Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Noc.

Na miejscu Castiel zobaczył wysoki budynek, stanął na przeciwko drzwi i wyprostował się aby spojrzeć na samą górę. Z podziwiania jego wielkości wyrwał go Dean klepiąc go po plecach. Wzrygnął się i pomaszerował dalej nie chętnie za trzema łowcami.
Weszli do windy. Cas z filmów które zobaczył wiedział, że winda to idealne miejsce dla obściskujących się par. Przesunął się bardziej w prawo. Jeszcze bardziej. Jeszcze jeden kroczek. Centymetr dalej. Po paru dodatkowych milemtrach znalazł się pomiędzy Deanem i Jennifer. Miał ochotę jeszcze ich odepchnąć tak żeby każdy dotykał przeciwległej ściany. Sam nie zwracał na niego uwagi, był zajęty przegrzebywaniem swojej torby.

- Dean nie widziałeś mojego laptopa?

- Em.. chyba spakowałem go przez przypadek do swojej. Chwila sprawdzę- zaczął przeszukiwać zawartość- Jest tam. Czegoś mi tu brakuje.
Cas na te słowa złapał się gwałtownie z boku sowojego płaszcza.
- Nie widzę jednej mojej koszulki.

- Jesteś pewien, że ją pakowałes? Może została w motelu?- spytał Sam.

- Na pewno nie. Przed wyjściem sprawdzałem czy coś nie zostało.

Anioł stał w bezruchu. Kiedy sobie przypomniał, że pod płaszczem wciśniętą w jedną wewnętrzną kieszeń ma bluzkę Deana, zaczął bać się, że wypadnie.
I chyba wszyscy wiedzą co się stanie.
Na jego nieszczęście winda zatrząsła się (przed czym ostrzegała ich Jennnifer zanim tam weszli) i jak na złość zguba Deana znalazła się na ziemi.

- Cas co moja koszulka robiła pod twoim płaczem?

- Ja.. ten.. no...- biedny anioł, nie potrafił sklecić żadnego zdania. Zarumienił się patrząc w podłogę. Bał się spojrzeć w oczy starszego łowcy. Jego moce były dość osłabione przez co nie potrafił szybko zniknąć co chciał zrobić by uniknąć odpowiadania na pytanie.

- Dobra, daj mu spokój- powiedziała dziewczyna.

Cas w głębi siebie dziękował jej za uratowanie go z tak krępującej sytuacji.

*DING*

- To tutaj. Wysiadamy.

Castiel prawie wybiegł na korytarz, szedł pierwszy unikając starszego łowcy.

- Cas stój. Drzwi na lewo.

Anioł zatrzymał się i poczekał na resztę. Jennifer kluczami otworzyła mieszkanie, a ich oczom ukazał przedpokój. Zostawili tam swoje rzeczy. Dean zachwycał się dużym telewizorem w salonie, a później jak to na Deana przystało kuchnią.
Sam powędrował za dziewczyną w celu pomocy, ponieważ Jennifer obiecała im zrobić obiad.
Castiel przyglądał się wszystkiemu. Bał się, że znajdzie gdzieś zdjęcie Deana.
Stanął przed jedną z komód z przekręconą głową nierozumnego szczeniaczka. Ujrzał tam zdjęcie, jednak nie osoby o której myślał. Była to fotografia nawet trzech. Jennifer, jakiś wysoki mężczyzna i mały chłopiec.
Nie wiedział czy to grzecznie tak wypytywać się. Jednak jego ciekawość zwyciężyła.
- Jennifer kto jest na tym zdjęciu?

Dziewczyna wybiegła z kuchni.
- Em.. to jest mój mąż Johnny i syn Dylan...

Dean zakrztusił się własną śliną.
- To ty masz męża i syna?

- Miałam.

Nastała niezręczna cisza.

- Jeśli nie chcesz o tym mówić nie będziemy Cię tym zadręczać- powiedział Sam.

- Nie będę tego przed wami ukrywać. Jesteście łowcami, zrozumiecie mnie.
Nasze życie jest pełne adrenaliny, polowań, cierpień i poświęceń. Kiedy poznałam Johnnego byłam gotowa to porzucić. Cały mój sprzęt zamknęłam w metalowej skrzyni. Chciałam zapomnieć o dawnej pracy. Potem urodził się Dylan... kiedy miał 4 lata pojechaliśmy sobie autem jak normalna rodzina na piknik. Weszłam tylko na chwilę do sklepu żeby dokupić plastikowe kubeczki. Po wyjściu zobaczyłam tylko jak przez ułamek sekundy wiedźma którą myślałam, że zalatwiłam razem z innymi dawno temu wrzuciła worek złego uroku przez otwarte okno do auta, po czym zniknęła, a auto stanęło w płomieniach i wybuchło niczym wulkan. Biegłam w tamtą stronę wiedząc, że i tak nie dam rady ich uratować. Ludzie zebrani wokół zaczęli mnie odciągać do tyłu. Myślałam wtedy, że to ja powinnam być tym aucie. To była wszystko moja wina...

Łzy zaczęły jej spływać po policzkach.
Dean podszedł i objął ją, Sam podał chusteczki i dodał:
- Nie możesz się za to obwiniać. To wcale nie była twoja wina.

Cas wiedział, że musi coś powiedzieć. Nie przepadał za tą dziewczyną, ale nie mógł patrzeć na jej cierpienie, które przypominało mu Winchesterów po stracie bliskich osób.

- Na pewno są w niebie Jennifer. Zobaczysz ich kiedy przyjdzie na Ciebie czas. Puki co nie możesz winić za to siebie. Musisz żyć dalej.

- Dziękuję wam- powiedziała wydmuchując nos- Nie chciałam stworzyć teraz takiej smutnej atmosfery.

- Nic się nie stało. My też straciliśmy wiele bliskich osób- powiedział Dean z lekkim uśmiechem próbując rozweselić Jen.

- Dobrze. Trzeba się pozbierać do kupy. Jakieś życzenia co do posiłku?

- Cas ostatnio mówił o naleśnikach. Kupiliśmy niedawno składanki.

- Ok. Da się zrobić.

***********
Kiedy już przygotowali cisto Sam wylał go trochę aby pokryć część patelni. Kiedy naleśnik uformował się i zaczynał już powoli przypiekać Dean chwycił za rączkę patelni krzycząc:
- A teraz uwaga, będzie rzut!

Jednym ruchem ręki wybił naleśnik do góry prawie pod sam sufit w celu obrucenia go na drugą stronę.

- Ups- powiedział powstrzymując się od śmiechu.

Naleśnik wylądował na głowie Castiela.

- Dean jak Ty strzelasz jak nawet nie umiesz trafić ciastem na patelnię?- zaśmiał się Sam.

Anioł stał tak dalej. Jednak coś oprócz jedzenia pojawiło się na jego twarzy. Uśmiech.

- Widzisz Cas teraz jesteś apetyczny- powiedział Dean, na co jego przyjaciel zarumienił się.

Jennifer podeszła do niego, ściągnęła naleśnik z jego głowy i machnęła nim w kierunku kosza na śmieci.

- Co Ty robisz!- krzyknął satarszy łowca.

- Wyrzucam. Chyba nie zamierzasz tego jeść?

- Przecież nie spadło na podłogę. Głowa Casa jest raczej czysta.

- Dean Ty zjesz wszystko- powiedział jego brat trzymając rękę na czole.

- Rób z nim co chcesz, ale ja na to nie patrzę.

Potem przyszła kolej na anioła.

- Jak to mam podrzucić? Nie chcę znów oberwać.

Dean stanął obok niego chwytając rączkę patelni w miejscu gdzie była ręka Casa na co ten się ponownie zarumienił.
Był to taki ludzki odruch, który zagościł na jego twarzy.

- Trzymaj mocno i podrzuć do góry. O tak.

Z pomocą łowcy udało mu się sprawnie wykonać tę czynność. Następne naleśniki również on obracał. Już bez niczyjej pomocy. Cieszył jak małe dziecko.

Po skończonym posiłku poszli się rozpakować.

- To tak.. są tu trzy miesca do spania, ja zajmuję jedno. Jest to jednoosobowe łóżko, które niegdyś należało do mojego syna. Tak wiem to brzmi dziwnie, ale po ich śmierci zamieniłam je ponieważ nie było mi potrzebne takie duże, które dzieliłam z Johnnym.

- Ja mogę spać na kanapie- powiedział Sam.

- Tak, kanapa jest jednym z tych miejsc. Więc dla was dwóch zotaje podwójne łóżko.

- Ja z nim? Razem?- zapytał Dean.

- Ja nie potrzebuje snu.

- Przestań udawać Cas. Wszyscy dobrze wiemy, że z twoją łaską coś się dzieje i zaczynasz nabierać coraz więcej ludzkich cech- powiedział Sam- Po za tym ostatnio widziałem jak ziewasz.

- Może masz rację- był trochę zszokowany jak młodszy Winchester domyślił się tego. Zaczął bać się, że może dostrzegł również jego uczucia jakimi darzy Deana.

Każdy poszedł w swoje miejsce gdzie mieli spędzić noc. Cas usiadł na łóżku, a Dean zaczął wyjmować parę rzeczy z torby.

- Cas zmierzasz w tym spać?- zapytał Dean patrząc na jego płaszcz.

- Nie mam innych ubrań.

- Znajdę coś dla Ciebie. Może ta koszulka którą już wcześniej sobie upatrzyłeś?

- Dean ja wtedy tylko...

- Nie tłumacz się. Nie obchodzi mnie to. Masz- powiedział rzucając ubranie- jeszcze spodnie- dodał i podał aniołowi dresy i zajął się dalszym rozpakowywaniem.

Cas nie mówiąc nic zaczął ściągać płaszcz, marynarkę, a potem koszule oraz spodnie i buty. Kiedy Dean się obrócił.. było już za późno. Castiel stał w samych bokserkach i skarpetach. Czasami stawał się nierozumny jak małe dziecko.

- Cas wiesz, że mogłeś wyjść. Z reguły nie rozbiera się przy kimś.

- Nawet jeśli to przyjaciel?

- Tak. Nie jesteśmy jakąś parą.

Cas poczuł jakby jego serce zaczynało się kruszyć. Wiedział, że to go bardziej oddala od Deana. Jednak przecierz on nie wiedział co skrywa.
Postanowił, że pozostawi to bez komentarza. Ubrał się w te jakże pachnące Deanem ciuchy. Przynajmniej to poprawiło mu chumor. Poszedł do salonu gdzie siedział Sam prawie z głową w torbie szukającego szczoteczki i Jennifer ktora niosła dla niego koc i poduszkę.

- Jak wyglądam?- zapytał anioł z lekkim usmiechem.
Dopiero wtedy młodszy Winchester podniósł głowę i zobaczył co się dzieje.

- Ładnie Cas- powiedziała Jen z miną jakby nie widziała sensu tego pytania.

- Cas nigdy się nie przebiera. Zazwyczaj wygląda tak samo. Płaszcz, marynarka i reszta- oświecił ją Sammy.

- A już rozumiem. Stąd to zadowolenie na twojej twarzy.

To raczej było spowodowane tym, że ma na sobie coś od Deana co sam mu podarował.

**************
Resztę wieczoru spędzili na oglądaniu filmu. Oglądali horror "To" który wybrał Dean, ponieważ jest o klaunie który porywa dzieci. Wiedział, że jego brat panicznie się ich boi, dlatego wmówił mu, że przecież za takim tytułem nie może kryć się nic strasznego. Sam siedział z poduszką przed twarzą i kolanani pod brodą. Były momenty w których podskakiwał ze strachu i wtedy można było usłyszeć ciche śmiechy ze strony pozostałych oglądających. Jednak wytrzymał do końca, co później uważał za swój sukces i obiecał Deanowi, że kiedyś zabierze go w podróż SAMOLOTEM, na co ten wstał przechylając się nad Casem, który siedział między nimi walnął brata poduszką.

- A więc bawisz się jak małe dziecko. A masz!- krzyknął Sam oddając uderzenie.

W tym czasie Jen przesuneła stolik z dala od nich. Cas gapił się na braci i nie zauważył kiedy dziewczyna wróciła na kanape z kolejną poduszką którą dostał w głowę.

- Czym mam się bronić?- zapytał wiedząc, że anielskie moce się tu nie przydadzą.

- Znajdź broń "poduszkę"- powiedziała.

Spadł na podłogę gdzie znalazł to czego szukał. Kiedy już miał po to sięgnąć na ziemię zeskoczył Dean.

- To chcesz?- powiedział kiedy wymachiwał mu tym przed twarzą.

- Dawaj!- krzyknął stojąc i przebierając rękami jak mały kotek.

W tym momencie poczuł uderzenie i miękkość która trafiła w jego plecy. Siła wyrzuciła go do przodu przez co przewrócił się na Deana i razem z nim na kanapę. Za nimi stał Sam pękający ze śmiechu. Anioł wpatrywał się w przepiękne przepełnione zielenią oczy. Kiedy już chciał zrobić ten pierwszy krok i przesunąć się bliżej do ust Deana poczuł, że coś to znaczy ktoś ciągnie go za koszulkę i rękę.

- Wstawaj stary- powiedział młodszy Winchester.

Jennifer pomogła wstać Deanowi, który nic nie mówił tylko gapił się na swojego przyjaciela. Nie wiedział co się przed chwilą stało.
Zmęczeni bitwą na miarę tej pod Grunwaldem poszli do łóżek.

Cas położył się z samego brzegu będąc lekko zawstydzonym poprzednią sytuacją. Był już gotowy zaryzykować, a teraz bał się spojrzeć na Deana.

Ciszę przerwał właśnie ten drugi:
- Cassie śpisz?

- Nie. Wiesz, że nie muszę.

- Ja myślę, że czasami potrzebujesz więcej rzeczy niż Ci się zdaje.

Na te słowa Cas odwrócił się i spojrzał na niego.

- Co masz na myśli?

- Może po prostu coś Cię dręczy, albo czegoś szukasz i potrzebujesz. Nie wiem dlaczego nabierasz coraz więcej ludzkich cech. Nie przeszkadza mi to. Może dzięki temu zrozumiesz nasze niektóre problemy. Na przykład sen. Wyglądasz na zmęczonego.

- Czasami próbuje zasnąć, jednak nie umiem, przez co bardziej się męczę.

- Spróbuję Ci w tym pomóc- powiedział Dean.
Wyciągnął jedną rękę i przyciągnął do siebie anioła, na co ten lekko się wdrygnął i przeszedł po nim dreszcz. Przysunął się i położył głowę na deanowej klatce piersiowej. Wsłuchał się w jego bicie serca.

- Może teraz spróbuj zasnąć.

- Dobrze Deaaaan- powiedział ziewając.

Od dłuższego czasu nie czuł się tak dobrze. Nie przejmował się niczym. Uspokoił się i myślał tylko o tym, że ma przy sobie Deana.
Zasnął.

Takie trochę dłuższe.
Wiem, że ta zamiana łóżek przez Jennifer brzmi dziwnie i głupio, ale trzeba było jakoś wpakować Casa i Deana razem do łóżka (jakkolwiek to brzmi xd ).
Mam nadzieję, że się spodoba, jeśli tak to zapraszam do pozostawienia gwiazdki lub komentarza (albo obu XD ), abym mogła o tym wiedzieć.
Miłego dnia/wieczorku (zależy kiedy to czytacie)
:) *.* 😘♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro