Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-11-

Głośne tykanie zegara, przeraźliwe dźwięki dochodzące z otwartego na całą szerokość balkonu i leżący na zimnych, panelowych deskach mężczyzna. Spoglądał w sufit - biały, jednolity... ale tylko dla osób trzecich. On widział tam twarz. Bielutką, prawie jak ten sufit, chudziutką i zagubioną. Musiał przywracać sobie jego widok, inaczej by zwariował. A nie.... on już zwariował. Zwinął się w kłębek, a stare deski przy każdym jego ruchu lekko skrzypiały. Czuł, jak bólu z posiniaczonych, brudnych krwią pięści, przechodzi gdzieś wzdłuż kręgosłupa.

W końcu usłyszał głośne pukanie do drzwi. Nie miał jednak siły wstać i ich otworzyć. Zresztą, wcale nie musiał. Zaraz poczuł na sobie chłodne powietrze, które wpadło do mieszkania razem z jego gościem.

- Gerard? Gdzie jesteś? - usłyszał spanikowany głos i towarzyszące mu trzaśnięcie drzwiami. Próbował coś powiedzieć, jednak z jego ust wydobył się tylko przeciągły jęk. Usłyszał jak jego gość zrzuca z siebie obuwie i przybiega do niego. Kucnął obok jego głowy i drżącą ręką odgarnął jego czerwone włosy z mokrej twarzy. Gerard otworzył oczy.

Zmienił się. Przefarbował włosy, zaczesał je do tyłu i zdjął okulary. Mocno schudł, chociaż odkąd pamięta był zawsze tym chudszym, u którego jakimś cudem nie stwierdzono zaburzeń odżywiania. Jasnobrązowe oczy były jednak takie same - od zawsze ciepłe, choć inni widzieli w nich nutę grozy i nienawiści. Dla Gerarda jednak to były najcudowniejsze oczy na ziemi... dopóki nie poznał Franka.

- Piłeś? - usłyszał jego opiekuńczy głos. To idiotyczne, bo według normalnej hierarchii to on powinien być tym opiekuńczym, troskliwym. Był w końcu starszym bratem.

- Nie - wysapał tylko, kiedy w międzyczasie blondyn sprawdzał, czy aby na pewno nie miał gorączki.

- Ćpałeś - zabrzmiało to bardziej jak wyrok. Pomógł mu się podnieść i podtrzymując go, zaprowadził do salonu, gdzie posadził na kanapie. Dopiero wtedy zauważył jego dłonie - Co ci się stało? Biłeś się z kimś?

Wtedy Gerard ponownie się rozpłakał. Schował twarz w rękaw starego swetra i tylko kątem oka widział, jak blondyn biegnie do kuchni. Usłyszał trzaśnięcie szafki, dźwięk obijania się szkła o szkło i cichy szum lejącej się z kranu wody.

- Napij się

Poczuł jak materiał kanapy delikatnie się ugina, a chuda, palczasta dłoń kojąco głaszcze go po ramieniu. Gerard posłusznie wziął od niego szklankę i duszkiem wypił jej zawartość. Odłożył puste szkło na podłogę i oparł głowę o kościsty bark blondyna.

- Mikey... wszystko zepsułem... gdybym był ostrożniejszy... zobaczyłbym radiowóz... i miałbym go nadal przy sobie - wydukał, co chwila łapiąc płytki oddech.

- Ale co się stało? Jaki radiowóz? Kogo miałbyś przy sobie?

Z bólem serca, paczką chusteczek na kolanach i ciepłem bijącym od Mikey'ego, Gerard opowiedział mu całą historię od początku... do końca.

Ich końca...

- Zabrali go, Mikey. Oni go zabrali... - brzmiał jak żałosny dzieciak, który skarży się mamie na kolegę, który zabrał mu ostatniego cukierka.

- Wymyślimy coś. Skoro tak bardzo ci na nim zależy...

- Ja go kocham Mikey! Odbiło mi na jego punkcie, rozumiesz?!

Blondyn przyciągnął go do siebie jeszcze mocniej, tłumiąc krzyk rozpaczy brata w materiale swojej bluzy.

- Nie płacz już. Jutro pojadę do tego domu dziecka, zobaczę, czy da się coś zrobić. Może chociaż na te kilka miesięcy uda ci się zostać jego rodziną zastępczą

- Mówiłem ci, że nie mogą go oddać przez te cholerne badania

- Poproszę, żeby zrobili te badania jeszcze raz. Wcześniej może uda mi się jakoś z nim spotkać i uprzedzić go, żeby nie robił podczas nich nic głupiego

- Nawet jeśli się uda, to on nie będzie chciał, żebym został jego rodziną zastępczą...

- Poproszę mamę, na pewno się zgodzi. Zawsze chciała dla ciebie jak najlepiej...

Gerard podniósł swoje smutne oczy. Mikey delikatnie się do niego uśmiechnął.

- Dziękuję


× × ×

Dawno mnie tutaj nie było...

Ostatnio opublikowałam na swojej tablicy wiadomość, w której zapytałam was, czy chcielibyście zobaczyć dwa rozdziały STN, które napisałam jakiś czas temu i ich nie opublikowałam. Parę osób chciało, więc... tadaam!

Tak jak wspominałam również w wiadomości, zastanawiałam się nad usunięciem tej książki. Zadecydowaliście jednak, żeby zostawić ją w takim stanie, w jakim jest, nawet, gdybym miała nie dodawać już żadnej kontynuacji.

W ostatnim czasie zastanawiałam się nad losem tego opowiadania... postaram się przeczytać je od początku i pomyśleć nad sensownym dalszym ciągiem. Niczego niestety nie obiecuję ~~

Na razie zostawiam wam ten rozdział, a kolejny, który również mam w zapasie, opublikuję w najbliższych dniach.

Zapraszam was również na nowego frerarda, którego tym razem dokończę ( mądra Milky napisała sobie wszystkie rozdziały wcześniej, żeby uniknąć takich sytuacji jak z STN ) i którego znajdziecie na moim profilu.

Ugh, trochę się rozpisałam, ale mam nadzieję, że za bardzo nie przynudziłam.

xoxo\~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro