Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Był wtorek, kilka minut przed dziewiątą, a ja szłam zadowolona z reklamówką w ręku, z każdym krokiem oddalając się od miejsca, w którym powinnam teraz być czyli szkoły. Zatrzymałam się pod piętrowym domem i spojrzałam na niego. Wyglądał dość przytulnie, i w sumie taki był, a ogród był zadbany. Jestem tu już trzeci raz, a dopiero teraz zwróciłam uwagę na różane krzewy.

Wzięłam głęboki wdech i podeszłam powoli do drzwi, po czym nacisnęłam dzwonek. Odwróciłam głowę rozglądając się, ale o dziwo nikogo nie było o tej porze na podwórku. W sumie większość ludzi jest w pracy, a dzieciaki w szkole. Nacisnęłam po raz kolejny dzwonek, kiedy nikt nawet się nie ruszył żeby otworzyć drzwi. Zapewne blondyn był sam w domu.

- Wiem, że tam jesteś Irwin, nie wkurwiaj mnie.- mruknęłam pod nosem naciskając w kółko dzwonek do drzwi. Wkurzy się i to bardzo. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i szybkie kroki, a po chwili drzwi frontowe się otworzyły. Nacisnęłam jeszcze raz dzwonek, przez co na jego twarzy pojawił się grymas.

- Czego?- warknął zaspanym tonem. Na policzku miał jeszcze ślad od poduszki, jego włosy były w nieładzie. Pomińmy fakt, że był w samych szortach.

- Oh... czyli jednak mam sobie pójść.- powiedziałam odwracając się.

- Abby?- złapał mnie za nadgarstek.

- Nie, Abigail nie żyje. Jestem tylko duchem, który Cię nawiedza.

- O czym ty...- ziewnął.

- Dzień dobry Irwin.- powiedziałam.- Obrabowałam sklep, więc lepiej żebyś miał ochotę na niezdrowe żarcie.—powiedziałam wymijając go i po prostu weszłam do środka. Zamknął drzwi.

- Nie powinnaś być w szkole?

- Zrobiłam sobie wolne, niestety nie dane było mi pospać tak jak tobie.

- Może gdyby mój sen nie został przerwany w dość brutalny sposób, nie mógłbym narzekać.

- Zawsze możemy wrócić do łóżka.- odpowiedziałam.- Nie, czekaj... źle to zabrzmiało.

- Mi tam się podoba.- powiedział, a na jego ustach pojawił się kąśliwy uśmieszek. Zmniejszył odległość między nami chcąc do mnie podejść. Przyłożyłam dłoń do jego klatki piersiowej odpychając go od siebie.

- Nie dzisiaj Irwin, boli mnie głowa.- mój głos przybrał bardzo poważny ton, po czym westchnęłam. Przyglądał mi się z niedowierzaniem.

- Cholera... jeszcze nie jesteśmy razem, a już seksu odmawiasz.- westchnął. Tym razem to ja spojrzałam na niego dziwnie.

- Jeszcze?- wzruszył ramionami.- Oh rozumiem, pewnego dnia po prostu stwierdzisz... Ta White będzie moją dziewczyną, od teraz.- zniżyłam głos.

- Wcale tak nie brzmię.- burknął pod nosem.

- Tak Ci się tylko wydaje.


Zaczęłam się śmiać z kolejnego głupiego tekstu Irwina przy okazji go od siebie odpychając. Siedzieliśmy na sofie w jego pokoju pochłaniając chrupki i żelki, przy okazji oglądając jakiś denny program, przez co na początku zaczęliśmy komentować jego głupotę, po czym chłopak wyciszył telewizor i zaczęliśmy podkładać głosy bohaterom.

- Muszę Ci coś powiedzieć...- zaczął znacznie podwyższając swój głos.- Jestem w ciąży.

- W ciąży?- zrobiłam to samo ze swoim głosem.- Jak to się stało?

- A bo ja wiem... mój brat i ja używaliśmy tego samego ręcznika.- spojrzałam na chłopaka z niedowierzaniem, po czym po raz kolejny wybuchnęłam głośnym śmiechem. Zwłaszcza, że na ekranie były dwie, na oko dziesięcioletnie dziewczynki bawiące się w ogrodzie. O dziwo, ta rozmowa dziwnie pasowała do ich mimiki.

- Jeśli twoim zdaniem stąd biorą się dzieci...

- Masz mnie za idiotę?- zapytał rozbawiony.

- Nie odpowiem na to pytanie.- odparłam całkiem poważnie.

- Tak chcesz się bawić?- mruknął. Pisnęłam zaskoczona, kiedy poczułem jego dłonie na swoich biodrach, ściągnął mnie w dół, przez co wylądowałam plecami, na skórzanym materiale. Zawisł nade mną opierając dłonie po obu stronach mojej głowy, patrząc wprost w moje oczy. Między nami zapanowała cisza. Na jego usta wkradł się przebiegły uśmieszek, a chwilę później zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam się śmiać starając się wyrwać, ale wychodziło mi to beznadziejnie, nawet jeśli go biłam wkładając w to dość sporo siły.

- Irwin!- jak na zawołanie jeszcze bardziej zaczął mnie łaskotać.- Ash... ton proszę...- ledwie łapałam oddech. Zatrzymał dłonie w kilkucentymetrowej odległości nad moim odsłoniętym brzuchem. Tak, przez niego podwinęła się moja bluza. Od razu złapałam większy oddech.- Nienawidzę Cię.

- Oh czyżby?- ponownie zaczął mnie łaskotać. Chciałam go od siebie odsunąć, ale usłyszeliśmy chrząknięcie. To musiało wyglądać dziwnie z perspektywy osoby trzeciej. Spojrzałam na wejście do pokoju, gdzie stała szatynka uważnie nam się przyglądając.

- Lauren? Nie powinnaś być w szkole?- blondyn od razu zszedł ze mnie, a ja usiadłam.

- Już wróciłam.- odpowiedziała podchodząc do nas.- Jestem Lauren, siostra tego idioty.- zachichotałam.

- Abby.

- Ty istniejesz.- powiedziała zaskoczona, a ja spojrzałam na nią niezrozumiale.- Ciągle o tobie gada.

- Harry coś wspominał.- uśmiechnęłam się.

- Właśnie... po to tu jestem.- spojrzała na brata.- Przed chwilą dzwoniła mama i powiedziała, że masz pojechać po Harrego do szpitala, może już wyjść, a ona nie może urwać się wcześniej z pracy.

- Jasne, zaraz pojadę.- jego młodsza siostra opuściła pokój. Przyglądałam się mu przez chwilę mrużąc oczy.- Co?

- Adoptowali Cię?- zapytałam. Spojrzał na mnie niezrozumiale.- Jakby nie patrzeć Harry i Lauren są do siebie podobni, ty do nich nie bardzo.- zaśmiał się.

- Wiem to, ale muszę Cię zawieść. Wciąż jesteśmy rodzeństwem.- wstał przy okazji wyłączając telewizor.- Jedziesz ze mną?

- I widzisz na czym kończy się twój szlaban? Na tym, że i tak wyjdziesz z domu.- roześmiał się głośno.


Wysiedliśmy z samochodu, który zaparkował pod szpitalem i udaliśmy się w stronę budynku. Szłam pół kroku za nim, w końcu to on znał drogę. Zatrzymaliśmy się pod windą czekając na nią, by po chwili jechać już na trzecie piętro. Wychodząc od razu skręciliśmy na pediatrię, by chwilę później wejść do odpowiedniej sali.

- Abby!- usłyszałam uradowany głos chłopca. Zaśmiałam się z jego reakcji na moją osobę. Leżał na łóżku z prawą nogą i ręką w gipsie.

- Widać jak stęskniłeś się za bratem.- skomentował blondyn. Usiadłam na łóżku obok Harrego.

- Coś ty sobie zrobił?

- Spadłem ze schodów.- odpowiedział.

- Pójdę do lekarza.- usłyszałam Irwina, po czym wyszedł z pomieszczenia.

- Jak to się stało?- zapytałam.

- Chciałem zbiec na dół do Ashtona i się potknąłem.- wzruszył ramionami.- Mama mówiła, że wpakował się w kłopoty. Co zrobił?

- Pobił się z Michaelem.

- Dlaczego?- tym razem to ja wzruszyłam ramionami. Niech on się tłumaczy z tego co robi, nie ja.

- To była głupota. Po jutrze wróci normalnie na zajęcia.

- To dobrze.

- Hej, możemy iść.- do środka wszedł chłopak machając jakimiś papierami. Za nim weszła pielęgniarka z wózkiem, na którym po chwili siedział były pacjent, po czym skierowaliśmy się do wyjścia.

Kilka minut później siedzieliśmy już w samochodzie. Słyszałam jak Ashton zamyka bagażnik, do którego wrzucił niewielką torbę z rzeczami brata. Chwilę później zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik. Włączył radio i wyjechał z parkingu kierując się do domu.

- Masz teraz przynajmniej nauczkę młody, że po schodach się nie biega.- powiedział.

- Powiedział ten, który wybił sobie zęby na schodach jak był mały.- spojrzałam z niedowierzaniem na blondyna.- Mama mi powiedziała.

- A widziałeś, żebym teraz biegał po schodach?- mruknął niezadowolony.

- Pokażę Ci w domu zdjęcia Ash'a Abby, jeśli zostaniesz. Zostaniesz?

- Jeśli to nie problem to mogę.


Moja wizyta u Ashtona od porannych godzin przeciągnęła się aż do wczesnego wieczora, nie licząc małej wycieczki do szpitala, jeśli można to nazwać wycieczką. Wydaje mi się, że jego mama mnie polubiła, nie szczędziła mi upokarzających historii z życia blondyna, nawet jeśli prosił, a czasami wręcz błagał aby przestała, co było całkiem zabawne. Tak szczerze, uwielbiam tę kobietę. Kiedy powiedziałam, że powinnam się już zbierać, fakt że Irwin miał szlaban po raz kolejny tego dnia wyparował i wręcz kazała mu mnie odwieźć do domu.

Zatrzymał samochód pod moim domem. Chwilę później wysiadłam z niego tak jak i on, oparł się o maskę samochodu, a ja spojrzałam na niego.

- Nie powinieneś szybko wrócić do domu?- zapytałam z rozbawieniem, na co jedynie wzruszył ramionami.- Twoja mama jest cudowna. Czekam na kolejne historie z twojego życia.

- Bardzo zabawne.

- Żebyś wiedział. Dzięki za dzisiaj.

- To raczej ja powinienem Ci dziękować, chociaż w zasadzie nawet nie porozmawialiśmy, tak szczerze.- westchnęłam cicho.- Wiem, że nie chcesz się w nic pakować, przynajmniej teraz, ale ja...- podeszłam do niego i zasłoniłam mu usta dłonią. Spojrzał na mnie zaskoczony, ale nie odsunął się.

- Po prostu...- zabrałam dłoń.- Naprawdę polubiłam spędzać z tobą czas, nawet jeśli nie zawsze to okazuje, albo nie widać tego po mnie, ale... daj mi trochę czasu.- stanęłam na palcach i musnęłam jego policzek.- Do zobaczenia Ashton.- odwróciłam się i odeszłam w kierunku domu. Odwróciłam się dopiero będąc pod drzwiami. Stał w tym samym miejscu i uśmiechał się szeroko przyglądając mi. Pokręciłam głowa z niedowierzaniem. Głupek.

Zamknęłam za sobą drzwi, słysząc jedynie jak odjeżdża spod mojego domu. Przeszłam do kuchni, gdzie była moja matka, której mina z zadowolonej na mój widok zmieniła się w złą.

- Coś się stało?- zapytałam sięgając po sok.

- Gdzie byłaś?

- U Ashtona.

- A wcześniej?

- W szkole...

- Abigail White nie okłamuj mnie. Gdzie byłaś, bo na pewno nie w szkole.

- Mówiłam Ci już, u Ashtona.

- Cały dzień?- przytaknęłam.- Dlaczego?

- Jest zawieszony.- spojrzała na mnie zaskoczona.- Pobił się z Michaelem.- westchnęłam siadając przy stole.

- Przecież to przyjaciele, o co poszło?- zacisnęłam na chwilę usta w wąską linię.

- Michael mnie pocałował, a Ashton to zobaczył. Nie chcieli nic powiedzieć, więc nie mogą przez miesiąc korzystać z auli na zajęciach pozalekcyjnych, a Ashton dodatkowo został zawieszony na kilka dni, bo to nie była jego pierwsza bójka.

- Więc... pobili się o Ciebie?

- Można tak powiedzieć.- westchnęła głośno.

- Którego wolisz?

- Mamo!

- Wiem, że Ashtona.- spojrzałam na nią z niedowierzaniem.- To nie zmienia faktu, że byłaś na wagarach, nie po raz pierwszy. Jeśli jeszcze raz opuścisz choćby jedne zajęcia będziesz miała szlaban.

- Całe życie nie miałam szlabanu, a teraz mam go dostać, kiedy jestem praktycznie dorosła?

- No i widzisz co z Ciebie wyrosło?- przewróciłam oczami.- Masz chodzić na zajęcia, zrozumiano?

- Tak.- mruknęłam po czym opuściłam kuchnię i przeszłam do pokoju, gdzie od razu położyłam się na łóżku. Sięgnęłam do plecaka po telefon, który zaczął wibrować. Przewróciłam oczami widząc, kto do mnie dzwonił.- Irwin, cóż za niespodzianka.- mruknęłam.

- Co jest? Przed chwilą byłaś milsza.

- Dostałam ochrzan za nieobecność w szkole.- usłyszałam jego śmiech.- To przez Ciebie.

- O ja niedobry. Jak ja mogłem Cię uprowadzić i przetrzymywać cały dzień?- prychnęłam.

- Nie jesteś zabawny. Czego tak właściwie chcesz?

- Widzimy się jutro? Po szkole.

- Zastanowię się nad tym.

- Jasne. Daj mi znać.

- Okay. Pa.- rozłączyłam się, chociaż chyba chiał coś jeszcze powiedzieć. Zmarszczyłam lekko brwi widząc wiadomość od numeru, którego nie znałam. Otworzyłam ją.

Co by się stało jakby to zdjęcie rozeszło się po szkole?

Kliknęłam w załącznik, a chwilę później mogłam zobaczyć zdjęcie, które było wykonane dosłownie kilkanaście minut temu przed moim domem, kiedy to oddałam buziaka blondynowi, ale z owej perspektywy wyglądało to raczej tak, jakbyśmy się całowali.

- Co do cholery?- burknęłam. Chwilę później dostałam kolejną wiadomość od tego numeru.

Sprawdź maila. Myślę, że nagranie Ci się spodoba skarbie x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro