
— Jednak babcia to była skryta kobieta — stwierdziłam, lustrując wzrokiem beżową tapetę i brązowe panele, później przechodząc do tych wszystkich pudeł. — To który kto bierze?
— Losowo, trochę tego jest — ocenił Michael, od razu chwytając się za pierwszy z brzegu karton. Każdy wybrał bliższy sobie, biorąc od Luke'a nożyczki do papieru, by zerwać taśmę. W końcu przedmiot doszedł do mnie. Szybkim ruchem odcięłam sklejenie i odchyliłam karton. Aż zaświeciły mi się oczy na samą zawartość.
— O mój Boże — wyszeptałam, czując, jak na moich ustach rośnie uśmiech. Wstałam z klęczka, wyciągając suknię ślubną mojej babci. Przyłożyłam ubranie do siebie, z najwyższą możliwą dokładnością obserwując koronkowe zdobienia, malutkie diamenciki, rękawy długości trzy czwarte i delikatny, tiulowy dół. Kątem oka widziałam, jak wszyscy unieśli wzrok na moje znalezisko, a już zwłaszcza Luke, któremu oczy wręcz się zaświeciły, widząc mnie z przyłożoną do siebie suknią ślubną.
— Jaka piękna — stwierdziła Cherry. — To twojej babci?
— Tak mi się wydaje — odparłam, nie mogąc oderwać wzroku od ubrania.
— Tak, to jej — potwierdził Ashton. Pokazał fotografie trzymane w ręku. — Znalazłem zdjęcia ślubne twoich dziadków.
Ostrożnym ruchem złożyłam ponownie suknię do kartonu, nie chcąc jeszcze bardziej ciągnąć jej po zakurzonej podłodze. Bardzo dobrze wiedziałam, że jeszcze mi się ona przyda.
— Pokaż je — poprosiłam, wyciągając dłoń po fotografie. Wydrukowane czarno-białym tuszem postacie wyglądały nadzwyczaj poważnie na papierze, co nie było zaskoczeniem na tamte czasy. Mimo to sama dobrze wiedziałam, że małżeństwo babci i dziadka, w porównaniu do małżeństwa moich rodziców, było najszczęśliwszym małżeństwem, jakie widziałam. Biło od nich ciepło, które przyciągało ludzi, w tym także mnie. Byli moim schronieniem od wszystkiego, co się działo w domu, dlatego też przyjeżdżałam tyle, ile tylko mogłam, zwłaszcza gdy stałam się wystarczająco dorosła, by podróżować autobusem. Z uśmiechem oglądałam kolejne zdjęcia, po kolei tłumacząc przyjaciołom, kto jest kim na nich i kiedy było robione ujęcie. Przypomniało mi się te setki razy, gdy robiłam to samo z babcią i aż oczy mi się zaszkliły. Luke, widząc to, przytulił mnie.
— Naprawdę za nią tęsknię — wyszeptałam. — Szczerze mówiąc, to dopóki nie znaleźliście tego pokoju, to jakoś wypierałam z pamięci chwile spędzone tutaj, bo nowe momenty zastąpiły te stare. A teraz to wszystko wróciło i aż mi tak cieplej na sercu.
— Co robimy z tym? — zapytał Hemmings, rozglądając się wokół.
— Przykro mi to mówić, ale dostałeś właśnie kolejny pokój do remontu — powiedziałam z uśmiechem, na co mężczyzna jęknął.
— Przecież tu są tapety do zerwania! Naprawdę wierzysz, że wyrobisz się do świąt, które są za trzy tygodnie?
Poklepałam go po udzie.
— Wierzę w ciebie. Zrobimy tutaj garderobę moich marzeń.
— A to wszystko — zadał pytanie, ruchem głowy wskazując na pudła.
— Jakoś to rozlokuję.
Zmęczony po całym dniu Luke rzucił się całym sobą na łóżko, sprawiając, że ja sama podskoczyłam z książką w ręku. Przytrzymałam przedmiot zagipsowaną ręką, drugą delikatnie przeczesując już uwolnione od gumki włosy mężczyzny.
— Gdybyś nam pomagała, to byłoby szybciej — wymruczał, poddając się mojemu dotykowi z zamkniętymi oczami.
— Och, w to nie wątpię — wymamrotałam, odkładając książkę na bok. Ponownie chwyciłam album zdjęć, nad którym spędziłam całe popołudnie razem z Cherry. Pakowanie poszło mocno w odstawkę, dlatego też później musiałyśmy nadrabiać wszystko w szybkim tempie.
Luke odwrócił głowę tak, aby razem ze mną móc obejrzeć fotografie, jednocześnie podkładając sobie poduszkę, by mieć trochę wyżej oczy.
— Jesteś podobna do swojej babci — ogłosił w pewnym momencie. Rzuciłam mu rozbawione spojrzenie.
— Myślisz? — dopytałam, nie przestając przewracać kartek.
— Mhm — przytaknął. — Z wyglądu, oczywiście, z charakteru nie jestem w stanie ocenić. Natomiast o ile ty i twoja matka się różnicie, tak jeśli chodzi o ciebie i twoją babcie, to od razu widać pokrewieństwo.
— Jeśli chodzi o charakter, to też się chyba w nią wdałam. Matka jest miękką fują, jeśli już o tym mówimy.
— Z grzeczności nie zaprzeczę — powiedział niewyraźnie. Spojrzałam dokładniej na Luke'a.
— Kochanie, idź już spać — poprosiłam go, widząc, jak bardzo mężczyzna walczy, aby nie usnąć.
— A ty?
— Ja jeszcze chwilę posiedzę — powiedziałam. Blondyn przeczołgał się do przodu, przykrył się kołdrą i przytulił poduszkę do siebie. Nie minęły dwie minuty, a już spał, co skwitowałam tylko lekkim uśmiechem.
Każdy widok dziadków sprawiał, że chciało mi się płakać z tęsknoty za nimi, bo byli dla mnie największym oparciem, nawet jeśli nie byłam w stanie wyznać im wszystkiego, zwłaszcza tego najgorszego. Tylko dzięki nim moje życie bywało wtedy znośne i tylko oni dawali mi wtedy jakiekolwiek chęci do życia, za co byłam im do dzisiaj niezmiernie wdzięczna. I choć babcia nie żyła już od jakiś sześciu lat, to nadal momentami, rzadko, bo rzadko, miałam ochotę zapytać ją o radę bądź też pochwalić się tym, co się działo w moim życiu. I wiem, że byłaby ze mnie dumna, choćby nie wiem co. Od razu pomyślałam o znalezionej dzisiaj sukni ślubnej i od razu wyobraziłam samą siebie w niej. Na pewno jeszcze nie teraz, choć chciałam ślubu, to na pewno nie w tym roku ani w następnym. Potrzebowaliśmy z Luke'iem spokoju i sielanki, a nie kolejnego stresu związanego z planowaniem wesela. Owszem, gdyby mi się oświadczył teraz, powiedziałabym tak, natomiast na tyle, na ile go znałam i na ile on znał mnie, to nie chcieliśmy po pięciu miesiącach związku z dwumiesięczną przerwą podejmować tak szybkich kroków.
Utkwiłam wzrok w moim chłopaku. Wyglądał tak spokojnie i młodo, gdy spał, wręcz niewinnie, jak aniołek. Jeszcze nigdy nikogo nie kochałam tak mocno, jak jego. I w co jak w co, ale wierzyłam w to, że będzie to trwało wiecznie.
// Na dniach postaram się napisać epilog, ale nie oczekujcie go aż tak szybko, bo nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje, ale wieczorami padam. Tak samo nie oczekujcie też tak szybko czwartej części, o ile oczywiście nadal jesteście nią zainteresowani, bo ja w tygodniu naprawdę momentami nie mam kiedy, albo kończę późno, albo już nie mam głowy do tego XD. No ale wyczekujcie informacji, bo kto wie, kiedy was zaskoczę //
// No i wszystkiego dobrego wszystkim kobietom! Życzę wam, abyście zawsze trafiały na wartościowych ludzi i nigdy nie wątpiły w same siebie //
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro