10.
Dzwonek telefonu wwiercał się w sen, budząc zarówno mnie, jak i Luke'a. Westchnęłam ciężko z irytacją i złością.
— Jeśli to jest znowu Calum, to wolałabym nie być w jego skórze — warknęłam w poduszkę, chwytając telefon. — A jak!
Z jednym okiem otwartym nacisnęłam zieloną słuchawkę.
— Lepiej, żebyś miał dobry powód, a jak nie, to lepiej, żebyś go znalazł, albo nauczył się dzwonić o normalnej porze — wysyczałam, wtulając się w poduszkę.
Luke zaśmiał się cicho zduszonym śmiechem, chowając twarz w dłoniach.
— Mamy morderstwo.
— Nic nowego.
— Do którego chcę cię przydzielić.
— To również nic nowego.
Hemmings ponownie się zachichrał. Nawet ja się uśmiechnęłam.
— Chloe, bądź poważna.
— Ciężko być o piątej nad ranem, jak jest się wyrwanym ze snu.
— Prawda! — zgodził się ze mną Luke.
— Luke jest z tobą?
— Brawo Sherlocku! Myślałeś może o karierze policjanta?
Tym razem mój chłopak już naprawdę nie wytrzymał i zaczął płakać ze śmiechu.
— Chloe...
— Dobra, zrozumiałam — powiedziałam z westchnięciem. — Co to dokładnie za sprawa?
— Znaleziono naprawdę zmasakrowane ciało, na dodatek w dość dziwnej postaci, więc lepiej nic nie jedz i przyjedź na miejsce morderstwa. Adres wyślę ci w wiadomości.
— Zgoda, będę tam najszybciej, jak tylko potrafię — odparłam z westchnięciem, aby następnie się rozłączyć. Jednakże, zamiast rzeczywiście wstać, przeturlałam się w stronę Luke'a, przytulając się do niego. — Nienawidzę swojej pracy.
— Kochasz ją.
— Owszem, ale czasem muszę ponarzekać dla zachowania równowagi świata.
Na miejscu zabójstwa pojawiłam się godzinę po telefonie. Mimo to musiałam zaczekać jeszcze na mojego partnera zawodowego, który po przyjeździe wyglądał na równie wyrwanego ze snu, co ja.
— Czy ci wszyscy mordercy muszą zabijać o tak nieludzkich porach? — wyburczał Clifford.
— Lucy spała u ciebie?
— A Luke u ciebie?
Pokiwałam głową.
— Zatem Calum wybrał naprawdę zajebisty moment na dzwonienie — stwierdził.
— To nie ja wybrałem, to akurat wtedy zostało znalezione ciało, a wiem, że wolicie obejrzeć miejsce morderstwa — powiedział brunet, pojawiając się znikąd.
— Czemu on się zawsze pojawia znienacka, jak o nim mówimy? To jakiś rodzaj czarnej magii, czy coś? — wyszeptałam do Michaela, kierując się za Hoodem na miejsce zabójstwa.
— Kto wie, małżeństwo skutkuje różnymi rzeczami — odszeptał Clifford.
Cal odwrócił się w naszą stronę.
— Zobaczymy, jak to będzie z wami — zagroził, na co oboje parsknęliśmy śmiechem.
— Przed nami jeszcze daleka droga — oświadczyłam. — Mike jest z Lucy dopiero trzy miesiące, a ja o sobie nawet wspominać nie będę.
— Kocham Lucy, ale oświadczenie się po trzech miesiącach związku to byłby najgorszy pomysł mojego życia.
— Właśnie. A teraz wróćmy do pracy, przez którą zostaliśmy wyrwani ze snu, co uwielbiam wypominać za każdym razem i zobaczmy, co też my tutaj mamy.
Wzięłam rękawiczki jednorazowe od Bena i dopiero po przekroczeniu taśmy, odwróciłam się w stronę ciała. Z zaskoczenia i obrzydzenia cofnęłam się o krok.
— Dobrze, że nie dałam się namówić na to wspólne śniadanie — wymamrotałam, zbliżając się do zwłok pomimo dość nieprzyjemnych odczuć.
Każda z części ciała była ułożona w inny sposób, tworząc swojego rodzaju rzeźbę. Nawet gałki oczne były w innym miejscu, niż powinny być.
Całość tworzyła trudny do zidentyfikowania kształt.
— To jest to typowe „co autor miał na myśli" — podsumował Mike.
— Myślę, że całkiem sporo — stwierdziłam, nie przestając się przyglądać martwemu ciału. — Ale trzeba przyznać, że wizję to ten ktoś miał. Na czym to wszystko się trzyma?
— Metalowa linka, podobna do tych rozstawionych jako pułapki na rowerzystów jeżdżących po lesie, mam nadzieję, wiesz, o co chodzi — odpowiedział mi Ben
— Czyli nawinął ich trochę jak koraliki? — upewnił się Clifford.
— Coś w ten deseń, tylko tu zamiast bransoletki zostało stworzone... takie coś.
— Coś mi to przypomina, tylko nie do końca wiem co. Czy jakąś sprawę... — Zawahałam się przez moment, zastanawiając się, ale nic nie wpadło mi do głowy. — Muszę przejrzeć stare akta, nic mi nie przyjdzie teraz do głowy. Mamy jakieś ślady biologiczne sprawcy?
Technik pokręcił głową.
— Czyściutko jak łza, co już dawno powinno przestać cię dziwić.
Przyklęknęłam z westchnięciem przy rzeźbie.
— I przestało, ale za każdym razem mam nadzieję, że mordercy ułatwią mi pracę. Możliwy czas i miejsce zgonu? Jeśli chodzi o to drugie, to po prostu potrzebuję zapewnienia, że nie tutaj, bo widać, że jest za czysto na takie coś, nawet pomimo faktu, że jest to stary magazyn. Niemożliwe jest, aby to się stało tutaj.
— I masz rację. Wszystko to zostało złożone w pierwotnym miejscu i przewiezione tutaj. Potwierdza to fakt, że ta linka zluzowała się w niektórych miejscach, a na skórze widać odcisk pasa bezpieczeństwa. Natomiast jeśli chodzi o czas zgonu, to myślę, że nastąpił on mniej więcej koło jedenastej w nocy, może północ. Ciało zostało od razu po tym ukształtowane właśnie w tę rzeźbę, gdyż jeszcze było giętkie, natomiast teraz czuć, że jest już twardsze.
— Przyczyna śmierci? — dopytał Calum.
— Brak plam opadowych ewidentnie wskazuje na wykrwawienie.
— Poodcinał ofierze poszczególne części ciała, tym samym doprowadzając do wykrwawienia, a następnie ułożył z tego rzeźbę. Ciekawe, a jeszcze ciekawsze jest to, że czuję się, jakbym naprawdę gdzieś to już widziała.
— Może któryś zabójca robił coś podobnego? — zasugerował Michael.
— Może — wymamrotałam, powoli zbliżając się do ciała. Coś chowało się za zgiętą dłonią i chciałam się temu dokładniej przyjrzeć, lecz w tym samym momencie, w którym dotknęłam skóry, nastąpił samozapłon i rzeźba zamieniła się w ognisko.
Automatycznie się cofnęłam, aby następnie przekląć ze złością.
— Kurwa mać!
Wszyscy patrzyli z zaskoczeniem na to, co się wydarzyło. A ja, patrząc się w płomienie, doznałam olśnienia. Już wiedziałam, z czym mi się to kojarzy.
— Chloe... — zaczął Michael, lecz od razu go uciszyłam, wpadając do gabinetu jak burza.
— Nic do mnie teraz nie mówić, być cicho — ucięłam. Od razu dobrałam się do komputera, włączając bazę danych i wpisując konkretną frazę. Pokazało mi tylko jeden wynik wyszukiwania, co było spodziewane, zatem od razu kliknęłam dwa razy w tytuł, dzięki czemu otworzyła mi się cała papierologia związana z tym przestępcą, zdjęcia i identyfikacja ofiar, a także raporty z miejsc morderstwa. Po szybkim przeanalizowaniu doszłam do wniosku, że wszystko pokrywa się z tym, co zostało odnalezione dzisiaj.
— Mam dobrą i złą wiadomość. Ten morderca, a raczej ta, już kiedyś zabijał, mamy ją w bazie — ogłosiłam.
— A ta zła? — dopytał Michael.
— Złą wiadomością jest to, że jest to jedyny morderca, którego nie byłam w stanie złapać.
Clifford gwizdnął.
— No to jesteśmy w dupie.
Kiwnęłam głową.
— Lekko mówiąc, owszem. Calum powinien pamiętać tę sprawę, pracowaliśmy nad tym razem.
— Idziemy do niego?
Pokiwałam potakująco głową.
Hood na początku w ogóle nie kojarzył tej sprawy, dopóki nie pokazałam mu teczki z tego przestępstwa. Co prawda była już trochę zakurzona, bo nieruszana od prawie czterech lat, a druk na papierach odrobinę wyblakł, lecz nadal dało się odczytać wszystkie informacje.
— Teraz już pamiętam tę sprawę. Jak ty ją wtedy nazwałaś?
— Modliszka. Dlatego, że wszyscy mężczyźni zostali zabici od razu po stosunku płciowym i najprawdopodobniej tak samo będzie z tą ofiarą. Co prawda to trochę przerysowane, bo nie wszystkie modliszki tak robią, ale procent z nich owszem, a nazwa się przyjęła. Zresztą to jest chyba tak naprawdę jedyne, co o niej mamy.
— Nie znalazłaś nic innego? — zapytał zaciekawiony Michael, przeglądając akta, na które jedyne, co się składało, to opisy miejsc zbrodni i raporty z prosektorium.
Pokręciłam głową.
— Nie dość, że dopiero zaczynałam, to jeszcze moje ego przechodziło kryzys i twierdziłam, że poradzę sobie z nawet najbardziej skomplikowanymi sprawami. Ta ochłodziła mój temperament.
— Chyba jednak nie do końca.
Uśmiechnęłam się delikatnie z rozbawieniem.
— Tak, to prawda. Sprawa zostaje w naszych rękach, mam nadzieję — te słowa skierowałam już do Caluma.
— Oczywiście, że tak, jak już ją kiedyś zaczęłaś, to wypadałoby ją skończyć. Trochę psuje ona twoje statystyki, nie uważasz?
— Wjeżdżasz mi na ambicję, więc uważaj — ostrzegłam, wyciągając z kieszeni dzwoniący telefon. — Sherridan, słucham.
— Cześć Chloe, Linda z tej strony. Mam wstępny raport z sekcji, ale jeśli chcecie, to możecie odebrać go osobiście, bo chciałabym pokazać wam jeszcze kilka rzeczy.
— Będziemy u ciebie za kilka minut, skoro tak. — Od razu po tych słowach się rozłączyłam. — Linda prosi, żebyśmy przyjechali, bo chciałaby pokazać nam coś pokazać.
Michael westchnął, wstając z krzesła.
— No to jedziemy.
W momencie, gdy akurat miałam chwytać za klamkę, drzwi się otworzyły, a razem z nimi do środka wszedł Luke.
— Do kogo z nas przyszedłeś? Jeśli żeby ochrzanić Caluma za pobudkę, to my się i tak z Mike'iem ewakuujemy — zażartowałam, chwilę przed pocałowaniem go na przywitanie.
Hemmings zaśmiał się i pocałował mnie w usta.
— Owszem, przyszedłem do Caluma, ale w innej sprawie. Przyniosłem obiecane papiery na praktyki.
— A tak, jasne. Siadaj — poprosił, wskazując głową krzesło i zabierając od niego kartki.
Uniosłam brew, chowając lewą rękę do kieszeni spodni, bo w prawej nadal trzymałam teczkę.
— O czymś nie wiem?
— Wiesz o tym, że cały pierwszy rok i część drugiego mam zaliczone — zaczął.
Kiwnęłam głową.
— To wiem.
— Do zaliczenia drugiego roku brakuje mi zaliczenia części zajęć i odbycia praktyk jako psychokryminalistyka.
— A jak sama wiesz, mamy deficyt, jeśli chodzi o tego typu posadę.
— Niestety mamy — zgodził się z nim Michael.
— Owszem, to prawda. Podoba mi się wizja pracowania po części z tobą.
Mike westchnął, odwracając się w stronę wyjścia.
— A wy nadal nie możecie się sobą nacieszyć — stwierdził.
— No przepraszam, ale dostałam szansę od losu! — powiedziałam z udawanym oburzeniem, rozkładając ręce, choć tak naprawdę na moje usta cisnął się uśmiech. — My jedziemy, a ty na niego uważaj, bo Calum uwielbia odgrywać rolę mojego ojca.
— Nieprawda! — zaprzeczył Cal, lecz posłałam mu tylko rozbawiony uśmiech i wyszłam z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
— Cześć Linda, co takiego chciałaś nam pokazać? — zagadałam od razu, jak tylko weszłam do pomieszczenia sekcji.
— Cześć wam. Stwierdziłam, że na pewno będzie lepiej, jeśli przedstawię wam to, co znalazłam, bardziej obrazowo. Po pierwsze, ofiara odbyła stosunek seksualny i dopiero wtedy została zabita.
— Tego się akurat spodziewałam — wymruczałam, przyglądając ciału. Nadal to wszystko nie najlepiej mi się kojarzyło, ale starałam się nie myśleć o negatywnych wydarzeniach, które wpłynęły na postrzeganie pewnych rzeczy. — Powodem śmierci było wykrwawienie?
— Tak, natomiast sprawca jeszcze zanim do niego doprowadził, to poddusił kilka razy ofiarę, jak widzimy po śladach na szyi.
— Zrobiłaś naprawdę dobrą robotę, składając go na nowo — pochwalił kobietę Michael, przyglądając się ciału z zaciekawieniem. To była jego pierwsza styczność z tą sprawą i naprawdę się cieszyłam, że robię to z nim. Może świeże spojrzenie rzuci coś nowego na to wszystko.
— Ułożyło się w swoim życiu trochę puzzli — zażartowała kobieta.
— Dlaczego ogień nie zniszczył niczego? — zapytałam.
— Dlatego, że stworzył pewnego rodzaju bramę wokół ciała. Został rozlany alkohol, który stworzył kółko, i to on płonął, a nie ciało samo w sobie. Sprawca chciał stworzyć swoje dzieło nienaruszone. Nie to jest jednak najciekawsze.
Zmarszczyłam czoło.
— A co? — dopytałam.
— W dłoni ukryta była karteczka, wiadomość tak naprawdę. Też się uchowała przed ogniem.
Miałam już zapytać, co na niej było, lecz widziałam, że Linda właśnie tego szuka. Gdy w końcu odnalazła schowaną w folię kartkę, podała mi ją.
Wzięłam ją w rękę, nachylając pod odpowiednim kątem, aby odczytać, co jest na niej nadrukowane. Michael z ciekawości również się nachylił.
„Tym razem też się wymknę z twoich rąk, ale zanim to nastąpi, uprzykrzę ci trochę twoje życie zawodowe. Buzi kochana"
// Miało być po zaliczeniach, ale żeby nie było, uczę się! Po prostu czasem uda mi się napisać rozdział//
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro