22
Wytarłam dokładnie całe swoje ciało, po czym ubrałam dolną część bielizny, krótkie, dresowe spodenki i koszulkę na ramiączkach. Chwyciłam suszarkę i włączyłam ją podsuszając chwilę włosy. Kilka minut później odłożyłam ją i związałam włosy w koka. Naciągnęłam na siebie bluzę w białoczarne paski i na stopy grube skarpetki. Ogarnęłam trochę w łazience i wyszłam do pokoju od razu stając jak wryta. Ashton leżał na moim łóżku z rękoma za głową w najlepsze rozmawiając ze Stanem, który siedział na fotelu naprzeciwko niego. Oboje spojrzeli na mnie kiedy chrząknęłam.
- No wreszcie!- powiedział szatyn.
- Co wy tu robicie?- zapytałam.
- Już późno, mówiłem Ci o imprezce.- powiedział blondyn.
- A ja mówiłam, że nie idę.
- A ja powiedziałem, że damy radę Ciebie tam zaciągnąć.- Stan uśmiechnął się szeroko.
- Nigdzie nie idę.- mruknęłam.- Wypad z mojego łóżka.- powiedziałam do Ashtona.
- Nie... wygodnie mi tu.- powiedział przewracając się na brzuch.
- Nie denerwuj mnie Irwin.- usiadłam obok po czym jakimś cudem udało mi się go zepchnąć na podłogę bez większego problemu. Huk rozszedł się po pomieszczeniu, kiedy jego tyłek spotkał się z podłogą. Usiadł zdziwiony patrząc na mnie, a po pokoju rozszedł się śmiech drugiego chłopaka.
- Gdybyś widział swoją minę.- śmiał się dalej.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś.
- Zrobiłam.- powiedziałam siadając na łóżku po turecku.- Idźcie już sobie, chce się położyć.
- Idziesz z nami.- odpowiedział blondyn siadając obok mnie.
- Nie, mnie tu nie ma.- naciągnęłam kaptur bluzy na głowę i pociągnęłam za sznurki, przez co materiał zasłonił mi całą twarz. Przez chwilę panowała cisza, usłyszałam ciche westchnięcie, a po chwili jakieś szmery, jakby wstawali. Miałam wielką nadzieję, że sobie odpuścili, ale się myliłam. Poczułam jak czyjeś ramiona łapią mnie w talii i podnoszą po czym zawisłam na czyimś ramieniu. Szybko ściągnęłam kaptur z głowy aby sprawdzić co się dzieje. Rozbawiony szatyn pomachał mi, uśmiechając się szeroko i zabrał klucz od mojego pokoju.- Irwin masz mnie natychmiast puścić.
- Piętro niżej.- zaśmiał się.
- Przysięgam wykastruję Cię jak tylko mnie postawisz.
- Chce to zobaczyć.- skomentował to Stan, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Jeśli chcesz zobaczyć chuja kumpla pogadaj z nim.- burknęłam, kiedy opuściliśmy mój pokój, a chłopak go zamknął i podał mi klucz, który od razu zabrałam.- A buty?
- Masz skarpetki, wystarczą Ci. Zawsze mogę odnieść Cię z powrotem.
- Nienawidzę was.- burknęłam podpierając łokieć o plecy chłopaka i opierając na dłoni brodę. Weszliśmy na schody, na szczęście na razie nikogo znajomego nie widziałam.
- Podobnej sceny nie było w Shreku?- spojrzałam na szatyna, który był nad wyraz rozbawiony.
- Więc jestem księżniczką, a ty osłem?- zapytałam. Irwin zaczął się chichrać.
- Stul pysk Shrek.
- Ma za dużo włosów na niego...- dodałam.
- Może to Shrek po przemianie w przystojniaka?- prychnęłam.
- Serio... zastanawiałeś się nad swoją orientacją? Najpierw chciałeś przyglądać się jak go kastruję, a teraz nazwałeś go przystojnym. Coś jest na rzeczy.- przytaknęłam kiwnięciem głowy sama sobie.
- Zawsze była taka pyskata?- zapytał.
- Żebyś wiedział.
- I ty z nią wytrzymujesz?
- Jest masochistą.- podrzucił mnie.- Ej!- weszliśmy do ich pokoju, a wszystkie rozmowy nagle ucichły. Wreszcie moje stopy spotkały się z podłogą, a ja posłałam blondynowi wściekłe spojrzenie.
- Abby! Jesteś!- usłyszałam Mię. Spojrzałam na nią zaskoczona. Oh impreza już się rozkręciła, to dlatego... Zlustrowałam kilka puszek piwa wzrokiem.
- Nie z własnej woli jak widać.- odpowiedziałam. Przeszliśmy w głąb pokoju, gdzie stały cztery łóżka.
- Trzymaj.- Peter wystawił w moim kierunku puszkę z piwem. Sięgnęłam po nią rzucając ciche dzięki i usiadłam na wolnym łóżku opierając się o jego zagłówek. Chwilę później Ashton siedział obok mnie, a Stan naprzeciwko nas. Nie odzywałam się, nawet nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć. Otworzyłam piwo i upiłam łyka.
- A właśnie Abby?- podniosłam wzrok spoglądając na blondynkę, której imienia nawet nie znam.- O co chodziło z ta plotką z Michaelem?- wzruszyłam ramionami.
- Parą nigdy nie będziemy.- odpowiedziałam i upiłam kolejnego łyka.
- Dlaczego?
- A co za różnica? To głupia plotka i tyle.
- Całowaliście się.- powiedziała brunetka. Cholera... ciekawszego tematu nie macie?
- Dajcie spo...- zaczął Irwin ale wtrąciłam się w jego zdanie.
- Po pierwsze to on mnie pocałował, po drugie nigdy nie byliśmy i nie będziemy razem, po trzecie sam przyznał, że to była głupota.
- W sensie, że się wydurniał?- przytaknęłam, chociaż to nijak miało się z prawdą.
- Zagrajmy w butelkę.- rzucił Stan. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Nie.- mruknęłam, ale jak na złość mi, wszystkim spodobał się ten pomysł. Kilka minut później siedzieliśmy w okręgu na podłodze. Na szczęście butelka mijała mnie przez jakiś czas i nie musiałam brać udziału w czyiś wyzwaniach, ani odpowiadać na głupie pytania. Niestety moje szczęście nie trwało wiecznie, bo kiedy szatyn dorwał się do butelki, któryś z kolei raz, musiała ona wskazać na mnie.
- Wreszcie. Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie.- westchnęłam. Nie mam zamiaru odpowiadać na pytania, na które nie chciałam odpowiadać.
- Pocałuj Petera.- może jednak pytanie nie byłoby takie złe.
- Co? Odbiło Ci?- odezwał się wspomniany chłopak. Gdybym dalej sądziła, że mnie nie trawi byłoby to może i bardziej znośne niż pocałowanie go teraz, kiedy wiem, że mu się podobam.
- Wyzwanie to wyzwanie, a że za sobą nie przepadacie jest jeszcze ciekawiej.- uśmiechnął się zadowolony z siebie. Niechętnie wstałam z miejsca podchodząc do bruneta i kucnęłam przy nim. Chłopak przyglądał mi się uważnie, ale niepewnie kiwnął głową na znak żebym to zrobiła. Okay, może i nie przepadałam za nim, ale to było jak cios poniżej pasa. Przybliżyłam się do niego po czym szybko musnęłam jego usta. Spojrzałam na Stana, który wydał z siebie jęk zawodu i oburzenia.
- Gdzie język? Gdzie emocje?!
- Powiedziałeś pocałuj, zrobiłam to. Powinieneś sprecyzować jeśli oczekiwałeś czegoś więcej.- wróciłam na swoje miejsce.
- Jesteś beznadziejna w tę grę.- mruknął.
- A ty mało oryginalny.- sięgnęłam po butelkę i zakręciłam nią. Wcale się nie zdziwiłam, kiedy wskazała na Ashtona. Już sama nie wiem czy to pech czy szczęście. Zmrużył oczy przyglądając mi się uważnie.
- Hmm... Pytanie.
- A miałam taki dobry pomysł na wyzwanie...- westchnęłam.
- Wiem, że masz bujną wyobraźnię, więc wolę nie ryzykować.- Mia zaczęła chichotać, zapewne przypominając sobie nasz wypad na bilard i przegrany zakład Clifforda, w którym Irwin musiał uczestniczyć. Posłałam jej porozumiewawcze spojrzenie.
- O co chodzi?- zapytał Peter przyglądając się nam.
- To jakie jest twoje pytanie?- ponaglił blondyn starając się zmienić temat.
- Ashton całował się z Michaelem.- powiedziała od razu szatynka.
- Że co?!- miny wszystkich były nie do opisania.
- Nie z własnej woli...- burknął Ashton.- Mike założył się z Abby, że ogra ją w bilard i przegrał, a ona kazała mu mnie pocałować.
- Było ciekawie.- skomentowałam.- Zawsze to nowe doświadczenie.
- Przyznaje, to było całkiem zabawne i wasze miny, bezcenne.- zaśmiała się Mia.
- Całowałeś się z Cliffordem?- Stan przyglądał mu się z niedowierzaniem.
- Możemy o tym zapomnieć i wrócić do gry?- burknął piwnooki.
- Nikt tego nie zapomni.- zaśmiała się brunetka.- Czekamy na pytanie.- spojrzała na mnie.
- Cóż... wolałbyś umawiać się z facetami czy do końca życia być impotentem?- wszyscy wokół parsknęli śmiechem, nie licząc mnie i chłopaka, do którego kierowane było to pytanie.
- Serio, to jest twoje pytanie? Nie mogłaś zapytać o ulubiony kolor?
- Zdecydowanie wolę swoje pytanie, jest ciekawsze.
- Jak mam odpowiedzieć na to pytanie będąc w stu procentach hetero?
- Trochę wyobraźni.- rzucił Stan.
- Nie pomagasz...
- Ma Ci stawać przy facetach czy w ogóle?- salwy śmiechu rozeszły się po pokoju, kiedy inaczej ujęłam pytanie. Patrzyłam na niego wyczekująco.
- Dobra niech będzie... faceci.- powiedział z rezygnacją.
- Byłbyś na górze czy na dole Irwin?
- Pierdol się Peter.
- Może z tobą.- zaśmiała się blondynka.
- Ej... mnie w to nie mieszajcie!- oburzył się brunet.
Wyszłam z ich pokoju koło drugiej, kiedy dziewczyny spały na jednym z łóżek, tam samo jak i Peter. Marka nie widziałam cały wieczór, więc pewnie był gdzieś u swoich znajomych, a Stan zamknął się w łazience. Przeszłam na schody i kiedy miałam już stawiać krok w górę, poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. Odwróciłam się od razu zauważając uśmiechniętego od ucha do ucha blondyna.
- Sprawdzimy czy wejście na dach jest otwarte?- zapytał.
- Dach?- spojrzałam na niego pytająco. Złapał mnie za rękę prowadząc po schodach na moje piętro, po czym zaczęliśmy się wspinać na dodatkowe półpiętro. Nie zwróciłam na to wcześniej uwagi. Chwycił za klamkę i popchnął drzwi. Spojrzał na mnie uradowany, kiedy bez problemu się otworzyły. Przekroczyliśmy ich próg zostawiając je lekko uchylone i przeszliśmy kawałek dalej. Od razu poczułam niezbyt przyjemny chłód.- To był głupi pomysł.- mruknęłam obejmując się ramionami, co i tak za wiele mi nie dało, zwłaszcza, że całe nogi miałam odsłonięte. Chłopak stanął za mną obejmując mnie ramionami.
- Mi tam się podoba.- mruknął wprost do mojego ucha.
- A mi jest zimno.
- Mogę Cię rozgrzać.- poczułam jego usta na swojej szyi.
- Ej...- odsunęłam się od niego odwracając w jego stronę.- Co ty wyprawiasz?
- Żartowałem.- zaśmiał się.- Nic bym Ci nie zrobił.
- Wiem, wolisz chłopców.- zachichotałam z jego miny.
- Będziesz mi to wypominać?- przytaknęłam.- Nie cierpię Cię.
- To ja sobie idę.- wyminęłam go, a chwilę później poczułam jak łapie mnie za nadgarstek i odwraca w swoją stronę, przyciągając do siebie. Drugim ramieniem objął mnie w talii. Nasze nosy się stykały, ale żadne z nas nie zrobiło kolejnego kroku. Patrzyłam prosto w jego oczy.- Jesteś taki przewidywalny.- szepnęłam.
- Zrobiłaś to specjalnie?
- A myślałeś, że na serio ruszyło mnie twoje nie cierpię cię?- zaśmiał się cicho.- Wracajmy, zaraz zamarznę, a chorować tutaj nie zamierzam.- odsunęłam się od niego, ale odległość między nami zwiększyła się tylko na chwilę. Zrobił krok do przodu znów znajdując się blisko mnie i od razu wpił się w moje usta. Oddałam pocałunek, a ten od razu go pogłębił. Jego dłonie znalazły się na moich biodrach, a swoimi złapałam za jego bluzę. Odsunęłam się od niego nagle, by po chwili kichnąć. Zaczął się śmiać.- Mówiłam chodźmy stąd, ale po co mnie słuchać...- mruknęłam, po czym wyminęłam go i weszłam do budynku od razu schodząc niżej. Słyszałam jak drzwi się za nim zamykają, ale nie czekałam na niego, tylko od razu podeszłam do odpowiednich drzwi. Na korytarzu nikogo nie było, a cisza panująca wokół była dziwna, a o takim planach imprez słyszałam w samolocie i autokarze. Gdzie one są?
Otworzyłam drzwi i spojrzałam w bok, gdzie stał blondyn opierając się o ścianę czekając aż wejdę do środka. Zmarszczyłam lekko brwi.
- Pomyliłeś kierunki? Twój pokój jest piętro niżej.
- Nie chce mi się spać, a jestem pewien, że reszta już śpi. Zresztą... jeśli Mark wrócił, nie mam gdzie spać.
- To znaczy, że możesz tu? Obudź Mię.
- No weź... pójdę sobie zaraz.- przewróciłam oczami.
- Masz pół godziny max.- weszłam do środka, a on za mną zamykając drzwi. Od razu usiadłam na łóżku naciągając kołdrę na siebie aby było mi cieplej.- Zgaś światło.- powiedziałam zapalając lampkę znajdującą się przy łóżku. Zrobił to o co prosiłam i po chwili siedział obok mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro