57. Nieznośna rodzinka
Na posesje wjechał samochód z połyskującym czarnym lakierem jakby dopiero co wyjechał z salonu. Ellie skrzyżowała ręce na piersiach przyglądając się jak z pojazdu wyszedł starszy mężczyzna w białym kapeluszu i drogim garniturze.
-Poznajcie Noah Cassity'ego. 71-letniego miliardera. Właśnie piąty raz się ożenił z 20-letnią modelką bielizny.- wyjaśniła mulatka. Cała trójka zrobiła skwaszone miny wyobrażając sobie ten chory związek. Ta modelka równie dobrze mogła by być jego wnuczką.
Dean odwrócił się do Monic i rozchylił usta wskazując na nie palcem robiąc minę jakby zaraz miał się porzygać. Kobieta zachichotała rozbawiona jego głupią miną.
-Alice to jego najstarsza córka.- starego miliardera przytuliła na powitanie wspomniana kobieta, z samochodu następnie wysiadła blondynka w kremowym futrze wyglądająca jak typowa lalka barbi.- A to Cindy, jest po środku. Kilka lat temu jej singiel był na krajowej liście przebojów, ale zaczęła zaglądać do butelki. Jej ostatni album to składanka kolęd dla psów.
-Czyli jest diabłem.- powiedział Dean.
-Z grubsza. A to Margot, najmłodsza.- z pojazdu jako ostatnia wysiadła dziewczyna w kucyku i również przywitała się z Alice.- Uciekła przed ślubem Alice i Carla. Mieszka w Paryżu.
-Skąd to wszystko wiesz?- zapytała Monic.
-Pracuje tu odkąd skończyłam 13 lat i mam oczy.- wyjaśniła Ellie.- Dziś wieczorem pełna mobilizacja. Wasza dwójka będzie nalewać drinki i podawać obiad.- mulatka wskazała Sam'a i Monic.
-Bawcie się dobrze.- Dean poklepał brata po ramieniu szczęśliwy że nic nie będzie musiał robić, a zwłaszcza spędzać czasu z tą rodzinką.
-Ty Dean zajmiesz się grillem.- dodała Ellie. Czyli nici z wolnego wieczoru Dean'a, choć dla niego pieczenie mięsa nie będzie sprawiało żadnych kłopotów.
~~~~
Sam wziął już drugą butelkę wina i wyszedł z kuchni. Poszedł do jadalni by napełnić kieliszki rodziny Cassity, którzy zaczęli głośno się zachowywać, a zwłaszcza głowa rodziny i rozśpiewana blond córka. Zaczęli wypominać sobie różne rzeczy i wyciągać brudy z przeszłości oraz zaczęli sobie dogryzać nawzajem. Wyszło że najmłodsza z Cassity przespała się z Carlem przed jego ślubem z Alice.
-Zawsze tacy są?- zapytała Monic nakładając sałatkę do miski.
-To zależy, ale przeważnie tak.- odpowiedziała Ellie.-Długo znasz Sam'a i Dean'a?- granatowowłosa zamyśliła się na moment przypominając sobie moment poznania ich. Na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
-Prawie dwa lata. Podróżujemy po kraju i łapiemy robotę jaka nam się trafi.
-Cały czas? Nie macie jakiegoś stałego miejsca?
-Nie, oczywiście że mamy. Taki nasz wspólny kont, jeśli można to tak określić. Jak możesz tu pracować i nie zwariować z takimi ludźmi?
-Kocham te farmę i zwierzęta, a ludzi po prostu ignoruje.
-Monic, możemy porozmawiać?- do kuchni wszedł Sam z dziwną miną, granatowowłosa skinęła głową i razem z szatynem wyszli na werandę gdzie Dean grilluje mięso.
Gdy blondyn ich zauważył przestał piec i podszedł do nich.
-Crowley był tu 10 lat temu i najwyraźniej zawarł umowy.- powiedział Sam.
-A to skurczybyk, skąd to wiesz?- zapytał Dean.
-Podsłuchałem ich rozmowę, ale niestety nie wiem kto postanowił sprzedać dusze.
-To było zanim stał się Królem Piekła. Zbieranie dusz jest teraz poniżej jego godności dlatego nasłał swojego pieska.- powiedziała Monic. Telefon granatowowłosej zaczął wibrować w kieszeni jej spodni. Wyjęła go i odebrała przychodzące połączenie od Kevin'a i ustawiła na głośno mówiący.
-Hej Kevin. Co jest?
-Hej, mam dobre wieści. A przynajmniej tak myślę.- powiedział Kevin po drugiej stronie.
-Bez przechwałek, przejdź do rzeczy.- ponaglił Dean. Monic spojrzała na niego wymownie.
-Wybacz.
-Nie masz za co przepraszać. Mów geniuszu co odkryłeś.
-Znalazłem coś na tabliczce, coś o ogarach. "Zmarłe stworzenie jest widoczne tylko przez przeklętych oraz przez obiekt osmalony świętym ogniem."
-Na przykład krzyżmem?- zapytał Sam.
-Na pewno.
-Możemy użyć okularów.
-W bagażniku wciąż mamy trochę święconej wody. Zajmę się tym. Wy pilnujcie tej zwariowanej rodzinki.- Dean zwrócił się do Sam'a i Monic.- Dobra robota Kevin.
-Prześpij się dzieciaku.- dodała jeszcze Monic zanim rozłączyła się.
~~~~
-Sam spójrz.- granatowowłosa wskazała okno gdzie na zewnątrz stary Cassity i jego najmłodsza córka z bronią w reku idą w stronę lasu.
-Oho ho, staruszek jest pijany i uzbrojony, będzie zabawa.- zakpiła blond włosa kobieta popijając z kieliszka.
-Idziemy.- powiedział Sam i razem z Monic podążyli za tamtą dwójką.
-Proszę poczekać!- krzyknęła Monic gdy już wyszli na zewnątrz.
-Dokąd idziecie?- zapytał Sam gdy udało im się ich dogonić.
-Idę dokąd mam tylko ochotę. Ten wilk, który zabił mojego zięcia to ludojad. Trzeba go zabić.- powiedział twardo stary Cassity idąc razem z córką przed siebie.
-Robimy to dla Carla.- powiedziała Margo.
-Poczekajcie, pójdziemy z wami.- powiedział Sam. Starszy Cassity zatrzymał się i spojrzał na nich.
-Znacie się na polowaniu?
-Coś tam wiemy.
Starszy Cassity spojrzał na swoją córkę by dała Sam'owi swój pistolet. We czwórkę ruszyli w kierunku lasu. Monic wyjęła za paska za pleców swój pistolet. Sam spojrzał na nią z delikatnym uśmieszkiem.
-No co?- zapytała szeptem.
-Zawsze jesteś przygotowana.- powiedział również szeptem.
-Dziwne, że ty nie.
-Nie muszę bo mam ciebie, pani zawsze gotowa na wszystko.- szatyn uśmiechnął się do granatowowłosej, która krótko się zaśmiała.
-Lepiej nie traćmy ich z oczu.- Monic wskazała dwójkę przed nimi poważniejąc. Sam skinął głową.
Weszli razem do lasu.
-Rozdzielmy się.- zaproponował stary Cassity.
-Lepiej nie, to nie jest najlepszy pomysł.- powiedziała Monic by wybić mężczyźnie ten pomysł z głowy.
- Zrobię co mi się podoba.
-Niech pan...- zaczął Sam, ale Monic dalej nie słuchała. Zatrzymała się w miejscu i spojrzała w kierunku krzaków gdzie usłyszała dźwięk łamanej gałęzi.
-Sam. Sam?- powtórzyła gdy nikogo nie usłyszała, odwróciła się i zdała sobie sprawę, że została sama.- Cholera.
Monic ruszyła przed siebie trzymając w gotowości pistolet. Rozglądała się czujnie i obserwowała cicho nawołując Sam'a. Umilkła gdy usłyszała czyjś krzyk pełen bólu. Zaczęła biec w jego kierunku.
-Sam?- szatyn trzymał starszego Cassity'ego za ramie odciągając go od leżących niedaleko zwłok. Monic rozpoznała je, to Margo, najmłodsza z córek.
-Musimy wracać, szybko.
~~~~
Bracia i Monic zaprowadzili całą pozostałą rodzinę Cassity do salonu w ich domu.
-Co to było?- zapytał zrozpaczony i przerażony starszy Cassity.
-Ogar piekielny. Gdy sprzedajesz dusze demonowi to właśnie one przychodzą i wydzierają ją z ciebie.- odpowiedział ostro Dean wyglądając przez okno. Blondyn przyniósł ze sobą okulary dzięki którym mogą teraz zobaczyć ogara, choć Monic nie potrzebuje ich.
-Demonowi?- zapytała blondynka.
Dean zaczął naciskać by się przyznali kto to zrobił. Byli wystraszeni i skołowani tym co się dzieje. Jeden przez drugiego naskakiwał na siebie że to nie oni są winni, nikt nie chciał się przyznać wiec Dean postanowił ich skuć.
-Są uparci, ciężko będzie z nich to wyciągnąć.- powiedziała Monic do Sam'a gdy we dwoje zaczęli rozsypywać proszek śmierci wokół drzwi i okien. Na jakiś czas zatrzyma to ogara przed dostaniem się tu.
-Kim wy jesteście?- zapytała Alice.
-Przyjechaliśmy pomóc.- odpowiedziała Monic gdy skończyła podsypywać proszkiem.
-To raczej nie wygląda na pomoc.- prychnęła pod nosem blondynka.
-Posłuchajcie, gdy ogar się zbliża możecie widzieć i słyszeć różne rzeczy. Będzie wam się wydawało, że halucynacje będą chciały was zabić. Dzięki kajdankom nic sobie nie zrobicie. Gdy ktoś z was będzie świrował, wtedy dowiemy się kto z was robi za karmę dla ogara.- gdy Monic skończyła wyjaśniać rodzinie Cassity podeszła do rozmawiających ze sobą braci.
-Zostańcie i dowiedzcie się kto opylił dusze. Ja pójdę na zwiady. Może uda mi się zabić kundla zanim zaatakuje.- Dean wyciągnął spod kurtki schowany nóż na demony.
-Pójdę z tobą.- powiedział do niego Sam.
-Ja też idę.
-Nie!- bracia powiedzieli i spojrzeli na Monic w tym samym czasie po czym znowu zaczęli się kłócić.
-Przynajmniej w tym jesteście zgodni.- mruknęła pod nosem.
-Nie mogę pozwolić by coś ci się stało.- powiedział czule Sam do swojej dziewczyny.
-Ale to ja mam większą szanse.
-Ty Sammy też nie idziesz.- powiedział twardo Dean.
-Co? Nie, Monic z nimi zostanie, a ty potrzebujesz wsparcia.
-Poradzę sobie, a ty musisz być bezpieczny, oboje musicie. Tego potrzebuje.
-A czy kiedykolwiek jesteśmy bezpieczni?- zapytał Sam.
Bracia zaczęli się wykłócać o to kto powinien iść. Monic wykorzystując, że całkowicie pochłonęli się w kłótni wycofała się powoli i stała się niewidzialna.
Wyszła na zewnątrz i odbezpieczyła broń. Ruszyła najpierw w kierunku stodoły.
Monic usłyszała dźwięki muzyki wydostającej się ze stodoły. Weszła do środka i skierowała się w stronę pokoi gdzie śpią pracownicy. Zatrzymała się przy jednych z drewnianych drzwi i weszła do środka.
Ellie stała do niej tyłem i tańczyła popijając alkohol z butelki. Granatowowłosa podeszła do urządzenia po drodze chowając pistolet za pasek i wyłączyła muzykę. Gdy muzyka się skończyła brunetka odwróciła się i przestała tańczyć.
-Wszystko w porządku?
-Taa, jasne.- powiedziała z sztucznym uśmiechem Ellie i pociągnęła dużego łyka alkoholu. Monic widziała w jej oczach smutek, ale nie wiedziała czym on jest spowodowany.
-Cokolwiek usłyszysz, nie otwieraj drzwi.- granatowowłosa zerknęła na moment przez okno, ale niczego nie zauważyła.- Może zabrzmi to zwariowanie, ale coś złego czai się na zewnątrz.
-Wiem, idzie po mnie.- Monic spojrzała zaskoczona na Ellie, która usiadła na brzegu łóżka i patrzyła się w podłogę.
-Po rozstaniu rodziców mama podjęła tu prace. To było za nim Cassity zostali bogaci. Na więcej nie mogła liczyć. Dorastałam na tej farmie.
-I tak poznałaś Crowley'a?- Monic usiadła obok niej.
-Zjedli obiad, a potem widziałam jak całuje Margo. Uciekłam, nie wiedziałam co zrobić. Ale mnie znalazł i porozmawialiśmy. Wydawał się miły.
-Jak każdy dobry oszust.- westchnęła i spojrzała ze współczuciem na Ellie. Nie zasłużyła sobie na taki los.
-Zapytał mnie czego bym sobie życzyła gdybym miała jedno życzenie.
-Zmusił cie do sprzedania duszy?
-Do niczego mnie nie zmuszał. Mama miała wczesną fazę Parkinsona. Wiedziałam jak to się dla niej skończy dlatego dobiłam targu. Mama gra teraz w Phoniex w golfa jako emerytka.
-To było głupie Ellie.
-Zrobiłam to dla niej.- brunetka spojrzała na Monic z łzami w oczach.- A co ty byś zrobiła dla swojej matki?
-Gdyby żyła... pewnie wszystko. Rozumiem że chciałaś ją ratować, ale uwierz mi że żaden rodzić nie chciałby by jego dziecko poświeciło się na wieczne męki dla niego.
-To była moja decyzja.
-Crowley nie wspominał ci o 10 latach?
-Wiedziałam, że po śmierci nie pójdę do Nieba. Ale nie wspominał o tym ani o potworach.
-Co za gnój. Carl'owi ani Magi pewnie też nie pisnął ani słówkiem.
-Magie zawarła układ? Wiec...
-Nie żyje.
-Carle kilka lat temu upił się. Powiedział, że przyzwał demona na rozdrożu. Dodałam dwa do dwóch i gdy zobaczyłam co ten stwór mu zrobił... Ale o Magie nie wiedziałam. Myślałam, że będę następna.
-I nie uciekłaś?
-Dokąd? Chciałam tylko zjeść ostatni posiłek, posłuchać dobrej muzyki. Nacieszyć się ostatnimi chwilami.
Ellie spojrzała na Monic z przerażeniem i odskoczyła stając prosto na nogi.
-Co się dzieje?- zapytała wystraszona.
-Uspokój się, masz zwidy.- granatowowłosa wstała i wyciągnęła z kurtki woreczek z proszkiem. Rozsypała go na podłodze tworząc niewielki okrąg.- To znak że ogar się zbliża. Zostań w kole i nie wychodź z niego, jasne?- Ellie skinęła głową i weszła w środek okręgu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro