03
Szłam korytarzem za grupką dziewczyn, którymi przewodziła Tracy. Tak mniej więcej to wyglądało. Spotykałyśmy się rano na korytarzu, witałyśmy się, rozmawiałyśmy krótką chwilę, aż nie dołączały do nas jej koleżanki, których imion do dzisiaj nie pamiętam. Znaczy wiem jak się nazywają, ale nie wiem która to która. Ruszały dalej, Parker wołała mnie żebym szła z nimi, co ja niechętnie robiłam trzymając się jakiś krok za nimi, a kiedy ich rozmowa zaczynała zawierać w sobie coraz więcej ochów i achów zmywałam się pod pretekstem swojej sali, konieczności pójścia do łazienki czy czegokolwiek. Nie uważałam Tracy za głupią, wręcz przeciwnie była dość mądra, ale te jej koleżaneczki...
- A ty co o tym sądzisz?- usłyszałam. Wszystkie trzy z brunetką na czele przyglądały mi się.
- Ale co?- zapytałam. Zaśmiała się.- Cokolwiek.- dodałam.- Muszę już iść.- powiedziałam mijając je i skierowałam się do swojej szafki w celu zostawienia w niej plecaka, a że byłyśmy na parterze, miałam do pokonania jeszcze dwa piętra. Niestety, zostałam zatrzymana pod schodami.
- Abby.- usłyszałam dziewczęcy głos, więc się odwróciłam patrząc wprost w czekoladowe oczy.- Co Ci się tak właściwe stało?- zapytała wskazując na swoje usta, aby zobrazować mi o co jej chodzi. Ach to.
- Dostałam z główki od Bae wczoraj.- odpowiedziałam od niechcenia.
- Znowu się z nią widziałaś? To dlatego nie odebrałaś telefonu, kiedy do Ciebie dzwoniłam.
- Nie odebrałam bo był w plecaku. Zresztą, nie miałaś być na jakiejś próbie, czy coś?
- Tracy, chodź! Zaraz dzwonek.
- Lepiej już idź.- powiedziałam.
- Zjemy razem lunch?- uśmiechnęła się. To oznaczało stołówkę i zero spokoju oraz dziwne spojrzenia posyłane w moją stronę. Skrzywiłam się lekko.- No proszę.
- Zastanowię się.- odpowiedziałam, odwróciłam się do niej i skierowałam się na górę. Pierwsza lekcja, angielski, a mi potrzebna była książka, która walała się gdzieś w szafce. Sięgnęłam po telefon do tylnej kieszeni moich czarnych rurek, kiedy poczułam wibracje. Spojrzałam na ekran. Jak ważne są twoje zajęcia po 12? Wiem co się szykuje. Otworzyłam szafkę, kiedy znalazłam się obok niej i spojrzałam na swój plan zajęć. Dwie godziny francuskiego? Zdecydowanie mogłam sobie odpuścić. Odpisałam jej szybko. Nieważne. Chwilę później dostałam wiadomość zwrotną, w której napisała tylko tyle, że będzie o tej godzinie u mnie pod szkołą. Schowałam telefon do kieszeni i zabrałam książkę.
Skierowałam się w stronę odpowiedniej sali, która znajdowała się piętro niżej. I za cholerę nie mogę zrozumieć swojej reakcji, kiedy na końcu korytarza dostrzegłam w tłumie Irwina, a ja momentalnie skręciłam w lewo chowając się w łazience. Co to do cholery miało być?! Już całkiem mnie popaprało? Wzięłam głęboki wdech i podniosłam wzrok na swoje odbicie w lustrze. Odbija mi, to jedyne racjonalne wytłumaczenie.
Opuściłam łazienkę i od razu zatrzymałam się widząc naprzeciwko blondyna, który zawzięcie o czymś rozmawiał ze swoimi kumplami. Ruszyłam do przodu z nadzieję, że spokojnie ich minę.
- Hej Abby.- jednak nie. Spojrzałam na niego posyłając mu mordercze spojrzenie i nawet nie odpowiadając poszłam dalej.
- Co to było?- zapytał brunet, ale odpowiedzi już nie usłyszałam. I dobrze. Po chwili zniknęłam za drzwiami sali od angielskiego.
Przeklinałam się w myślach jak jeszcze nigdy za swoją głupotę. Cholera jasna! Jakim cudem mogłam nie zabrać ze sobą drugiego śniadania! Ja! Osoba, która bez jedzenia żyć nie może, chociaż za bardzo tego po mnie nie widać. Jęknęłam zrezygnowana uświadamiając sobie, że będę musiała iść na stołówkę, a co za tym idzie Tracy wypatrzy mnie od razu. Serio. Ma jakiś radar na mnie czy coś, a co z kolei za tym idzie będę zmuszona usiąść z nimi. Zwłaszcza, że dzisiaj mnie już o to pytała.
Przekroczyłam próg stołówki. Pomieszczenie to było przestronne, z obu stron ściany były przeszklone, a przede mną stało multum okrągłych stolików z ławeczkami dookoła. Większość z nich była zajęta. Skierowałam się w kierunku bufetu, przeklinając się po raz tysięczny za to, że będę zmuszona jeść to coś. Znaczy, ponoć żarcie z naszej stołówki nie było takie złe, ale kto wie co tam tak naprawdę jest?
Wzięłam granatową tackę, na której po chwili postawiłam butelkę wody i przesunęłam się dalej. Sięgnęłam po frytki i najmniej obrzydzającą swoim wyglądem sałatkę, bez kilograma majonezu w porcji.
- Abby.- usłyszałam. Odwróciłam się i spojrzałam na brunetkę. Przyglądała mi się zaskoczona.
- Zapomniałam drugiego śniadania.- odpowiedziałam niechętnie. Odwróciłam się z powrotem do bufetu i sięgnęłam po pudding czekoladowy. Okay, wystarczy mi. Zresztą i tak po kolejnej lekcji się stąd urywam. Spojrzałam na tackę dziewczyny. Sałatka, taka jak moja, miska z owocami i sok. Tyle co nic. Przewróciłam oczami.
- Chodź.- powiedziała do mnie. Po chwili siedziałam przy stoliku razem z nią, jej koleżaneczkami i na moje nieszczęście chłopakami z naszego szkolnego zespołu. Jej! Co za fart! A jakbym nie mogła mieć jeszcze większego pecha, Irwin siedział naprzeciwko mnie i uważnie mi się przyglądał.
- A to Ci nowość, White siedzi z nami.- skomentował Hood.
- Nie przyzwyczajaj się.- burknęłam w jego stronę zabierajac się za jedzenie frytek.
- Co Ci się stało?- zapytał z rozbawieniem.- Biłaś się?
- Tak, na gołe klaty z dziewczyną. Było zajebiście. Wiecie, lubimy ostre gierki.
- Żałuję, że tego nie widziałem.- powiedział Michael.- Ale miała większe cycki niż ty, co? Bo u Ciebie to raczej... nic szczególnego.
- I widzisz Clifford, właśnie dlatego nie masz dziewczyny. Twój mózg wrósł w to coś pomiędzy twoimi nogami, na nieszczęście innych.- Irwin zaczął się śmiać, a zaraz do niego dołączyli pozostali jego kumple. Tylko obiektowi mojego komentarza nie było do śmiechu. Poczułam szturchnięcie, więc spojrzałam w bok. Tracy miała niezadowoloną minę, na co ja jedynie wzruszyłam ramionami. Chyba nie myślała, że będę siedzieć cicho kiedy ktoś będzie próbował mnie obrazić.
- To było dobre.- powiedział po chwili blondyn, przyglądając mi się z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
- Nie podlizuj się.- zabrałam się za jedzenie.
- Lubię Cię.- powiedział nagle Clifford, a ja spojrzałam na niego jak na wariata. Kolejny masochista, czy co? Dobrali się nie ma co.
- Super.- burknęłam.
Siedziałam na historii i ze zniecierpliwienia stukałam nogą o podłogę. Nauczycielka truła nam coś o wojnie secesyjnej, ale niezbyt jej słuchałam. Myślami byłam już poza szkołą. Telefon trzymałam w dłoniach pod ławką, co chwila wymieniając wiadomości z Bae. Ostatnia jej wiadomość dotyczyła tego, że już do mnie jedzie. Odblokowałam telefon i spojrzałam na godzinę. Jeszcze dziesięć minut. Westchnęłam. Oczywiście, że ta lekcja musiała mi się strasznie dłużyć. Poczułam wibracje, więc spojrzałam na ekran. Blondynka była już pod szkołą.
Dzwonek był jak zbawienie. Szybko wyszłam z sali zakładając plecak na ramiona i skierowałam się w stronę wyjścia. Na całe szczęście nikt mi nie przeszkodził i nikt nie zwracał na mnie uwagi. Opuściłam budynek po jakiś dwóch minutach i skierowałam się w stronę w stronę parkingu. Dostrzegłam Bae przy jej czerwonym samochodzie, który w zasadzie był autem jej matki, ale często go używała. Dziewczyna rozmawiała przez telefon i nie miała zbytnio zadowolonej miny.
- Powiedziałam Ci przecież, że mam plany. Nie mogę zawsze ich od tak odwoływać.- oburzyła się, po czym westchnęła zrezygnowana.- Jasne.- mruknęła.- Och dobra no!- rozłączyła się i spojrzała na mnie.- Cholera, Abby przepraszam.- spojrzałam na nią niezrozumiale.- Muszę jechać po brata do szkoły, ponoć źle się czuje czy coś, a matka nie może urwać się z pracy.
- Jasne.- odpowiedziałam. Wcale się nie zawiodłam, po prostu myślami byłam już daleko od tej budy.
- Na pewno? Naprawdę przepraszam.
- Nic się nie stało. To w końcu twój brat.
- Przyrodni.- mruknęła.- Nie trawię tego gnojka.
- Ale to nadal twój brat.- powiedziałam naciskając na ostatnie dwa słowa. Teraz narzeka, jakby zniknął, zmieniłaby zdanie.
- Oh... przepraszam.- mruknęła lekko zmieszana. Zaczyna się.
- Jedź już.- ponagliłam ją.- Mną się nie przejmuj.
- Zobaczymy się innym razem, prawda?
- Jasne.- posłałam jej lekki uśmiech. Chwilę później siedziała już w samochodzie i odjechała. Odwróciłam się aby spojrzeć na budynek szkoły, ale po chwili ponownie się odwróciłam z zamiarem opuszczenia terenu placówki. Pieprzyć to, to tylko francuski.
Do domu trafiłam może dopiero po dwóch godzinach odkąd urwałam się z zajęć. Wcześniej krążyłam po mieście bez większego celu pijąc mrożoną kawę ze Starbucksa. Waniliowe latte było moją ulubioną. Po powrocie i tak nie siedziałam dłużej w domu, może godzinę, nie miałam ochoty siedzieć w nim samej. Stwierdziłam też, że przyda mi się jakaś nowa książka. To, że wybrałam okrężną drogę do księgarni znajdującej się w centrum handlowym, to inna sprawa. Chyba naszło mnie dzisiaj na spacery.
Szłam przez centrum popijając już dzisiaj trzecią moją kawę. Przewieszoną przez ramię miałam papierową torbę z księgarni. Wzrok miałam utkwiony w telefonie, czytając wiadomości od Tracy. Pytała czy mam ochotę na kino i bilard z jej paczką. Tak, nie miałyśmy wspólnych znajomych. Ja nie przepadałam za jej znajomymi ona za moimi.
Chciałam skręcić w lewo, przy okazji odpisując jej jakąś wymówkę, chociaż w sumie wizja kolejnego spotkania z Irwinem i jego przeciętnie inteligentnymi kumplami nie była zachęcająca. Skąd wiedziałam, że tam będą? Po pierwsze gdyby tak nie było napisała by czy chce wyjść z nią i dziewczynami, a użyła słowa innymi. Po drugie, na praktycznie każde wyjście poza szkolne zaprasza Irwina, a co za tym idzie i jego kumpli. Chyba coś do niego ma, ale za nic w świecie nie dostanie mojej aprobaty, zmarnowałaby się przy nim.
Poczułam jak się z kimś zderzam i cholera, jasna, mój nos na tym ucierpiał. Okulary mi zleciały, kubek wyleciał z rąk. Dobrze, że chociaż telefon trzymałam dość mocno.
- Ała..- burknęłam. Podniosłam wzrok mrużąc oczy. Zdecydowanie nic nie widzę bez okularów. Rozmazany obraz jest do dupy.
- Abby?- cholera. Nie miałam na kogo wpaść?! Tyle ludzi na świecie i akurat on.
- Irwin...- mruknęłam.
- Nic Ci nie jest?
- Patrz jak łazisz co?- zrobiłam krok do tyłu i usłyszałam chrupnięcie.- Czy to moje...
- Tak?- odpowiedział niepewnie. Cholera jasna. Kurwa mać. Ja pierdole! Czy ktoś mi wytłumaczy jakim cudem one znalazły się z tyłu?! Wydałam z siebie jęk irytacji.- Wszystko w porządku?
- Byłoby, jakbyś potrafił chodzić.- warknęłam.- Wiadomość z ostatniej chwili Irwin, jestem kompletnie ślepa bez okularów.- dodałam wkurzonym tonem. Przed twarzą przemknął mi jakiś cień.- Nie machaj mi tu łapą idioto.
- Mówiłaś, że...
- Nie jestem niewidoma, tylko wszystko mam rozmazane. Czy ty w ogóle używasz mózgu?
- Jak zawsze milusia.- mruknął. Poczułam jak łapie mnie za rękę, ale od razu ją wyrwałam.- Mam Cię tu zostawić? Czy po prostu pozwolisz mi zaprowadzić Ciebie i szczątki twoich okularów do optyka? Chyba, że sama trafisz piętro niżej i do...
- Och, dobra już dobra.- znowu poczułam jak łapie mnie za dłoń. Czy on nie mógł chwycić mojego nadgarstka czy coś? Szliśmy kawałek w kompletnej ciszy, a ja nie zamierzałam zaczynać jakiejkolwiek rozmowy ani jakiejkolwiek prowadzić.
- Wejdziemy na ruchome schody, okay?- zapytał.
- Jak się spierdolę to nie żyjesz.- usłyszałam jego śmiech. Bardzo zabawne.
- Okay, krok do przodu i jedziemy.
- Nie traktuj mnie jak dziecko.- mruknęłam, ale zrobiłam to co mówił niemal od razu. Czułam jak zjeżdżamy w dół i gdyby nie to, że mnie złapał wywaliłabym się na ich końcu jak kłoda.- Ja przez Ciebie zginę.- warknęłam zrzucając jego dłoń z talii.- Wiem, że się uśmiechasz jak głupi i nawet nie waż się tego komentować.
- Nic nie mówię.- jego głos był wystarczająco przesiąknięty rozbawieniem. Ruszyliśmy dalej.- Więc...- zaczął po chwili.- Gdzie byłaś na francuskim?
- Nie muszę Ci się z niczego tłumaczyć.
- Jasne, nie musisz.- odpowiedział.- Byłaś w księgarni?
- Jak widzisz.- zaśmiał się.
- Okay, jesteśmy.- poprowadził mnie na prawo.
- Dzień dobry.- usłyszałam kobiecy głos.- W czym mogę pomóc?
- Mojej koleżance ucierpiały okulary, a bez nich za bardzo nie widzi.- chyba położył je na ladę.
- Potrafię odpowiedzieć.- mruknęłam, na co kobieta zachichotała.
- Jedno ze szkieł jest pęknięte, no i oprawka jest wygięta. Sugerowałabym raczej zamówienie nowych niż naprawę. Natomiast teraz proponuję soczewki, je można dostać od ręki. Jak długo nosi pani okulary?
- Ponad cztery lat.- odpowiedziałam.
- Jaka wada?
- Półtorej w lewym i dwa i pół w prawym oku.- odpowiedziałam.
- Spora rozbieżność, wada pojawiła się samoistnie?
- Nie, po wypadku.- odpowiedziałam niechętnie i niemal czułam na sobie wzrok blondyna. Cholera, prawie o nim zapomniałam.
- Lekarz wspomniał coś o przeciwskazaniach do soczewek?
- Nie, po prostu wolałam okulary.- ta kobieta zaczyna mnie powoli irytować. Daj mi w końcu te soczewki i będę mogła iść do domu!
- Dobrze, proszę chwilę poczekać.- powiedziała i odeszła. Poruszyłam lewym ramieniem chcąc zdjąć plecak, ale poczułam jak dłoń chłopaka mi to uniemożliwia. Cholera. Od razu ją puściłam. Powinnam zrobić to znacznie wcześniej! Dlaczego on tego nie zrobił? Boże... mam nadzieję, że nikt z liceum nas nie widział. Jeszcze coś sobie pomyślą. Sięgnęłam do plecaka i wymacałam w środku portfel.- Okay.- kobieta wróciła kładąc coś przed nami.- Pomóc pani z tym?
- Poprosiłabym.- słyszałam jak kobieta otwiera jedno z pudełek. Sięgnęła po moją prawą dłoń, którą opierałam o ladę i naprowadziła palec wskazujący na soczewkę.
- Ta do lewego oka.- powiedziała i po chwili jakoś na oślep założyłam soczewkę. To samo zrobiłam z drugim okiem. Jak dobrze jest odzyskać wzrok! Zamrugałam kilkukrotnie. Będę musiała się do tego przyzwyczaić.- Wszystko w porządku?
- Tak, dziękuję.- odpowiedziałam.
- To dobrze. Te soczewki wystarczą pani na jakiś miesiąc.- spojrzałam na opakowania i przytaknęłam.- Co robimy z okularami?
- Na razie je zabiorę. Jakby co jeszcze tu wrócę.- kilka minut później zapłaciłam za soczewki i opuściliśmy sklep.
- Jednak potrafisz być miła.- usłyszałam.
- Nie powinieneś iść do kina?- zapytałam patrząc na niego. Och zdążył się przebrać po szkole.
- Skąd wiesz?- zapytał.- Tracy.- odpowiedział od razu sam.- Pisała do Ciebie?
- Zaproponowała mi wyjście z wami.- wzruszyłam ramionami.
- Możesz iść z...- spojrzał wprost w moje oczy.- Ooo...- posłałam mu pytające spojrzenie.- Wow, twoje oczy są cudowne. Mają taki głęboki, lazurowy kolor.
- Co?- prychnęłam z niedowierzaniem.
- Marnowały się za szkłami.
- Odbiło Ci?- zapytałam z ostrożnością.
- To był komplement.- westchnął zrezygnowany.- Są naprawdę śliczne.
- Zaczynasz mnie przerażać Irwin.
- Czy ty po prostu nie...
- Abby, Ashton?- usłyszałam głos, którego teraz chyba najbardziej nie chciałam usłyszeć. Odwróciłam się. Brunetka lustrowała nas dokładnie wzrokiem.- Co tu robicie?- zapytała.
- Wpadliśmy na siebie i niechcący potłukły się jej okulary.- odpowiedział chłopak zupełnie innym tonem niż przed chwilą mówił do mnie.- Więc trafiliśmy tu.- kiwnął głową w stronę salonu optycznego.
- Och to ma sens.- przytaknęła.- Rzeczywiście nie masz okularów. Mówiłam Ci, że bez nich będzie Ci lepiej.- uśmiechnęła się.- Prawda Ash?- zwróciła się do niego. Kogo obchodzi jego zdanie? Jest co najmniej dziwny. O co mu przed chwilą chodziło?
- Tak.- przytaknął.- Lepiej.- Tracy sięgnęła do telefonu aby coś sprawdzić.
- Film niedługo się zacznie. Idziesz z nami Abby?
- Idzie.- odpowiedział Irwin, a ja spojrzałam na niego jak na wariata.- Za to, że na mnie wpadłaś.- prychnęłam.
- To ty na mnie wpadłeś.- burknęłam.- I mam coś do zrobienia.
- Co takiego?- zapytała brunetka uważnie mi się przyglądając.
- Rodzice prosili...- zaczęłam za nim zdążyłam się ugryźć w język. Cholera.
- Twoich rodziców wiecznie nie ma. Więc ustalone.- chwyciła mnie pod ramię i pociągnęła w stronę ruchomych schodów. Spojrzałam na chłopaka. Uśmiechał się niemal zwycięsko. Nigdy go nie zrozumiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro