Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

Przyglądaliśmy się sobie nawzajem już dobre kilka minut odkąd zadałam mu pytanie. Odpowiedzi nie doczekałam się do tej pory. Kilka razy wahał się przed powiedzeniem czegoś, ale szybko z tego zrezygnował. Przewróciłam oczami widząc jego zmieszanie. Nigdy nie sądziłam, że Ashton Irwin, ten popularny i znany przez wszystkich w szkole mógłby mieć taką stronę, a tym bardziej nie wiedzieć co powiedzieć. Zwykle gadał jak najęty, a buzia praktycznie mu się nie zamykała.

- Idę do kuchni.- powiedziałam.- A ty zastanów się nad tym czego chcesz.- ruszyłam z miejsca i wyminęłam go czując na sobie jego śledzące mnie spojrzenie. Chwilę później poczułam jak łapie mnie za ramię i odwraca w swoją stronę, trochę za mocno przyciągając do siebie, przez co wręcz na niego wpadłam. Druga z jego dłoni znalazła się na moim podbródku, unosząc go lekko i za nim zdążyłam jakkolwiek zareagować znów mogłam poczuć jego ciepłe wargi na swoich. Niewiele myśląc oddałam pocałunek czując jego język przy moim. Chwila... Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i odepchnęłam go od siebie.- Ashton, nie.- powiedziałam kręcąc głową.- Nie.- powtórzyłam pewniej.

- Dlaczego?- zapytał uważnie mi się przyglądając.

- Jest co najmniej kilka powodów...- mruknęłam odsuwając się od niego, aby zwiększyć odległość między nami.

- Podaj choć jeden.- prychnął niedowierzając mi.

- Tracy.- spojrzał na mnie niezrozumiale.- Jesteś ślepy, czy głupi?

- Nigdy nie dałem jej powodu aby mogła sądzić, że coś do niej czuje.- odpowiedział.

- Nie znaczy, że nie mogła się zakochać. Zresztą... to, że ty chcesz czegoś ode mnie, nie znaczy, że ja chcę od Ciebie. To tak nie działa.- mruknęłam odwracając wzrok.

- Abby?- spojrzałam na niego.- Co tak właściwie do mnie czujesz?- zapytał, a ja jedynie wzruszyłam ramionami.- Oddałaś pocałunek, to coś znaczy.

- To nic nie znaczy Irwin. Nie chce żeby to zaszło za daleko, cokolwiek to jest. Jesteś wkurzający i działasz pod wpływem impulsu, a to kompletne przeciwieństwo mnie. I nie wiem dlaczego jakaś cząstka mnie zaczęła Cię trochę lubić.

- Nie możesz po prostu mi zaufać?

- Nie mogę.- odpowiedziałam odwracając wzrok i zaciskając pięści. Ta rozmowa zmierza zdecydowanie w złym kierunku.

- Dlaczego?

- Po prostu nie mogę... Nie chce abyś ty mi ufał.

- Dlaczego?

- Czy ty do cholery nie znasz innego pytania?!- uniosłam się, po czym od razu zamknęłam. Patrzył na mnie zaskoczony moim wybuchem. Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powoli powietrze z ust odwracając wzrok.- To się po prostu nie skończy dobrze... Po prostu to wiem, Ashton.



Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez okno, to dziwne bo jestem pewna, że je zasłaniałam. Było mi cholernie niewygodnie, ciasno i do tego pode mną znajdowało się coś twardego. Jakby tego było mało, strasznie bolała mnie głowa. Podparłam się oto coś rękoma i podniosłam się do pozycji siedzącej, unosząc lekko ciężkie powieki. Moje oczy od razu otworzyły się do wielkości spodków, kiedy dostrzegłam, że owym niewygodnym czymś był Irwin.

- O cholera...- bąknęłam pod nosem odsuwając się od razu do tyłu, ale zachwiałam się i wylądowałam na podłodze, tworząc przy tym niezły hałas, kiedy walnęłam przy okazji o stolik. Tak, wciąż znajdowaliśmy się w salonie. Po tym jak się uniosłam i tak został, chociaż nie odezwał się ani słowem. Usiedliśmy w salonie gapiąc się w telewizor i udając, że Ekipa z New Jersey jest naprawdę fascynującym programem, ale jakim cudem zasnęliśmy tutaj!? Poczułam na sobie wzrok, więc spojrzałam na chłopaka, który przyglądał mi się zaspanym wzrokiem.

- Dlaczego siedzisz na podłodze?- zapytał. Jego głos był o wiele bardziej zachrypnięty, od tego który słyszę na co dzień, a po moim ciele przeszły ciarki.

- Bo mi tak wygodnie.- burknęłam. Usiadł na brzegu sofy i rozejrzał się po pomieszczeniu. W jednej chwili wyglądał jakby się rozbudził.- Tak, jest piąta dwadzieścia cztery..- powiedziałam zerkając na chwilę na zegarek.-.. a ty nadal jesteś u mnie.

- Ja pierdole.

- To bardzo przypomina moją wcześniejszą reakcję. Chciałabym zaznaczyć, że strasznie niewygodnie się na tobie śpi.

- Co?- spojrzał na mnie, a ja zacisnęłam usta w wąską linię aby się nie roześmiać. Zmarszczył brwi nie wiedząc o co mi chodzi.

- Tak jakby... masz odciśniętą poduszkę na twarzy i ślinę w kąciku ust.- zaśmiałam się cicho, na co ten od razu przetarł twarz dłonią.- Jak my tu zasnęliśmy?- zapytałam cicho rozmasowując ramię, które bolało mnie przez uderzenie w stolik.

- Oh... zasnęłaś kiedy oglądaliśmy telewizję.- powiedział.- Nie chciałem Cię od razu budzić, więc pomyślałem, że posiedzę jeszcze trochę, ale chyba sam zasnąłem.- spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Było mnie obudzić idioto.- minę miał jakby coś sobie przypominał całkowicie ignorując moje słowa. Spojrzał na mnie przez chwilę mi się przyglądając z lekko ściągniętymi brwiami.

- Kim jest Dylan?- zamrugałam kilkukrotnie słysząc to imię, a serce przyśpieszyło swojego rytmu. Czułam jak rośnie we mnie niepokój, a dłonie zaczynają się pocić. Skąd on..?- Wypowiedziałaś to imię przez sen.- dodał.

- Nie ważne.- wstałam natychmiast i wyminęłam go kierując się w stron kuchni szybkim krokiem. Nie chce tych pytań, po prostu nie chce. Zabrałam się za robienie kawy, musiałam się na czymś skupić, choćby tak banalnym jak robienie napoju, aby tylko mniej myśleć o osobie, którą wspomniał blondyn.- Cholera.- przeklęłam, kiedy przecięłam palca nożem próbując otworzyć nowe opakowanie kawy. Przyłożyłam go od razu do ust.

- Abby?- odwróciłam się w stronę chłopaka. Od razu do mnie podszedł chwytając dłoń z moim skaleczonym palcem w swoją.- Coś zrobiła?- zapytał z lekkim rozbawieniem, na co wzruszyłam ramionami.- Gdzie masz jakieś plastry?- zapytał. Kiwnięciem głowy wskazałam na szafkę obok nas. Nie wypuszczając mojej dłoni ze swojej sięgnął do szafki i wyjął apteczkę, którą otworzył wyciągając jeden z plastrów.- Nie ma wody utlenionej.

- Pewnie jest na górze. Zresztą to nie jest jakaś poważna ra...- przyłożył mój palec do swoich ust, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.-...na.- dokończyłam. Chwilę później skaleczenie było zaklejone.

- Dzielna pacjentka.- zaśmiał się, a ja przyglądałam mu się z niedowierzaniem. Jak dzieciak. Zabrałam od niego swoją dłoń i wróciłam do poprzedniej czynności. Oparł się o szafki, a ja czułam na sobie jego wzrok.- Abby?

- Co?

- Nie musisz mi mówić jeśli nie chcesz.

- I tak właśnie zrobię Irwin, bo nie chce.- odpowiedziałam.



Zatrzymałam się przy swojej szafce wzdychając głośno. Hałas roznoszący się po szkolnych korytarzach był nie do zniesienia, a niewyspanie dawało się we znaki. Ten poranek był zdecydowanie dziwny. Samo to, że Irwin u mnie nocował, nie za moją aprobatą, ale jednak było już dziwne, a to co działo się po tym jak się obudziliśmy jeszcze dziwniejsze. Po tym jak mu powiedziałam, że nie chce rozmawiać na ten temat, nie pytał o to, za co poniekąd byłam mu wdzięczna. Bardziej rzucał jakieś suche żarty, z których sam się śmiał. Jakoś przed siódmą zapytałam go w końcu czy ma zamiar iść do szkoły w tych samych ubraniach. Jego reakcja była całkiem zabawna, ale przez jego upartą stronę musiałam mu powtórzyć chyba z pięć razy, że nie pojadę z nim do niego, a później razem z nim do szkoły. W życiu, jeszcze ktoś by nas zobaczył, a wtedy by się zaczęło. Tak więc opuścił mój dom jeszcze za nim sama zaczęłam się ogarniać.

Ziewnęłam zasłaniając dłonią usta i otworzyłam szafkę. Miałam wielką ochotę wrócić się do domu i zasnąć w swoim łóżku.

- Hej Abby.- usłyszałam tuż przy uchu. Podskoczyłam zaskoczona odsuwając się od zbyt głośnej osoby, po czym spojrzałam w bok. Przewróciłam oczami widząc czerwone włosy.

- Czy Ciebie już całkiem popierdoliło, Clifford?- mruknęłam.- Drzeć się z samego rana wprost do czyjegoś ucha... Życie Ci niemiłe?

- Chciałem się tylko przywitać.

- Nie mogłeś w normalny sposób?- westchnęłam.- Zresztą, nieważne.- mruknęłam wyciągając z plecaka długopis i zabierając podręcznik z francuskiego z szafki.

- Chyba nie masz humoru...

- No co ty nie powiesz? Ty za to jak zwykle jesteś pełen życia.

- Taki mój urok.- uśmiechnął się. Po szkole rozszedł się dzwonek.- Cholera ta stara flądra mnie zabija jak znów się spóźnię.- mruknął.- Do zobaczenia Abby.- odszedł ode mnie. Zamknęłam szafkę i nie spiesząc się udałam się w stronę sali od francuskiego. Kiedy weszłam do niej nie było jeszcze jakiejś połowy uczniów. Zajęłam swoje stałe miejsce. Kilka minut później wszyscy zajmowali już swoje miejsca. Irwin wpadł do sali jako ostatni, chwilę później zajmując miejsce obok mnie, a kiedy tylko usiadł do klasy weszła pani Smith witając się z nami.

- Dostałem ochrzan.- usłyszałam. Spojrzałam na niego pytająco.- Od matki, za wracanie do domu nad ranem.- prychnęłam cicho, tylko po to aby się nie zaśmiać.

- Było nie zasypiać...- skomentowałam cicho.

- Mam dla was świetne wieści.- zaczęła nauczycielka, a ja zwróciłam na nią swoją uwagę. Rozdała jakieś kartki osobom siedzącym na pierwszych ławkach, a te z kolei podawały je do tyłu.- Załatwiłam nam wycieczkę.- uśmiechnęła się dumna z siebie.- Dyrektor się opierał, ale dałam radę. Tak więc, za miesiąc lecimy do Toronto na pięć dni. I wiem, że dogadalibyście się tam w języku angielskim, ale specjalnie dla was załatwiłam nam hotel we francuskiej dzielnicy.- dostałam dwie kartki, tak samo jak i blondyn. Na jednej z nich były wszystkie potrzebne informacje, na drugiej zgoda rodziców.- Nie licząc kilku muzeów i innych atrakcji będziecie mieć sporo wolnego czasu. Oczywiście liczę na to, że wiecie jak się zachować i jesteście odpowiedzialni. Zgody rodziców chce mieć w przeciągu dwóch tygodni. Więcej informacji macie na kartkach, a o samej wycieczce porozmawiamy w piątek. Zacznijmy zajęcia.- złożyłam kartki na pół i schowałam je do książki.

- Całe pięć dni razem.- usłyszałam i niemal widziałam jego głupkowaty uśmiech, chociaż nawet na niego nie patrzyłam.

- Ja raczej nie pojadę.- odpowiedziałam.

- Co?

- Ashton.- zaczęła pani Smith.- Może podzielisz się z nami swoją pracą domową?


Weszłam na stołówkę i skierowałam się od razu w odpowiednią stronę trzymając w dłoni podręcznik z chemii. Mój wzrok spotkał się ze wzrokiem brunetki, która uśmiechnęła się do mnie, tym samym przerywając swoją wypowiedź, co zwróciło uwagę innych. Zatrzymałam się przy jej stoliku.

- Książka, którą chciałaś.- powiedziałam kładąc wspomniany przedmiot na stoliku.

- Abby, siadaj z nami.- miałam zamiar zjeść lunch na boisku, jak zawsze.

- Nie, dzięki. Mam inne plany.

- Abby, pięć minut.- westchnęłam siadając pomiędzy nią, a Hoodem.

- Co chcesz?

- Słyszałam od Ashtona o wycieczce. Wybierasz się?

- Znasz odpowiedź.

- Dlaczego? Abby to twoja ostatnia szansa na szkolną wycieczkę, musisz pojechać.

- Co Ci tak zależy? I tak Cię tam nie będzie.- mruknęłam.

- Nie byłaś na żadnej wycieczce w liceum.- oburzyła się.- Musisz pojechać na tę.

- Tak, tak.

- Jak to nie byłaś na żadnej wycieczce?- zapytał Clifford.- Szkolne wycieczki to życie. Nie da się nie pojechać na wycieczkę. Trzeba przeżyć te wszystkie wykradanie się z pokoju do innych i tym podobne.- niemal słysząłam oburzenie w jego głosie.

- Wykręcała się z każdego możliwego wyjazdu.- mruknęła brunetka. Przewróciłam oczami na jej słowa.- Nie daj sobie wmówić Ash, że będzie chora, nie będzie.

- A co on ma do tego?- zapytałam.

- Będziecie na niej razem? Znam Cię nie od dziś, jak nic będziesz próbowała się wykręcić, najpewniej w ostatniej chwili. Potrzeba Ci trochę rozrywki. Zresztą, co złego może Ci się stać na wycieczce szkolnej?

- Nic. To nie znaczy, że chce na nią jechać.- burknęłam. Poczułam wibracje w tylnej kieszeni, więc wyciągnęłam telefon.- Muszę to odebrać.- rzuciłam wstając z miejsca i skierowałam się od razu w stronę wyjścia.- Bae? Nawet nie wiesz jakie masz cudowne wyczucie w czasie.- powiedziałam od razu opuszczając stołówkę, a ona się zaśmiała. Zatrzymałam się opierając o parapet.

- Chciałam zapytać czy mogę przyjechać po zajęciach?

- Jasne. Może w końcu wybierzesz projekt i cię zmierzę.

- Oh chcesz mnie rozebrać!- prychnęłam z rozbawieniem pod nosem.

- Nie marzę o niczym innym.

- Wiedziałam. To do zobaczenia.- rozłączyła się.

- Musisz pojechać na tę wycieczkę.- usłyszałam od razu, kiedy tylko odsunęłam telefon od ucha. Spojrzałam zaskoczona w bok. Oni chcą żebym zeszła na pieprzony zawał.

- Nie powinieneś być na stołówce Irwin?

- Wyszedłem do łazienki.- odpowiedział.

- Jest tam.- wskazałam na drzwi naprzeciwko.- Jakbyś nie wiedział.

- Dlaczego nie chcesz pojechać?

- Szkolne wycieczki są nudne, a integracja nie jest moją mocną stroną, jakbyś nie zauważył. Wolę spędzić ten tydzień sama niż z ludźmi, których nawet nie lubię słuchając ich głupich historii w większości wyssanych z palca i wymyślonych tylko po to aby przypodobać się innym.

- Ja tam będę.

- Fajnie.- odpowiedziałam bez entuzjazmu.- Kto powiedział, że Cię lubię?

- Przyznałaś to wczoraj.

- Powiedziałam, że jakaś część mnie, to dalekie od lubię Cię dla ogółu twojej osoby.

- Pojedź, proszę.- uśmiechnął się ukazując dołeczki. Zauważyłam jakąś dziwną słabość do tego gestu z jego strony i tych dwóch dołeczków na jego policzkach, a moje serce zabiło szybciej. Nie podoba mi się to.

- Zastanowię się.- mruknęłam odwracając się na pięcie i odchodząc od niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro