Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-8-

Gerard przeciągnął się leniwie i nieśpiesznie otworzył oczy. O mało nie spadł z łóżka, kiedy spostrzegł, że na drugim jego końcu siedzi Iero i szeroko otwartymi oczami uważnie mu się przygląda.

- Nawet bez makijażu wyglądasz pięknie - zaśmiał się, miętosząc róg kołdry.

- Och, skończ - jęknął Gerard, celując w swojego obserwatora poduszką. Cały pokój wypełnił się gromkim śmiechem czerwonowłosego, gdy przedmiot wylądował prosto na jego twarzy.

- Tylko nie zaczynaj mi tu bitwy na poduszki. Nie chciałbyś chyba przegrać - Frank uniósł jedną brew, przekręcając lekko głowę. Gerard tylko cicho prychnął.

- Chyba nie wiesz, z kim rozmawiasz, mój drogi

- A więc wojna?

- Zapomnij - Gerard odrzucił z siebie przykrycie - Później to ja będę musiał sprzątać. Lepiej zrób mi coś do jedzenia

- Z chęcią! - ożywił się - Muszę ci się w końcu jakoś odwdzięczyć za wczoraj... no i dzisiaj

- Daj spokój - przewrócił oczami, zakładając na stopy parę czarnych, puchatych skarpetek - Od tego są przyjaciele

Gerard chciał wyjść z sypialni, jednak powstrzymał go widok Iero. Chłopiec wstał z łóżka i stanął obok okna, podpierając się jedną ręką o parapet. Wzrok miał utkwiony w podłodze, a uśmiech, który jeszcze niedawno gościł na jego twarzyczce, znikł.

- Hej, co się stało?

Frank wciągnął ciężko powietrze i wolną ręką przeczesał włosy.

- Chodzi o naszą przyjaźń - odparł krótko.

- Coś jest nie tak? To oni za tym stoją, tak? Kazali ci zerwać ze mną kontakt? - czerwonowłosy, oparty o futrynę drzwi, zarzucił młodszego pytaniami.

- Oj, zamknij się na chwilę! - kolejną serię pytań przerwał jego stanowczy głos - Nie chodzi o Brendona i Andy'ego. Ani też o nikogo innego

- Więc co się dzieje?

- Chodzi o mnie - podniósł głowę i spojrzał mu prosto w oczy - Gerard, wiem, że zabrzmi to bardzo źle i ogólnie nigdy nie powinno to się zadziać... ale nie mogę nad tym zapanować - w jego miodowych oczach pojawiły się błyszczące łzy.

- Możesz do cholery przejść do sedna? - spytał lekko przestraszony Way. W głowie zaczęły przelatywać mu coraz to czarniejsze scenariusze.

Jednak tego, co stało się po chwili, kompletnie się nie spodziewał.

Frank podszedł do niego i dotknął zimną dłonią jego policzka. Wspiął się na palce i złączył ich usta razem. Oszołomiony takim zwrotem sytuacji Gerard na początku delikatnie odskoczył od chłopca, jednak ten rzucił się na niego, wypychając do salonu i dociskając znacznie wyższego od siebie do ściany. Jego usta były miękkie i zachłanne. Way nie mógł pogodzić się z tym, że to, co wyprawia młodszy, zaczyna mu się coraz bardziej podobać. Przez chwilę pomyślał tylko o Lindsey, jednak kiedy znacznie już cieplejsza dłoń Franka zatopiła się w jego włosach, a on sam nieco mocniej szarpnął za jego wargę, myśli czerwonowłosego wróciły na właściwe tory. Coraz odważniej całował Iero, który kiedy zauważył, że nie został ponownie odepchnięty, lekko zadrżał ze szczęścia.

Kto wie, co by się wydarzyło, gdyby gorącej atmosfery nie przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Dwójka kochanków od razu od siebie odskoczyła, a czerwonowłosy, zahaczywszy po drodze o stojącą za nim kanapę, dopadł do drzwi, zostawiając Franka w salonie.

- Cześć kochanie! Tak właśnie coś czułam, że nie będziesz już spać, więc pomyślałam sobie, że wpadnę do ciebie z kawą

W drzwiach stała Lindsey z dwoma kubkami parującej i rozpraszającej zmysły i tak już rozproszonego Gerarda.

- Em...Lyn-Z... nie-nie możesz teraz wejść - zaczął się jąkać, próbując nieco zasłonić dziewczynie widok na wnętrze mieszkania - Wiesz co, mam straszny bałagan. Muszę ogarnąć i może potem jakoś do ciebie wpadnę, okej?

Oblał go zimny pot, gdy usłyszał kroki nagich stóp za sobą. Nogą próbował odsunąć Iero, który najwyraźniej był bardzo ciekawy porannego gościa.

- Dlaczego nie chcesz mnie wpuścić? - Lindsey zmarszczyła brwi i nieco mocniej ścisnęła jeden z kubków - Ukrywasz coś przede mną?

- Nie! Skądże!

- Przesuń się, idioto! - dziewczyna jednym, mocniejszym pchnięciem łokcia przewróciła stojącego za drzwiami Gerarda. Głuchy huk ciała uderzającego o posadzkę zrównał się z łoskotem kubka z kawą, który wylądował na ziemi, a ciepła ciecz rozlała się u stóp całej trójki.

- Um...cześć - spróbował przerwać panującą wokół ciszę Iero. Gerard zdążył podnieść się i stanąć pomiędzy pozostałą dwójką.

- To jest on - Lindsey wpatrywała się w chłopca świdrującym wzrokiem - To jest ten dzieciak, co zwiał z domu dziecka - przeniosła wzrok na czerwonowłosego - To on, mam rację? Gerard, odezwij się do cholery jasnej!

- Tak to on! - podniósł głos, zamykając drzwi wejściowe, aby sąsiedzi, przechodzący obok jego mieszkania nie musieli oglądać Gerarda w pidżamie, jego dziewczyny, która wyglądała, jakby miała kogoś zaraz udusić oraz co najgorsze Iero - chłopca, który uciekł z domu dziecka, znajdującego się jak gdyby nigdy nic w jego mieszkaniu.

- A możesz mi łaskawie wytłumaczyć, co on tutaj robi?!

- Pomagam mu - wysyczał przez zaciśnięte zęby.

- Pomagasz mu! - przedrzeźniała go czarnowłosa - Tak po prostu pomagasz sobie bachorowi, którego szuka całe miasto, tak?

- Nie nazywaj go tak! - ryknął Gerard, a Frank powoli wycofał się do łazienki.

- Gerard, czy ty jesteś dorosły?! Powinieneś zgłosić się z nim na policję albo od razu do domu dziecka!

- Nie zrobię tego!

- Niby dlaczego?!

-  Bo jest moim przyjacielem

Lindsey pokręciła głową, śmiejąc się sarkastycznie.

- Nie mogę uwierzyć! Zaprzyjaźnił się z przestępcą!

- Nie mów tak o nim! - ryknął i aby nie wyżyć się na dziewczynie, co nie leżało w ogóle w jego naturze, by bić kobiety, uderzył pięścią o ścianę.

- Uspokój się!

- Nie! - odwrócił się do niej - To ty się uspokój i nie mów mi, co mam robić i co jest dobre, a co złe

- Gerard, spójrz na siebie - wysyczała przez zaciśnięte zęby - Co on z tobą zrobił? Zniszczył cię i zniszczy jeszcze bardziej. Przez niego skończysz, tak jak kiedyś. Nie pamiętasz już, jak to było? Zapomniałeś o swojej przeszłości?!

- W tej chwili wyjdź z mojego mieszkania! - wrzasnął i z rozmachem otworzył drzwi wyjściowe - I nie chcę cię tu więcej widzieć! Z nami koniec, Lindsey!

Dziewczyna bez chwili zastanowienia odwróciła się na pięcie i wyszła. Na odchodne rzuciła tylko:

- Pożałujesz tego. Ty i ten bachor

Wściekły do granic możliwości Gerard zatrzasnął za nią drzwi i ignorując rozlaną na progu kawę, wrócił w głąb mieszkania w celu odnalezienia chłopca. W końcu usłyszał ciche łkanie dochodzące zza przymkniętych drzwi łazienki. Powoli wszedł do środka i przykucnął obok Franka, który siedział na muszli klozetowej, z kolanami podciągniętymi pod głowę. Pogłaskał go delikatnie po trzęsącym się ramieniu.

- Ona ma rację - wyłapał z chaotycznego tonu chłopca - Powinieneś mnie odstawić tam, skąd uciekłem. Przeze mnie masz tylko same problemy. Jestem dla ciebie ciężarem, widzę to. Jeśli ma ci to pomóc, mogę nawet sam wrócić. Wiem, że dostanę srogą karę, ale nie chcę, żebyś musiał przeze mnie cierpieć

- Franiu, spójrz na mnie - powiedział do niego łagodnym głosem, ujmując jego zapłakany podbródek - Nigdzie cię nie odstawię ani nie pozwolę ci wrócić

- Dlaczego? - pociągnął nosem.

- Kocham cię, Frankie









Em... mam mały problem, gdyż iż ponieważ w zapasie mam już tylko dwa rozdziały, a weny nie mam już od jakiegoś miesiąca

Więc nie zdziwcie się, jeśli po 10 rozdziale nastąpi przerwa

Mimo wszystko postaram się coś stworzyć i nie kazać wam aż tak długo czekać. Jednak jak pewnie wiedzą ci, co również piszą opowiadania, to nie jest zależne ode mnie, tylko mojej cholernej weny

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro