14
Siedzieliśmy od dobrych dwóch godzin w pubie, gdzie z moimi znajomymi przebywaliśmy dość często. Zaletą tego miejsca nie tylko był klimat, ale też muzyka grana na żywo w każdy piątek i sobotę, przez mniej znanych artystów, którzy chcieli spróbować swoich sił przed publiką. Osobiście bardzo lubiłam to miejsce, nawet jeśli zbierało się tu dość sporo ludzi.
Spojrzałam na Andy'ego, który szeptał coś do ucha Bae, na co ta chichotała. To było normą, zwłaszcza kiedy oboje byli podpici. Może i na co dzień dziewczyna zachowywała się prawie tak samo, ale brunet po alkoholu tracił swoją maskę obojętności, którą usilnie starał się zachować, i kleił się do Jenkins o wiele bardziej, co oczywiście jej nie przeszkadzało.
- My idziemy zapalić.- powiedziała nagle dziewczyna wstając, Max odsunął się aby mogli przejść i po chwili odeszli.
- Wrócą za jakieś pół godziny.- powiedziałam do Ashtona.- Norma.
- Może powinni załatwić sobie jakiś pokój w pobliżu.- powiedział rozbawiony.
- I bez tego sobie poradzą.- mruknął Max. Sięgnęłam po butelkę i dokończyłam swoje trzecie już piwo.
- Nie mam pojęcia co się z tobą dziś dzieje.- powiedziałam do bruneta.- Ale to naprawdę irytujące.- wstałam z miejsca.- Idę do łazienki.- na moje szczęście toalety w pubach nie są tak oblegane jak w klubach i po jakiś trzech minutach mogłam wrócić do stolika. Przechodziłam powoli między ludźmi.
- O co Ci chodzi?- usłyszałam głos Ashtona. Zatrzymałam się, przysłuchując się ich rozmowie. Na szczęście żadne z nich nie zwróciło na mnie swojej uwagi.
- Myślisz, że jestem idiotą?- odpowiedział Max.- Nie wiem czego od niej chcesz, ale zdecydowanie powinieneś trzymać się od niej z daleka. Uczyłem się w tej pieprzonej szkole więc wiem jak to jest, kiedy ktoś z tych popularnych, nagle zwraca swoją uwagę na kogoś kto w oczy się nie rzuca, albo nie chce się rzucać. Bawisz się nią czy założyłeś się o coś z którymś ze swoich głupich koleżków?- że co?- Słuchaj koleś, jeśli choćby ją tkniesz to pożałujesz.
- Nie mam pojęcia o co Ci chodzi.- odpowiedział blondyn.
- Ostrzegam Cię, nie zgrywaj idioty bo źle to się dla Ciebie skończy. Abby jest m...
- Jaja sobie ze mnie robisz?- warknęłam od razu stając przy stoliku.- Co Ci odbiło?
- Abby posłuchaj...- zaczął.
- Nie ma zamiaru.- zabrałam swój plecak i zarzuciłam na ramię.- Kim ty niby jesteś, żeby wybierać mi znajomych? Mam Cię dość.- odeszłam od ich stolika.
- Abby!- krzyknął za mną. Odwróciłam się i wystawiłam w jego kierunku środkowy palec. Oczywiście, że ludzie musieli zwrócić na nas swoją uwagę. Niektórych to zaskoczyło, inni wydawali się być rozbawieni. Opuściłam pub biorąc głęboki wdech i udałam się przed siebie. Spojrzałam jeszcze w szybę dostrzegając tylko jak blondyn opiera się o blat stolika pochylając się w stronę bruneta i mówi coś do niego z niezbyt zadowoloną miną. Po chwili obok nich pojawiła się zdziwiona Bae ciągnąc za sobą Andy'ego. Odwróciłam wzrok i przyśpieszyłam kroku. Co to w ogóle miało być?
Jakieś pół godziny później znalazłam się pod domem. Powoli zaczynało kropić, więc chyba miałam szczęście. Podeszłam do drzwi ciągnąc za klamkę, ale były zamknięte. Sięgnęłam do plecaka w poszukiwaniu kluczy, ale o dziwo nigdzie ich nie było. Sięgnęłam do telefonu gdzie od razu zauważyłam wiadomość od matki i kilka nieodebranych połączeń od niej, Ashtona i Bae. Otworzyłam wiadomość, w której poinformowała mnie, że znów musiała pojechać nagle do szpitala i prawdopodobnie wróci dopiero rano. Usiadłam na progu przeklinając pod nosem. Mówiłam coś o szczęściu? Taa.. Zagrzmiało, a krople deszczu nagle lunęły na ziemię z zawrotną prędkością od razu praktycznie całą mnie mocząc.
- Raczej pieprzony pech.- burknęłam pod nosem od razu wstając i oparłam się o drzwi choć trochę chroniąc się przed deszczem, dzięki niewielkiemu daszkowi, który znajdował się nad nimi.- Gorzej już być nie może.
- Abby!- usłyszałam. Spojrzałam do przodu, gdzie dostrzegłam Irwina, który chwilę później znalazł się przy mnie. Objął mnie od razu, czym mnie zaskoczył. Czułam jego przyśpieszony oddech na szyi.- Do cholery... Ciężko Ci odebrać telefon?- warknął odsuwając się ode mnie. Odgarniając mokre loki z czoła i przyglądając przy tym mi się uważnie.
- Był w plecaku.- odpowiedziałam.
- Najważniejsze, że nic Ci nie jest.- odetchnął.- Dlaczego tu stoisz?
- Moja matka pojechała do pracy, a ja głupia nie wzięłam kluczy.- wzruszyłam ramionami.- Ten wieczór nie może być gorszy.
- Cóż... chyba musimy pojechać do mnie.- uśmiech pojawił się na jego ustach.- Chyba, że wolisz tu stać i moknąć całą noc.
- Wolałabym nie, ale jesteś podpity więc za kółko nie wsiądziesz.
- Nie jestem tak głupi, samochód zostanie tutaj.- zaśmiał się pod nosem. Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął telefon, po czym wybrał jakiś numer. Obserwowałam go uważnie opierając się o drzwi. Przysłuchiwałam się temu jak zamawia taksówkę. Przymknęłam na chwilę oczy, pocierając przy okazji ramiona dłońmi. Nie cierpiałam zimna, a przez deszcz znacznie się ochłodziło.- Będzie za pięć minut. Wszystko okay?- zapytał.
- Jestem wkurzona i jest mi zimno, jest świetnie.- odpowiedziałam z ironią, a chwilę później przyciągnął mnie do siebie obejmując szczelnie ramionami. Oparłam głowę o jego obojczyk opierając czoło o szyję. Wzięłam głęboki wdech. Od razu poczułam zapach jego perfum, subtelny ale męski. Podobały mi się.
- Cieplej?
- Trochę.- odpowiedziałam.
- Taksówka przyjechała.- powiedział odsuwając się ode mnie. Złapał mnie za rękę i pociągną za sobą zmuszając do podbiegnięcia do auta. Wsiadłam niemal od razy na tylne siedzenia przesuwając się w bok, aby mógł zająć miejsce obok mnie. Chwilę później podał adres, a samochód ruszył spod mojego domu.
Jakies dwadzieścia minut później staliśmy pod jego dom. Piętrowy budynek z poddaszem był jasny z ciemnymi dachówkami, ale za bardzo nie miałam jak mu się przyjrzeć, kiedy to krople deszczu rozmazywały obraz, a ja zostałam pociągnięta w stronę drzwi wejściowych. Lało jeszcze gorzej niż wcześniej, o ile to w ogóle możliwe. Zatrzymaliśmy się pod drzwiami. Nacisnął klamkę, a ja spojrzałam na niego.
- Jeśli nie masz kluczy to...- zaczęłam.
- Nie jestem tobą.- odpowiedział rozbawiony sięgając do kieszeni i po chwili przepuścił mnie w drzwiach zapalając światło. Zamknął drzwi akurat kiedy głośny grzmot rozszedł się po okolicy. Zapowiada się niezła burza. Rozejrzałam się ściągając buty. Było tu dość przestronnie. Z tego co zdążyłam zauważyć przeważał tu kolor beżu i ciemne drewno.
- Coś tu dziwnie cicho jak na dwójkę rodzeństwa i rodziców.- powiedziałam.
- Ojciec z nami nie mieszka.- wszedł w głąb domu, a ja udałam się za nim.
- Um, ja...
- Nie przejmuj się tym. Nie mogłaś wiedzieć, mało kto wie. Raczej nie ma się czym chwalić.
- Też mieszkam tylko z matką, ale jak zapewne zdążyłeś zauważyć prawie jej nie ma w domu. Rozwiedli się trzy lata temu.
- To trochę co innego, ja swojego ojca nie widziałem na oczy od dobrych kilkunastu lat.- odpowiedział jakby to było coś normalnego. Spojrzałam na niego z lekkim zaskoczeniem, kiedy zatrzymaliśmy się w kuchni.- Serio, nie ma się czym przejmować.- powtórzył. Sięgnął do jakiejś kartki leżącej na stole.- Cóż... wygląda na to, że mamy wolną chatę. Pojechali do ciotki i nie wrócą wcześniej niż jutro wieczorem. Co robimy?- wzruszyłam ramionami.- Cóż... mam kilka pomysłów.- poruszył znacząco brwiami podchodząc do mnie, a jego dłonie wylądowały na moich biodrach.
- Aż tak się upiłeś?- przyłożyłam dłoń do jego klatki piersiowej po czym odsunęłam go od siebie bez większego problemu. Zaśmiał się.
- Żartowałem. Chyba, że chcesz.
- Nawet o tym nie myśl Ir..- kichnęłam głośno, a chwilę później po raz kolejny. Przez moje ciało przeszły dreszcze.
- Cóż, chyba najpierw przydałaby się gorąca kąpiel. Prysznic czy prysznic?- zapytał. Zmrużyłam lekko oczy.
- Hmm... to bardzo trudny wybór.- przytaknął mi.- Chyba zdecyduję się na prysznic.
- Doskonały wybór, pani pozwoli za mną.- spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Podszedł do jakiś drzwi i zapalił światło. Zeszliśmy do piwnicy, co trochę mnie zaskoczyło. Zaskoczyło też mnie to, w jakim porządku była utrzymywana, nie wyglądała jak piwnica, raczej jak kolejna część domu, tyle, że z mniejszymi oknami pod sufitem. Otworzył jakieś drzwi na prawo od schodów i przepuścił mnie, wcześniej zapalając światło w pomieszczeniu. Jego pokój. Był podzielony jakby na dwie części. W tej, w której obecnie się znajdowaliśmy zapewne przesiadywał w dzień razem z kumplami, znajdowała się tu ciemna sofa, coś na wzór stolika z palet i dość spory telewizor pod którym stała konsola i dvd. W drugiej części znajdowało się biurko, z którego raczej nie korzystał, bo całe było zawalone jakimiś książkami, zeszytami, płytami i innymi tego typu rzeczami, szafa i łóżko. Poza tym kilka półek, dwie gitary i perkusja.- Jak już zapewne zauważyłeś, to mój pokój. Trochę to trwało zanim doprowadziłem to miejsce do stanu używalności.- zaśmiał się.- Chodź.- złapał mnie za rękę prowadząc do drugiej części. Zatrzymaliśmy się przy szafie, gdzie mnie puścił i przesunął jej drzwi. Sięgnął po szara koszulkę którą mi podał i dalej w niej czegoś szukał. Rozłożyłam materiał i parsknęłam pod nosem powstrzymując się od roześmiania się.
- Serio, kucyk?- zapytałam. Odwrócił głowę, odwróciłam materiał i podniosłam go lekko.
- Kucyki są zajebiste.- odpowiedział całkiem serio.
- Tak Irwin, są.- zaśmiałam się cicho z powagi jego słów. Chwilę później dostałam jeszcze czarnobiałe spodenki. Łazienka jest tam.- wskazał na białe drzwi obok.- Chyba, że wolisz tę na górze.
- Zostanę tutaj.
- Okay.- zabrał z szafy dresy.- Więc do zobaczenia za kilkanaście minut.- przytaknęłam i przekroczyłam próg łazienki urządzonej na niebiesko. Zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się. Powoli się rozebrałam i weszłam do kabiny, a kiedy poczułam na sobie ciepłe krople wody od razu się rozluźniłam.
Związałam byle jak włosy na czubku głowy i rzucając ostatnie spojrzenie na swoje odbicie w lustrze opuściłam pomieszczenie zabierając ze sobą swój plecak, który rzuciłam na łóżko. Byłam tu sama. Skierowałam się do wyjścia, by po chwili znaleźć się na parterze. Usłyszałam kroki w kuchni, więc tam przeszłam. Stał odwrócony do mnie tyłem w samych czarnych dresach, spod których wystawała gumka od bokserek.
- Ashton?- wzdrygnął się, kiedy usłyszał mój głos.
- Zawsze tak cicho chodzisz Ab..?- spojrzał na mnie.- Gdzie szorty?- zapytał od razu lustrując mnie wzrokiem.
- Są za duże.- odpowiedziałam.- Zresztą tak mi wygodniej.
- To nie działa na korzyść dla mnie.- mruknął, a ja się zaśmiałam.
- Naprawdę Ci się podobam?
- Masz jeszcze jakieś wątpliwości?- wskazał na swoje krocze, gdzie mimowolnie powędrował mój wzrok. Dostrzegłam lekkie wybrzuszenie, chociaż dobrze maskowało się za materiałem dresów i gdyby nic mi nie powiedział pewnie nawet nie zwróciłabym na to uwagi.- A nawet Cię nie pocałowałem.
- O Boże... Irwin musiałeś?
- To nie zależy ode mnie.
- Nie mówię o... tym.- zaśmiał się.- Musiałeś mi o tym mówić? Nie zbliżaj się do mnie.- spojrzał na mnie jak na idiotkę. Między nami zapanowała cisza.
- Trzymaj.- podał mi kubek z herbatą. Upiłam łyka od razu się krzywiąc.
- Ile tu jest cukru?- mruknęłam.
- Dwie łyżeczki...- zabrał mi kubek.- Drugiej jeszcze nie...- chwyciłam kubek od razu biorąc z niego łyka.
- Tak lepiej.
- Okay, nie słodzisz. Zapamiętam.
- Jakbym to wypiła dostałabym hiperglikemii czy czegoś takiego.- odpowiedziałam.
- Nie przesadzaj.
- Mówię całkiem serio.- usiadłam przy stoliku obserwując go. Każdy osiemnastolatek tak wygląda bez koszulki? Boże... Abigail o czym ty myślisz?- Jeny.. musiałeś mi o tym mówić, musiałeś...- burknęłam.
- Oh myślisz o tym?- na jego ustach pojawił się nikły uśmieszek.- Możesz się tym za...- posłałam mu mordercze spojrzenie.- Nie? Okay, innym razem.
- Możesz pomarzyć.
- Lepiej nie, będzie tylko gorzej.- powiedział, a ja popatrzyłam na niego niedowierzajac w jego słowa. jest niemożliwy. Dlaczego ja tu muszę być? Z nim?- Jesteś głodna?- zmienił temat.
- Coś bym zjadła.- odpowiedziałam odwracając od niego wzrok.
- Cóż.. zaproponowałbym Ci coś, ale gotowanie mi nie wychodzi, więc może zamówimy pizzę?
- Zgadzam się. Chcę jeszcze trochę pożyć na tym świecie.
- Aż tak beznadziejny nie jestem.- mruknął.
- Nie chcę się o tym przekonywać.- zmrużył oczy.
- Chodźmy do salonu marudo.- powiedział zabierając jakąś ulotkę.- I przestań o tym myśleć.- szepnął mi wprost do ucha przechodząc obok mnie.
- Irwin!- uniosłam się, przez co się roześmiał. Zwariuję tutaj. Kilkanaście minut później siedzieliśmy w salonie na sofie obok siebie w końcu decydując się coś zamówić.
- Pamiętaj. Pepperoni z podwójnym serem. Do tego dwa sosy...
- Tak, wiem.- mruknął.
- Duża, albo nie ta największa...
- Abby...
- Ashton!- westchnął. Chwilę później zaczął składać zamówienie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro