Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

57. Nieznośna rodzinka

Na posesje wjechał samochód z połyskującym czarnym lakierem jakby dopiero co wyjechał z salonu. Ellie skrzyżowała ręce na piersiach przyglądając się jak z pojazdu wyszedł starszy mężczyzna w białym kapeluszu i drogim garniturze.

-Poznajcie Noah Cassity'ego. 71-letniego miliardera. Właśnie piąty raz się ożenił z 20-letnią modelką bielizny.- wyjaśniła mulatka. Cała trójka zrobiła skwaszone miny wyobrażając sobie ten chory związek. Ta modelka równie dobrze mogła by być jego wnuczką.

Dean odwrócił się do Monic i rozchylił usta wskazując na nie palcem robiąc minę jakby zaraz miał się porzygać. Kobieta zachichotała rozbawiona jego głupią miną.

-Alice to jego najstarsza córka.- starego miliardera przytuliła na powitanie wspomniana kobieta, z samochodu następnie wysiadła blondynka w kremowym futrze wyglądająca jak typowa lalka barbi.- A to Cindy, jest po środku. Kilka lat temu jej singiel był na krajowej liście przebojów, ale zaczęła zaglądać do butelki. Jej ostatni album to składanka kolęd dla psów.

-Czyli jest diabłem.- powiedział Dean.

-Z grubsza. A to Margot, najmłodsza.- z pojazdu jako ostatnia wysiadła dziewczyna w kucyku i również przywitała się z Alice.- Uciekła przed ślubem Alice i Carla. Mieszka w Paryżu.

-Skąd to wszystko wiesz?- zapytała Monic.

-Pracuje tu odkąd skończyłam 13 lat i mam oczy.- wyjaśniła Ellie.- Dziś wieczorem pełna mobilizacja. Wasza dwójka będzie nalewać drinki i podawać obiad.- mulatka wskazała Sam'a i Monic.

-Bawcie się dobrze.- Dean poklepał brata po ramieniu szczęśliwy że nic nie będzie musiał robić, a zwłaszcza spędzać czasu z tą rodzinką.

-Ty Dean zajmiesz się grillem.- dodała Ellie. Czyli nici z wolnego wieczoru Dean'a, choć dla niego pieczenie mięsa nie będzie sprawiało żadnych kłopotów.

~~~~

Sam wziął już drugą butelkę wina i wyszedł z kuchni. Poszedł do jadalni by napełnić kieliszki rodziny Cassity, którzy zaczęli głośno się zachowywać, a zwłaszcza głowa rodziny i rozśpiewana blond córka. Zaczęli wypominać sobie różne rzeczy i wyciągać brudy z przeszłości oraz zaczęli sobie dogryzać nawzajem. Wyszło że najmłodsza z Cassity przespała się z Carlem przed jego ślubem z Alice.

-Zawsze tacy są?- zapytała Monic nakładając sałatkę do miski.

-To zależy, ale przeważnie tak.- odpowiedziała Ellie.-Długo znasz Sam'a i Dean'a?- granatowowłosa zamyśliła się na moment przypominając sobie moment poznania ich. Na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech.

-Prawie dwa lata. Podróżujemy po kraju i łapiemy robotę jaka nam się trafi.

-Cały czas? Nie macie jakiegoś stałego miejsca?

-Nie, oczywiście że mamy. Taki nasz wspólny kont, jeśli można to tak określić. Jak możesz tu pracować i nie zwariować z takimi ludźmi?

-Kocham te farmę i zwierzęta, a ludzi po prostu ignoruje.

-Monic, możemy porozmawiać?- do kuchni wszedł Sam z dziwną miną, granatowowłosa skinęła głową i razem z szatynem wyszli na werandę gdzie Dean grilluje mięso.

Gdy blondyn ich zauważył przestał piec i podszedł do nich.

-Crowley był tu 10 lat temu i najwyraźniej zawarł umowy.- powiedział Sam.

-A to skurczybyk, skąd to wiesz?- zapytał Dean.

-Podsłuchałem ich rozmowę, ale niestety nie wiem kto postanowił sprzedać dusze.

-To było zanim stał się Królem Piekła. Zbieranie dusz jest teraz poniżej jego godności dlatego nasłał swojego pieska.- powiedziała Monic. Telefon granatowowłosej zaczął wibrować w kieszeni jej spodni. Wyjęła go i odebrała przychodzące połączenie od Kevin'a i ustawiła na głośno mówiący.

-Hej Kevin. Co jest?

-Hej, mam dobre wieści. A przynajmniej tak myślę.- powiedział Kevin po drugiej stronie.

-Bez przechwałek, przejdź do rzeczy.- ponaglił Dean. Monic spojrzała na niego wymownie.

-Wybacz.

-Nie masz za co przepraszać. Mów geniuszu co odkryłeś.

-Znalazłem coś na tabliczce, coś o ogarach. "Zmarłe stworzenie jest widoczne tylko przez przeklętych oraz przez obiekt osmalony świętym ogniem."

-Na przykład krzyżmem?- zapytał Sam.

-Na pewno.

-Możemy użyć okularów.

-W bagażniku wciąż mamy trochę święconej wody. Zajmę się tym. Wy pilnujcie tej zwariowanej rodzinki.- Dean zwrócił się do Sam'a i Monic.- Dobra robota Kevin.

-Prześpij się dzieciaku.- dodała jeszcze Monic zanim rozłączyła się.

~~~~

-Sam spójrz.- granatowowłosa wskazała okno gdzie na zewnątrz stary Cassity i jego najmłodsza córka z bronią w reku idą w stronę lasu.

-Oho ho, staruszek jest pijany i uzbrojony, będzie zabawa.- zakpiła blond włosa kobieta popijając z kieliszka.

-Idziemy.- powiedział Sam i razem z Monic podążyli za tamtą dwójką.

-Proszę poczekać!- krzyknęła Monic gdy już wyszli na zewnątrz.

-Dokąd idziecie?- zapytał Sam gdy udało im się ich dogonić.

-Idę dokąd mam tylko ochotę. Ten wilk, który zabił mojego zięcia to ludojad. Trzeba go zabić.- powiedział twardo stary Cassity idąc razem z córką przed siebie.

-Robimy to dla Carla.- powiedziała Margo.

-Poczekajcie, pójdziemy z wami.- powiedział Sam. Starszy Cassity zatrzymał się i spojrzał na nich.

-Znacie się na polowaniu?

-Coś tam wiemy.

Starszy Cassity spojrzał na swoją córkę by dała Sam'owi swój pistolet. We czwórkę ruszyli w kierunku lasu. Monic wyjęła za paska za pleców swój pistolet. Sam spojrzał na nią z delikatnym uśmieszkiem.

-No co?- zapytała szeptem.

-Zawsze jesteś przygotowana.- powiedział również szeptem.

-Dziwne, że ty nie.

-Nie muszę bo mam ciebie, pani zawsze gotowa na wszystko.- szatyn uśmiechnął się do granatowowłosej, która krótko się zaśmiała.

-Lepiej nie traćmy ich z oczu.- Monic wskazała dwójkę przed nimi poważniejąc. Sam skinął głową.

Weszli razem do lasu.

-Rozdzielmy się.- zaproponował stary Cassity.

-Lepiej nie, to nie jest najlepszy pomysł.- powiedziała Monic by wybić mężczyźnie ten pomysł z głowy.

- Zrobię co mi się podoba.

-Niech pan...- zaczął Sam, ale Monic dalej nie słuchała. Zatrzymała się w miejscu i spojrzała w kierunku krzaków gdzie usłyszała dźwięk łamanej gałęzi.

-Sam. Sam?- powtórzyła gdy nikogo nie usłyszała, odwróciła się i zdała sobie sprawę, że została sama.- Cholera.

Monic ruszyła przed siebie trzymając w gotowości pistolet. Rozglądała się czujnie i obserwowała cicho nawołując Sam'a. Umilkła gdy usłyszała czyjś krzyk pełen bólu. Zaczęła biec w jego kierunku.

-Sam?- szatyn trzymał starszego Cassity'ego za ramie odciągając go od leżących niedaleko zwłok. Monic rozpoznała je, to Margo, najmłodsza z córek.

-Musimy wracać, szybko.

~~~~

Bracia i Monic zaprowadzili całą pozostałą rodzinę Cassity do salonu w ich domu.

-Co to było?- zapytał zrozpaczony i przerażony starszy Cassity.

-Ogar piekielny. Gdy sprzedajesz dusze demonowi to właśnie one przychodzą i wydzierają ją z ciebie.- odpowiedział ostro Dean wyglądając przez okno. Blondyn przyniósł ze sobą okulary dzięki którym mogą teraz zobaczyć ogara, choć Monic nie potrzebuje ich.

-Demonowi?- zapytała blondynka.

Dean zaczął naciskać by się przyznali kto to zrobił. Byli wystraszeni i skołowani tym co się dzieje. Jeden przez drugiego naskakiwał na siebie że to nie oni są winni, nikt nie chciał się przyznać wiec Dean postanowił ich skuć.

-Są uparci, ciężko będzie z nich to wyciągnąć.- powiedziała Monic do Sam'a gdy we dwoje zaczęli rozsypywać proszek śmierci wokół drzwi i okien. Na jakiś czas zatrzyma to ogara przed dostaniem się tu.

-Kim wy jesteście?- zapytała Alice.

-Przyjechaliśmy pomóc.- odpowiedziała Monic gdy skończyła podsypywać proszkiem.

-To raczej nie wygląda na pomoc.- prychnęła pod nosem blondynka.

-Posłuchajcie, gdy ogar się zbliża możecie widzieć i słyszeć różne rzeczy. Będzie wam się wydawało, że halucynacje będą chciały was zabić. Dzięki kajdankom nic sobie nie zrobicie. Gdy ktoś z was będzie świrował, wtedy dowiemy się kto z was robi za karmę dla ogara.- gdy Monic skończyła wyjaśniać rodzinie Cassity podeszła do rozmawiających ze sobą braci.

-Zostańcie i dowiedzcie się kto opylił dusze. Ja pójdę na zwiady. Może uda mi się zabić kundla zanim zaatakuje.- Dean wyciągnął spod kurtki schowany nóż na demony.

-Pójdę z tobą.- powiedział do niego Sam.

-Ja też idę.

-Nie!- bracia powiedzieli i spojrzeli na Monic w tym samym czasie po czym znowu zaczęli się kłócić.

-Przynajmniej w tym jesteście zgodni.- mruknęła pod nosem.

-Nie mogę pozwolić by coś ci się stało.- powiedział czule Sam do swojej dziewczyny.

-Ale to ja mam większą szanse.

-Ty Sammy też nie idziesz.- powiedział twardo Dean.

-Co? Nie, Monic z nimi zostanie, a ty potrzebujesz wsparcia.

-Poradzę sobie, a ty musisz być bezpieczny, oboje musicie. Tego potrzebuje.

-A czy kiedykolwiek jesteśmy bezpieczni?- zapytał Sam.

Bracia zaczęli się wykłócać o to kto powinien iść. Monic wykorzystując, że całkowicie pochłonęli się w kłótni wycofała się powoli i stała się niewidzialna.

Wyszła na zewnątrz i odbezpieczyła broń. Ruszyła najpierw w kierunku stodoły.

Monic usłyszała dźwięki muzyki wydostającej się ze stodoły. Weszła do środka i skierowała się w stronę pokoi gdzie śpią pracownicy. Zatrzymała się przy jednych z drewnianych drzwi i weszła do środka.

Ellie stała do niej tyłem i tańczyła popijając alkohol z butelki. Granatowowłosa podeszła do urządzenia po drodze chowając pistolet za pasek i wyłączyła muzykę. Gdy muzyka się skończyła brunetka odwróciła się i przestała tańczyć.

-Wszystko w porządku?

-Taa, jasne.- powiedziała z sztucznym uśmiechem Ellie i pociągnęła dużego łyka alkoholu. Monic widziała w jej oczach smutek, ale nie wiedziała czym on jest spowodowany.

-Cokolwiek usłyszysz, nie otwieraj drzwi.- granatowowłosa zerknęła na moment przez okno, ale niczego nie zauważyła.- Może zabrzmi to zwariowanie, ale coś złego czai się na zewnątrz.

-Wiem, idzie po mnie.- Monic spojrzała zaskoczona na Ellie, która usiadła na brzegu łóżka i patrzyła się w podłogę.

-Po rozstaniu rodziców mama podjęła tu prace. To było za nim Cassity zostali bogaci. Na więcej nie mogła liczyć. Dorastałam na tej farmie.

-I tak poznałaś Crowley'a?- Monic usiadła obok niej.

-Zjedli obiad, a potem widziałam jak całuje Margo. Uciekłam, nie wiedziałam co zrobić. Ale mnie znalazł i porozmawialiśmy. Wydawał się miły.

-Jak każdy dobry oszust.- westchnęła i spojrzała ze współczuciem na Ellie. Nie zasłużyła sobie na taki los.

-Zapytał mnie czego bym sobie życzyła gdybym miała jedno życzenie.

-Zmusił cie do sprzedania duszy?

-Do niczego mnie nie zmuszał. Mama miała wczesną fazę Parkinsona. Wiedziałam jak to się dla niej skończy dlatego dobiłam targu. Mama gra teraz w Phoniex w golfa jako emerytka.

-To było głupie Ellie.

-Zrobiłam to dla niej.- brunetka spojrzała na Monic z łzami w oczach.- A co ty byś zrobiła dla swojej matki?

-Gdyby żyła... pewnie wszystko. Rozumiem że chciałaś ją ratować, ale uwierz mi że żaden rodzić nie chciałby by jego dziecko poświeciło się na wieczne męki dla niego.

-To była moja decyzja.

-Crowley nie wspominał ci o 10 latach?

-Wiedziałam, że po śmierci nie pójdę do Nieba. Ale nie wspominał o tym ani o potworach.

-Co za gnój. Carl'owi ani Magi pewnie też nie pisnął ani słówkiem.

-Magie zawarła układ? Wiec...

-Nie żyje.

-Carle kilka lat temu upił się. Powiedział, że przyzwał demona na rozdrożu. Dodałam dwa do dwóch i gdy zobaczyłam co ten stwór mu zrobił... Ale o Magie nie wiedziałam. Myślałam, że będę następna.

-I nie uciekłaś?

-Dokąd? Chciałam tylko zjeść ostatni posiłek, posłuchać dobrej muzyki. Nacieszyć się ostatnimi chwilami.

Ellie spojrzała na Monic z przerażeniem i odskoczyła stając prosto na nogi.

-Co się dzieje?- zapytała wystraszona.

-Uspokój się, masz zwidy.- granatowowłosa wstała i wyciągnęła z kurtki woreczek z proszkiem. Rozsypała go na podłodze tworząc niewielki okrąg.- To znak że ogar się zbliża. Zostań w kole i nie wychodź z niego, jasne?- Ellie skinęła głową i weszła w środek okręgu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro