11.
— Czemu, kurwa, zawsze ja — wysyczałam z oburzeniem, gdy wyszliśmy z prosektorium.
— Wiesz, jesteś dość znana... — zaczął Michael, lecz gdy zobaczył moje spojrzenie, to od razu przerwał. — A, nie skończyłaś jeszcze swojej tyrady, dobrze, kontynuuj.
— Sprawa Luke'a? Pisał do mnie. Sprawa Ophelii? Pod koniec to ja dostawałam telefony na równi z Ashtonem dostającym maile. Sprawa ojca Luke'a to była jedna z nielicznych, gdzie nie dostawałam wiadomości od mordercy, a od ofiary, która starała się mnie nakierować. I nie możemy zapomnieć o poprzednich kilkudziesięciu sprawach, gdzie mordercy mieli zawsze mój numer, niczyj inny, tylko właśnie mój! Na palcach obu rąk mogę policzyć, ile razy tak nie było!
Mike odczekał chwilę, przyglądając mi się z wyczekiwaniem.
— Już skończyłaś? Mogę mówić? — Pokiwałam potakująco głową. — Wspaniale. Wiadomości w tym przypadku są dość... uzasadnione. Już wcześniej prowadziłaś śledztwo w jej sprawie i ona jest tego jak najbardziej świadoma. W tym momencie to śmieje ci się ona prosto w twarz, bo wie, że i tym razem wymsknie się prosto z twoich rąk. Zatem musisz zrobić tylko jedną rzecz.
— Pokazać, że tym razem się myli i ją złapać — powiedziałam cicho, przypatrując się widokom za oknem, choć wcale się na nich nie skupiałam, stanowiły tylko tło moich rozmyślań. — Żeby to było takie łatwe.
— Wtedy prowadziliście tę sprawę sami z Calumem, a teraz masz nowe, świeże spojrzenie na to wszystko, czyli mnie i teoretycznie Luke'a, bo kierunek jego studiów jest związany także z profilowaniem, a wy oboje to mocny duet, co prawda nie tak bardzo, jak my... — Uśmiechnęłam się na słowa mężczyzny.— Na dodatek Hood również po takim czasie będzie inaczej patrzył na to morderstwo. W końcu minął naprawdę spory szmat czasu.
— Prawie cztery lata. Masz rację, tym razem musi nam się udać. Bo jak nie...
— To ktoś zazna twojego ogromnego gniewu i mam nadzieję, że to nie będzie żadne z nas.
Utkwiłam swoje spojrzenie w przyjacielu.
— Mogę wiedzieć, dlaczego mi się tak przyglądasz? — zapytał w końcu. — I to jeszcze chyba z wdzięcznością, jak mnie nie myli wzrok.
— Owszem, z wdzięcznością i podziękowaniem, bo przyjęliście Luke'a bez żadnych uprzedzeń.
Clifford westchnął i odczekał chwilę, zanim odpowiedział.
— Dla niektórych Hemmings nadal będzie zabójcą i to zrozumiałe, bo ci niektórzy widzą tylko jedną stronę całej tej sytuacji. My widzimy praktycznie wszystkie tego strony. Wiemy, że powodem, dlaczego zabijał, nie jest jego skrzywiona psychika, popierdolenie czy cokolwiek innego, czego doszukujemy się u morderców, a choroba, z której w końcu postanowił się wyleczyć. On był normalnym człowiekiem, lecz kontrolowanym przez coś, na co nie miał wpływu. Na dodatek jesteśmy również świadomi tego, że gdyby był psychopatą bądź socjopatą, choć czasem podejrzewam cię o to drugie, to nigdy byś się w nim nie zakochała i nigdy byś się z nim nie związała, nawet byś nie rozważała takiej opcji. Ufamy ci, więc jak coś spieprzysz ty, albo wy oboje...
— Okej, zrozumiałam. I naprawdę wam dziękuje za zrozumienie, wyrozumiałość i zaufanie.
— Wystarczającą odpłatą jest widzieć was szczęśliwymi, a zwłaszcza ciebie, po tym, jak zaczynałaś wyglądać jak wrak człowieka.
— Fakt, to było okropne. Boję się myśleć, co by było dalej, gdyby on rzeczywiście umarł.
— Więc o tym nie myśl. W pewnym sensie rzeczywiście dostaliście drugą szansę od losu i tego powinniście się trzymać, i ułożyć życie po swojemu.
— I co? — zapytał Calum od razu, jak się pojawiliśmy na komendzie. Pokazałam mu wiadomość bez słowa i usiadłam przy biurku, po czym wydałam z siebie pełne frustracji fuknięcie. — Czyli gorzej, niż by się można spodziewać.
— Tym razem musimy to rozwiązać Calum, nie mamy wyjścia.
— No to ją rozwiążemy — wtrącił Luke, opierając się o framugę — A przez ciebie znowu przemawia pesymizm.
— Nieprawda! — zaprzeczyłam z oburzeniem. — Nie jestem pesymistką, tylko realistką!
Luke uśmiechnął się z rozbawieniem, natomiast zarówno Michael, jak i Calum parsknęli śmiechem.
— Miło, że tak dobrze siebie widzisz — zażartował Hemmings. Wskazał głową na akta sprawy. — Mogę?
Zrobiłam niejednoznaczny ruch ręką.
— Nie krępuj się.
Blondyn usiadł na krześle naprzeciwko mnie, czytając tekst na kartkach i przyglądając się zdjęciom. Ja w tym czasie włączyłam czajnik, próbując przełączyć mózg na wyższe obroty.
W pewnym momencie ułożył kartki w chronologicznej kolejności, by następnie przypiąć zdjęcia do białej, jeszcze pustej tablicy. Wziął jeden mazak, a drugi rzucił mi.
— Co wiemy? — zapytał, ściągając zatyczkę z markera.
— Że jest kobietą — oświadczył Cal.
— Tym razem nie podważacie faktu, że kobieta mogłaby popełnić morderstwo, jakże miło — zadrwiłam, wstając z fotela i otwierając flamaster.
— Poprzedni przypadek nas czegoś nauczył — przyznał Cal.
— Każdy przypadek czegoś was uczy.
— Tylko ciebie nic ani nikt nie nauczy pokory i trzymania języka za zębami — powiedział z uśmiechem Michael, na moment odrywając wzrok od powieszonych zdjęć. Pokazałam mu środkowy palec, wracając do tablicy.
— Pomijając fakt, że jest kobietą, to wiemy również, że nie ma swojego profilu ofiary, jeśli chodzi o wygląd. Nie wybiera przypadkowo, a tylko tych z, że tak powiem, wyższych sfer i zarabiających miesięcznie prawie pięciocyfrowe sumy. Na dodatek są to przeważnie mężczyźni z dość niską samooceną, którzy są dość naiwni i nie widzą, że kobiety lecą na ich pieniądze i jeszcze bezczelnie je wykorzystują. A ona nie dość, że skorzysta z bogactwa, to jeszcze spełni swoje chore fantazje.
— Czyli jest niemiłosiernie inteligentna i bezczelnie piękna? — dopytał Luke, zanim końcówka mazaka dotknęła ponownie tablicy.
— W dużym skrócie owszem, ale lepiej, żebyś trochę mniej skrócił moją wypowiedź.
— Chloe, pamiętasz, co ci mówiłem o nierozwijaniu swoich myśli i duszeniu ich w sobie, zamiast wypowiadania ich na głos? — Jego wypowiedź bardzo dobrze sugerowała, co chciał przekazać.
— Że powinnam przestać tak robić, a częściej mówić na głos to, co wywnioskowałam, bo, cytując, „szkoda, żeby takie cudo się zmarnowało".
Luke uśmiechnął się szeroko w moją stronę.
— No właśnie. Zatem?
Nałożyłam zatyczkę na marker i przygryzłam jego końcówkę w chwilowym zamyśleniu. Michael rozsiadł się wygodniej na krześle, mniej więcej świadomy tego, jak długą wypowiedź usłyszy i jak wiele możliwych faktów, natomiast dla Caluma będzie to pierwsze takie wydarzenie i dlatego wyglądał na jeszcze bardziej zaciekawionego niż Mike.
— Zacznij od początku — zasugerował Luke.
— Gdybym tylko wiedziała, gdzie on jest — mruknęłam, przypatrując się zdjęciom ofiar i miejsc zbrodni.
— Na początku — zażartował. Nie skomentowałam jego żartu.
— Nie wiem, dlaczego to robi, nie jestem w stanie tego wyczytać, mogę tylko przypuszczać i zgadywać. I wydaje mi się, że powodem tego wszystkiego, jest przyjemność, jaką jej sprawia zabijanie. Wtedy czuje, że żyje, że jej życie nie jest nudne, tylko pełne adrenaliny i zabawy. Dlatego też wybiera jak najokrutniejsze sposoby na morderstwo bądź na zmodyfikowanie ciała, aby dostarczyć sobie jeszcze więcej rozrywki, a na dodatek podnosi to fakt, że przed meritum wydarzeń, czyli przed samym morderstwem, uwodzi ich, bawi się nimi, spełnia swoje seksualne, i nie tylko, zachcianki, aż w najgorętszym momencie, gdy facet nie może już oderwać od niej wzroku, zabija go.
— Myślisz, że powodem, dla których to robi, jest zemsta za to, że jakiś mężczyzna ją skrzywdził? — dopytał Luke, nie przestając obracać mazaka w ręku.
— Nie jestem tego pewna w stu procentach, ale nie wydaje mi się. Jedyne, dlaczego to robi, to fakt, że potrzebuje rozrywki, a nic nie jest w stanie tak ją rozbawić i zrelaksować, jak zabawa mężczyznami w jeszcze gorszym tego słowa znaczeniu. Na dodatek pewnie cieszy ją fakt, jak wielkie powodzenie ma wśród facetów ze swoim wyglądem. Myślę, że jakiś kompleks musi u niej jeszcze bardziej pobudzać tę chęć do morderstw. Może pochodziła z biednej rodziny i była wyśmiewana albo przez biedotę, albo przez swój wygląd, albo przez obie z tych rzeczy. Tu nie chodzi o zemstę, tylko o dowartościowanie się, pokazanie, że tym razem to ona ma władzę, nikt inny. Pomimo tego, że minęło tyle czasu, ona nadal ma niską samoocenę i kompleksy na punkcie swojego wyglądu, choć najpewniej jest jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie ci mężczyźni widzieli w swoim życiu.
— Coś jeszcze chcesz dodać do tego?
Pokręciłam głową.
— Nie w tej chwili — odparłam, czytając to, co Luke zdążył zanotować w czasie mojej wypowiedzi, a trzeba było przyznać, że dał radę wiele z tego wyciągnąć.
— Musisz częściej to robić, bo jestem pod ogromnym wrażeniem — wyznał Calum.
— Zobaczymy — powiedziałam krótko, tym samym starając się uciąć temat.
— Nie zobaczymy, tylko ja już się postaram, żeby tak było. Jak już jestem obok, to się kochana nie wywiniesz — uprzedził mnie Luke. Przewróciłam tylko oczami na jego słowa ani trochę ich nie komentując.
— Czy te ofiary, przed swoją śmiercią, nie wychodziły nigdzie z nią? Nikt ich nigdy nie widział?
Pokręciłam głową.
— Jeszcze nie przesłuchiwaliśmy bliskich ostatniej ofiary, bo nadal trwa jej identyfikacja, natomiast jeśli chodzi o poprzednie, to nie. Nie wiem, jak ona to zrobiła, ale pozostała niezauważona. Pomagał jej w tym pewnie fakt, że wybierała mężczyzn, których nie tylko kobiety leciały na pieniądze, ale przyjaciele również. To były i są, najbardziej naiwne przypadki, jakie mogła wybrać.
— Mnie ciekawi, jak ona weryfikowała to, że akurat z tym mężczyzną jej plan się powiedzie, a z innym nie — wtrącił Michael.
Wskazałam na niego mazakiem.
— To też jest dobre pytanie. Bo nawet jeśli ufała intuicji, to z zasady powinno się to udawać tylko do pewnego czasu. Z medii społecznościowych też ciężko wyczytać, czy ktoś jest ponadprzeciętnie naiwny i wierzy we wszystko, czy też ma jakiś instynkt samozachowawczy. Musiała obserwować ich już od dłuższego czasu. A oni, pewnie myśląc, że wpatruje się w nich dlatego, że chce ich poderwać, uwieść, sami wpadali w pułapkę, jak zwierzęta.
— To nawet przypomina trochę polowanie. Ona zakłada sieć, oni w nią wpadają — porównał Clifford.
— Myślicie, że przepytanie znajomych i rodziny coś da? — zapytał Cal.
Wzruszyłam ramionami.
— Na pewno nie zaszkodzi. Możemy spróbować przepytać również bliskich ofiar sprzed czterech lat, ale nie jestem pewna, czy ma to sens — odparłam.
— Ich zeznania są dołączone? — dopytał Luke, wracając do papierów leżących na biurku.
Kiwnęłam głową.
— Owszem. Natomiast uprzedzam, mogą nie być najlepsze, wtedy jeszcze nie mieliśmy podziału, ja obserwuję, Michael notuje i ewentualnie zadaje dodatkowe pytania, jeśli jakieś mu przyjdą do głowy.
— Bo wtedy jeszcze nie pracowaliśmy razem, zaczęliśmy niedawno po tym, jak awansowano Caluma na kapitana — ogłosił Mike.
— W sumie to było krótko po tej sprawie. Spodziewaliśmy się, że to właśnie jej rozwiązanie przyniesie ci awans, dlatego byliśmy zaskoczeni, że samo staranie się o jej rozwiązanie było wystarczające.
— Nadal pamiętam to uczucie... — powiedział brunet z rozrzewnieniem.
— Jak na ciebie to rzeczywiście mało tutaj informacji — orzekł Luke, czytając wydruki.
— To znaczy?
Odwrócił w moją stronę jeden z raportów z przesłuchania sprzed czterech lat. Przyjrzałam się temu, co było na nim napisane i jeszcze bardziej zmarszczyłam czoło.
— Bo to nie jest moje — powiedziałam, wyrywając kartkę z jego rąk, by jeszcze lepiej się temu przyjrzeć. — Ktoś to musiał podmienić w pewnym momencie.
Uruchomiłam monitor komputera, po raz drugi dzisiejszego dnia włączając bazę danych i wyszukując to samo morderstwo. Otworzyłam ten sam raport, tylko w wersji elektronicznej i porównałam informacje zawarte w nim z tymi zawartymi w wersji papierowej.
— Ktoś pozmieniał papierologię, pousuwał rzeczy potencjalnie przydatne śledztwu, a następnie to wydrukował i zamienił wszystkie raporty i opisy w teczce na te wybrakowane — ogłosiłam, otwierając następny z kolei raport, by ten także porównać z wydrukiem. — Kto ma dostęp do archiwum i akt spraw? Tylko policjanci?
— No tak — odpowiedział zaskoczony Calum.
— Administracja i inne podmioty nie?
— Tylko za moją zgodą.
— Czyli albo mamy, albo mieliśmy kreta na posterunku.
— Czy możliwe jest, aby te informacje zamienione zostały w trakcie śledztwa? — zapytał Luke.
Zastanowiłam się przez moment.
— Teoretycznie nie, bo akta są wtedy przeważnie w gabinecie, a on jest zamykany na klucz z każdym naszym wyjściem.
— Nawet kiedy jesteście na posterunku, ale nie w gabinecie? Na przykład, gdy idziecie do innego wydziału, albo do czyjegoś gabinetu?
Spojrzeliśmy po sobie z Michaelem.
— Nie, wtedy nie — powiedział cicho Clifford.
— Kurwa mać — przeklęłam, chowając twarz w dłoniach. — Ktoś musiał wtedy szperać po szafkach, nigdy nie zostawiam ich na wierzchu. Ja pierdolę, ale ktoś wykorzystał okazję.
— I to spory czas temu — dodał Mike.
Przygryzłam kciuka.
— Ale czy na pewno te informacje były wybrakowane już w trakcie poprzedniego śledztwa? — zastanowiłam się. — Nie wydaje mi się, a wręcz mam przekonanie, że one jeszcze wtedy były pełne.
— No ale ręki nie dasz sobie uciąć — stwierdził Michael.
— No nie dam, bo mogłabym zostać bez ręki, a jest mi potrzebna, ciężko strzelać z broni jedną. To wszystko znaczy, że musimy ponownie przepytać bliskich wszystkich ofiar, co jest cholernie topornym zajęciem, bo minęły cztery lata i ci ludzie mogą być już dawno za Londynem.
— Macie chociaż zapisane, z kim wtedy rozmawialiśmy? — zadał pytanie Calum, pochylając się nad rozłożonymi na biurku papierami.
— Chociaż tyle wam podarowali — stwierdził Luke. — Głównie dlatego, że gdyby nie było tej informacji, to to wszystko nie wyglądałoby wiarygodnie i ktoś od razu by zauważył, że coś jest nie w porządku.
— Prawda — zgodziłam się. — Czytałam je wtedy tyle razy, że szybko bym zauważyła jakieś nieprawidłowości. No ale faktu, że ktoś coś pousuwał, już nie zauważyłam.
— To, od czego zaczynamy? — zagadał Mike.
— Od spisu osób, z którymi musimy porozmawiać i od wyszukania, gdzie oni się w tym momencie znajdują — odpowiedziałam. — A jak już to zrobimy, to zdecydujemy, co dalej.
— Życzymy wam powodzenia — ogłosił Calum, klepiąc mnie po ramionach. — A ja idę oprowadzić Luke'a po posterunku i zapoznać go lepiej z jego obowiązkami.
— Widzimy się dzisiaj na obiedzie? — zagadnął mnie szybko na wyjściu Luke.
Pokiwałam głową.
— Tak.
Mężczyzna już miał wychodzić, lecz w pewnym momencie się zawahał, cofnął, pocałował szybko i dopiero wyszedł.
Michael, widząc rosnący uśmiech na mojej twarzy, zażartował:
— Papużki nierozłączki.
Pokazałam mu, by popukał się w czoło i odwróciłam się w stronę komputera.
//Ten rozdział kończyłam w pociągu i mam wrażenie, że jest odrobinę mdły XD
Bynajmniej, trzymajcie za mnie kciuki, bo mam jutro egzamin //
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro