09
Przez pół nocy nie mogłam zasnąć, myśląc wciąż i wciąż o tym co stało się pod moim domem. To było dziwne. No bo w końcu kto normalny najpierw wdaje się w kłótnie i obraża siebie nawzajem, a chwilę później się całuje? I wbrew temu co mu powiedziałam, był całkiem niezły. Nie mam pojęcia jak i dlaczego, ale naprawdę zaczynałam go lubić, chociaż wciąż działał mi na nerwy.
W zaśnięciu pomógł mi chłodny prysznic, na który zdecydowałam się dopiero koło trzeciej w nocy. Niestety nie cieszyłam się snem zbyt długo, bo już po siódmej obudziłam się , a ponowne zaśnięcie było wręcz niemożliwe, ale nie ruszyłam się z łóżka do południa. Przez te kilka godzin przeglądałam różnego typu strony internetowe, a nawet obejrzałam film na laptopie. Ruszyłam się dopiero, kiedy głód zaczął doskwierać mi na tyle, że burczenie w moim brzuchu praktycznie nie miało końca. Kolejne trzy godziny spędziłam w kuchni opróżniając lodówkę, aż w końcu zadzwoniła do mnie Bae, do której wybrałam się po szybkim ogarnięciu się.
Było już po ósmej wieczorem, a ja właśnie od niej wychodziłam. Jenkins mieszkała prawie w samym centrum Atlanty, dlatego też czekała mnie nie mała wycieczka po mieście, jakieś pół godziny dokładniej mówiąc, tyle że najpierw musiałam dotrzeć na przystanek autobusowy. Zwykle Max albo Andy odwieźliby mnie do domu, ale dzisiejsze popołudnie i wieczór spędziłyśmy same, więc musiałam sobie jakoś z tym poradzić.
Zatrzymałam się na przystanku zdejmując z ramion plecak i odłożyłam go na ławkę. Ściągnęłam z bioder granatową bluzę adidasa i założyłam ją, nie zapinając jej. Dobrym pomysłem było zabranie jej, teraz było znacznie chłodniej niż popołudniu. Usiadłam i sięgnęłam do plecaka po telefon. Autobus miał być dopiero za siedem minut. Po co ja wyszłam tak wcześnie.
- Podwieźć Cię mała?- usłyszałam. Zmarszczyłam lekko brwi i spojrzałam przed siebie. Naprzeciwko mnie stał samochód. Wypuściłam głośniej powietrze z ust rozpoznając auto.
- Śledzisz mnie Irwin?- burknęłam przez co się zaśmiał. Na szczęście nikogo oprócz mnie nie było na przystanku. Wstałam podchodząc do jego samochodu.
- Nie tym razem.- odpowiedział.- Wsiadasz?
- Dlaczego miałabym?
- Jazda samochodem jest przyjemniejsza niż autobusem- powiedział uśmiechając się szeroko.
- No i specjalnie zawrócił, kiedy Cię zobaczył.- usłyszałam, a po chwili z tyłu wychylił się jakiś dzieciak.- Cześć.- uśmiechnął się.
- Dzięki Harry, ale nie pomagasz.- mruknął blondyn. Spojrzałam to na niego to na chłopca.- To mój brat.
- Masz brata?- byłam tym zaskoczona.
- Wsiadasz?- zapytał ponownie, a ja nie zastanawiając się dłużej zajęłam miejsce pasażera z przodu, po czym od razu odjechał. Gdyby był sam zapewne zastanawiałabym się nad tym dłużej.- Tak, mam brata, jak widać, i siostrę, która obecnie mnie nienawidzi.
- Nie dziwię się jej.- mruknęłam, na co się zaśmiał.- Więc mówisz Harry, że twój brat specjalnie się zawrócił?- zapytałam odwracając głowę, aby móc na niego spojrzeć.
- Tak. Jechaliśmy właśnie na pizzę, kiedy stwierdził, że musi się zawrócić, a wtedy zatrzymał się przy tobie.
- Na pizze? To ma być twoja podwózka?- spojrzałam na Ashtona. Uśmiechnął się jedynie niby niewinnie, a ja przewróciłam oczami.- Mówił coś jeszcze?- zapytałam po chwili.
- Tylko tyle, że chce z tobą pogadać. Nie wspominając o tym, że mówi to od rana. Jesteś Abby, prawda?- przytaknęłam, po czym spojrzałam na Irwina. Nie miał zbytnio zadowolonej miny.
- Masz za długi język Harry.- mruknął, na co tamten zaczął się śmiać.
Zapach roznoszący się po pomieszczeniu tylko potęgował mój głód. Rozglądałam się po lokalu urządzonym głównie w kolorze białym. Nawet nie wiedziałam, że to miejsce istnieje. No bo jaka normalna pizzeria jest otwarta o tej porze w niedzielę? Obecnie oprócz tej, nie znam innej. Gdzie było to miejsce, kiedy miałam ochotę na pizze w niedzielne wieczory?!
- Mają tu dostawy?- zapytał spoglądając w końcu na Irwina.
- Tak.- odpowiedział jego brat.
- Jakim cudem nie znalazłam wcześniej tego miejsca?- mruknęłam do siebie zabierając od blondyna kartę.
- Ej.- oburzył się.
- Podziel się z bratem.- odpowiedziałam. Spojrzał na mnie dziwnie.- Mam siedzieć bezczynnie i patrzeć jak jesz? Chciałbyś.
- Nie za późno dla Ciebie na jedzenie, czy coś?- zapytał ze złośliwym uśmieszkiem.
- Nie wszystkie dziewczyny muszą być od razu na diecie.- odpowiedział jego brat.
- Harry ma rację. Nawet on jest mądrzejszy od Ciebie.- westchnęłam.- Już Cię lubię młody.- uśmiechnęłam się do niego.
- Abigail kogoś lubi, a to Ci nowość.- mruknął.
- Ma się ten urok.- zaśmiałam się na słowa młodszego brata Irwina.
- Nie musisz być zazdrosny.- odpowiedziałam spoglądając wprost w bursztynowe tęczówki, w których pomimo poważnej i niezadowolonej miny, igrały iskierki rozbawienia ową wymianą zdań.
- Idę zamówić, co chcesz?- przeniosłam wzrok na Harrego.
- Średnią pepperoni i colę.- wstał z miejsca i odszedł. Przeniosłam wzrok na Ashtona.- A ty?
- Dzisiaj młody decyduje.- odpowiedział jakby to było u nich normalne. Pewnie często tak wychodzą, albo coś w tym rodzaju.
- Oh okay.- między nami zapanowała cisza. Przyglądał mi się cały czas, tak jak i ja jemu. Uniosłam jedną brew do góry na co jedynie uśmiechnął się delikatnie i oparł o krzesło. Zmrużyłam lekko oczy.- Co?
- Nic, nic. Przypomniałem sobie tylko wczorajszy wieczór.
- Którą część z niego? To jak przyjechałeś z Cliffordem po mnie? Koncert? A może naszą kłótnię?
- Raczej to co było po niej.- przewróciłam oczami.
- Niedługo będzie.- powiedział Harry zajmując swoje poprzednie miejsce.- Dlaczego uśmiechasz się tak głupio?- spojrzał na brata, a ja parsknęłam śmiechem. Uwielbiam tego dzieciaka, serio.
- Masz na niego zły wpływ...- mruknął w moją stronę. Wzruszyłam niewinnie ramionami. Po kilkunastu kolejnych minutach, kiedy to przysłuchiwałam się rozmowie owej dwójki rodzeństwa, dostaliśmy nasze zamówienie. Jedzonko! Sięgnęłam do swojej pizzy, próbując wydostać jeden kawałek.- Chcesz mnie otruć?- podniosłam wzrok na Ashtona, który miał niezadowoloną minę, po czym spojrzałam na ich pizze i ponownie na niego nie rozumiejąc o co może mu chodzić.
- Ale że co?
- Tu są oliwki...
- Nie lubisz oliwek? Buntuj się dalej chłopcze, inaczej się otrujesz.- mruknęłam i zadowolona z siebie podniosłam w końcu swój kawałek pizzy. Wzięłam gryza, a ser rozciągnął się. Usłyszałam dźwięk aparatu. Spojrzałam na niego i przeżułam szybko.- Co ty robisz?- oburzyłam się, kiedy ten zadowolony z siebie przyglądał się zdjęciu.- Spróbuj to gdzieś wstawić, a nie żyjesz...
- Okay, okay. To do użytku własnego.- odpowiedział rozbawiony.
- Ugh... nie chce wiedzieć co będziesz z tym robił.- skrzywiłam się z obrzydzeniem. Przez chwilę zastanawiał się o co mi chodzi.
- Co? Nie! Nie oto mi chodziło!- zmarszczyłam brwi przyglądając mu się.
- Jesteś jego dziewczyną?- zamrugałam kilkukrotnie przetwarzając owe pytanie.
- Co? Dlaczego?- spojrzałam na Harrego. Wzruszył ramionami.
- Często o tobie gada. Ostatnio przynajmniej. Mówił też, że jesteś ładna...- spojrzałam na blondyna z uniesionymi brwiami.-... i wkurzająca, ale dziewczyny z reguły są takie, nawet jeśli się je lubi.
- Nie, nie jestem jego dziewczyną.- odpowiedziałam.
- Szkoda, jesteś fajna. Jego poprzednia była głupia.- starałam się ukryć rozbawienie, ale chyba słabo mi to wychodziło widząc podirytowane spojrzenie Irwina na sobie. Spojrzałam w bok zaciskając usta w cienką linię aby się nie roześmiać. Odchrząknęłam jakoś się uspokajając i spojrzałam na nich.
- No wiesz Harry, nie każdy od razu ma tak dobry gust jak ty. Może poczekam na Ciebie kilka lat, co?- chłopak się speszył, a Ashton patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Podrywasz mojego brata?
Zatrzymał samochód pod moim domem. Było kilka minut przed dziesiątą. Byłam strasznie pełna. Pomińmy fakt, że blondyn i tak dorwał się do mojej pizzy, bo jego nawet po pozbyciu się oliwek i tak czuł ich posmak i była nie dobra. Oczywiście oberwał kilka razy po łapach, ale w końcu odpuściłam widząc, że większego sensu to nie miało.
- Dzięki za podwózkę Irwin.- powiedziałam otwierając drzwi. Wysiadłam, ale nachyliłam się z powrotem do samochodu.- Miło było Cię poznać Harry. Pamiętaj, nie wdawaj się w brata.- roześmiał się.
- Jasne. Dzięki za spędzenie z nami czasu, było zabawnie.
- Do zobaczenia Abby.- spojrzałam w stronę kierowcy, uśmiechnął się po czym puścił do mnie oczko, na co przewróciłam oczami.- Zamknęłam za sobą drzwi i skierowałam kroki w stronę domu, słysząc odjeżdżający samochód. Weszłam do środka ściągając buty i przeszłam od razu w kierunku schodów.
- Już jesteś?- usłyszałam głos matki.
- Jak widać.- odpowiedziałam.- Powrót do domu trochę mi się przedłużył.
- Ten chłopak ostatnio coraz częściej Cię odwozi.- wzruszyłam ramionami.- Jesteście razem?- zachłysnęłam się powietrzem. Że co? To już drugie takie pytanie dzisiaj...
- Nie. Skąd Ci to przyszło do głowy?- spojrzałam na nią zaskoczona.
- Widziałam was wczoraj.- przeklęłam pod nosem irwina i jego wybryki.
- Jakkolwiek to wyglądało, to nie tak jak myślisz.- odpowiedziałam.- To on mnie pocałował.- burknęłam.
- Nie wyglądało jakby Ci się nie podobało.- spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
- Już wolałabym, żebyś jak każda inna matka opieprzyła mnie za sceny pod domem, albo wyjechała z jakąś gadką umoralniającą!
- Moim zdaniem jesteś już na tyle odpowiedzialna i dorosła, że wiesz co robisz i znasz niosące za sobą konsekwencje.
- Czy ty mi sugerujesz, że ja z nim sypiam?- zmarszczyłam brwi.- Świat skończy się kiedy to nadejdzie.- burknęłam pod nosem.
- Jak uważasz.- odpowiedziała.- Ja wychodzę, był jakiś duży wypadek i potrzebują ludzi w szpitalu.- dodała. Posłałam jej krótkie spojrzenie i poszłam na górę, po czym zamknęłam za sobą drzwi do pokoju. Położyłem plecak na biurko wyjmując wcześniej z niego telefon i odkładając je na nie.
- Sypiać z Irwinem?- powiedziałam do siebie.- Co za niedorzecz...- urwałam, kiedy w mojej głowie zaczęły się ukazywać niepokojące obrazy.- Do cholery nie wyobrażaj sobie tego Abby! Źle ze mną...- mruknęłam do siebie. Zabrałam z szafy czarną, męską koszulkę oraz dolną część bielizny w tym samym kolorze i skierowałam się do łazienki. Rozebrałam się i weszłam od razu pod prysznic, by po jakiś piętnastu, może dwudziestu minutach wyjść spod niego odświeżona. Wytarłam dokładnie całe swoje ciało i owinęłam włosy ręcznikiem, po czym się ubrałam. Umyłam zęby, przetarłam włosy ręcznikiem, który po chwili odwiesiłam. Rozczesałam je i zostawiając rozpuszczone wróciłam do pokoju. Spojrzałam zaskoczona na biurko słysząc wibracje. Kto normlany dzwoni do kogoś o tej porze? Jeszcze w piątek czy sobotę to okay, ale teraz? Sięgnęłam po urządzenie zerkając na ekran, gdzie wyświetlał mi się niezapisany numer. Odebrałam.
- Tak?
- Boże... dodzwonić się do Ciebie kobieto, to jakaś masakra.- usłyszałam od razu rozpoznając głos.
- Irwin?
- Bingo! Nagroda czeka pod drzwiami.- rozłączył się. Zamrugałam kilkukrotnie.
- Że co?- burknęłam patrząc z niezrozumiałą miną na urządzenie. Opuściłam pokój, wciąż trzymając w dłoniach telefon i powoli zeszłam na dół. Byłam sama, matka musiała zdążyć już wyjść. Cholera. Podeszłam do drzwi, przekręciłam górny zamek i otworzyłam je, by po chwili moim oczom ukazała się głupia gęba blondyna z szerokim uśmiechem. Zatrzasnęłam od razu drzwi.
- Ej, to było niemiłe.- usłyszałam. Otworzyłam drzwi ponownie.
- Czego?- jego wzrok utkwiony był gdzieś niżej, zakładam, że na moich nogach. Odchrząknęłam patrząc na niego podirytowana.
- Ładny um.. strój.- odpowiedział, kiedy w końcu jego wzrok spotkał się z moim, ale nie na długo.- Wiesz, to trochę rozpraszające.
- Irwin, ogar.- warknęłam.
- Okay, okay. Mogę wejść?- uniosłam jedną brew.- Okay, mogę stać pod twoim domem jak idiota.- przeklęłam pod nosem.
- Cokolwiek chcesz, masz pięć minut.- otworzyłam szerzej drzwi, a po chwili zamknęłam je za nim. Ułożyłam dłonie pod biustem. Zlustrował mnie wzrokiem.
- Twój wygląd naprawdę mi nie pomaga.
- Bo to mi zachciało się rozmawiać, kiedy miałam zamiar położyć się spać.- burknęłam.- Nie mogłeś poczekać chociażby do jutra?
- Nie. Ułożyłem sobie całkiem niezłą przemowę jadąc tutaj...- spojrzałam na niego z niedowierzaniem.-... ale w obecnej chwili pamiętam tylko jedno pytanie.
- Jakie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro