Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02

Pan Wilson poprosił Irwina aby przyniósł materac ze składzika, a ja zostałam obok nauczyciela, zmuszona na niego czekać. W międzyczasie wymieniłam parę zdań z Wilsonem, ale nie powiedział mi co nas czeka. Po chwili blondyn wrócił, kładąc materac obok mnie. Zmierzyłam go wzrokiem.

- Okay, czas na test zaufania.- on sobie kpi? Przed chwilą przyznaliśmy się do kłótni.- Abby, stań tutaj.- ustawił mnie tak, że stałam bokiem do reszty, kilka centymetrów od materaca.- Ashton ty tutaj.- stał gdzieś za mną.- Skrzyżuj ręce na klatce piersiowej.- poprosił mnie, co też zrobiłam.- A teraz musisz opaść do tyłu. Ashton Cię złapie, zaufaj mu.- stałam w miejscu. Nie miałam zamiaru tego zrobić. Czułam na sobie oczekujący wzrok nauczyciela.

- Nie ufam mu na tyle.- mruknęłam. Szczerze? To na jego miejscu pozwoliłabym mi runąć na ziemię.

- Abby, Ashton na pewno Cię złapie.- westchnęłam, ale w końcu zrobiłam to co musiałam i nie dlatego że chciałam. Oczywiście cały ten proces musiałam przedłużyć poprawiając bluzę i jej rękawy. Odchyliłam się do tyłu czując jak spadam, a po chwili poczułam jego dłonie na ramionach. Złapał mnie pewnie, nawet się nie zachwiał. Musiał być silny. Pomógł mi się wyprostować.- Świetnie. Teraz wy.- zwrócił się do reszty.- Powtórzcie to kilka razy i zamieńcie się.- spojrzałam na blondyna.

- Więcej tego nie zrobię.

- Okay.- wzruszył ramionami. Wystawiłam ręce do przodu stając na materacu.

- Śmiało Irwin.- zaśmiał się, po czym odwrócił się do mnie plecami, a ja zrobiłam krok w bok. Chwilę później z impetem doznał bliskiego spotkania z materacem. Starałam się nie roześmiać.

- Ała..- mruknął patrząc na mnie z dołu lekko się krzywiąc. O dziwo nie wydawał się zły. Wstał i rozmasował kark burcząc coś pod nosem.

- Brawo Ashton. To się nazywa zaufanie. Nawet jeśli wiedziałeś, że to może się stać.- pan Wilson był wyraźnie rozbawiony.- Abby powinnaś go złapać.- skarcił mnie po chwili.

- 54 kilo kontra jakieś 80? Prędzej oboje wylądujemy na podłodze...- mruknęłam.

- Spróbujcie jeszcze raz.- przewróciłam oczami. Blondyn znów stanął tyłem do mnie, a ja westchnęłam.

- Serio... mogłabym Ci wbić nóż w plecy, kiedy tak stoisz.- mruknęłam.

- Nosisz nóż do szkoły?- zapytał z rozbawieniem, co całkowicie zbiło mnie z tropu. Dlaczego on się z tego śmiał? Wpatrywałam się w niego jak idiotka i nawet nie zauważyłam, kiedy zaczął spadać. W jednej chwili oboje znaleźliśmy się na materacu. Niestety mam pacha, a on musiał mnie przygnieść.

- Ciężki jesteś.- burknęłam próbując go z siebie zepchnąć, co marnie mi wychodziło. Po hali rozeszły się śmiechy.

- Chciałaś mnie złapać.- powiedział podnosząc się. Wyciągnął w moim kierunku rękę, ale zignorowałam ją i sama wstałam poprawiając swoje ubrania.

- Coś mi nie wyszło.


Opuściłam budynek szkoły i momentalnie usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Zatrzymałam się sięgając do swojego plecaka. Wygrzebałam jakimś cudem telefon, który znajdował się na samym jego dnie, nie wiem jak to się stało. Spojrzałam na ekran, a na moich ustach pojawił się lekki uśmiech.

- Bae!- powiedziałam od razu odbierając, na co ta zaśmiała się. Tak naprawdę miała na imię Bethany, ale ja byłam na tyle ambitna, że wymyśliłam jej ksywkę, którą zaczęli też używać inni nasi wspólni znajomi. Bae była starsza ode mnie o dwa lata, poznałyśmy się w liceum, kiedy jeszcze się tu uczyła. Była trochę niższa ode mnie, ale kto nie był przy moich stu siedemdziesięciu dziewięciu centymetrach wzrostu. Tak, byłam wysoka, co często było utrapieniem. Wracając, była też drobna i urocza, miała okrągłą twarz, przez co wydawała się młodsza niż była, ale miała charakterek. Więc nie dajcie się jej zwieść.

- Hej Abbs, ruszaj swój tyłek na parking, a nie sterczysz jak kłoda pod wejściem.- spojrzałam w kierunku samochodów i niemal od razu dostrzegłam machającą w moją stronę dziewczynę z ciemnymi blond włosami do ramion. Obok niej stało również dwóch chłopaków. Identycznych, dodajmy, różniły się tylko ich ubrania. Max i Andy byli bliźniakami i nie znając ich bliżej łatwo można było ich pomylić, ale ja znalazłam sposób. Podczas uśmiechania się Andy miał jeden dołeczek, natomiast Max miał pieprzyk na szyi, więc zawsze mogłam się upewnić z którym z nich rozmawiam. Ruszyłam w ich kierunku zbiegając szybko z kilku schodków i już miałam wejść na trawę, która oddzielała chodnik od parkingu, ale ktoś musiał mnie oczywiście zatrzymać.

- Abby!- obok mnie pojawił się Ashton. Dobijcie mnie. Mina od razu mi zrzedła i odwróciłam się powoli zdając sobie sprawę z tego, że moi znajomi mnie obserwują.

- Co? Przestań się bawić w prześladowcę.

- Chciałabyś.- odpowiedział.- Chodzi mi o zadanie z socjologii.- masz na to tydzień człowieku, tydzień!- Jakbyś nie słyszała mamy dowiedzieć się o sobie czegoś czego do tej pory nie wiedzieliśmy.

- Zmyślaj.- mruknęłam.

- Okay, więc jeśli stwierdzę, że jesteś jednak głupią blondynką, nie obrazisz się?- posłałam mu mordercze spojrzenie.

- Ja jestem głupią blondynką, ty...- zlustrowałam go wzrokiem.-...bezmózgim idiotą myślący kutasem. Dobraliśmy się świetnie.- odpowiedziałam, a mój głos był przesiąknięty ironią.- Naprawdę Cię nie rozumiem Irwin.- westchnęłam.- Na razie.- odeszłam od niego.

- Och czyli jednak coś z tym zrobimy.- usłyszałam jeszcze ale nic już mu na to nie odpowiedziałam. Podeszłam do znajomych, a Max od razu objął mnie ramieniem.

- Co to za typ?- zapytał.

- To Irwin.- odpowiedziała Bae.- Nie pamiętasz go?

- Moją uwagę bardziej przykuwały dziewczyny.- odpowiedział z rozbawieniem. Objęłam go w pasie.- Takie jak nasza Abby.- dodał, a ja uszczypnęłam go w bok.

- Dlaczego z nim gadałaś?- zapytała. Wzruszyłam ramionami.

- Zadanie z socjologii. Przyczepił się do mnie dzisiaj przez co musimy razem pracować do końca roku.- burknęłam.

- O pamiętam! Wilson nadal jest takim ciachem jak wcześniej?

- Nawet lepszym.- odpowiedziałam, na co chłopacy przewrócili oczami.- Co tu robicie?- zapytałam.

- Jedziemy na wrotki!- powiedziała uśmiechając się szeroko.- No i mamy do Ciebie sprawę młoda więc jedźmy. Obgadamy wszystko w drodze do Ciebie, wiemy że najpierw chcesz pojechać do domu.- za dobrze mnie poznała, za dobrze.

- Okay.- powiedziałam i odsunęłam się od Maxa wsiadając do jego samochodu z przodu. Zawsze wpychałam się na to miejsce, nawet jeśli Andy nie raz groził mi przez to śmiercią. Po chwili reszta siedziała już w aucie i odjechaliśmy spod mojej szkoły.- Więc, o co chodzi?

- Pierwsza sprawa.- zaczęła dziewczyna.- Niedługo, w sumie to za niecałe trzy miesiące jest impreza na naszej uczelni, wiesz, coś jak bal na uwieńczenie połowy nauki.- przytaknęłam.- Idziemy wszyscy razem!

- Co?- spojrzałam na nią jak na wariatkę.

- Pójdziesz ze mną?- zapytał Max.

- Nie będziesz się czepiał tego, jak się ubiorę?

- Byle seksownie.- dodał na co prychnęłam.

- Już widzę ją w sukience.- skomentował Andy.- To będzie cud.

- Garnitur pasuje tobie dokładnie tak samo jak sukienka mi.- odpowiedziałam odwracając się do chłopaka.

- Obrażasz też swojego partnera, wiesz?- uśmiechnął się kąśliwie, na co przewróciłam oczami.

- No skoro o ubraniach mowa... tu zaczyna się moja druga prośba.- pochyliła się w moja stronę.- Uszyjesz mi sukienkę?- uśmiechnęła się.

- Co?- zaśmiałam się.- To nie jest dobry pomysł.

- Och błagam, Abby! Jesteś w tym świetna. Na zajęciach z teatru przerabiałaś wszystkie kostiumy aby tylko nie musieć brać udziału w przedstawieniach. I wiem, że lubisz to robić.

- Nigdy nie szyłam niczego od podstaw.

- A spódnica dla mnie?- zmrużyła lekko oczy.- No i naprawiłaś moją studniówkową sukienkę, kiedy przez Maxa, na dwie godziny przed poszedł szew. Proooooszę. Poniosę wszelkie koszty. Chociaż spróbuj.

- Na wszelki wypadek kup jakąś sukienkę.- pisnęła głośno po czym objęła mnie razem z fotelem, w końcu siedziała za mną.- Udusisz mnie.

- Będziemy wyglądać najlepiej, zobaczysz. Widziałam twoje projekty są świetne i tak bardzo w moim stylu!

- Chyba moim.

- Lubię twój styl!- zaczęłyśmy się śmiać.


Razem z Bae weszłyśmy do mojego domu. Bliźniacy zostali na zewnątrz z bliżej nie znanego mi powodu, ale co mi tam. Od razu udałyśmy się na piętro, gdzie znajdował się mój pokój. Jenkins padła na moje łóżko, a ja podeszłam do biurka i otworzyłam plecak wyciągając z niego kilka zeszytów i rzuciłam je niedbale na płaską powierzchnię. Sięgnęłam po portfel sprawdzając jego zawartość. Trochę lipa. Chwyciłam telefon w dłonie i wybrałam numer matki. Na szczęście odebrała po chwili.

- Hej mamo, wychodzę ze znajomymi i trochę krucho u mnie z forsą...- zaczęłam.

- Zostawiłam ci w kuchni. Mam dzisiaj nocy dyżur, zjedz coś za nim wyjdziesz.

- Okay.- odpowiedziałam.

- Muszę kończyć skarbie. Pa.- rozłączyła się. Tak oto wyglądają nasze stosunki, jest wiecznie zajęta pracą w szpitalu. Westchnęłam chowając telefon.

- Ej..- zaczęła.- Podoba Ci się Irwin?- odwróciłam się w jej stronę patrząc na nią jak na wariatkę.

- Że co? Nie.- odpowiedziałam od razu.

- Naprawdę?- wydawała się zaskoczona.- Ja uważam, że jest niezły.

- Przekażę dla Andy'ego.

- Mów.- wzruszyła ramionami.- Jak to się stało, że jesteście parą? W sensie na socjo?

- Najpierw zauważył jak zamieniam się testami z matmy z Tracy. Po tym się do mnie przyczepił i koniec końców dosiadł się do mnie na zajęciach.- wzruszyłam ramionami.

- Nadal z nią trzymasz?

- Wiem, że za sobą nie przepadacie.- mruknęłam.- Ale nie mam zamiaru tłumaczyć się z tego ani dla Ciebie, ani tym bardziej dla Irwina. Myśli, że jest taki fajny, a ja mam dla niego wiadomość. Nie jest.- usłyszałam śmiech.

- Lubisz go Abigail!- prychnęłam.

- Chodźmy.- powiedziałam zostawiając ją samą w pokoju. Zbiegłam szybko po schodach i udałam się do kuchni. Tak jak mówiła moja matka, na stole leżały pieniądze. Zabrałam je, chowając do portfela i wróciłam na korytarz, gdzie już przy otwartych drzwiach stała Bae.

- Gotowa?- zapytała, a ja przytaknęłam po czym opuściłyśmy mój dom.


Śmiałam się widząc poczynania blondynki na wrotkach. Jej próby złapania równowagi strasznie mnie bawiły, no a dwa piwa, które zdążyłam już wypić zdecydowanie podsycały moje rozbawienie. Bliźniacy siedzieli przy torze obserwując ją, a ja stałam obok nich, mając na stopach wrotki. Poczułam lekkie szturchnięcie, więc spojrzałam na nich.

- Idź do niej.- powiedział Andy. Odstawiłam butelkę i bez słowa podjechałam do niej zatrzymując się naprzeciwko.

- To tylko wrotki.- powiedziałam rozbawiona- Zresztą to był twój pomysł.

- Chciałam spróbować.- mruknęła wystawiając do mnie rękę, za którą od razu złapałam.

- Czasami się zastanawiam czy naprawdę jesteś ode mnie starsza.- powiedziałam odpychając się i jadąc do tyłu, przez co ona musiała jechać do przodu.

- Nie moja wina, że wyglądasz tak staro.- puściłam ją.

- Abigail!- krzyknęła. Chciałam zjechać na bok, ale że jechałyśmy dość szybko Bae zdążyła na mnie wpaść i po raz drugi tego dnia miałam bliskie spotkanie z podłogą. Doszedł do mnie śmiech chłopaków, a w myślach już widziałam jak ich zabijam.

- Znowu..- mruknęłam pod nosem. Dziewczyna posłała mi pytające spojrzenie, kiedy zeszła ze mnie i usiadła obok.- Nie ważne Bae, nie ważne.- powiedziałam i podniosłam się do pozycji siedzącej.

- Ups.- spojrzała na mnie zaskoczona.

- Co?

- Twoje usta...- zaczęła. Sięgnęłam do nich dłonią, dopiero teraz poczułam metaliczny posmak w ustach.

- To wszystko przez twoje wielkie czoło.- mruknęłam. Kiedy na mnie wpadła uderzyła mnie głową, ale nie zwróciła na to zbytniej uwagi. Do teraz,

- Ej! Ono wcale nie jest takie wielkie!- oburzyła się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro