Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

63. Willa

Monic zerknęła na Dean'a, który jest wpatrzony w drogę przed nimi.

-Wiec gdzie jedziemy? 

-Na rozdroże, tam najłatwiej będzie nam złapać jakiegoś czarnookiego dupka.

Po półgodzinnej jeździe dojechali na rozdroże. Dean zaparkował Impale na poboczu po czym oboje wysiedli i otworzyli bagażnik by wszystko przygotować.

Granatowowłosa podniosła się z klęczek trzymając pustą już puszkę po farbie gdy skończyła rysować bardzo dużą pułapkę na demony i odrzuciła ją na bok. Dean zakopał po środku rozdroża pudełko by przyzwać demona, oczywiście był ostrożny by nie uszkodzić pułapki.

-No dobra, przygotuj się zaraz powinien się pojawić.- blondyn powiedział do Monic, która wyjęła broń spod płaszcza i skinęła głową że jest przygotowana. 

Rozejrzeli się czekając aż demon się pojawi, ale nic takiego nie nastąpiło. Odczekali w ciszy jeszcze chwile, ale mimo to nic się nie stało.

-Jesteś pewny że dobrze to zrobiłeś?- zapytała granatowowłosa wskazują miejsce zakopanego pudełka.

-Tak, powinno zadziałać. Czemu się nie pojawił?

-Może to rozdroże jest nieczynne.

-Nieczynne? A od kiedy to możliwe?- Monic wzruszyła ramionami w odpowiedzi.

-Może spróbujmy na innym.- zaproponowała granatowowłosa, Dean zgodził się na to.

Pojechali na inne rozdroże, przygotowali wszytko tak jak na poprzednim i czekali aż demon się pojawi. Ale i tym razem zawiedli się bo demon nie zjawił się.

-Nie rozumiem. O co chodzi? Przecież sprawdzałem zaklęcie, powinno zadziałać.- powiedział zirytowany blondyn. Spojrzał na Monic, która stoi w ciszy i patrzy w stronę lasu jakby coś tam widziała.- Hej, wszystko gra? Milczysz.

Kobieta przeniosła szybko swój wzrok na niego, on nie mógł tego zobaczyć, a jeśli mu powie będzie chciał pozbyć się ogona, który może im się jeszcze przydać. 

-Crowley.- powiedziała zdawkowo, a blondyn spojrzała na nią wyczekująco by kontynuowała. 

-Co Crowley?

-Jest w końcu królem Piekła, ma kontrole nad demonami. Spodziewał się że będziemy próbować.

-Wiec chcesz powiedzieć, że odwołał je tylko po to byś nie mogła się uleczyć. Czyli że chce byś umarła?

-Niekoniecznie, liczy że przyjdę do niego i poproszę go o pomoc. Już wcześniej tak robił, zawsze jest o krok do przodu. Ale to nie znaczy że nie mam asa w rękawie.- granatowowłosa kopnęła sfrustrowana kamyk. 

-Co teraz? Na prawdę pójdziesz do niego?- zapytał blondyn. Monic milczała zastanawiając się aż coś przyszło jej do głowy.

-Nie muszę. Ostrzegł demony, które są pod jego władzą.

-No tak, ale co to nam pomaga?

-Że trzeba znaleźć demona, który mu nie służy, który jest jego przeciwnikiem, wrogiem. A ja znam takiego.

~~~~

Dean zatrzymał się na stacji paliw by zatankować swoją dziecinkę i poszedł kupić jakieś przekąski na drogę. Monic została w samochodzie czekając aż wróci. Zaczęła bawić się telefonem w dłoni i zastanawiała się czy uda im się wrócić zanim Sam się obudzi. Ale wątpiła w to ponieważ czeka ich prawie czterogodzinna podróż by dotrzeć na miejsce, a powrót będzie trwał tyle samo. 

Z rozmyślań wyrwał ją starszy Winchester, który wsiadł do samochodu.

- Mam dla ciebie żelki, twoje ulubione.- blondyn wyciągnął w jej stronę paczkę słodkich smakołyków.

-Nie mam ochoty.

-Serio? Jak wolisz.- odrzucił paczkę na tylne siedzenie, a drugą z suszonym bekonem otworzył i włożył jeden pasek mięsa do ust. Odpalił silnik i ruszyli z stacji.- Tak w ogó...le to co to za ty...pek?- przełknął przekąskę, a następnie włożył do ust kolejne. Monic pokręciła pobłażliwie głową obserwując jak blondyn zajada się bez jakichkolwiek manier.

-Nazywa się Malakit, podpadł Crowley'owi i to bardzo.Chciał zrzucić go z tronu, knuł, spiskował i takie tam. Crowley wysłał mnie bym się go pozbyła, gdy byłam pod wpływem demonicznej krwi, a jako że nie lubiłam gdy mną rządził i szukałam każdej możliwości by zajść mu za skórę, nie zrobiłam tego. Oczywiście powiedziałam mu że go zabiłam, ale tak naprawdę pomogłam mu się ukryć. I teraz wychodzi na to że dobrze że tak zrobiłam.

-Faktycznie. A gdzie się znajduje?

-Las w Blue Springs. Całkowite zadupie.

-Mieszka w chatce w środku lasu? 

-Nie powiedziałabym że to jest "chatka".

-No dobra. Wpadamy mu do chaty i łapiemy w kajdanki byś mogła zjeść go sobie na kolacje, łatwizna.

-Tyle, że mam inny pomysł. To nie pierwszy lepszy demon. Z nim może wcale łatwo nie pójść.

~~~~

Blue Springs, sześć godziny później

Dean zatrzymał Impale gdy piaszczysta droga w środku lasu, w którą wjechali z głównej drogi się skończyła. Mieli dojechać tu w ciągu czterech godzin, ale trochę pobłądzili bo las wygląda jak każdy inny i Monic miała kłopot z rozpoznaniem drogi. Blondyn zgasił silnik i rozejrzał się. Słońce prawie zaszło co dało wyjątkowy urok lasowi, a zwłaszcza padające promienie miedzy drzewami, które są jedynym źródłem światła.

-Jesteś pewna że w właściwe miejsce dojechaliśmy? Widzę same drzewa i jesteśmy daleko od jakiejkolwiek cywilizacji, a tak zwykle zaczynają się horrory.- blondyn spojrzał na Monic.

-Ale to zawsze są pary wiec nic nam nie grozi. Teraz musimy podejść kawałek na piechotę wiec ruszaj tyłek.- granatowowłosa wysiadła z samochodu.

-W horrorach też tak mówią.- powiedział do siebie blondyn po czym wysiadł i otworzył bagażnik by wyjąć torbę. Podszedł do czekającej Monic i w ciszy ruszyli w kierunku, który wskazała kobieta.

Przeszli kilka minut przedzierając się przez zarośla i drzewa szli w ciszy gdy niespodziewanie telefon Monic zaczął wibrować. Zatrzymała się i sięgnęła do kieszeni by sprawdzić kto dzwoni. 

-Kto to?- Dean podszedł do niej i zajrzał przez jej ramie.- Sam? Miał przecież spać.

-Tak, ale zajęło nam dojechanie tu znacznie dłużej niż powinno.

-To ty pomyliłaś drogi.

-Co ja poradzę że drzewa są do siebie tak bardzo podobne, a ty lepszy nie byłeś. Mówiłeś jedzmy dalej, jedzmy zamiast zawrócić gdy mówiłam że to może wcale nie jest ta droga, ale po co było mnie słuchać.

-Nie ważne, odbierz.

Monic odebrała połączenie i włączyła od razu na głośno mówiący.

-Zanim zaczniesz krzyczeć, jesteś na głośniku, a my w środku lasu wiec nie zdradź naszego położenia.- powiedziała szybko granatowowłosa zanim długowłosy się odezwał.

-Jak to w środku lasu? Co wy tam robicie?- zapytał Sam z o dziwo spokojnym i jeszcze nadal zaspanym trochę głosem. 

-Polujemy na demona.- powiedział Dean.

-Co?!

-Ciszej Sam. Napisałam ci notatkę.

-Jaką notatkę?

-Położyłam ją w naszym pokoju na komodzie. Nie zauważyłeś jej?

-Oh, faktycznie, nie zauważyłem. Ale tu nic nie pisze o lesie.

-Tak bo sytuacja się trochę zmieniła.- powiedział Dean.

-Gdzie jesteście to przyjadę i pomogę.

-Nie ma mowy i tak jest za daleko, musisz odpoczywać.- rozkazał blondyn.

-Z myślą że ryzykujecie własne życie wcale łatwo nie jest odpocząć. Proszę uważajcie na siebie i macie wrócić cali.

-Nie martw się braciszku, damy sobie rade.- powiedział pewnie z lekkim uśmiechem Dean choć Sam nie mógł tego zobaczyć.

-Wieże Dean, dasz nam chwile?

Blondyn przytaknął i odsunął się. Monic przełączyła z głośnomówiącego i przyłożyła sobie telefon do ucha. 

-Monic... wolałbym być przy tobie kiedy to zrobisz. Nie chce by znów tamto się powtórzyło. 

-Rozumiem twoje obawy, szczerze to sama się boje. Ale nie jestem sama wiec powinno się udać. Przepraszam że do tego dopuściłam, nie chciałam cie zawieść. Po prostu chciałam... postąpić słusznie. Wiesz ratować ludzi jak ty i Dean to robicie.

-Ty też ratujesz ludzi i nie potrzebujesz do tego tych zdolności. I wcale mnie nie zawiodłaś. Chce żebyś pamiętała że zawsze będę z tobą, kocham cie.

-Ja ciebie też. Musze kończyć, Dean już się niecierpliwi.- Monic spojrzała na blondyna, który zaczął kręcić się jak niesforne dziecko. Pożegnała się z Sam'em i rozłączyli się.

-Już?- podszedł blondyn zauważając że Monic nie rozmawia już przez telefon.- Nie widzieliście się tylko kilka godzin, a nie potraficie bez siebie przeżyć chociaż tyle.

-A co jesteś zazdrosny?- zapytała z uśmieszkiem granatowowłosa. I oboje zaczęli iść przed siebie.

-Nie, ciesze się że jesteście razem, ale czasem wasze zachowanie mnie irytuje.

-Twoje zachowanie też nie zawsze jest znośne.- Monic posłała blondynowi złośliwy uśmiech na co on przewrócił oczami ukrywając swoje rozbawienie i o dziwo rozczulenie tym dwojgiem. Co jak co, ale patrząc na nich, jak są szczęśliwy sam też odczuwa szczęście. W końcu jego braciszek ma kogoś, zasługuje na miłość, a życie wcale dobre dla niego nie było. Wycierpiał się, ale Dean wierzy że tym razem będzie inaczej. Monic też wiele straciła, w tym są do siebie podobni i oboje są dobrymi osobami, które spotkało wile zła, wiec należy im się coś dobrego. I dopilnuje by tak było.

-Dean? Ziemia do blondasa.- granatowowłosa pomachała ręką przed twarzą Dean'a marszcząc brwi.

-Co?- zapytał starając sobie przypomnieć czy coś do niego mówiła.

-Powiedziałam że jesteśmy na miejscu.- weszła w krzaki przed nimi i zniknęła. Dean poszedł w jej ślady i wtedy zobaczył dużą posesje z wykoszoną trawą, ogrodem i willą, która robi naprawdę duże wrażenie. 

-I to jest ta niby chatka? Powiedziałbym raczej że to mniejsza wersja pałacu.

-W środku jest jeszcze lepiej. Dean skup się.- szturchnęła starszego Winchester'a by ten przestał wpatrywać się w budynek.- Omówmy jeszcze raz plan.

-Ty odciągasz jego uwagę rozmową, ja zakradam się od tyłu i razem łapiemy drania. Łatwizna. Co może się nie udać?

-Bardzo dużo. Jeśli cie nakryje będzie po nas, a ja nie mogę ryzykować używania swoich mocy, to pogorszy mój stan i...

-Wiem, będę ostrożny. Damy rade. Jesteś ze mną?

-Tak jestem.

-No i super. Idziemy.- poklepał Monic po ramieniu i ruszyli w stronę willi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro