Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25

Przeciągnęłam się, czując jak ktoś mnie obejmuje. Leżałam na brzuchu, więc podciągnęłam się, opierając się o przedramiona i jedną z dłoni przetarłam oczy. Otworzyłam je i spojrzałam zaspanym wzrokiem na prawo, gdzie w dalszym ciągu w najlepsze spał Ashton. Uśmiechnęłam się delikatnie i odgarnęłam kosmyk włosów z jego twarzy. Wyjęłam spod poduszki telefon i zerknęłam na niego. O cholera.

- Ashton – szturchnęłam go, od razu siadając. Burknął coś pod nosem. – Ashton no! – walnęłam go w ramię.

- Co? – mruknął przyglądając mi się spod przymrużonych powiek.

- Jest siódma.

- I?

- Ale ty jesteś głupi. Za pół godziny jest pobudka i będą chodzić po pokojach – momentalnie usiadł. – Jak Cię tu zobaczą, to oboje mamy przewalone.

- Wyganiasz mnie?

- Tak – zaśmiał się, na co prychnęłam. Objął mnie jednym ramieniem i przyciągnął do siebie, po czym złączył nasze usta w krótkim pocałunku.

- No dobra, pójdę – westchnął niczym małe dziecko, które właśnie dostało karę.

- Idź – powiedziałam odwracając się i sięgnęłam po jego bluzę, którą zarzuciłam sobie na ramiona. Spojrzał na mnie rozbawiony unosząc jedną brew do góry. – No co, zimno mi.

- Zabierasz mi kolejną bluzę?

- Spokojnie, oddam Ci ją. Kiedyś – pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym wstał, a ja zrobiłam to samo. Skierowaliśmy się do wyjścia. Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi. Przekroczył próg pokoju, po czym się odwrócił się w moją stronę z szerokim uśmiechem. Zmarszczyłam lekko brwi.

- Wrócę tu.

- Jestem tego świadoma – burknęłam udając niezadowolenie. Pochylił się i złączył nasze usta. – Ej... ktoś może nas... - osunęłam się od razu od niego.

- Nikogo tu nie ma – mruknął i ponownie musnął moje usta, od razu pogłębiając pocałunek, który oddałam, a jedna z jego dłoni znalazła się na moim biodrze. Cofnęłam się.

- Idź już – powiedziałam cicho.

- Pójdziemy razem na śniadanie. Będę za jakąś godzinę.

- Okay – cmoknął mnie w nos, który zmarszczyłam, przez co zachichotał i odwrócił się kierując się na schody. Zamknęłam za sobą drzwi od pokoju, zabrałam czyste ubrania i skierowałam się do łazienki, aby wziąć prysznic.

Siedzieliśmy w hotelowej restauracji jedząc śniadanie. Po mojej prawej siedział Ashton, który cały czas gadał, głównie do mnie, a ja odpowiadałam od czasu do czasu bądź przytakiwałam. Po mojej lewej siedział Stan, który od początku nie miał humoru, a dalej Mia i jej koleżanki. Peter i Mark siedzieli przy stoliku obok.

Sięgnęłam po filiżankę z kawą i upiłam łyka, pomińmy fakt, że to była to już moja druga. Filiżanka zdecydowanie jest za mała jak na poranek.

- To bluza Asha? – podniosłam wzrok patrząc na szatynkę.

- Było mi zimno – wzruszyłam ramionami upijając kolejnego łyka napoju.

- Uwaga wszyscy! – odwróciłam głowę spoglądając przez chwilę na panią Smith po czym odwróciłam się z powrotem przodem do stolika i wróciłam do jedzenia, przecież i tak ją słyszę. – Dzisiaj na obiad idziemy do francuskiej knajpki więc w końcu trochę się wysilicie i użyjecie tego pięknego języka. Pamiętajcie też aby wieczorem spakować wszystkie swoje rzeczy, ponieważ to nasza ostatni noc tutaj.

- Abby – spojrzałam na Irwina. – Liczę na Ciebie – zmrużyłam lekko oczy nie rozumiejąc o co mu chodzi. – Obiad?

- Zamówię Ci najgorsze obrzydlistwo jakie znajdę w karcie – mruknęłam.

- Nie zrobisz mi tego.

- Przekonamy się – uśmiechnęłam się złośliwie.

- Jako, że to ostatnia noc tutaj, wiem że niektórzy już myślą o zielonej nocy – odezwał się Wilson. – Radzę uważać, jeśli ktoś zostanie przyłapany musi liczyć się z konsekwencjami – prychnęłam. Do tej pory ani razu nie słyszałam nauczycieli chodzących po nocach i sprawdzających czy wszyscy są u siebie, inaczej Ashton i ja mielibyśmy już kłopoty.

- Ej, Stan co Ci jest dzisiaj? – spojrzałam na blondyna, po czym przeniosłam wzrok na szatyna, który chwilowo na mnie zerkał.

- Nic, pogadamy później.

- Jasne.

- A teraz zbierajcie się i za pół godziny widzimy się w holu. Dzisiaj jedziemy do CN tower - mój telefon dał o sobie znać, więc sięgnęłam po niego i otworzyłam wiadomość.


Przegięłaś dziś, skarbie


- Abby? – zamrugałam kilkukrotnie i uniosłam wzrok napotykając bursztynowe tęczówki. – Wszystko dobrze?

- Tak, tak jest okay. Za dużo kawy – zaśmiałam się i wstałam. – Pójdę już do siebie.



Ziewnęłam przeciągle starając się usadowić wygodnie w samolotowym fotelu, co graniczyło z cudem. Westchnęłam głośno poddając się. Miejsce obok mnie zostało zajęte i wcale nie byłam zaskoczona widokiem uśmiechniętego od ucha do ucha Ashtona. Jakim cudem ten człowiek ma w sobie tyle energii, kiedy mieliśmy pobudkę o szóstej rano, pół godziny później śniadanie, a kilka minut po siódmej byliśmy już na lotnisku, aby siedzieć bezczynnie półtorej godziny czekając z odprawą i na samolot. Ja się pytam, jak?

- Nie wyspałaś się?

- Jakbyś zgadł – mruknęłam z przymrużonymi oczami. – Komuś nie zamykała się buzia do trzeciej w nocy – zaśmiał się.

- Nie mam pojęcia o kogo Ci chodzi.

- Ta, ja też – podniosłam podłokietnik dzielący nasze fotele, zyskując tym dodatkowe centymetry. Podciągnęłam nogi, przekręcając się bardziej w stronę okna i oparłam kolana o siedzenie naprzeciwko, a głowę o ramię chłopaka. – Proszę być cicho panie Irwin.

- Oczywiście panno White – odpowiedział rozbawiony, a na moje usta wkradł się lekki uśmiech. – Mam tylko jedno pytanie.

- Hmm? – mruknęłam z zamkniętymi oczami.

- Pożyczysz mi iPoda? – sięgnęłam dłonią do kieszeni bluzy i wyjęłam z niej owe urządzenie.

- Dzięki.

- Yhym.



Weekend minął równie szybko co szkolna wycieczka, a mi naprawdę nie chciało się iść do szkoły tego dnia. Wciąż myślałam o tej wiadomości, którą dostałam ostatniego dnia wycieczki, ale przez cały ten czas nic się nie stało. Nie dostałam żadnego maila, żadnej wiadomości czy nagrania. Ashton zauważył moje dziwne zachowanie i wypytywał mnie o to, ale jakoś udawało mi się go zbyć. Bae miała to samo. Nawet próbowała wyciągnąć mnie z domu, co jej się nie udało. Miałam złe przeczucia.

Zeszłam na dół i opuściłam dom zamykając go. Wsiadłam do samochodu matki i odjechałyśmy. Uparła się, że odwiezie mnie do szkoły, bo przeczuwała wagary z mojej strony i w sumie by się nie pomyliła, choć obiecałam jej, że już zbędnie nie będę opuszczać żadnych zajęć.

- Jak wycieczka?

- W porządku – odpowiedziałam.

- To już słyszałam, a może coś innego? – zapytała.

- Okay – westchnęła.

- A jak Ci się układa z Ashtonem?

- Układa z nim? - powtórzyłam.

- Jesteście razem? – zmarszczyłam brwi.

- Nie. Nie do końca. W zasadzie nie wiem na czym stoimy.

- Spędzacie ze sobą sporo czasu – wzruszyłam ramionami. - Nocował u nas z soboty na niedzielę. Mam nadzieję, że się zabezpieczcie – spojrzałam na nią wielkimi oczami.

- Czy matka nie powinna powiedzieć czegoś na wzór „jesteś za młoda", „powinnaś skupić się na nauce" czy coś w ten deseń?

- Masz osiemnaście lat, jesteś w ostatniej klasie liceum. To normalne dla osób w twoim wieku.

- Więc mamy kolejny dowód na to, że jestem nienormalna – burknęłam. Czułam na sobie spojrzenie rodzicielki, kiedy zatrzymał się na światłach. – Nie puszczam się z Irwinem jeśli już musisz to wiedzieć.

- Zważaj na słowa – skarciła mnie. – Masz rację, macie jeszcze czas – a jeszcze przed chwilą twierdziła, że już po fakcie dokonanym. Przewróciłam oczami i spojrzałam za szybę opierając o nią głowę. Usłyszałam dźwięk swojego telefonu, więc sięgnęłam do plecaka i wyciągnęłam urządzenie. Ashton?

- Tak? – odebrałam.

- Nie ma Cię jeszcze w szkole, prawda? – brzmiał jakoś dziwnie.

- Nie, będę za kilka minut.

- Daj znać jak będziesz blisko, wyjdę po Ciebie.

- Co? Po c...

- *Ash czy to prawda?* - to Tracy? – Muszę kończyć. Daj mi znać – rozłączył się. Przez chwilę patrzyłam na urządzenie ze zmarszczonymi brwiami. O co mu chodzi?

Zatrzasnęłam za sobą drzwi od samochodu i odwróciłam się w stronę budynku, w którego stronę się skierowałam pisząc wiadomość do blondyna. Wysłałam ją i niemal od razu dostałam inną. Otworzyłam ją.


deja vu skarbie


Co? Nie rozumiem. Rozejrzałam się, kilka osób znajdowało się jeszcze na dziedzińcu, ale jakoś specjalnie nie zwracało na mnie uwagi. Pokonałam kilka schodków i sięgnęłam do drzwi, które popchnęłam. Dostałam odpowiedź od Ashtona.


Poczekaj na mnie przed szkołą


Po cholerę, skoro już w niej... Podniosłam głowę do góry i zamarłam zatrzymując się w pół kroku. Na korytarzu dosłownie panował chaos. Wszędzie walały się kartki, które również trzymali uczniowie, którzy kiedy tylko mnie zauważyli, zaczęli posyłać mi dziwne spojrzenia, szepcząc między sobą jeszcze bardziej zawzięcie niż przed chwilą. Podniosłam jedną kartkę z podłogi i spojrzałam na nią. Przełknęłam ślinę. To znów się stało. Najpierw Mike, a teraz Ashton...

Na kartce widniały dwa zdjęcia jedno sprzed przedostatniego dnia z wieczora, kiedy Ashton przyszedł do mnie w szarej bluzie, a drugie z ranka, kiedy tą bluzę miałam na sobie ja i dodatkowo się całowaliśmy. Na obydwu widniały daty, dające dość jasno do zrozumienia, jaka jest różnica czasowa w ich zrobieniu. No i oczywiście podpis był jednoznaczny. UPOJNA NOC?

Serce waliło mi niemiłosiernie szybko, a oddech się spłycił i przyśpieszył. Czułam jak łzy powoli zbierają się pod moimi powiekami.

- Abby! – podniosłam wzrok, a Mike znalazł się obok mnie.

- Z nim też się puściłaś?! – usłyszałam.

- Zamknij ryj – warknął.

- Dlaczego to zawsze ja obrywam – poczułam łzę na policzku. – Co ja takiego zrobiłam? – szepnęłam załamującym się tonem.

- Wszystko będzie dobrze – powiedział.

- Nic nie będzie dob...

- Abby – poczułam obejmujące mnie ramiona.

- Zostaw mnie – odsunęłam się od niego. – Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu...

- Miałaś poczekać przed szkołą.

- I tak bym się do...

- Uczniowie Ashton Irwin i Abigail White proszeni są o stawienie się u dyrektora – usłyszałam głos sekretarki szkolnej w radiowęźle.

- Chodźmy – powiedział. Chciał chwycić moją dłoń, ale szybko zabrałam ją i objęłam się rękoma. Spacer szkolnym korytarzem był piekłem. Czułam się jakby właśnie zapadł na mnie wyrok śmierci, a wszyscy inni tylko czekali na moje potknięcie.

Siedziałam razem z Ashtonem przed dyrektorem, którzy trzymał w dłoniach tę nieszczęsną kartkę, lustrując ją surowym wzrokiem.

- Zdajecie sobie sprawę, że to drugi taki wybryk w przeciągu miesiąca w który jesteście wplątani? - usłyszałam jak drzwi się otwierają, a do środka wszedł pan Wilson. - Świetnie, jest i opiekun – powiedział, po czym jego wzrok spoczął na nauczycielu. – Zapewne już pan to widział.

- Tak – odparł.

- Jest pan świadom, że takie rzeczy nie powinny dziać się na szkolnych wycieczkach? To karygodne.

- Jestem pewien, że nic takiego nie miło miejsca.

- Więc może wy nam to wyjaśnicie.

- My... - zaczęłam.

- Jesteśmy razem – powiedział Ashton. Spojrzałam na niego, on posłał mi pokrzepiający uśmiech, po czym chwycił moją dłoń i ścisnął ją lekko. – Ani jednej nocy nie spędziłem w jej pokoju – dodał. – To prawda, że wtedy do niej przyszedłem, ale to było dosłownie kilka minut – kłamał, ale bardzo dobrze mu to szło.

- To prawda? – dyrektor spojrzał na mnie.

- Tak – odpowiedziałam. – Przyszedł na chwilę po ładowarkę do telefonu, której zapomniał. Rano przyszedł mnie tylko obudzić, a bluzę po prostu u mnie zostawił.

- Jeśli wasi współlokatorzy potwierdzą waszą wersję nie poniesiecie konsekwencji.

- Właściwie Abigail miała pokój sama – odezwał się brunet. – Był jakiś błąd i...

- Po prostu sprowadź tu uczniów z pokoju Ashtona – powiedział, a nauczyciel opuścił gabinet. Przełknęłam ślinę. To koniec. Po szkole rozszedł się głośny dzwonek oznajmiający początek lekcji. – Macie pomysł kto mógł to zrobić? – uniósł kartkę. Blondyn pokręcił przecząco głową, tak samo jak i ja. Czułam na sobie wzrok chłopaka, ale byłam mu wdzięczna za to, że nic nie wspomniał o tym co powiedziałam mu na szkolnej wycieczce.

Opuściliśmy gabinet razem z nauczycielem, Stanem i Markiem. Nie mam pojęcia dlaczego, ale oboje przytaknęli na to, że Ashton był z nimi, chociaż na pewno byli świadomi jego nieobecności. Przynajmniej dyrektor wie, że ze sobą nie spaliśmy tyle, że wciąż nie dowierzał, widziałam to po jego minie, kiedy pozwolił nam wracać na zajęcia. Niedoczekanie jego, że tu zostanę.

Skierowałam się od razy w stronę wyjścia z budynku.

- Abby! – poczułam jak łapie mój nadgarstek, ale zaraz go wyrwałam.

- Zostaw mnie! Wszyscy dajcie mi święty spokój, czy ja proszę o tak dużo?

- Spokojnie, wszystko się ułoży, zobaczysz.

- Nic się nie ułoży – warknęłam. – Wszystko się zniszczyło, od kiedy pojawiłeś się w moim życiu! – uniosłam się. Cofnął się o krok, a w jego oczach mogłam dostrzec ból. Czułam zbierające się łzy. Odwróciłam się i pobiegłam w stronę wyjścia. Dlaczego ja zawsze muszę uciekać?





Bardzo was przepraszam za tak długą przerwę, ale kompletnie nie miałam weny na tę historię (zresztą nie tylko tę). Naprawdę bardzo, bardzo, bardzo was przepraszam za zwłokę ♥

Został epilog!♥


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro