Daddy's Sonny/Destiel
Od powrotu Castiela do świata żywych minęło już kilka tygodni. Naturalnie, najbardziej z tego powodu cieszył się Dean. W końcu zaczął żyć pełnią życia, a Sam coraz częściej mógł zobaczyć uśmiech na jego twarzy.
Nie inaczej było z Jackiem, który na równi z Deanem, o ile nie bardziej, radował się z powrotu swojego opiekuna. Dużo z nim przebywał, próbując nadrobić stracony czas. Traktował anioła jak swojego ojca, a dla samego Castiela był niczym biologiczny syn.
Każdego wieczoru, o ile nie byli na polowaniu, we dwoje siadali przy kuchennym stole, z dala od Winchesterów, którym obca była ich więź.
Tego wieczoru jak zwykle siedzieli i rozmawiali o wszystkim i o niczym. Jack wyglądał na wyjątkowo zmieszanego.
- Coś się stało? - Cas w końcu zauważył, że coś jest nie tak.
- Tak... Nie, nic. Po prostu... - Jack zaczął niepewnie - Przypomniała mi się pewna wymiana zdań, o ile nie kłótnia. Z Deanem.
- Z Deanem? Przecież widzę, że dobrze się dogadujecie. W czym problem?
- To było jeszcze zanim... Ożyłeś. Dean był wtedy bardzo smutny, zły... - Jack zmarszczył brwi, niepewny, co powinien powiedzieć - I był na mnie trochę zdenerwowany...
- Co powiedział? - Castiel przerwał mu, lekko zaniepokojony.
Jack spojrzał mu w oczy.
- Powiedział, że jeśli będzie trzeba, to własnoręcznie mnie zabije.
Anioł zamarł.
- Wiesz, on wtedy nie był sobą. Nie zabiłby cię, zresztą, pewnie nie wiedziałby jak. - Cas zaczął pocieszać nefilima, ale w myślach już przygotowywał reprymendę dla tego durnego łowcy.
***
Dean Winchester wyszedł z łazienki, ubrany w sam szlafrok i ruszył do swojego pokoju. Niedawno wrócił z polowania z Samem i marzył o położeniu się do łóżka. Z drugiej strony, martwiła go świadomość, że przez cały dzień nigdzie nie widział swojego pierzastego przyjaciela. Nie wyszedł im na powitanie, kiedy cali i zdrowi wrócili z polowania na wampiry.
Oczywiście, nie żeby tego oczekiwał, powiedział sobie w duchu. Nikt przecież nie oczekiwał, że Anioł Pański będzie piekł mu ciasto w nagrodę. Ale musiał przyznać, była to kusząca perspektywa.
Wszedł do pokoju. Serce prawie mu stanęło, gdy zobaczył obiekt swoich myśli, który siedział rozparty w fotelu i wpatrywał się prosto w niego.
- Cholera jasna, Cas! Ile razy ci mówiłem, żebyś przestał pojawiać się znienacka!
Anioł przekrzywił głowę i spojrzał na niego.
- Ale ja nie pojawiłem się znienacka... Siedzę tu już od dobrej godziny...
Dean odwrócił się do niego plecami, podszedł do szafy i zaczął szukać w niej ubrania do spania.
- A właściwie po co tutaj siedzisz?
Castiel zdążył wstać i bezszelestnie podejść do łowcy. Winchester odwrócił się i stanął twarzą w twarz z niezwykle przystojnym, niebieskookim mężczyzną. To wcale nie było miłe. No dobra, może było miłe, ale na pewno rozpraszające.
- Dowiedziałem się dzisiaj ciekawej rzeczy. Wiesz, zabawna sprawa, bo Jack powiedział, że groziłeś mu śmiercią. To prawda?
Dean przełknął ślinę. Zaczął się denerwować.
- Nooo, to prawda. Ale dzieciak mnie wtedy nieźle wkurzył.
- No właśnie: dzieciak! Jak mogłeś mu to powiedzieć? Przecież to dziecko! Bardzo wziął to sobie do serca!
- Cas. Cas! Nie denerwuj się. Dobrze wiesz, że nigdy bym go nie skrzywdził. Prędzej on skrzywdziłby mnie! - spróbował zażartować, ale przyjaciel wpatrywał się w niego ze śmiertelną powagą - To był ciężki czas, dobra? Nie wiedziałem co mówię. Sam wiesz, straciliśmy mamę. No i ciebie.
- Więc twierdzisz, że moja śmierć miała na ciebie taki wpływ? - wydawało się to niemożliwe, ale Castiel zbliżył się jeszcze bardziej. Deanowi zrobiło się gorąco.
Anioł położył rękę na policzku łowcy. Uśmiechnął się swoim najpiękniejszym uśmiechem. Serce łowcy zabiło jeszcze mocniej.
- Wiesz, to całkiem... Miłe. Że tęskniłeś.
W tym momencie cofnął dłoń i z całej swojej anielskiej siły wymierzył policzek niczemu nie spodziewającemu się blondynowi.
- Ale jeśli jeszcze raz powiesz coś takiego mojemu synowi, to pogadamy sobie inaczej! - warknął, po czym wyszedł z pokoju.
Dean podszedł do lustra. Wyglądało na to, że Cas zostawił mu kolejny odcisk swojej dłoni, tym razem na twarzy.
Winchester uśmiechnął się pod nosem. Ten anioł jednak umiał nieźle przyłożyć. A jaki był przy tym cholernie seksowny!
Pisałam na telefonie, więc mogą być błędy spowodowane moim automatycznym słownikiem.
Kolejne 'coś' powstało. Dosłownie przed chwilą, miałam napad weny. Widzę, że ktoś tu zagląda. Podoba Ci się? Proszę, zostaw coś po sobie! Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego dla początkującego twórcy 😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro