14.
Otworzyłam laptopa Caluma, od razu wpisując hasło do niego, co równało się z zaskoczonym spojrzeniem od samego właściciela.
— Skąd znasz moje hasło? — zapytał zaskoczony, gdy w oczekiwaniu aż załaduje się baza danych, wiązałam prowizorycznie włosy gumką, którą zawsze nosiłam na nadgarstku.
— Bo tylko tak dałbyś radę, żeby zapamiętać datę waszego ślubu, a jak wiemy, chcesz być dobrym mężem i pamiętać o tym — odpowiedziałam mu, logując się do programu tym razem swoim własnym loginem i hasłem. Wyszukałam raporty, które zostały w pewnym momencie podmienione i otworzyłam dwa z nich, aby mieć potwierdzenie domysłów Luke'a nie tylko na jednym dokumencie, a na więcej. — Teraz wytłumacz Luke, na co dokładnie wpadłeś.
— Skoro ktoś się włamał i podmienił te raporty nie tylko na papierze, ale i elektronicznie, to gdzieś musi być zachowana data edycji tego — oświadczył Luke.
— Jeśli zakładamy, że włamał się na mój komputer, na moje konto i wydrukował na mojej drukarce te raporty to tak, gdzieś musiała się zapisać ta informacja — potwierdziłam. Oderwałam wzrok od swojego chłopaka, zamiast tego skupiając całą swoją uwagę na ekranie komputera, przybliżając jeszcze bardziej do niego twarz. Weszłam w informacje o dokumencie, przelatując między tymi zbędnymi, a szukając tej nam potrzebnej.
— Jaka powinna być pierwotna data edycji? — dopytał Michael, również skupiając się na ekranie.
— Dwa tysiące piętnasty. Grudzień, tak mi się wydaje — odparłam. — Mam! Ostatnia edycja, piąty października, dwa tysiące dziewiętnaście. Czyli było to w czasie, gdy szukaliśmy mordercy Luke'a. Byliśmy na tym całkowicie skupieni, więc ktoś wykorzystał naszą nieuwagę i się włamał. A ja osobiście spędzałam wtedy naprawdę mało czasu w naszym gabinecie, co było zaskakujące, ale wolałam pracować w domu.
— Możemy teraz to sprawdzić na monitoringu — oświadczył Luke.
— O ile, mam nadzieję, działa? — Spojrzałam na Caluma.
— Oczywiście, że działa, już ja tego pilnuję.
— Jedziemy na posterunek. Calum zostaje, zabieram Luke'a i Mike'a — ogłosiłam.
— Czemu ja zostaję? — zapytał oburzony Hood.
— Bo to są urodziny twojej żony, na dodatek ciężarnej, więc nie możemy pozwolić, byś znikł — odparłam, szybkim tempem wychodząc z kuchni. — Musimy podjechać na posterunek, zostawiamy ci twojego męża, będziemy za godzinę maksymalnie, obiecuję.
Pocałowałam jubilatkę w głowę i chwyciłam za płaszcz.
— Coś się stało? — zapytała kobieta z niepokojem?
— Nic, czym byście musieli zawracać sobie głowę, po prostu chcemy coś pilnie sprawdzić. Jeśli nie wrócimy w ciągu godziny, to możecie mi osobiście skopać dupę.
— Trzymam cię bardzo mocno za słowo, żeby nie było! — ostrzegła mnie Cherry. — I zamierzam podjąć odpowiednie kroki, gdybyś nie spełniła swojej obietnicy.
Pomimo faktu, że miałam krótsze nogi, niż mój chłopak i przyjaciel, a także obcasy na nogach, wyrwałam najbardziej do przodu, w ostatniej fazie drogi do pokoju ochrony praktycznie podbiegając.
— Potrzebujemy nagrania z kamer z dnia piątego października tego roku — ogłosiłam od razu na wejściu, nie dając poznać po sobie pośpiechu, a władczość.
— Ale... — zaczął ochroniarz z kanapką w buzi, lecz przerwałam mu szybciej, niż się spodziewał.
— Mamy pozwolenie od kapitana, także odsuń się łaskawie i daj mi pracować — powiedziałam spokojnym, choć naprawdę władczym tonem, odpychając mężczyznę i samej dobierając się do klawiatury i ekranu. Wybrałam odpowiednie nagranie z folderu, nazwane datą i kliknęłam na nie dwa razy, aby otworzyć plik.
— Przewiń trochę do przodu — poprosił Clifford.
Wzięłam na ośmiokrotne przewijanie do przodu, nadal z palcem na klawiaturze spacji w razie potrzeby zatrzymania nagrania. A wydarzyła się ona szybciej, niż się spodziewaliśmy, bo już koło godziny dziesiątej danego dnia.
Kilka minut po tym, jak opuściliśmy gabinet, do drzwi pomieszczenia podszedł mężczyzna w czapce i kapturze, z narzuconą na siebie czarną, jednolitą bluzą i tego samego koloru spodniach.
— A nie, to możecie przewinąć, to ja — powiedział nonszalancko Luke. Spojrzeliśmy na niego z niedowierzaniem.
— Jaja sobie robisz w tym momencie — oświadczyłam, odrywając od niego wzrok, by wrócić do przewijania filmu. — Człowiek wyjdzie z więzienia, ale więzienie z człowieka nigdy.
Michael syknął, słysząc tekst z moich ust.
— Ostro — wyszeptał.
— Zaczynasz przeginać — ostrzegł mnie Luke, ale puściłam jego uwagę mimo uszu, skupiając się całkowicie na nagraniu. W końcu w godzinach wieczornych pojawiła się kolejna osoba.
— To też ty, czy to w końcu nasz podejrzany? — zapytałam z czystą ironią.
— Tym razem to niej ja — odpowiedział mi podobnym tonem Hemmings.
Mężczyzna miał na sobie policyjny mundur, najpewniej, żeby jeszcze lepiej wtopić się w tło i żeby nikt nie miał podejrzeń wokół niego. Miał brązowe włosy i odrobinę dziecięcą twarz, choć spod koszulki munduru pokazywała się sylwetka dorosłego mężczyzny. Na filmie było widać, jak szatyn z czymś w ręku, może z kluczem, a może ze spinką lub wytrychem zaczyna siłować się z zamkiem. Dostanie się do gabinetu zajęło mu dłużej, niż mi dostanie się do rodzinnego domu Luke'a, ale i tak trzeba było przyznać, że miał zaszczytny czas siedmiu minut. W momencie, gdy otworzył drzwi i wszedł do środka, zniknął z pola naszego widzenia, dlatego też przewinęłam do momentu, gdy wychodził. Wtedy ustawił się na tyle idealnie, że widać było jego twarz.
— Bingo — wyszeptałam, widząc tak naprawdę jeszcze nastoletnią buzię. Zamknęłam nagranie i wyciągnęłam z torebki pendrive'a, aby je przekopiować na przenośny dysk. — Potrzebujemy go teraz tylko zidentyfikować, kto wie, jak duże powiązania ma ze sprawcą.
— Aby były większe, niż się spodziewamy — stwierdził Michael. Luke nadal milczał, najpewniej urażony moją odzywką.
Gdy plik skończył się kopiować, odłączyłam pendrive'a z komputera i spakowałam go ponownie do torebki.
— Możemy wracać. Mam jeszcze piętnaście minut, jeśli nie chcę zostać skopana w tyłek.
Cisza, jaka panowała w czasie powrotu do domu, stawała się coraz bardziej niemożliwa z każdą sekundą. W końcu nie wytrzymałam już i ją przerwałam.
— Masz rację, przesadziłam z tym tekstem. Przepraszam. Nie powinnam była tego mówić.
— Owszem, nie powinnaś — wymamrotał martwym tonem Luke. Oczekiwałam dalszej części jego wypowiedzi, lecz na tym się skończyło.
— Tylko tyle powiesz? — zapytałam zaczepnie. Potrzebowałam jakiejkolwiek reakcji z jego strony, bo ewidentnie było widać, że problem nie został rozwiązany.
Blondyn zacisnął usta.
— A co jeszcze mam ci powiedzieć? Udawajmy, że nic się nie stało? Że w ogóle nie widzisz we mnie przestępcy, którym byłem?
— Bardzo dobrze wiesz, że nie jest to prawda — powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
— Nie? Czyli ani razu nie przeszło ci przez myśl, widząc mnie na monitoringu tego samego dnia, że to ja jestem winny podmienieniu informacji w aktach?
Zamilkłam i spojrzałam za okno. Byliśmy już niedaleko mojego mieszkania i marzyłam, by ta podróż skończyła się jak najszybciej.
— O tym właśnie mówię.
— Przecież bardzo dobrze wiesz, że bym cię o to nie oskarżyła, nie dopisuj sobie filozofii do swojego durnego rozumowania.
— Filozofii do mojego durnego rozumowania? Chloe, twoje zachowanie mówi samo za siebie!
— Moje zachowanie? To była jednorazowa sytuacja, a ty już dopisałeś sobie do tego całą historię, jakbym traktowała cię codziennie jako przestępcę, choć bardzo dobrze wiesz, że tak nie jest! W tym momencie ty zaczynasz przesadzać, Lucas. Powiedz tu i teraz co ci nie pasuje i rozwiążemy tę kwestię od razu, a nie będziemy się bawić w jakieś gierki i humorki, jakbyśmy nie byli dorośli.
Blondyn bardziej zacisnął usta i nie wypowiedział ani słowa, parkując na podjeździe pod moim domem.
Sapnęłam z irytacją i wysiadłam z samochodu.
— Jak już dorośniesz i wynajdziesz, gdzie leży twój problem, to zadzwoń, bo zachowujesz się, jakby pobyt w więzieniu sprawił, że cofnąłeś się w rozwoju.
Trzasnęłam drzwiami od pojazdu i weszłam do domu, tam również trzaskając drzwiami. Cherry, która zobaczywszy grobowe miny moje i Luke'a, postanowiła skorzystać z propozycji podwózki od Michaela, była już w środku.
— Po twojej minie widzę, że rozmowa nie poszła dobrze — oświadczyła, w międzyczasie ściągając kolczyki.
— Nie, nie poszła — burknęłam, siadając na fotelu, by ściągnąć buty.
— O co się posprzeczaliście? Już jak wróciliście z posterunku, widać było, że gdzieś powstał problem.
— Jak oglądaliśmy nagranie z monitoringu, to uchwycił się moment, gdy Luke wszedł do naszego gabinetu, żeby zostawić mi liścik, a ja wtedy powiedziałam, że człowiek wyjdzie z więzienia, ale więzienie z człowieka nigdy.
Cherry aż się skrzywiła.
— To było mocne — oceniła.
Westchnęłam.
— Wiem, dlatego w drodze powrotnej go za to przeprosiłam i przyznałam, że nie powinnam była tego mówić, a on sobie dopisał do tego już całą historię, jakoby ja go cały czas traktuję jako przestępcę, co jest oczywiście nieprawdą.
— Owszem — zgodziła się ze mną rudowłosa. — Jak myślisz, dlaczego tak zareagował? Przecież nigdy nie dałaś mu powodów do zwątpienia w twoje intencje.
— Po prostu mnóstwo ludzi nadal traktuje go jak zabójcę i jeszcze przez długi czas tak będzie. Wyszedł do ludzi i jest narażony na krzywe spojrzenia i plotki, dlatego też zaczyna widzieć podstęp, zakłamanie i szyderstwo tam, gdzie go nie ma. Ja za swoje przeprosiłam, teraz niech on trochę ochłonie i przemyśli, co zasugerował, bo ja na pewno nie zamierzam wystawiać pierwsza ręki.
Ostatnie kilka nocy spędzałam z Luke'iem, dlatego też położenie się samej w łóżku było dziwnym uczuciem. Przytuliłam się do poduszki, lecz nie było to to samo. Rozpoczęłam zabawę w przewracanie się z boku na bok, zmienianie ułożenia rąk, nóg, głowy, pleców, aż w końcu zirytowana usiadłam na łóżku, sapiąc ze złości. Przy Hemmingsie usypiałam bez problemu, natomiast samej nie potrafiłam. Nadal zdarzyły mi się koszmary, gdzie mój chłopak był martwy, dlatego też w połowie przypadków nie potrafiłam usnąć bez niego obok. Nikomu o tym nie mówiłam i mocno liczyłam, że nikt się nigdy nie dowie.
Finalnie wzięłam laptopa do ręki, uruchamiając go. Postanowiłam jeszcze raz obejrzeć nagranie z monitoringu, licząc, że dostrzegę więcej niż tylko młodszego ode mnie mężczyznę, a może nawet nastolatka jeszcze.
W momencie, gdy urządzenie powoli mieliło dane, ja wyciągnęłam paczkę papierosów z torebki, z rozrzewnieniem patrząc na tego ostatniego. Zgodnie z obietnicą miałam skończyć tę paczkę i wrócić do elektrycznego, dlatego też postanowiłam się delektować.
Miałam niewyraźnie wrażenie, jakbym gdzieś już kiedyś widziała tę twarz i pewnie tak było, musiałam tylko przypomnieć sobie, gdzie to było. Tylko albo aż, jak kto woli.
Zatrzymałam nagranie na odpowiednim ujęciu, analizując każdy szczegół, każdą zmarszczkę, pieprzyk i zakrzywienie twarzy. Przekrzywiłam delikatnie głowę w lewo, czując, jak mi się przejaśnia w głowie, choć nie byłam pewna, czy roboty tutaj nie robiła też nikotyna. W końcu po raz drugi w ciągu ostatnich czterech godzin otworzyłam archiwum i wyszukałam drobne przestępstwo, które mogło mieć związek z chłopakiem na filmie.
Zanim w ogóle przeczytałam dane złapanego i za co został złapany, otworzyłam jego zdjęcie, zmniejszając je tak, by porównać je z obrazem osoby na nagraniu.
— Bingo — wyszeptałam sama do siebie, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Dopiero teraz skupiłam się na informacjach o brunecie. — Terry Johnson, lat dwadzieścia, skazany za włamania i drobne kradzieże... Siedział za włamania, a włamuje się dłużej niż ja, zabawne.
Podążyłam tym tropem i wyszukałam jego postać w internecie, licząc na łut szczęścia. W czasie, gdy ładowała mi się strona, ja spisałam sobie jego miejsce zamieszkania z adnotacją, żeby podjechać tam dzisiaj, jednocześnie mając nadzieję, że wciąż jest aktualny.
Pomimo tego, że oczy mi się już powoli same zamykały, ja nadal uparcie przeglądałam Internet, całkowicie ignorując swój stan.
O szóstej obudził mnie budzik, wzywający do pracy. Gdy otworzyłam oczy, kręcąc karkiem ze skrzywioną z bólu twarzą, na laptopie nadal widniała ostatnia strona, w którą kliknęłam, nie do końca świadomie. Nie pamiętałam momentu, gdy to zrobiłam, ale uznałam, że jeśli weszłam w profil tej osoby, to jakiś cel to miało, dlatego też postanowiłam jeszcze przejrzeć, co udostępniła kobieta, nawet jeśli ryzykowałam spóźnieniem do pracy.
Tak naprawdę jej profil był pusty, można by się wręcz pokusić o stwierdzenie, że albo był fałszywy, albo służył tylko do komunikacji. Nie było zdjęcia profilowego, daty urodzenia czy też jakiś rodzinnych powiązań, a jedynym oznaczonym miejscem był Londyn jako miejsce zamieszkania.
Zamknęłam laptopa, postanawiając wrócić do tego wieczorem.
Akurat, jak wychodziłam z łazienki, kierując się w stronę schodów, natknęłam się na swoją współlokatorkę.
— Wyglądasz, jakbyś miała naprawdę beznadziejną noc — oceniła.
— Bo miałam — odparłam. Ból w karku nie odpuszczał i nie spodziewałabym się, żeby zaczął w przeciągu najbliższych kilku godzin.
— Nie chcę sprawiać, że poranek też taki będzie, ale Luke czeka na ciebie w kuchni.
Westchnęłam.
— Czy będzie, to się zaraz okaże.
Zeszłam na dół, lecz zamiast wejść dalej do kuchni, oparłam się o framugę, krzyżując ręce na piersi. Blondyn podniósł na mnie wzrok.
— Przepraszam — rzekł, tym samym przerywając ciszę. — Miałaś rację. Nigdy mnie tak nie potraktowałaś, a ja niesłusznie cię o to oskarżyłem. Po prostu dziwnie mi ze świadomością, że jesteście jedynymi ludźmi, którzy widzą mnie takiego, jakim jestem i chyba nie potrafię się jeszcze do tego przyzwyczaić.
Usiadłam naprzeciwko niego.
— A ja przepraszam za to, że choć przez moment pomyślałam, że mógłbyś to zrobić. Było to mimowolne i zrobił to bardziej mój policyjny instynkt niż ja sama.
— Między nami wszystko w porządku? Zapominamy o całej tej sytuacji? — upewnił się Luke.
— Nie jestem fanką zapominania, wolę o tym pamiętać, żeby wyciągnąć wnioski z całej tej sytuacji i nie powtarzać jej na przyszłość.
— Na to też jestem gotowy się zgodzić — powiedział Luke, patrząc na mnie z błyskiem w oku. Ewidentnie widać było, że o czymś intensywnie myśli. — Może byśmy się gdzieś wybrali razem w dzisiejszy piękny, piątkowy wieczór?
Zastanowiłam się przez moment.
— A gdzie miałbyś zamiar mnie zabrać?
Mężczyzna pochylił się, zbliżając bliżej swoją twarz do mojej.
— Sama musisz zgadnąć.
Pocałował mnie szybko w nos i odchylił się do tyłu.
— Zbieraj się, zajedziemy na szybkie śniadanie, a później do pracy.
— Czyżby wczoraj była pierwsza kłótnia kochanków? — zapytał zaczepnie Michael, gdy weszłam do gabinetu.
— Mała sprzeczka, już wszystko sobie wyjaśniliśmy dzisiaj rano. Mam dobrą informację!
— Ja również! Mogę pierwszy?
— Proszę bardzo.
— Zidentyfikowałem chłopaka z nagrania.
Moja mina musiała wyraźnie pokazać zaskoczenie, bo Michael zmarszczył czoło.
— Nie wierzyłaś we mnie? No naprawdę, Chloe...
— Nie, nie o to chodzi — przerwałam mu. — Bo widzisz, ja też to zrobiłam.
Clifford uniósł ręce z oburzeniem.
— Jedno z nas zmarnowało czas, które mogło poświecić na coś innego.
— Niekoniecznie. Wymieńmy informację. Może jedno z nas ma coś, czego nie ma to drugie. A potem po prostu pojedziemy go przesłuchać.
— Ta propozycja ma sens, Chloe.
Wzruszyłam ramionami.
— Wiem. Jaka każda moja inna propozycja.
— Nie każda.
Przewróciłam oczami.
— Prawie każda. Nie czepiaj się moich słów, tylko pokazuj, co masz.
— Cokolwiek sobie szefowa życzy.
// Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieję, że te rozdziały mają poand dwa tysiące słów, sama jestem zaskoczona //
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro