20.
— Możesz się ubierać tak częściej? Bo może to nie jest najbardziej seksowny strój, ale cholernie mnie on kręci — poprosił Luke, lustrując od góry do dołu moją granatową bluzkę z długim rękawem i bojówki w tym samym kolorze.
Zaśmiałam się, chwytając za kubek z kawą i jeden z tostów na talerzu.
— Gdybym miała więcej takich zestawów, to jasne, ale niestety mam tylko dwa i muszę je oszczędzać.
Mężczyzna był na tyle zestresowany dzisiejszą akcją i tym, jak niebezpieczne to było, że nie tylko został na noc, ale jeszcze cały czas mocno mnie przytulał, jakby to miała być nasza ostatnia noc razem, a stanowczo nie planowałam, żeby tak było.
Spojrzałam na jego minę, zza którą próbował ukryć stres i poddenerwowanie. Westchnęłam i odłożyłam przedmioty na stół, przytulając blondyna.
— Wszystko pójdzie dobrze — pocieszyłam go.
— Ja wiem, tylko... nie będę spokojny, dopóki nie zobaczę cię po wszystkim całej i zdrowie.
— O dwunastej będzie już po wszystkim, zobaczysz — zapewniłam. Pocałowawszy go w policzek, zajęłam miejsce naprzeciwko mężczyzny.
— Kilka dni temu, jak kazałaś mi właśnie sprawdzić Johnes, to skądś kojarzyłem to nazwisko. I dopóki nie zobaczyłem, jak wygląda, to nie mogłem sobie tego powiązać.
— I? — dopytałam, zanim ugryzłam tosta.
— I przypomniałem sobie, że kilka lat temu umawiałem się z nią. Co prawda to było zaledwie kilka randek i nic więcej z tego nie wyszło, ale...
Zaczęłam się śmiać jeszcze zanim przełknęłam jedzenie, na co Luke spojrzał na mnie z niezadowoleniem.
— To nie jest zabawne. Ja ryzykowałem życie, umawiając się z nią, a ty się śmiejesz.
— Ty już życiem ryzykowałeś tyle razy, że aż dziw, że żyjesz — stwierdziłam, wstając, by odłożyć kubek do zmywarki.
— Tyle razy? Nie wyolbrzymiasz trochę? Kiedy było to „tyle razy"?
— Za każdym razem jak doprowadzasz mnie do wściekłości, do tej już naprawdę górnej granicy, a potrafisz zrobić to, jak nikt inny.
Kucnęłam przy nim, patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
— Obiecuję, że wszystko będzie dobrze.
Mężczyzna pokiwał głową i spróbował uśmiechnąć się radośnie.
— Powodzenia. Zadzwoń, jak już będzie po wszystkim.
— Zadzwonię — obiecałam.
Atmosfera na posterunku była naprawdę nerwowa, zwłaszcza wśród naszej trójki, bo tylko my wiedzieliśmy, kto jest prawdziwym przestępcą. Cała grupa zaangażowana w dzisiejszą akcję czekała już na Caluma w pokoju odpraw.
— Witam wszystkich, zarówno tych podekscytowanych, zdenerwowanych, jak i reprezentantów obu grup. Cały sposób działania, jak i plan budynku został przesłany na służbowe maile, lecz pozwólcie, że krótko omówię wszystko jeszcze raz. Rozdzielamy się na pięć dwuosobowych grup, dokładnie przeszukując każde wydzielone wam pomieszczenie. Mamy spore podejrzenia, że zabójca właśnie tam ma swoją kryjówkę i liczymy, że przyłapiemy go na gorącym uczynku. Podziały również dostaliście w wiadomościach, jeśli ktoś się z tym jeszcze nie zapoznał, to ma jakieś dwadzieścia pięć minut. Za pół godziny widzimy się na dole przy samochodach. Odmaszerować. Sherridan, Clifford, proszę o zostanie.
W momencie, gdy wszyscy wyszli, Calum zamknął za nimi drzwi.
— Chloe, jesteś w grupie z Johnes, więc proszę cię o maksymalną ostrożność. Przydzieliłem obszary tak, żebyśmy byli niedaleko, lecz mimo to musisz maksymalnie uważać i nie tracić łączności. To jest najważniejsze. Gdy będziecie już wchodziły po schodach na górne piętro, mówisz umówione hasło przez komunikator, my wtedy dołączamy z Michaelem i zaskakujemy Rosę. Do tej pory jednak, jak mówiłem, maksymalna ostrożność i spryt.
— Przyjęte — odpowiedziałam. — Wszystko pójdzie dobrze, zobaczycie.
Hood westchnął.
— Mam taką nadzieję.
Wysiedliśmy z samochodu, przyglądając się staremu magazynowi, który był dzisiaj naszym środkiem do celu. Poprawiłam kamizelkę na sobie i poczekałam na moją dzisiejszą partnerkę.
— Gotowa, Sherridan? — zapytała kobieta, wręczając mi broń. Rosa rzeczywiście była piękną kobietą. Czarne, długie, kręcone włosy dodawały jej uroku, podobnie jak ciemnobrązowe oczy. Szczupła sylwetka, którą wyrobiła sobie przez te kilkanaście lat w policji, jeszcze bardziej przyciągała mężczyzn.
— Jestem na to gotowa od czterech lat — odpowiedziałam, odbierając od niej pistolet.
— Zatem to pokaż.
Odblokowałam broń i zaczęłam podążać obok Johnson przez wydzieloną dla nas część budynku na parterze.
— W kwadracie pierwszym czysto — ogłosiłam przez radio. — Zmierzamy do kwadratu drugiego.
— Kwadrat trzeci również czysty — powiedział Michael.
— Przyjęte. Kwadraty pięć i sześć sprawdzone, czyste. Pozostały jeszcze dwa piętra, bądźcie ostrożni — poprosił Cal.
— Tak jest szefie.
— Kwadrat drugi czysty, szefie, zmierzamy na górę.
Spojrzałam kątem oka na Rosę, która już kierowała się ku schodom. Za szybko zajęło jej sprawdzenie terenu, pomimo że nie był duży, to jednak według zasad powinna była poczekać na mnie. Coś zaczynało mi tutaj śmierdzieć i to niepokojąco bardzo. Również weszłam po schodach, starając się po kryjomu zmienić kanał na prywatny mój, Hooda i Clifforda, lecz krzyk Johnes odwrócił moją uwagę od tego.
— Sherridan, szybciej.
Przeklęłam cicho pod nosem, zostawiając poprzedni kanał. Najważniejsze, aby była jakakolwiek łączność. Weszłam do oddzielonego od reszty ścianką pomieszczenia, skąd słyszałam krzyk kobiety, lecz nigdzie jej nie widziałam.
— Johnes?
Brunetka nie musiała mi odpowiadać. Szybki, idealny strzał prosto w moje radio tak, bym jednak sama nie ucierpiała, odpowiedział na moje pytanie. Kolejny był szybki cios z broni w moją głowę.
Gdy się w końcu przebudziłam, czując delikatne szumienie w głowie i otumienie, byłam skuta swoimi własnym kajdankami do krzesła. Rosa siedziała na drugim naprzeciwko mnie, nie przestając mi się przyglądać i uśmiechać z satysfakcją.
— Naprawdę myślałaś, że jesteś sprytniejsza ode mnie? — zapytała, aby sekundę później głośno zacmokać. — Nikt nie jest sprytniejszy ani mądrzejszy ode mnie.
— Masz rację, nikt — zgodziłam się z kobietą, ku jej zaskoczeniu. — Zastanawia mnie tylko odpowiedź na jedno pytanie. Dlaczego ja? Zarówno cztery lata temu, jak i teraz?
— Osobisty uraz, jeszcze z dzieciństwa — odpowiedziała krótko.
— Może coś więcej? — poprosiłam. W międzyczasie starałam się chwycić drugi, zapasowy kluczyk przypięty do mini szlufki od wewnętrznej strony spodni.
Brunetka uniosła brew w geście zdziwienia.
— Nie pamiętasz? No cóż, skoro nie, to ci przypomnę. To ja byłam tą dziewczynką, którą ty wrzuciłaś do studni, a z której potem śmiały się wszystkie dzieci.
— Wiesz, że nie zrobiłam tego celowo?
Kobieta prychnęła.
— Celowo, czy nie celowo, zjebałaś mi dzieciństwo. Potem już nie układało się nic w moim życiu i nigdy nie przestanę uważać, że to nie ty jesteś główną winną.
Moje palce w końcu zacisnęły się na odpiętym od spodni kluczyku. Najostrożniej i najciszej, jak tylko potrafiłam, odpięłam kajdanki, nie przestając patrzeć się Rosie w oczy. W duchu modliłam się, aby nic nie zauważyła, do momentu, aż nie wyciągnę drugiego pistoletu z prawego buta. Myślałam, że oznaki mojej zdrady zobaczę w razie czego w jej oczach, lecz były one cały czas martwe, przez co wycelowaną w moją stronę broń zobaczyłam o sekundę za późno, tak samo, jak ból z postrzelonego ramienia doszedł do mnie z opóźnieniem. Mimo to nie przestawałam robić tego, co robiłam, chociaż właśnie straciłam częściową sprawność.
Johnes westchnęła z niezadowoleniem i wstała z krzesła, chowając pistolet za pas spodni.
— Nigdy nie potrafiłaś być grzeczną dziewczynką, prawda? — zapytała, a następnie kopnęła moje krzesło najdalej, jak tylko potrafiła, przez co momentalnie poleciałam na podłogę, a co kobieta momentalnie wykorzystała. Wygięła moje ramię i pod tym kątem przycisnęła je do podłogi. Dźwięk łamanej kości rozszedł się po pomieszczeniu, ból w ramieniu zwiększył się dziesięciokrotnie, a w moich oczach aż pojawiły się łzy. Gdy powtórzyła czynność, ja miałam wrażenie, jakby odgłos łamania był nie tylko głośniejszy, ale jakby jeszcze więcej kości zostało złamane. Kto wie, może rzeczywiście tak było. Mój próg bólu został kilkukrotnie przekroczony, a trzeba było przyznać, że był on naprawdę wysoki. Tym razem moje oczy nie tylko załzawiły, ale już płakałam z tego bólu, który wręcz odebrał mi dech z piersi.
— Zabolało? Mam nadzieję, że tak. Wiesz, dlaczego dopiero teraz postanowiłam się ujawnić? — zapytała, widocznie czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, ale podziwiałam samą siebie, że w ogóle mam siłę jeszcze oddychać. — Bo jeszcze nigdy nie miałaś tak dużo do stracenia, jak teraz.
Miałam wrażenie, jakbym w tle słyszała kroki ciężkich butów i liczyłam, że to nie są omamy spowodowane bólem. Gdy odwróciłam delikatnie głowę, nadal przytuloną do podłogi, starając się nie patrzeć na swoje własne ramię, powykrzywiane pod dziwnym kątem i spojrzałam na reakcję kobiety, to już wiedziałam, że słyszałam dobrze.
Podniosła mnie gwałtownie z podłogi, chwytając za ręce, przez co po moim ciele rozeszła się kolejna fala bólu. Zacisnęłam z całej siły zęby, starając się tego nie pokazać, ale w takiej sytuacji nie byłam w stanie oszukiwać.
Przyłożyła mi pistolet do pleców, w spokoju oczekiwając, aż oddział nas odnajdzie.
— Myślałam, że dłużej wam to zajmie — zadrwiła, patrząc każdemu z osobna prosto w oczy.
— Odłóż broń — powiedział władczym tonem Calum, spoglądając na mnie szybko. Już po jego minie widziałam, że sytuacja nie wygląda dobrze.
Rosa pokręciła głową.
— Nie ma mowy. Za długo się znamy, żeby ten ton na mnie zadziałał. Na dodatek nie macie jak oddać czystego strzału, więc możemy tak dyskutować w nieskończość, aż Sherridan wykrwawi się z powodu ramienia. Jak ścisnę...
W głowie naprawdę odmawiałam wszelkie modły, by nie zrobiła tego, co mówiła, ale dzisiaj nikt na górze nie chciał mnie słuchać. Następna fala czystego bólu i krew spływająca po moim ramieniu.
— Pamiętajcie, że nawet jeślibyście znaleźli jakikolwiek sposób, by do mnie strzelić, to jeden strzał oddany w moją stronę, będzie równy jednemu strzałowi w nią. Wybierajcie.
Usilnie starałam się przywołać spojrzenie Caluma, ignorując rosnący z każdą minutą ból w postrzelonym i połamanym ramieniu. Nie było to łatwe, bo wzrok bruneta był cały czas skupiony na Johnes. Dopiero gdy głośno odkaszlnęłam, to wtedy w końcu Hood spojrzał na mnie. Moje usta ułożyły się tylko w jeden wyraz — „strzelaj". Na twarzy bruneta pojawiło się zawahanie, lecz kiedy zauważył ponaglenie i pewność w moich oczach, jednym ruchem głowy dał znać stojącemu gdzieś z tyłu Michaelowi, by oddał strzał. Przed całą tą akcją zapamiętałam układ budynku na pamięć i wiedziałam, że za nami jest ukryta platforma, gdzie mógł schować się jeden strzelec. Ten sam, który mając Rosę na muszce, oddał strzał.
W pomieszczeniu rozległ się nie jeden dźwięk strzelenia z pistoletu, a dwa. Drugi został oddany we mnie, w klatkę piersiową po prawej stronie. Jedyne miejsce, gdzie nie ochraniała mnie kamizelka.
Czułam, jak moje ręce zostają puszczone. Czułam, jak Rosa upadła, najpewniej chwytając się za nogę, bo za wszelką cenę chcieliśmy mieć ją żywą. I czułam, jak nogi pode mną uginają się, skazując na uderzenie w podłogę.
Miałam wrażenie, jakby wszystko działo się w spowolnionym tempie. Widziałam, jak Calum dopada do mnie, coś mówiąc, lecz czułam się jak pod wodą. Starałam się powoli oddychać i nie panikować, byłam pewna, że oddział medyczny czekał tylko na sygnał Hooda, bo już po kilku minutach dopadli mnie ratownicy, przejmując moje ciało z rąk bruneta, który panicznie uciskał ranę, starając się powstrzymać krwawienie.
— Wszystko będzie dobrze, Chloe — zapewnił mnie Cal, gdy częściowo odzyskałam normalną świadomość.
— Luke mnie zabije — powiedziałam ostatkiem sił, próbując zażartować. Mężczyzna uśmiechnął się i mrugnął w moją stronę.
— Jakoś cię obronię.
Luke
Nerwowo kilka razy nacisnąłem guzik windy, nie mogąc znieść tego, jak wolno ona działa. Od razu, jak dostałem telefon od Caluma, wyrwałem się z biura, ledwie zdążając chwycić kurtkę, pobiegłem do samochodu.
W końcu zatrzymałem się na konkretnym piętrze. Ledwo co się drzwi otworzyły, ja już się przeciskałem korytarzem do sali operacyjnej, gdzie już siedzieli Hood razem z Cliffordem.
— Nie denerwuj się, wszystko jest pod kontrolą.
— Łatwo powiedzieć, nie było mnie tam, nawet nie wiem, co się tam wydarzyło i w jakim stanie jest moja własna dziewczyna. „Pod kontrolą", powiedział, co wiedział!
— Jest stabilna. Owszem, została dwa razy postrzelona... — zaczął Mike.
— Dwa razy?! Mówiłeś o razie! — spojrzałem oskarżająco na Caluma. Michael odchrząknął, zwracając moją uwagę na siebie.
— Tak, dostała dwa strzały, ale nie były one groźne i nic nie uszkodziły. Co nie zmienia faktu, że musieli przytoczyć jej jednostkę krwi, z racji tego, że ramię trzeba było poskładać operacyjnie, było tak pokiereszowane. Wyjdzie z tego, to jest Sherridan. Ona nie da nikomu tak łatwo się zabić.
— Nawet jeszcze żartowała, że ty ją zabijesz — wyznał Cal.
— A co dokładnie z tym ramieniem? — dopytałem.
— Połamane w kilku miejscach z przemieszczeniem. Nie było innej opcji, jak naprawić je poprzez operację. No i następne dwa miesiące spędzi w gipsie, więc powodzenia z zirytowaną, bo nie do końca sprawną, Chloe — powiedział Michael.
— Ważne, że żyje i nic jej nie będzie — stwierdziłem, oddychając z ulgą. — Długo to jeszcze potrwa?
— Usiądź, jeszcze z dobrą godzinę — doradził mi Cal. — Może przynieść ci kawy?
— O nie, adrenaliny to mi już wystarczy, dziękuje bardzo. Jak to się w ogóle stało?
— Byliśmy pewni, że Rosa nic nie wie o tym, że my wiemy. Jak się okazuje, wiedziała, a z racji tego, że morderstwa miały też podłoże urazowe, to znaczy miała ona uraz do Chloe, to postanowiła wykorzystać całą sytuację na swoją korzyść. Ogłuszyła ją i zabrała w jedne z bardziej odosobnionych miejsc w tym magazynie, o którym mało kto wiedział i o którym nie wiedzielibyśmy też my, gdybyśmy w razie czego nie nauczyli się planu całego budynku na pamięć — wytłumaczył Cal
— A radio? Zniszczyła je?
Mężczyźni pokiwali głową.
— Od razu na początku — odpowiedział Hood.
Mike poklepał mnie po plecach.
— Oddychaj, bo jesteś tak blady, że zaraz ty nam tutaj zemdlejesz.
— Przynajmniej będzie miał wymówkę, by położyć się z Chloe w jednym łóżku — zażartował brunet.
Chloe
Już od kilku minut słyszałam szum rozmów, ale dałam sobie jeszcze czas na powolne wybudzenie. Delikatnie otworzyłam oczy, obserwując trójkę mężczyzn spod przymkniętych powiek.
— Jedyne, czego teraz potrzebujemy, to dowodu łączącego Johnes z zabójstwami sprzed czterech lat.
— Mamy dowód — powiedziałam zachrypniętym głosem. Cała trójka odwróciła się w moją stronę z zaskoczeniem wypisanym na ich twarzach. Chciałam się podnieść, ale rozkazujący ton Luke'a odwlekł mnie od tego.
— Ani mi się waż teraz ruszyć — ostrzegł, podchodząc do łóżka. Wcisnął przycisk przy meblu, dzięki czemu byłam w trochę lepszej pozycji do rozmowy niż wcześniej, a także poprawił poduszkę. — Uwielbiasz napędzać mi stracha, prawda?
— I vice versa, kochanie — powiedziałam z uśmiechem. — Nie macie może gdzieś wody? Czuję się, jakbym miała pustynię zamiast ust.
Hemmings podał mi plastikowy kubeczek w lewę ramię. Łapczywie wzięłam kilka łyków.
— Co mówiłaś o tym dowodzie? — dopytał Michael, opierając się o łóżko.
— Cztery lata temu, przy jednej z ofiar odnaleziono odcisk palca, który nijak potrafiliśmy przypisać. Porównajcie go z obecnymi, a gwarantuję wam, że będziecie ją mieli. A teraz porozmawiajmy o kilku konkretach. Pierwszym z nich jest pytanie, co z ręką i kiedy wychodzę.
Wszyscy parsknęli śmiechem.
— Na to drugie odpowie ci lekarz przy obchodzie. Natomiast jeśli chodzi o to pierwsze, to miałaś tak potrzaskane kości, że trzeba było je składać operacyjnie. Przygotuj się na dwa miesiące w gipsie — ogłosił Clifford.
— Ile?! — zapytałam z niedowierzaniem. — Ale... ale... praca... i przesłuchanie...
— Jedyna praca, jaką będziesz mogła na razie wykonywać, to jest praca papierkowa, o ile też w ogóle. A przesłuchaniem i tak zajmie się Luke — powiedział Cal.
— Ale dwa miesiące? Przecież...
— Cytując Caluma, za chojractwo się płaci, Sherridan — oświadczył Mike.
— Tym razem nie chojrakowałam! — Spojrzałam na Luke'a. — Zaopiekujesz się mną?
Blondyn mrugnął w moją stronę.
— Zawsze.
// No i także mi skończyły się ferie, czas wracać na studia 😭 chociaż tyle dobrego, że co weekend jestem w domu, a teraz tak ułożyli mi plan, że wracam w poniedziałki.
A jeśli was ciekawi, ile jeszcze zostało do końca opowiadania, to liczę tak mniej więcej trzy, cztery rozdziały.
I mini ankietka: gdybym kiedyś, kiedykolwiek, udostępniła czwartą część, to byliby chętni czytelnicy na nią? Znacie mnie i wiecie, że za bardzo kocham Chloe i Luke'a, by się z nimi pożegnać i twierdze, że jeszcze nigdy nie napisałam czegoś tak dobrego, jak ta seria, stąd to pytanie //
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro