Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22.

Z drżącymi z nerwów rąk próbowałem zawiązać krawat, stojąc przed lustrem. Czułem się trochę jak idiota, bo nie raz i nie dwa już to robiłem, a dzisiaj miałem wrażenie, jakbym nie mógł zapanować nawet nad głupim węzłem. Widziałem, jak Chloe przygląda mi się kątem oka, starając się zrobić jak najlepszy makijaż lewą ręką. W końcu widząc moje bezcelowe starania, westchnęła i odłożyła pędzel na biurko.

— Chodź tu — rozkazała, wstając z krzesła.

— Jak niby masz zamiar to zrobić? — zapytałem, marszcząc czoło.

— Ukradnę od ciebie drugą rękę — odparła. — Przytrzymaj tu.

Kobieta jedną ręką przełożyła odpowiednio materiał.

— A teraz pociągnij i popraw sobie wedle preferencji — powiedziała, puszczając krawat. Oparła delikatnie lewą rękę o prawą. — To nie było takie trudne, na dodatek robiłeś to już wcześniej milion razy. Zatem dlaczego tak ci się trzęsą ręce ze stresu? Bardzo dobrze wiemy, jaki będzie wynik tej sprawy.

— Jestem tego świadom, tylko... — poluzowałem delikatnie węzeł, wzdychając. — Będę zeznawał jako świadek przed tymi samymi osobami, które mnie skazały na więzienie. I obawiam się, że w ich oczach nadal widnieje jako przestępca i nie wezmą tego, co powiem, na poważnie.

Blondynka przyjrzała mi się uważniej, zajmując ponownie miejsce na krześle.

— Wiesz, w czym tkwi twój problem? — zapytała, lecz nie czekała na moją odpowiedź. — W tym, że ty sam nie przestajesz widzieć siebie jako kryminalisty, więc z góry zakładasz, że wszyscy cię tak widzą. A tak nie jest. Owszem, masz przyklejoną łatkę, tu nie będę zaprzeczać. Ale masz też ludzi, którzy widzą cię jako człowieka, po prostu. Nie zabójcę, kogoś, kto przechodzi resocjalizację, tylko jako kogoś, kto jest ich przyjacielem, jest czyimś bratem i jest czyimś chłopakiem. Jak przestaniesz ty sam siebie widzieć tak, jak robisz to teraz, to uwierz mi, przestaniesz widzieć wszędzie podstęp i fałszywość. Musisz po prostu zmienić punkt patrzenia i choć wiem, że nie jest to łatwe, to jest tego warte.

Powoli pokiwałem głową, tym samym zgadzając się z kobietą.

— Masz rację — stwierdziłem, przytulając się do niej i opierając brodę na jej głowie. — Co ja bym bez ciebie zrobił?

— Umarł w męczarniach — odparła żartem, podając mi tusz z niemą prośbą o otworzenie.

Jeśli myślałem, że poddenerwowanie, jakie czułem rano już było wystarczająco uciążliwe, to jego nasilenie przed salą sądową było już więcej niż uciążliwe. Z nerwów na tyle mocno ściskałem dłoń Chloe, że aż nie omieszkała to skomentować.

— Jasne, złam mi też drugą, nie krępuj się — powiedziała z lekkim sarkazmem, cały czas mi się bacznie przyglądając.

Przełknąłem ciężko ślinę.

— Przepraszam.

— Luke... — zaczęła, starając się przykuć moją uwagę na siebie. — Czym tak naprawdę się stresujesz?

— Nie wiem, ty mi powiedz — mruknąłem, nie przestając się przyglądać ludziom na korytarzu.

Blondynka uśmiechnęła się lekko.

— Jeśli chcesz to jasne, ale niekoniecznie może ci się to spodobać.

Zmarszczyłem czoło, przenosząc wzrok na kobietę.

— Co masz na myśli? — zapytałem.

Sherridan wzruszyła ramionami.

— Ludzie niekoniecznie lubią to, co ktoś wydedukuje. Większość z nich nie chce słyszeć prawdy o sobie, mimo że dla wprawionego oka jest ona widoczna jak na dłoni. A jak już ją usłyszą, to reagują zarzutami kłamstwa i obrażaniem się. Dlatego pytanie brzmi, czy ty chcesz to usłyszeć, zwłaszcza że może to nie być dla ciebie przyjemne.

Zastanowiłem się przez moment.

— Dawaj, zaskocz mnie — powiedziałem.

— Nie wiem, czy to jest jeszcze w ogóle możliwe, w końcu sam mówisz, że wiesz o mnie więcej, niż mi się wydaje.

— Właśnie, o tobie, a nie wiem, ile ty wiesz o mnie.

Chloe przewróciła oczami.

— Zgoda. Zacznijmy od tego, że boisz się zobaczyć ojca po tak długim czasie, co jest oczywiste. Nie widzieliście się tak naprawdę, odkąd się wyprowadziłeś z domu, czyli od praktycznie pięciu lat. Druga rzecz, pomimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, nadal zależy ci na jego opinii. Dlatego dzisiaj rano miałeś problemy z krawatem, z wyborem koszuli czy nawet głupiego płynu po goleniu. Na dodatek obawiasz się tego, że samo zobaczenie go przywróci w tobie niezbyt miłe wspomnienia, a także sprawi, że znowu poczujesz się najgorszą wersją siebie i na nowo się nią staniesz, choć wszyscy wiemy, że tak nie będzie.

— Sprawa Andrewa Hemmingsa z artykułu... — zaczęła ogłaszać asystentka, na co od razu się zerwałem, praktycznie ciągnąc Chloe za sobą.

— Luke... — zaczęła blondynka, czekając z dalszą częścią wypowiedzi, aż skupię na niej swoją uwagę. — Już od dawna nie jesteś tamtym Luke'iem. I już nigdy nim nie będziesz. Pamiętaj o tym.

Pokiwałam głową, po czym przepuściłem swoją dziewczynę do przodu.

— Wzywam Luke'a Hemmingsa jako świadka — ogłosił sędzia. Przełknąłem ślinę z wysiłkiem, próbując jakkolwiek zwilżyć suche niczym pustynia gardło. Wstałem, poprawiłem marynarkę i skierowałem się do miejsca, z którego zeznawali świadkowie. Kątem oka spojrzałem na swoją dziewczyną, która tylko pokazała gestem, że będzie dobrze i dam radę.

— Wie pan o tym, że za składanie fałszywych zeznań grozi kara pozbawienia wolności?

— Tak, jestem tego świadomy — odparłem.

— Zatem możemy przejść do rzeczy — stwierdził sędzia. — Od jak dawna nie widział się pan z ojcem?

— Jeśli pominiemy incydent, z powodu którego tu jesteśmy, to od pięciu lat.

— I w międzyczasie nie kontaktował się pan z nim?

Pokręciłem głową.

— Nie. Ani razu.

— Z jakiego powodu?

Zanim odpowiedziałem na to pytanie, musiałem wziąć głęboki, uspokajający oddech.

— Od śmierci mojej matki stał się on... porywczy i momentami miałem wrażenie jakby niespełna rozumu.

— Mógłby pan rozwinąć swoją wypowiedź?

— Podnosił na mnie rękę za każdym razem, gdy tylko wspominałem o mamie — powiedziałem cicho. Nie potrafiłem głośniej tego wyznać, dlatego też liczyłem, że nikt nie będzie kazał mi tego powtarzać. — Na dodatek zaczął mnie nastawiać przeciwko kobietom. Mówił, że są one głupie, że nie powinienem dawać się nimi rządzić, to ja powinienem był być panem i władcą tej sytuacji.

— I trwało to aż do momentu pana wyprowadzki?

— Dokładnie tak.

— A czy pana ojciec próbował nawiązać z panem kontakt?

Uśmiechnąłem się delikatnie, ze smutkiem.

— Kontaktem bym tego nie nazwał. Zacząłem dostawać pogróżki, że odpowiem za to, co zrobiłem mamie, że spotka mnie sprawiedliwość i że zgniję w piekle po tym wszystkim.

— I przeszedł od słów do czynów, próbując pana zabić.

— Dokładnie tak.

— Jak pan Hemmings traktował swoją żonę, gdy jeszcze ona żyła?

Poczułem się zaskoczony tym pytaniem.

— Kochał ją, tak mi się wydaje. Wie pan, panie sędzio, byłem dzieckiem, ale nie przypominam sobie, by rodzice się kłócili, czy żeby źle ją traktował.

— A czy kiedykolwiek cokolwiek wskazywało na to, że pan Hemmings mógłby zabić swoją żonę?

Tym razem kompletnie mnie zatkało. Spojrzałem na Chloe, szukając w niej wsparcia, ale wyglądała na równie zaskoczoną, co ja.

— Nie... nie wydaje mi się — wydusiłem z siebie. — Może i nigdy nie okazywał zbytnio uczuć, ale żeby... żeby ją zabić?

— Jak dokładnie umarła pana matka?

— Była chora. Znaczy się... tak mi wtedy powiedział ojciec. Jednego dnia była ona w domu, a drugiego już nie. Powiedział, że nagle źle się poczuła, jest w szpitalu, a gdy zapytałem się, kiedy ją odwiedzimy, to odpowiedział mi, że nie można jej odwiedzać.

— Czyli od tamtego czasu już pan matki nie widział.

Pokręciłem głową, zaczynając okrutnie sobie uświadamiać, do czego dąży sąd. I gdy spojrzałem na swoją dziewczynę i jej minę już wiedziałem, do jakich wniosków doszła i co zrozumiała z tego wszystkiego. I jej mina wcale nie wyglądała na pozytywną.

— Proszę powiedzieć.

— Nie, od tamtej pory jej nie widziałem. Tydzień później powiedział mi, że nie żyje.

— Był pan na jej pogrzebie?

— Tak, ale trumna była zamknięta.

— Nigdy nie dowiedział się pan, na co zmarła pana matka?

— Nie, nigdy — wyszeptałem, nie przestając patrzeć na Chloe, lecz jej wzrok był skupiony gdzieś w oddali, zamyślony.

Gdy wyszliśmy na przerwę przed ogłoszeniem wyroku, byłem cały roztrzęsiony, nie tylko w środku, ale na zewnątrz również. Nie miałem nawet siły ustać, przez co Sherridan od razu pchnęła mnie na krzesło.

— On ją zabił? Nie mogę... jak mógł to zrobić? — pytałem, nie wiedząc, do kogo konkretnie kieruję te pytania, do Chloe, do samego siebie czy też do Boga.

— Jest skrzywionym psychicznie i moralnie mężczyzną, dlatego — odpowiedziała łagodnie blondynka, kucając przy mnie.

— I ktoś taki jak on mnie wychowywał, rozumiesz? Skrzywił mnie na całe życie!

— Luke, nikt cię nie skrzywił, nadal jesteś prosty i wszystko z tobą w porządku — powiedziała Chloe z widoczną troską.

Od razu, gdy zauważyłem, że wyprowadzają go z sali na korytarz, zerwałem się z krzesła, mało nie przewracając swojej dziewczyny.

— Ty skurwysynu — warknąłem, skacząc do niego z łapami.

— Lucas, kurwa mać — krzyknęła za mną Chloe.

— Jak mogłeś to zrobić? — krzyknąłem, chwytając go za koszulę. — Jak?!

— Luke... — zaczęła blondynka, chwytając mnie za ramię.

— Czy ty ją w ogóle kochałeś? — zapytałem z czystą nutą desperacji.

Mężczyzna pokręcił głową z szyderczym uśmiechem.

— Nigdy. Miała po prostu ładną buźkę i całkiem niezłe ciało.

Bez wahania uderzyłem go z prawego sierpowego w twarz. Głowa ojca odskoczyła automatycznie w drugą stronę. Policjanci pilnujący mężczyzny automatycznie wkroczyli do akcji, oddzielając nas od siebie. Chloe również z całej siły pociągnęła mnie za marynarkę do tyłu, co wcale nie było najłatwiejszym zadaniem.

— Wychodzimy — powiedziała stanowczo, ciągnąc mnie za materiał w stronę wyjścia.

— Ale...

— Wychodzimy — powtórzyła przez zaciśnięte zęby. — Nie będziesz mi robił bójek w sądzie.

Usiadłem na schodach do budynku, nerwowo przeczesując i tak już roztrzepane blond włosy. Chloe podała mi butelkę z wodą, nie przestając mi się przyglądać.

— Czy ciebie popierdoliło już do reszty, żeby urządzać bójki przed salą sądową? Co?

— Po prostu...

— Po prostu co? Luke, ja rozumiem, że po tym, co się dowiedziałeś, jest w tobie od cholery emocji i jest to całkowicie normalne, ale nie możesz go ot tak lać po pysku centralnie przed oczami sędzi.

— Nawet nie wiem, jak ona zmarła. Czy cierpiała...

Blondynka położyła uspokajająco dłoń na moim kolanie.

— Dzwoniłam już do Michaela, ma się postarać czegoś dowiedzieć.

Pokiwałem tylko głową, nadal popijając wodę. Rzeczywiście czułem burzę emocji we własnym wnętrzu i nie wiedziałem jeszcze, jak sobie z tym poradzę, czy przez upicie się, czy też przez przespanie się z tym wszystkim.

— Hej — Chloe chwyciła moją twarz w swoją rękę. — Będzie dobrze. Teraz już nic na to nie poradzisz, jedyne, co musisz, to się uporać z tym, co się dzieje w środku ciebie. I nie jesteś z tym sam, pamiętaj. Masz nie tylko mnie, masz nas.

Ponownie pokiwałem głową. Powoli się uspokajałem, choć nadal czułem za dużo.

— Chodź, jedziemy do domu.

Chloe

Luke od razu znikł na górze, zostawiajac mnie na dole, na co jednak mimowolnie odetchnęłam z ulgą. To był naprawdę ciężki dzień i wolałam nie wyobrażać sobie, co właśnie czuje mój mężczyzna.

— Aż tak źle było? — zapytała Cherry, wyłaniając się z kuchni. To były jej ostatnie dni w mieszkaniu, dlatego też praktycznie cały dom zastawiony był otwartymi pudłami.

— Dowiedział się, że jego mama nie zmarła przez chorobę, a została zabita przez jego ojca — powiedziałam cicho, kierując się do pomieszczenia, z którego wyszła rudowłosa. Kliknęłam przycisk w czajniku i wyciągnęłam dwa kubki, a także melisę. Nie był to najmocniejszy środek uspokajający, ale lepsze było to, niż nic.

Cherry otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.

— Naprawdę?

Pokiwałam głową.

— Nikt z nas o tym nie wiedział, dopóki sędzia nie wyciągnął tego na przesłuchaniu Luke'a. To był chyba najbardziej okrutny sposób, w jaki mógł się dowiedzieć.

— Nie chciałabym być teraz na jego miejscu.

— Ja też nie.

Zalałam oba kubki gorącą wodą i postawiłam je na tacce, którą chwyciłam lewą ręką.

Przyjaciółka pokiwała głową z uznaniem.

— Jestem pod wrażeniem.

Na górze Luke nadal stał ubrany w koszulę i spodnie od garnituru, patrząc przez okno. Postawiłam kubki na biurku i objęłam mężczyznę.

— Będzie lepiej, zobaczysz — pocieszyłam go, opierając głowę na jego ramieniu.

— Ja wiem, po prostu... — zaczął blondyn, lecz nie skończył.

— Po prostu potrzebujesz czasu, żeby się z tym uporać.

— Pojedziemy jutro na jej grób? — zapytał cicho.

— Jeśli tylko tego chcesz.

— Chcę.

// Urodzinowy rozdział! Nie wierzę, że dzisiaj kończę 20 lat, nadal to do mnie nie dochodzi.
Wiecie, że rok temu w swoje urodziny pisałam końcówkę pierwszej części, a teraz jesteśmy już przy trzeciej, gdzie został nam tylko jeden rozdział i epilog? //

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro