Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

01

Ziewnęłam przeciągle zasłaniając dłonią usta. Za kilka minut miała zacząć się już czwarta lekcja, matematyka, a ja nadal z chęcią wróciłabym się do domu i walnęła na łóżko, zasypiając jeszcze za nim bym na nim wylądowała. Naprawdę, zajęcia powinny zaczynać się co najmniej od dwunastej, nie od ósmej. Sięgnęłam po telefon aby sprawdzić godzinę, jeszcze cholernie długie pięć minut.

- Abby!- usłyszałam swoje imię, więc podniosłam wzrok. Do klasy właśnie weszła brunetka, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Wyglądała jak te wszystkie dziewczyny z filmów z liceum w tle, gdzie popularnej uczennicy geny nie szczędziły urody i uroku. Oto ona, Tracy Parker, przewodnicząca szkoły, guru cheerleaderek, marzenie niejednego chłopaka w tej szkole i moja przyjaciółka. Tak, wszyscy się temu dziwią, ja sama czasami się temu dziwię. Postawcie mnie obok niej i każcie ocenić kobiecość po samym wyglądzie w skali jeden od pięciu. Ona dostanie dziesięć, ja w lepsze dni nawet dwa. Tyle, że ja miałam gdzieś jak wyglądam, ona potrafiła godzinami chodzić po sklepach i niestety czasami zabierała mnie ze sobą.

- Tracy.- wypowiedziałam jej imię, kiedy dosiadła się do mnie.

- Hej Ashton.- odwróciła się do tyłu. Ach tak, zapomniałam. Koleś zajął moje stałe miejsce w tej sali, przez co musiałam usiąść w przedostatniej ławce. Ashton Irwin, jedna z tych osób z którą nie chciałam mieć do czynienia w porównaniu z moją przyjaciółką. W końcu oboje byli tymi znanymi, do tego był niezły we wszelkiego rodzaju sportach i oczywiście musiał grać w szkolnym zespole, na perkusji co akurat podziwiam, bo zawsze chciałam spróbować gry na tym instrumencie, ale jakoś do tej pory nie miałam okazji. Nie zmienia to jednak faktu, że jest mi całkowicie obojętny, nie tak jak innym dziewczynom, które z chęcią rozłożyłyby przed nim nogi. Śmiem twierdzić, że kilka razy z tego skorzystał.- Próba po szkole aktualna?- zapytała.

- Taa.- bardzo rozmowny jak widać.- Będziesz?

- Pewnie.- ziewnęłam głośno. Cholera, serio się nie wyspałam.- Bo pomyślę, że znalazłaś sobie chłopaka, który przychodzi do Ciebie w nocy.- odpowiedziała rozbawiona.

- Jakbyś zgadła, pieprzymy się do samego rana.- mruknęłam sarkastycznie. Usłyszałam śmiech chłopaka, na co prychnęłam. Nie wypada podsłuchiwać, kto go wychowywał? I nie obchodzi mnie to, że siedzi na tyle blisko, że bez większego wysiłku może usłyszeć każde nasze słowo.

- Uczyłaś się do sprawdzianu?

- Jakiego sprawdzianu?- spojrzałam na nią marszcząc lekko brwi.

- Jakim cudem masz lepsze oceny ode mnie, kiedy nawet nie pamiętasz kiedy mamy testy?- wzruszyłam jedynie ramionami. Byłam jedną z tych osób, które z łatwością zapamiętywały większość rzeczy na lekcjach i to mi w zupełności wystarczało.

- Podejrzewam, że zakuwasz po nocach.- zaśmiałam się. Komedia.

- Ty coś brałaś?- zapytałam po chwili. Usłyszeliśmy dzwonek, a drzwi do sali od razu się otworzyły. Do środka wszedł pan Clark, mężczyzna po czterdziestce, przy sobie z brzuszkiem piwnym i lekką łysiną. Przywitał się z nami po czym od razu zaczął rozdawać testy. Sięgnęłam po długopis i zabrałam się za rozwiązywanie pierwszego zadania. Trygonometria była beznadziejnie prosta, przynajmniej dla mnie. Usłyszałam jakieś westchnięcie za mną, ale miałam to gdzieś.

Robiłam już zadania na drugiej stronie, kiedy poczułam lekkie szturchnięcie. Spojrzałam na Parker i już wiedziałam o co chodzi widząc jej minę. Pokręciłam przecząco głową, na co posłała mi spojrzenie nieznoszące sprzeciwu. Spojrzała na nauczyciela, który był zajęty dziennikiem i sięgnęła po moją kartkę zamieniając ją ze swoją. Cholera, dlaczego nie podpisałam swojej wcześniej?! Cmoknęłam ustami w geście irytacji. Sięgnęła po mój długopis oddając mi swój, ale nie chciałam go puścić.

- Co się tam dzieje?- usłyszałyśmy. Clark podniósł się ze swojego miejsca i skierował w naszą stronę.

- Abby tylko podawała mi długopis proszę pana.- na twarzy Tracy pojawił się niewinny uśmiech. Nauczyciel spojrzał na mnie.

- Lepiej weź się za rozwiazywanie zadań White.- zwrócił się do mnie.- A ty podpisz się Parker.- odpowiedział po czym odszedł. Spojrzałam na swoją kartkę, na której było moje imię i nazwisko. Od początku to planowała.

- Szmata.- burknęłam.

- Co?- zapytała, a ja przewróciłam oczami i zabrałam się za zadania. Kocham ją jak siostrę, ale przysięgam, że kiedyś ją zamorduję.

- Widziałem.- odezwał się Ashton, na co Tracy cicho zachichotała.

Opuściłam salę zaraz po dzwonku, nie zważając na wołania przyjaciółki. Wkurzyła mnie, przez nią musiałam robić drugi raz praktycznie te same zadania tyle, że miały inne wartości liczbowe. To marnowanie mojego czasu, a nikt poza mną nie może tego robić! To ja marnuję swój czas dla samej siebie, nie dla innych czy przez innych. Wbiegłam szybko po schodach na ostatnie piętro budynku i skierowałam się w stronę swojej szafki. Wprowadziłam kod do zamka i otworzyłam ją. Sięgnęłam po czarny, skórzany i dość niewielki plecak, do którego wrzuciłam długopis. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnęłam telefon i wsadziłam go do małej kieszeni. Złapałam za dwa ramiączka plecaka i zawiesiłam na lewym ramieniu. Na szczęście teraz zaczęła się długa przerwa i mam całą godzinę dla siebie. I liczę na to, że w spokoju zaszyję się gdzieś na trybunach szkolnego boiska, kiedy reszta będzie się kisić na stołówce. Sięgnęłam do drzwiczek szafki i zamknęłam ją trochę mocniej niż powinnam.

- Dlaczego..?- usłyszałam od razu przez co podskoczyłam zaskoczona, a mój plecach wylądował na podłodze, przy okazji kilka rzeczy z niego wyleciało, no bo po co go zamykać... Spojrzałam na chłopaka, i zamarłam przez chwilę. Co tu do cholery robi Irwin i dlaczego do mnie mówi? Uśmiechnął się przepraszająco po czym, schylił się i pozbierał moje rzeczy, kiedy ja wpatrywałam się w niego jak głupia i zszokowana. Nigdy nie zamieniliśmy ze sobą słowa, chociaż często bywał w towarzystwie Parker, więc dlaczego teraz? No i oczywiście, nie mogło to umknąć innym, którzy jeszcze byli na korytarzu, zamiast ruszyć tyłek na stołówkę. Wstał i podał mi mój plecak, a ja od razu go zabrałam.

- Czego? Biologia? Chemia? Socjologia, a może francuski?- wymieniłam wszystkie przedmioty, które mieliśmy razem, nie licząc tego na którym przed chwilą byliśmy, no i był jeszcze wf. Spojrzał na mnie lekko marszcząc brwi, ale chyba po chwili załapał.

- Nie chce twojej pracy domowej.- zaśmiał się.

- Więc?

- Dlaczego pozwalasz Tracy tak się wykorzystywać?- zapytał, a ja przewróciłam oczami.

- Wow, zamieniłyśmy się testami, też mi coś.

- Raczej sama je zamieniła i prawie wyrwała ci długopis.- zmrużyłam na chwilę oczy przyglądając się mu badawczo.

- Co Cię to?- zapytałam.- Weź zajmij się jakąś laską czy coś, a nie wtrącasz się w coś co Ciebie nie dotyczy.

- W tej chwili zajmuję się tobą.- prychnęłam.

- Z takimi tekstami to nie do mnie.- odwróciłam się i odeszłam od niego.

- Stołówka jest w drugą stronę!- zawołał.

- Kto powiedział, że tam idę?! Idiota.- burknęłam i udałam się w stronę schodów.


Szłam korytarzem kierując się w stronę sali w której odbywały się zajęcia z socjologii. Była to moja ostatnia lekcja dzisiaj, a ja miałam nadzieję, że minie mi jak najszybciej. Poprawiłam okulary na nosie, tak miałam to szczęście, że byłam ich posiadaczką. Zatrzymałam się przy szafce. Zabranie plecaka teraz było dobrym pomysłem, przynajmniej później szybciej wyjdę ze szkoły. Zamknęłam drzwiczki i udałam się naprzeciwko, gdzie znajdowała się sala. Zajęłam swoje stałe miejsce na końcu od strony okien i wyjrzałam za nie. Szkolna drużyna footballowa miała akurat trening i szczerze dziękuję za pełne dwadzieścia siedem stopni i słońce, bo pomimo, że za nimi nie przepadałam, jak za każdym zresztą, ciała mieli całkiem nieźle wysportowane, zwłaszcza Ci z mojego rocznika. Innymi słowy, jest na co popatrzeć, a połowa z nich była bez koszulek. Usłyszałam jak krzesło obok mnie się odsuwa, ale nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, dopóki osoba siedząca obok się nie odezwała.

- To aż takie fascynujące?- spojrzałam szybko w bok ze zdezorientowaną miną. Irwin przyglądał mi się z rozbawieniem.- No hej.- uśmiechnął się, na co ja się skrzywiłam.- Nie rób takiej miny, bo pomyślę, że mnie nie lubisz.

- Prześladujesz mnie?- zapytałam w końcu.

- Nie. Socjologię mamy razem od początku roku szkolnego.- odpowiedział.

- To aż miesiąc, ale co tu robisz? Mówiąc tu mam na myśli miejsce obok mnie.

- Dziękuję za szczegóły, w życiu bym się nie domyślił. Tablica.- wskazał w jej stronę palcem, a ja przeniosłam na nią wzrok, gdzie dostrzegłam napis usiądźcie w parach, chłopak- dziewczyna.

- Nadal nie rozumiem co tu robisz.

- Jesteś moją parą.- westchnęłam. Głębsze wdawanie się z nim w dyskusję nie miało sensu.

- Aha.- chyba zaskoczyłam go tą odpowiedzią.

- Jesteś interesująca.- spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Jesteś masochistą?

- I do tego zabawna.

- Oh, czyli jesteś...

- Dzień dobry.- do sali wszedł pan Wilson, który prezentował się świetnie, jak zawsze. Miał trzydzieści jeden lat, był młody, zabawny, bez żony i do tego świetnie prowadził zajęcia. Był też przystojny, a jednodniowy zarost, który dzisiaj miał dodawał mu tylko tego czegoś. Wspominałam, że uwielbiam socjologię?- Mam nadzieję, że zastanowiliście się nad tym kogo przyjęliście do pary.- na co wszyscy potakiwali, a ja jedyna zaprzeczyłam, co wywołało chichot ze strony blondyna.- Lepiej się zaprzyjaźnijcie z tą osobą, bo przez kolejne miesiące, aż do końca roku szkolnego będziecie musieli współpracować.- spojrzałam na nauczyciela co najmniej tak jakby właśnie zabił mi matkę. On żartuje prawda?- Świetnie, więc teraz zapisze szybko kto z kim siedzi, a zapisane osoby mogą od razu udać się na salę gimnastyczną. Tam odbędzie się dalszy ciąg zajęć.- walnęłam głową o ławkę. To mój koniec.

- Chce umrzeć.

- W życiu nie usłyszałem takiego komplementu. Dzięki.

- Proszę bardzo.- mruknęłam. Przez kilka kolejnych minut między nami panowała cisza.

- Abigail White i Ashton Irwin, cóż za interesujące połączenie.- powiedział Wilson, a ja podniosłam w końcu głowę.- To zaskakujące. Idźcie na halę.- poszedł dalej. Wstałam zabierając plecak i bez oglądania się za siebie opuściłam salę. Niestety zdawałam sobie sprawę z tego, że idzie za mną.

- Dlaczego tak się zachowujesz?- zapytał. Zignorowałam go, kierując się na schody.- Zrobiłem Ci coś?

- O co Ci do cholery chodzi?- warknęłam odwracając się w jego stronę. Musiałam podnieść głowę do góry, bo stał u szczytu schodów, a ja gdzieś na ich środku.- Uczepiłeś się mnie dzisiaj, działasz mi na nerwy i jeszcze nie potrafisz się zamknąć. O co Ci chodzi?- przyglądał mi się zaskoczony moim wybuchem.- Wiesz w czym problem? Ty jesteś w centrum uwagi, samiutkim centrum, a ja się od niego trzymam z daleka. Rozumiesz?

- Z Tracy się zadajesz.- odpowiedział.

- To co innego. Ludzie już dawno odpuścili sobie zadawanie się ze mną tylko po to żeby się do niej zbliżyć.

- Nie chce się do niej zbliżyć. Nie muszę.- prychnął.

- To czego ode mnie chcesz?- zapytałam. Nie odpowiedział.- Tak właśnie myślałam.- ruszyłam dalej. Po jakiś dwóch minutach weszłam na salę i od razu stanęłam z dala od innych. Po chwili na salę wszedł Irwin rozglądając się, a kiedy napotkał mój wzrok chciał ruszyć w moją stronę. Na moje szczęście przed nim pojawiły się jakieś dwie dziewczyny, skutecznie zatrzymując go tam gdzie był. Good job. Zdecydowanie nie mam ochoty teraz z nim gadać.

Kilka minut później na salę wszedł nauczyciel, a ja podniosłam się podchodząc bliżej zebranej grupki, która usiadła na trybunach. Niestety Ashton musiał usiąść obok mnie, bo tak kazał nauczyciel, parami. Wypchaj się pan tymi swoimi parami, właśnie przestałam Cie lubić koleś.

- Okay. Ci którzy nie zauważyli wypuszczałem was w równym odstępie czasowym.- świetnie.- Każda para miała jakieś dwie minuty na dojście tutaj, przez ten czas byli sami. Zapewne staraliście się podtrzymać konwersację.- prychnęłam.- Kto rozmawiał?- wszyscy oprócz mnie i blondyna podnieśli ręce. Wilson przeniósł swój wzrok na nas.- A wy? Abby, Ashton?

- Powiedziałbym raczej, że to była bardziej kłótnia niż rozmowa.- odpowiedział chłopak, na co prychnęłam. Czułam na sobie spojrzenie innych. Świetnie. Właśnie o tym mu mówiłam, ale chyba nie dotarło.

- Cóż, zakładałem też i taką opcję. Jesteście oryginalni. Dlatego mi pomożecie.- wręcz cudownie!- Chodźcie.- wstałam niechętnie i podeszłam do nauczyciela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro