Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

06

Ja zwariowałam. Przyznaję szczerze, zwariowałam, albo mi odbiło. Zwariowałam i mi odbiło! Od soboty moje myśli praktycznie cały cholerny czas krążą wokół Irwina. On chciał mnie pocałować! Co tam pocałować, mu... O Boże. Wyrzuć ten obraz z głowy do cholery Abigail! W tej chwili moja za nadto wybujała wyobraźnia niepotrzebnie daje o sobie znać. Może i zareagowałam dość wybuchowo, nie wiem czy to dobre słowo, ale w tamtej chwili poczułam się zażenowana. Nie mniej niż on sam. Boże... mu naprawdę...

Wypuściłam powietrze z ust z głośnym westchnieniem. W życiu bym nie pomyślała, że coś takiego wywoła u mnie taką reakcję. Zresztą, nie wierzę, że to przeze mnie. Po prostu nie. Zgrywał się ze mnie i świetnie mu to wyszło. Bo niby co on mógłby ode mnie chcieć czy we mnie widzieć? W ogóle mnie nie zna, raptem od kilku dni zwraca na mnie swoją uwagę. Ja pierdole... zaczynam zachowywać się jak popaprana nastolatka. Weź się w garść White!

Otworzyłam drzwiczki swojej szkolnej szafki. Zabrałam z plecaka zeszyt z matmy oraz długopis i wrzuciłam go do środka. Z półki zabrałam podręcznik. Dlaczego musze mieć z nim matmę?!

- Przestań o tym myśleć do cholery.- burknęłam do siebie.

- O czym?- usłyszałam. Podskoczyłam zaskoczona i zamknęłam z hukiem drzwiczki. Irwin stał obok opierając się ramieniem o szafki i przyglądał mi się z rozbawieniem. Fuknęłam na niego pod nosem.

- Weź się nie skradaj.- warknęłam i nie czekając na jego wypowiedź odeszłam od niego, kierując się w stronę odpowiedniej sali. Jak na zawołanie musiałam na kogoś wpaść. Cholera.

- Proszę, proszę. Nasza żyrafka we własnej osobie.- ile razy ten idiota będzie wypominał mi mój wzrost w ten sposób?- Taka wysoka, a nie widzi jak idzie. Gdzie zgubiłaś swoje bryle?

- Daruj sobie Peter.- spojrzałam podirytowana na niego.- Zadzwonić do Zoo czy sam trafisz do swojej klatki dla goryli razem z przydupasami?- warknęłam. Kątem oka dostrzegłam Clifforda razem z Hoodem, którzy przyglądali się tej sytuacji z ciekawością.

- Ty szmato...- zaczął, a ja jedynie uśmiechnęłam się kpiąco. Byłam przyzwyczajona do obelg z jego strony.

- Pierdol się Peter.- wystawiłam środkowy palec prawej ręki skierowany do niego, cmoknęłam go i przysunęłam bardziej do jego twarzy, po czym wyminęłam go.

- Doigrałaś się White! Lepiej się pilnuj!- uniosłam dłoń ze środkowym palcem kierując gest do niego i oddalałam się od niego z każdym krokiem. Usłyszałam śmiechy i gwizdy, a kiedy ktoś zaczął mi bić brawo spojrzałam w lewą stronę. Na twarzy Michaela widniał szeroki uśmiech.

- Nieźle.- przewróciłam oczami na jego słowa i zniknęłam w odpowiedniej sali. Irwin znowu zajmował moją ławkę, więc zmuszona zostałam ponownie usiąść przed nim. Zaczepił mnie raz, ale zignorowałam to. Drugi, ale za trzecim już nie wytrzymałam.

- Czy ja się ostatnio nie wyraziłam dość jasno?- warknęłam.- Odwal się ode mnie.- uśmiechnął się, co tylko zbiło mnie z tropu.

- Nie mam takiego zamiaru.- spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Czego ty ode mnie chcesz?

- To co powiedziałaś Peterowi było całkiem niezłe.- zignorował moje pytanie, więc i ja zignorowałam jego odwracając się do niego plecami.

- Możemy później pogadać?- usłyszałam, ale totalnie go olałam udając, że robię coś super, ekstra ważnego na telefonie. Kilka minut później usłyszałam dzwonek, a ten idiota znów mnie zaczepił. Raz, drugi, trzeci, a moja irytacja względem niego rosła z każdą chwilą. Dźgnął mnie palcem w ramię po raz kolejny.

- Kurwa, poucinam Ci te paluchy.- warknęłam odwracając się w jego stronę.

- White! Co to za słownictwo?- a ten stary pierdziel skąd się tu wziął? Nawet nie zauważyłam kiedy nauczyciel wszedł do klasy.- Do tablicy.- przeklęłam pod nosem Irwina i wszystko co możliwe, po czym udałam się w stronę pana Clarka. Kilkanaście minut później, po rozwiązaniu kilku zadań i odpowiedzeniu na kilka pytań, na które oczywiście znałam odpowiedź, pozwolił mi łaskawie wrócić na miejsce. Usiadłam na nie podirytowana.

- Przepraszam.- usłyszałam. Odwróciłam się wkurzona w stronę blondyna.

- Pierdol się Irwin.

- Z tobą zawsze i wszędzie. Podaj tylko czas i miejsce.- na jego ustach pojawił się cwany uśmieszek, a ja zamrugałam kilkukrotnie przetwarzając jego słowa. Przyglądał mi się uważnie.

- Chyba mi niedobrze.- mina od razu mu zrzedła, a ja po chwili uśmiechnęłam się zwycięsko odwracając się do niego tyłem. Jak dobrze, że Tracy nie było na tej lekcji, gdyby to usłyszała zamordowałaby mnie, chociaż przy niej Irwin pewnie by się pilnował. Czy cokolwiek.



Cały dzisiejszy dzień myślałam po prostu, że skrzywdzę Irwina. Przysięgam! Czułam się niemal jakbym miała prześladowcę, kiedy przypadkiem pojawiał się praktycznie tam gdzie ja i coś mi się wydaje, że to nie miało nic wspólnego z przypadkiem. Na szczęście już byłam w domu i miałam święty spokój aż do jutra.

Zabrałam laptopa z biurka i usidłam wygodnie na łóżku włączając go. Włączyłam swoją playlistę i zaczęłam przeglądać strony internetowe. Zalogowałam się na instagramie i weszłam w powiadomienia. No dobijcie mnie. Miałam dwóch nowych obserwatorów Irwina i Clifforda, świetnie. Weszłam na profil tego pierwszego i przeleciałam szybko wzrokiem po zdjęciach. Sporo z chłopakami, z ich występów, nawet miał fotkę z Tracy, ale najwięcej i tak było zdjęć jego samego. Zatrzymałam wzrok na miniaturce zdjęcia na którym nie miał koszulki. Cholera. Zamknęłam szybko jego profil.

- Hej koleżanko.- usłyszałam i spojrzałam w stronę drzwi od swojego pokoju z szeroko otwartymi oczami.

- Dzwonię po policję.- odpowiedziałam widząc Irwina, który zmarszczył lekko brwi na moją reakcję.- To podchodzi pod stalking.

- Twoja mama mnie wpuściła.- powiedział podchodząc do mnie i usiadł na brzegu łóżka.

- Czy ona nie mogła po prostu mnie zawołać, żebym mogła zamknąć Ci drzwi przed nosem?- burknęłam.- I ona niby dba o moje bezpieczeństwo... Psychicznie mnie wykończysz.

- Aż tyle o mnie myślisz?- poruszył znacząco brwiami.

- Obmyślam plan jak się Ciebie pozbyć raz na zawsze aby mieć spokój.

- Jestem aż taki zły?

- Raczej natarczywy i irytujący.- zaśmiał się.- Po co tu przyszedłeś?

- Zrobić wspólne zadanie z socjologii.- opowiedział.

- To wersja dla mojej matki, a tak naprawdę?

- Chciałem pogadać.- wzruszył ramionami.- Dlaczego mnie tak nie lubisz?

- Ja Cię nie, nie lubię Irwin. Ja po prostu Cię unikam, a przynajmniej staram się to robić, tylko coś słabo mi to wychodzi, jak widać.- zmrużył oczy patrząc na mnie dziwnie.- Twoje następne pytanie pewnie brzmi dlaczego, więc od razu odpowiem, że już na nie odpowiedziałam.

- Nie chcesz być w centrum uwagi.- przewrócił oczami.- To wiem, ale dlaczego? Co jest w tym złego?

- Nie chce i tyle.

- Dlaczego tak uparcie starasz się trzymać mnie na dystans?- prychnęłam.

- Tak jest z każdym Ashton, nie jesteś wyjątkiem. Lubię być sama, okay?

- Nikt nie lubi być sam.- odpowiedział pewny swego.

- Więc jestem wyjątkiem.- mój kot wskoczył na łóżko i podszedł do mnie wchodząc mi na kolana. Zaczęłam go delikatnie głaskać.

- To Meow Meow?

- Jedyny w swoim rodzaju.- odpowiedziałam.

- Hej mały.- wyciągnął w jego kierunku dłoń, ale ten tylko syknął i go podrapał, po czym uciekł na drugi koniec mebla.- Jaka właścicielka taki zwierzak.- mruknął.

- Co to miało znaczyć?

- Ma humorki jak ty, jest cały biały niemal jak twoje włosy i też ma niebieskie oczy.- wzruszył ramionami, a ja zaczęłam się śmiać.- Jesteś jak kot, a twój kot jest jak ty.

- Jesteś niemożliwy Irwin.

- Eh...- westchnął.- A jeszcze przed chwilą było Ashton.- między nami zapanowała cisza, która była dość krępująca. Przecież ja się nie krępuję przy innych, to głupie. Spojrzałam na niego, obserwował mojego kota, po czym przeniósł swój wzrok na mnie.- Co do tego, co wydarzyło się u Tracy...- zaczął.

- Nic się nie wydarzyło.- mruknęłam.- Wydurniałeś się i tyle, nie musisz się tłumaczyć.- westchnął, a ja spojrzałam na niego.

- Na wszystko masz swoją wersję co?

- A może się mylę?

- Żebyś wiedziała.- prychnęłam.- Udowodnię Ci to, tylko mi na to pozwól.- uniosłam jedną brew.- Wiesz, nie jest łatwo zbliżyć się do kogoś, kto stara się Ciebie unikać i odtrąca na każdym kroku.

- I niczego Cie to nie nauczyło?- zaśmiał się, po czym wzruszył ramionami.- Wiem, że lubisz stawiać na swoim, a już najlepiej było by jakby każdy robił to co mu każesz.- zmrużyłam oczy.- Ale ja jestem równie uparty co ty.- prychnęłam i przewróciłam oczami.- Musisz to robić?- starał się brzmieć na oburzonego, ale był rozbawiony.

- Co?

- Prychać i przewracać oczami. Robisz to cholernie często.

- Oh bo tak dużo o mnie wiesz.- mruknęłam.

- W porównaniu do Ciebie mam co powiedzieć Wilsonowi.

- Zamieniam się w słuch.- założyłam ręce pod biustem uważnie mu się przyglądając z uniesioną brwią. Przez chwilę na jego ustach błąkał się kąśliwy uśmieszek. Odchrząknął.

- Otóż, czego dowiedziałem się o Abigail White przez ostatnie kilka dni. Po pierwsze jest strasznie apodyktyczna.- nie za trudne słowo jak na niego? Zresztą, dlaczego mówi tak jakby mnie tu nie było?- Unika mnie jak tylko może i przy większości okazji ignoruje.- przewróciłam oczami.- Umarła by bez dnia bez przewracania oczami i prychania. Jest kompletnie ślepa bez okularów.- zmarszczyłam brwi patrząc na niego groźnie.- No może nie ślepa, ale ma dużą wadę wzroku. Ma kota o jakże oryginalnym imieniu Meow Meow, który ma podobne nastawienie do mnie jak i ona. Całkiem nieźle gra w bilard. Nie można się z nią zakładać, bo i tak wygra, a przynajmniej w większości przypadków. Robi się miła tylko po alkoholu. Lubi grozić mi śmiercią. Gdyby mogła ignorowałaby wszystkich.- skończył swoją wypowiedź, a ja patrzyłam na niego z lekkim zaskoczeniem. Sporo tego.- Dodałbym, że nieźle wygląda w bikini, ale nie wszyscy musza o tym wiedzieć.- puścił mi oczko. - Zapomniałbym.- posłałam mu pytające spojrzenie.- Nie można jej zabierać jedzenia, bo się denerwuje, patrz popcorn.- zaczęłam się śmiać, kręcąc głową z niedowierzaniem.

- Jesteś walnięty.- śmiałam się dalej. Przyglądał mi się z szerokim uśmiechem na twarzy ukazując dołeczki w policzkach. W tym momencie wyglądał jak dziecko, które dostało swojego ulubionego cukierka. Co za chore porównanie...- Co?- zapytałam, kiedy nie odezwał się ani słowem.

- Zaśmiałaś się po raz pierwszy.

- Śmiałam się już wcześniej.- burknęłam.

- Nie przeze mnie.- odpowiedział.- I to był naprawdę szczery śmiech.- prychnęłam. - Przyznaj to.- prychnęłam po raz kolejny.- Abigail, przyznaj się.- przewróciłam oczami.- Jak ty mnie drażnisz...

- Uwielbiasz to.- mruknęłam w żartach z kąśliwym uśmieszkiem.

- Niestety masz rację.- mina od razu mi zrzedła, patrzyłam na niego z ostrożnością i dystansem.

- Przestań sobie ze mnie żartować.- mruknęłam wstając z łóżka. Ominęłam mebel kierując się w stronę wyjścia. Zatrzymał mnie łapiąc za mój nadgarstek. Odwróciłam się w jego stronę wyrywając rękę.

- Czy tobie naprawdę tak trudno przyjąć do wiadomości, że możesz mi się podobać?- wstał podchodząc do mnie.

- To niemożliwe.- powiedziałam patrząc wprost w jego oczy.

- Uświadom mi proszę dlaczego?

- Czy ty siebie słyszysz? Zacząłeś się do mnie odzywać dopiero po tym jak zamieniłam się testami z Tracy, wcześniej w ogóle nie zwracałeś na mnie uwagi, nawet jeśli mieliśmy razem zajęcia. Znamy się...- zrobiłam cudzysłów palcami.-... jakieś pięć dni i uwierz mi w ogóle mnie przez ten czas nie poznałeś. Wykreowałeś sobie w głowie pseudo obraz mojej osoby i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo się myślisz.

- Jakbyś nie zauważyła, nie dajesz mi na to szansy. I wcale niczego sobie nie wymyśliłem. Jesteś ironiczna, apodyktyczna i wbrewpozorom myślisz, że wszystko kręci się wokół Ciebie i nie zważasz na uczuciainnych tylko gadasz co Ci ślina przyniesie na język. Zachowując się tak prędzejczy później zostaniesz sama, skoro tak bardzo tego pragniesz.- warknął i wyminął mnie, po czym opuścił mój pokój. Wyszłam szybko za nim i zatrzymałam się u szczytu schodów, ale jedynie zauważyłam jak zatrzaskują się za nim drzwi od mojego domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro