Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-2-

Gerard uwielbiał swoją pracę. Był jednym z nielicznych ludzi, którzy rano budzili się pełni energii i z ochotą maszerowali do swoich miejsc pracy. Codziennie dokładnie o ósmej wychodził ze swojego bloku i kierował się w stronę kawiarni, w której pracował już od roku. Można powiedzieć, że spełnił swoje marzenia, ponieważ odkąd pamiętał, chciał zostać mistrzem - baristą. W pewnym sensie mu się to udało, ponieważ klienci kawiarni bardzo chwalili sobie przygotowywane przez czerwonowłosego kofeinowe napoje. Może i nie był szanowanym biznesmenem, może i nie zarabiał kokosów i nie chodził do pracy w drogich garniturach i wylakierowanych na wysoki połysk lakierkach. Jednak on uwielbiał to, co robi i nie wstydził się tego, że jedyne co mu w życiu wychodzi to robienie kawy.

Way wszedł do środka malutkiej kawiarenki, ulokowanej na jednej z głównych alei. Lokalizacja idealna, toteż miejsce cieszyło się dużą popularnością. Samo wnętrze było urządzone ze smakiem. Ściany w kolorach różnych rodzajów kawy, a część, w której znajdował się bar oraz zaplecze dla pracowników zdobiła ściana z czerwonej cegły. Oprócz tego wokół porozwieszanych było mnóstwo obrazów przedstawiających ziarna kawy w różnych ujęciach. Stoliki wypełniały całe wnętrze, stały na nich zawsze świeże kwiaty, a obok - karta menu.

Dzisiaj wśród gości panowało zamieszanie. Każdy rozmawiał o uciekinierze z domu dziecka. Rozprawiali o tym, gdzie chłopiec może się ukrywać lub jakim cudem udało mu się uciec z tak dobrze strzeżonego obiektu. Nikt nie powiedział tego głośno, jednak Way wiedział, że w głowie każdej osoby siedzi myśl o tym, by na własną rękę znaleźć dzieciaka i oddać go, dostając tym samym obiecaną przez ośrodek nagrodę.

Gerard wszedł na zaplecze, wymijając stojącego za ladą Raya, z którym dzielił poranną zmianę. Chłopak machnął mu tylko ręką i odwrócił się do kobiety, która składała zamówienie. Czerwonowłosy wziął z wieszaka swój zielony fartuch i przypiął plakietkę ze swoim imieniem. Spojrzał w lustro, dokonując ostatnich poprawek w swoim wyglądzie i wyszedł do baru, natrafiając na Raya, który robił właśnie mokkę z podwójną bitą śmietaną.

- Co słychać? - spytał, kiedy wydał zamówienie.

- Nic nowego. Praca, dom, spotkania z Lindsey i tak codziennie - westchnął Gerard, zajmując miejsce na jednym ze stołków barowych stojących obok stanowisk z ekspresami.

- Przechodzisz chyba jakiś młodzieńczy kryzys - zaśmiał się, opierając o starannie wypucowany blat.

- Niby czemu? - spytał, marszcząc przy tym brwi.

- Powinieneś zaszaleć. Nieprzespane noce, imprezy do rana, potężny kac i ściganie się, kto pierwszy zajmie kibel na zwrócenie przyjętych poprzedniego wieczoru ilości alkoholu

- Wiesz, że to nie dla mnie - burknął, skubiąc palcem pokrętło od ekspresu - Mi do szczęścia wystarczy pizza, butelka taniego wina, jakiś denny, oglądany po raz setny film i powtarzanie za bohaterami ich kwestii

- Musisz wyjść z domu, bo inaczej zdziadziejesz szybciej niż ustawa przewiduje - pokręcił głową Toro.

Gerard przyjaźnił się z Rayem jeszcze zanim zaczęli razem pracować. Oboje uczęszczali na zajęcia muzyczne w domu kultury. To właśnie tam się poznali i od tej pory trzymali się razem. Jednak bardzo się od siebie różnili. Gerard był typem domatora, nieśmiałego artysty. Natomiast Ray był jego totalnym przeciwieństwem. Każdy weekend spędzał na imprezach lub szalał razem ze swoim zespołem na koncertach. Uwielbiał życie towarzyskie i może właśnie dlatego był bardziej lubiany i to zawsze z nim ludzie chętniej rozmawiali.

- Może i masz rację - każda ich rozmowa na ten temat tak się kończyła. Gerard zapewniał, że w weekend gdzieś wyjdzie, a koniec końców razem z Lindsey siedzieli u niego w mieszkaniu, oglądając filmy akcji.

- O nie mój drogi, tym razem nie dam ci tak łatwo się wywinąć - Ray wycelował w niego wskazującym palcem - W sobotę są urodziny mojej dziewczyny. Obecność obowiązkowa i proszę bez żadnych sprzeciwów!

Gerard jęknął głośno, uderzając czołem o świeżo wypolerowany blat.

***

Way skończył pracę równo o szesnastej. Na dworze była taka piękna pogoda, że chłopak postanowił przejść się do parku w celu zaczerpnięcia pierwszych cieplejszych promieni słonecznych.

Pobliski park nie był jakiś nadzwyczajny. Nieco zielonej trawy, parę drewnianych ławek i niewielki staw, który odgradzał park od ściany lasu. Jednak Gerard kochał to miejsce, ponieważ tylko tutaj mógł w spokoju pozbierać myśli.

Zajął jedną z wolnych ławek i oparł się wygodnie o oparcie, zapalając papierosa. Odchylił się do tyłu, wystawiając bladą twarz do słońca. Powoli i niespiesznie wypuszczał spomiędzy ust idealne, białe krążki dymu. Można byłoby uznać, że wszystko jest w porządku. Jednak tylko tak mu się wydawało. Gerard ciągle miał wrażenie, że ktoś go obserwuje, uważnie śledzi każdy jego nawet najmniejszy ruch. Powoli otworzył oczy, uważnie się rozglądając. Nie zauważył jednak nic podejrzanego, oprócz gołębia, który dreptał sobie ścieżką obok niego. Nigdy nie pałał zaufaniem do tych zwierząt, ale chyba ptak nie zacznie nagle strzelać do niego z małego, wytworzonego specjalnie dla gołębi karabinu?

Lecz kiedy ponownie się odprężył, uczucie nie minęło. Ciągle czuł na sobie czyjś uważny wzrok i nie należał on do ptaka. Zgasił papierosa i usiadł prosto, z jeszcze większą uwagą lustrując okolicę.

W końcu jego wzrok spoczął na intrygującym obiekcie, chowającym się między drzewami lasu po przeciwnej stronie stawu. Był to człowiek, jednak Gerard nie potrafił ustalić, czy była to kobieta, czy może mężczyzna. Pomimo ciepłej pogody postać ubrana była w grubą czapkę, która przysłaniała jej oczy, a resztę twarz schowaną miała w szerokiej bluzie. Gerard powoli podniósł się z ławki, jednak kiedy postać kryjąca się między drzewami spostrzegła, że Way ją zauważył, szybko wycofała się w głąb lasu.

Gerard usiadł z powrotem na ławce, jeszcze przez chwilę wpatrując się w miejsce, w którym zniknęła tajemnicza postać.

To wszystko wydawało mu się strasznie dziwne...









Kolejny rozdział za nami!

Postanowiłam jednak, że rozdziały będę publikować w poniedziałek ;)

Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział nie wyszedł źle i nie usuniecie jeszcze tej książki ze swojej biblioteki

Lofki, kisski, besoski i do następnego! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro