Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[3,0] - Watashi, bangya janai wa

17 czerwca 201x 


Jimin rzadko chodził na imprezy. Nigdy nie należał do żadnego grona nastolatków, z którym mógłby się bawić, gdyby tylko naszła go ochota na chwilę zapomnienia. Zresztą, Jimin nigdy nie należał do żadnego innego grona - zawsze był sam. W szkole, w domu, na placu zabaw. Nie miał rodzeństwa ani przyjaciół. Z czasem zdążył się do tego przyzwyczaić, chociaż mniej więcej raz do roku przychodził moment w którym Park pragnął coś zmienić. Wychodził wtedy z domu, oczywiście bez wiedzy matki, i szedł prosto do pierwszego lepszego klubu. Czasem jakiś napalony gość postawił mu drinka, licząc na to, że pijanego Parka łatwiej mu będzie zaciągnąć do toalety na szybki seks, ale Jimin zawsze go rozczarowywał - po jakimś czasie po prostu znikał bez słowa, nierzadko zostawiając drugiego faceta z twardym problemem w spodniach. Kilka komplementów, którymi mężczyźni zawsze go obsypywali, budziło w nim tego nieśmiałego, niepewnego chłopaka, którego za każdym razem próbował zostawić w domu.

Bo skoro już jako dziecko tak często był oceniany jako gorszy i nieidealny, to jak komentarze pijanych w trzy dupy goryli z baru mogły poprawić mu humor?

Jeśli już miał wybierać, to faktycznie wolał domówki. Tam chociaż z widzenia kojarzył ludzi, między którymi się obracał. Ze szkoły, z miasta, z jakichś dodatkowych zajęć. Czuł się trochę bezpieczniej z tą świadomością, nawet jeśli było to złudne.

Ten wieczór należał właśnie do tych nielicznych, podczas których Jimin postanawiał, że w końcu wyjdzie do ludzi i nie będzie przejmował się ani jednym spojrzeniem rzuconym w jego stronę. W końcu udało mu się napisać wszystkie egzaminy końcowe i był niemal pewien, że wyniki zadowolą jego matkę. Mógł się teraz trochę rozerwać. A że padło na imprezę u jakiegoś znajomego ze szkoły, to była zupełnie inna sprawa.

Tak czy siak, domówka u Jamesa z okazji rozpoczęcia wakacji kręciła się w najlepsze, a Jiminowi powoli zaczynało kręcić się w głowie od nadmiaru alkoholu i tanecznych wyzwań. Zawsze był dobrym tancerzem, lubił to robić, a dzisiaj miał wyjątkowo dużo konkurentów do miana króla parkietu, dlatego nie próżnował, za co jego ciało najpewniej jutro odwdzięczy mu się okropnymi zakwasami.

Mimo, że nie chciał, to i tak widział, jak ludzie na niego patrzyli. Na jego jasne, farbowane włosy, ładną twarz, wąską talię, kształtną pupę i zgrabne nogi. Był na tyle pijany, że nawet go to satysfakcjonowało. Niech patrzą i mu zazdroszczą. Płakać będzie, jak już wytrzeźwieje i dotrze do niego, że prawdopodobnie ich oceniające spojrzenie nie krzyczało "11 na 10".

Czy był w tym momencie płytki? Może. Niezbyt go to obchodziło. Nie zamierzał przejmować się zdaniem innych osób, a przynajmniej nie teraz. To nie oni od dziecka musieli znosić zachcianki jego matki, która wystawiała go w konkursach piękności jak psa. To nie oni byli przebierani za dziewczynkę i rugani za każde najmniejsze potknięcie. To nie oni nigdy nie zostali pochwaleni za to, że byli mądrzy, kulturalni, czy zabawni. To nie u nich od zawsze liczył się tylko wygląd. To nie w nich ciągle doszukiwano się wad. To nie oni poświęcili całe swoje dzieciństwo, by ostatecznie zostać z niczym.

Bo wystarczył tylko jeden bunt, żeby Jimin stracił całą uwagę swojej matki.

Tylko jeden raz odmówił jej ponownego przebrania go za dziewczynę i od tamtej pory kobieta jedynie ciągle stawiała mu nowe wymagania, które musiał spełniać, żeby mieszkać pod jej dachem. Wraz z ostatnim startem w konkursie, skończyły się słodkie zdrobnienia, skończyła się jej matczyna miłość. Były tylko nakazy i zakazy, za którymi Jimin próbował nadążyć, a niekoniecznie miał na to siłę i ochotę.

Na takich imprezach, jak ta, pozwalał sobie zwolnić, upodlić się alkoholem, dać się komuś pocałować, a nawet zarzygać temu komuś buty kilka minut później. Marzył o tym, żeby w końcu ktoś go podziwiał, zapragnął dotknąć, chwalić, całować, pieprzyć. Cokolwiek, byle Jimin mógł zapomnieć, że tak naprawdę nawet we własnych oczach był nikim.

Park nawet się nie obejrzał, gdy został sam na środku przerobionego na imprezownię salonu. Jego przeciwnicy chyba ostatecznie odpuścili na rzecz popływania w basenie, do którego wszyscy ruszyli. Przetańczył utwór do końca i zaraz sięgnął po jeden z gotowych drinków, stojących na wysokim stole w bezpiecznej odległości od parkietu. Nie miał zamiaru podążać za całą resztą imprezowiczów jak bydło, dlatego usiadł z uśmiechem na kanapie i zanurzył usta w zielonkawej cieczy. Zdradliwie przyjemny smak rozlał mu się na języku, ale Jimin przezornie wziął tylko kilka łyków, nie chcąc skończyć tej domówki z głową w sedesie. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

- Wciąż nosisz soczewki, co? - Park niemal podskoczył ze strachu, słysząc z boku głęboki, męski głos.

Zaskoczony chłopak odwrócił głowę w stronę właściciela tego okropnie seksownego głosu i... cóż, zwyczajnie go zatkało.

Drugi chłopak, siedzący obok niego na kanapie, wyglądał na nieco starszego od niego. Miał azjatyckie rysy twarzy, ale było w nich coś tak wyjątkowego i przystojnego, że Jimin wątpił, aby dało się go przypisać pod standardy piękna jakiegokolwiek kraju. Był po prostu ponad nie, szczególnie z powodu idealnej linii szczęki i zgrabnego, prostego nosa, czego Park nawet mógłby mu pozazdrościć. Ciemne oczy nieznajomego wpatrywały się w niego z dozą rozbawienia, co świetnie współgrało z jego przydługimi, lekko kręconymi włosami.

Jimin nieświadomie zbyt intensywnie sunął spojrzeniem po jego twarzy, doszukując się coraz to nowych szczegółów - ślicznie wykrojonych ust przyozdobionych kolczykiem, długich rzęs, małych pieprzyków, a nawet jednego, niemal niewidocznego wyprysku. Chłopak po prostu był przystojny, jak cholera, a do tego zupełnie naturalny. Dopiero później Jimin zauważył, jak nieznajomy był ubrany, przez co zrobiło mu się tylko goręcej.

Bokserka, skórzana kurtka z ćwiekami na ramionach, joggery oplecione łańcuchami i glany. Wszystko czarne i wręcz krzyczące: bad boy!

Ktoś taki naprawdę zwrócił na niego uwagę?

- Znamy się? - odezwał się w końcu Jimin, gdy alkohol krążący w jego żyłach szybko podsunął mu wizję seksu z przystojnym nieznajomym. Bo w końcu na pewno się nie znali - Park w życiu nie zapomniałby kogoś tak gorącego.

Był strasznie pijany.

Czarnowłosy chłopak zaśmiał się, nagle odwracając wzrok od Jimina.

- A łudziłem się, że mnie poznasz - mruknął sam do siebie, chociaż Jimin i tak go usłyszał. Nagle nieznajomy wstał, przez co blondynowi zrobiło się głupio, bo przecież nie chciał odstraszyć potencjalnego kochanka. - Chodź, muszę zapalić.

Jimin zamrugał zdziwiony, ale posłusznie podążył za drugim w stronę wyjścia z domu. Oddalili się od zgiełku panującego nad basenem z drugiej strony posesji i zaraz znaleźli się na zewnątrz. Weranda była urządzona w przyjemnym, wypoczynkowym stylu, ale nieznajomy nie usiadł na żadnym z foteli, postanawiając spocząć na kilku niskich schodkach. Wyjął ze spodni paczkę papierosów, uprzejmie podsuwając ją Jiminowi, który dopiero niezgrabnie usadawiał się na schodach obok niego. Park szybko pomachał głową na boki, dziękując drugiemu za chęć podzielenia się szlugiem, dopiero teraz zauważając jego cholernie seksowne, smukłe, długie palce.

- Na pewno nie chcesz? - upewnił się nieznajomy.

- Nie, nie palę.

- A będzie ci przeszkadzało, jeśli ja zapalę?

- Nie. Możesz zapalić, spoko.

Brunet kiwnął tylko głową, ostatecznie wyciągając również zapalniczkę. Chwilę później nos Parka podrażnił mocny zapach dymu, gdy drugi chłopak wypuścił go spomiędzy warg. Jimin nie potrafił zdecydować, czy bardziej podobał mu się front jego twarzy, profil, czy może tajemnicza otoczka całej tej sytuacji? Czuł się napalony jak jeszcze nigdy w życiu, przez co znowu zaczęło mu się lekko kręcić w głowie.

- To powiesz mi, skąd mnie kojarzysz? - zapytał, trochę przysuwając się w stronę drugiego chłopaka, jakby bał się, że ten zaraz ucieknie, a on znowu zostanie z niczym. Skoro już zostali sam na sam, to może faktycznie uda mu się uwieść przystojnego bruneta i uciec z nim do którejś z otwartych sypialni w willi?

Nieznajomy milczał przez dłuższy czas, jedynie wypuszczając dym z ust. Patrzył przed siebie, a zagubiony Park nawet już zdążył pomyśleć, że wcale nie wypowiedział poprzedniego pytania na głos. Nie chciał, żeby przystojny brunet go ignorował.

Może nie był wystarczająco ładny, żeby chłopak zechciał mu odpowiedzieć?

- Uśmiechniesz się? - rzucił nagle chłopak, spoglądając na Jimina.

- Um... W sensie? - odparował zdezorientowany Park, co wywołało kolejne krótkie parsknięcie śmiechem ze strony bruneta.

Czemu się z niego śmiał? Powiedział coś nie tak?

- Minęło ponad dziesięć lat, a ty wciąż jesteś tak samo uroczy. Nie pamiętasz, że wtedy poprosiłem cię o to samo?

Jimin zamrugał, próbując w swoim zalkoholizowanym umyśle odnaleźć głęboko zakopane wspomnienie.

Wspomnienie ostatniego konkursu piękności, w jakim wziął udział.

Wspomnienie drugiego chłopca z tej samej grupy wiekowej, który poprosił go, żeby się uśmiechnął, ocierając mu łzy.

Chłopca, który uznał, że uśmiech Parka zasługuje na coś więcej, niż gównianie nagrody z plastiku.

- T-tae? - wyjąkał, otwierając szeroko oczy.

Z wrażenia aż odsunął się od chłopaka, który wciąż patrzył na niego tak przenikliwie, jakby chciał zjeść jego duszę. Wytrzeźwiał w jednej chwili, wstając na równe nogi, sam nie wiedział dlaczego.

Chciał uciec? Gdzie? Po co? Czemu?

Tae również wstał, wyrzucając niedopałek i gasząc go butem. Uśmiechnął się nagle szeroko, zupełnie tak jak wtedy, przez co Jimina przeszły nieprzyjemne ciarki.

To musiał być on. Wszędzie poznałby ten uśmiech.

- Cieszę się, że jednak pamiętasz - odparł cicho, łapiąc nagle Jimina w pasie i przyciągając go do siebie. Przytulił go, a Park czuł się, jakby miał djv. Jeśli wszystko poszłoby tak, jak wtedy, to... - Buziaka zostawię na później - szept drugiego chłopaka odbił się echem w czaszce Jimina, jakby ta nagle stała się kompletnie pusta.

Park miał zresztą wrażenie, że właśnie taka była. Szczególnie w tamtym momencie.

Było mu gorąco, zimno, źle, dobrze i wszystko na raz. Nie mógł uwierzyć, że drugi chłopak tak się zmienił, a do tego poznał go, zagadał i... dlaczego? Dlaczego w ogóle to robił?

- Ach, i tak naprawdę nazywam się Taehyung, nie Tae. Chociaż jeśli wolisz to drugie, nie będę ci bronił - dodał brunet, odsuwając się od Parka. A raczej odsuwając skołowanego Parka od siebie. - Co u ciebie?

Co u niego? Co miał na to odpowiedzieć? Że wszystko po staremu? Że dalej jest straszną beksą? Że poszedł za jego radą i wszystko się zjebało? Mieli wtedy po sześć lat, przecież tyle się zmieniło!

- Ja, um, ja... - zaczął, ale zaraz sfrustrował się własną niekompetentną odpowiedzią. Myśl, że jeszcze kilka minut temu był tak cholernie napalony na znajomego z dzieciństwa, wcale nie pomagała mu w odpowiednim dobieraniu słów. - No, wiesz, jakoś się toczy.

Taehyung zaśmiał się, klepiąc Jimina po plecach. Ruszył nagle przed siebie, łapiąc Parka pod ramię, przez co blondyn niemal wywinął orła.

- Gdzie idziemy?

- Przejść się - odparł jakby nigdy nic, a Jimina zalała kolejna fala sprzecznych uczuć. - Chyba nie chcesz się kisić na tej imprezie? Już jakąś godzinę temu spisałem ją na straty, ale nie chciałem wyjść bez ciebie.

Czyli go obserwował? Przecież Jimin wyginał się na parkiecie niczym striptizer, co za wstyd. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Taehyung poznał go w tym tłumie.

A co, jeśli chciał go porwać? Jimin właśnie wyszedł za nim z posesji jak wierny piesek, a przecież nie mógł być pewien, jakie chłopak miał zamiary. W wieku sześciu lat może i był miłym chłopcem, ale teraz mogło być kompletnie na odwrót. Zresztą, jego outfit nie przemawiał za tym, jakoby Tae wiódł spokojny, ułożony żywot.

- Co tutaj robisz w ogóle? Myślałem, że mieszkasz w Bostonie - zagaił w końcu, próbując uciszyć natrętne myśli.

- Mieszkam, ale od kiedy rzuciłem szkołę, często podróżuję. Mam zespół. Nieduży, ale nasz ostatni album odniósł spory sukces. Przyjechałem tutaj do naszego gitarzysty - wyjaśnił.

- Och, to... to chyba fajnie? - wydukał Jimin. 

Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Ale nie mógł zaprzeczyć - Tae wyglądał, jak rasowa gwiazda rocka.

- Tak, jest fajnie. Z miesiąca na miesiąc mamy coraz więcej fanów, może kiedyś będę w stanie się z tego utrzymać - brunet zaśmiał się cicho, podnosząc wzrok na rozgwieżdżone niebo. Wyglądał, jakby na chwilę odpłynął gdzieś myślami, ale zaraz wrócił na ziemię, zatrzymując Jimina w miejscu. Patrzył na niego, jakby przypomniał sobie nagle o czymś ważnym, a dziwne iskierki tańczyły w jego oczach, przez co Jimin nie mógł ani na chwilę oderwać od nich własnego spojrzenia. - Właśnie! Skończyłeś teraz szkołę, prawda?

- Tak - odparł prawie że mechanicznie. Czuł się, jak zahipnotyzowany, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało.

Aż do chwili, w której usłyszał kolejne zdanie z ust Kima.

- Pojedź z nami w trasę.

Cisza, która zapadła między nimi, piszczała Jiminowi w uszach. Próbował zrozumieć sens słów wyższego chłopaka, w którego oczy wciąż się wpatrywał. Nie widział w nich rozbawienia, politowania, czy czegokolwiek innego oprócz czystej ekscytacji. Nie robił sobie z niego żartów, a jednak Jimin miał wrażenie, że to, co usłyszał, nie mogło być prawdziwe.

- Nie daj się prosić, Jimin. Miejsce w vanie się znajdzie, w planie mamy samodzielne koncerty, jak i występy na kilku festiwalach w całym kraju. Są wakacje, lato, to najlepszy moment na taką wycieczkę! - Taehyung przekonywał go dalej.

- A-ale, ja... moja mama... - mruknął, ale Kim nie pozwolił mu dokończyć.

- Posłuchałeś wtedy mojej rady?

- Tak - odparł niepewnie Park.

- To posłuchaj i teraz. Szalej. Nikt nie zrobi tego za ciebie.

Kim uśmiechnął się, znowu obejmując Jimina i przysuwając go do siebie. Czuł małe dłonie, które oparły się na jego piersi i doskonale widział śliczne, zarumienione policzki. Był pewien, że pijany chłopak na szybko kalkulował teraz wszystkie za i przeciw, więc postanowił wykorzystać swojego ostatniego asa.

Pochylił się i delikatnie cmoknął zarumienioną skórę Jimina, uśmiechając się przy tym. Jego usta zostawiły mokry ślad w miejscu, w którym spotkały się z policzkiem drugiego chłopaka.

- To jak będzie? - zapytał jeszcze raz.

Jimin przełknął głośno ślinę, wciąż wpatrując się w chłopaka, który jako jedyny go kiedyś docenił. Wziął głębszy oddech i, wciąż czując ślad pocałunku na swoim policzku, uśmiechnął się nieśmiało.

- Okej, zgadzam się. 





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro