Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31. Bank


Sallow, stan Arizona

Dean zaparkował Impalę po drugiej stronie ulicy na przeciw której stoi duży budynek z dwiema wysokimi kolumnami. Większość drogi spędziliśmy w milczeniu, jedynie Dean kilka razy się odezwał i żeby cisza w samochodzie nie była uciążliwa włączył radio, i wielkie dzięki mu za ten pomysł.

Wysiadłam z samochodu, chłopcy również. We troje przeszliśmy przez mało ruchliwą ulicę. Idąc po kamiennych schodach dotarliśmy do szerokich szklanych drzwi banku. Pchnęłam je i jako pierwsza podeszłam do marmurowego blatu, za którym przy kilku stanowiskach siedzą ludzie. Usiadłam na drewnianym krześle, które jako jedyne nie jest tu zajęte. Niby ten bank nie jest duży, a ruch tu jest olbrzymi. Uprzejmie się przywitałam z pracowniczą, ma pewnie z 50 lat, a przynajmniej na tyle wygląda.

-W czym mogę pomóc?- zapytała typowo biznesowym tonem przyglądając mi się i chłopcom, którzy stanęli za mną.

-Chciałabym otworzyć skrytkę należącą do mojej matki Viktori Salvatore.

-Rozumiem.- kobieta przeniosła wzrok na ekran monitoru i zaczęła wystukiwać coś na klawiaturze komputera, następnie podała mi kwadratowe pudełeczko i kazała  zostawić na nim odcisk mojego kciuka. Sprawdziła jeszcze raz coś na komputerze, a następnie wręczyła klucz i powiedziała gdzie mamy się udać.

Do pomieszczenia z skrytkami wprowadził nas krągły mężczyzna w stroju ochroniarza, otworzył skrytkę mojej mamy, a następnie wyszedł z pomieszczenia pełnego metalowych i wysokich skrytek wbudowanych w ściany. Wyjęłam z skrytki pudełko, a gdy je otworzyłam wstrzymałam powietrze upuszczając na podłogę trzymany przed chwilą w dłoniach przedmiot, który z cichym brzdękiem uderzył o wyłożoną szarymi płytkami posadzkę.

-Monic, czemu to opuściłaś?- zapytał Sam podchodząc do mnie.

-Nie ma.- powiedziałam ledwo  słyszalnie.

-Czego nie ma?- zapytał Dean, który jeszcze chwilę temu krążył po pomieszczeniu oglądając je dokładnie.

-Ktoś zabrał list.- odpowiedziałam na leżącą na podłodze rzecz. Gdy otworzyłam pudełko ono okazało się puste, a powiniena w nim być koperta z moim imieniem. Sam schylił się po pudełko i włożył do niego rękę, a gdy ją wyją zauważyłam że na dwóch jego palcach jest coś czarnego.

-To siarka.- powiedział szatyn.

-Czemu demony chciały ten list?- zapytał blondyn. Wściekła zacisnęłam pięści. Czego te czrnookie skurwysyny chcą?

Nie zwracając na nic uwagi w szybkim tępie wyszłam z pomieszczenia i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia z banku. Tą samą drogą co przyszłam wróciłam na parking i podchodząc do Impali oparłam się o nią głęboko oddychając aby uspokoić się. Po chwili również przyszli bracia.

-Hej, wszystko w porządku?- zapytał Dean.

-Durne pytanie, oczywiście że nie.- prychnęłam przenosząc na niego wzrok.

-Ej, na pewno odzyskamy ten list, a demony odpowiedzialne za to wyślemy w głąb zasranego Piekła.- powiedział pocieszająco Sam.

-Wracajmy już.- powiedziałam zrezygnowanym głosem i pośpiesznie nieczekając na ich odpowiedź wsiadłam do samochodu.

~

Weszłam do biblioteki, gdzie jak zwykle przesiadują chłopcy gdy mają wolny czas, tak samo jak ja. Usiadłam na krześle obok Sam'a, który na mój widok zamknął laptopa i posłał mi promienny uśmiech, który oczywiście odwzajemniłam.

-Sammy ciebie ciężko odciągnąć od twojego kochanego laptopa- siedzący na przeciw nas Dean skrzyżował na piersi ręce uśmiechając się chytrze- ale jednak wystarczy, że Monic zjawi się, a ty nie ważne co robiłeś przestajesz i skupiasz się na niej. Sammy powiedz co Moni takiego w sobie ma? A może chodzi o coś innego? Coś w rodzaju ...- Dean zatrzymał się w połowie zdania udając że zastanawia się nad czymś.  Uśmiechnął się złośliwie do szatyna, którego wzrok gdyby mógł zabijać to blondyn byłby martwy i miał już dokończyć to co zaczął ale Sam mu przerwał.

-Zamknij się.- powiedział wkurzony ale nadal panujący nad sobą Sam. Nigdy jeszcze nie widziałam żeby konśliwy komentarz Dean'a tak na niego podziałał jak czerwona płachta na byka. Blondyn podniósł do góry ręce w obronnym geście, a następnie puścił do mnie oczko.

-Yyy- wydałam z siebie jedynie zdezorientowany pomruk, ale po chwili ogarnęłam się i zaczęłam mówić- Chciałam wam powiedzieć że nie musimy szukać tego listu.

-Jak to?- zapytał szatyn.

-Przypomniało mi się, że moja mama zawsze na wszelki wypadek robiła zapasowe kopie. I wspomniała mi też, że jakby coś poszło nie tak to drugi list jest w moim rodzinnym domu. Dzwoniłam już do Any i powiedziałam że przyjadę.

-Że raczej my przyjedziemy.- powiedział Dean.

-Nie. Chcę to zrobić sama.- powiedziałam dobitnie.

~

Ustałam przy samochodzie, który zabrałam z bunkra. Pomysł że sama mam jechać nie spodobał się braciom wręcz nachalnie próbowali zmienić moje zdanie, w końcu martwią się o mnie, więc nie dziwię się czemu tak się zachowują. Dla nich gotowa byłabym pójść za nimi do Piekła, a szczególnie za takim jednym wielkoludem. Moim pomysłem jednak najbardziej Sam nie jest tym zachwycony. Odkąd wróciłam z Czyśćca zauważyłam w nim zmianę w stosunku do mnie. Tak długo jak go znam wiem że jest opiekuńczy, ale teraz to czasami przesadza, choć akurat w tej sprawie mu się nie dziwię.

-Jesteś pewna?- zapytał długowłosy z miną zbitego szczeniaczka.

-Tak, i nie rób tych słodkich oczek bo nie zmienię swojego zdania.- Szatyn westchnął zrezygnowany.

-Ale ty jesteś uparta.- burknął.

-Spokojnie, Moni to duża dziewczynka.- Dean poklepał pociesznie brata po ramieniu i posłał mi lekki uśmiech.

-Ale masz zadzwonić gdy już dojedziesz.- powiedział stanowczo Sam zatrzymując mnie przed otworzeniem drzwi od samochodu.

-Tak mamusiu, obiecuję że zadzwonię.- zażartowałam. W przeciwieństwie do Dean'a, który krótko się zaśmiał Sam zrobił poważną minę.

-Na pewno zadzwonię, okay?

-Ale na pewno?- on chyba specjalnie to robi żeby jak najdłużej mnie tu zatrzymać.

-Tak.- cmoknęłam go w policzek i z uśmiechem na ustach pożegnałam się z nimi.- Tylko nie zróbcie czegoś głupiego pod moją nieobecność.

-Ciebie też to tyczy.- Dean wskazał mnie palcem. Wsiadłam do samochodu i odpalając silnik ruszyłam przed siebie wzdłuż drogi.

Na moment zerknęłame w lusterko gdzie zobaczyłam odbicie Sam'a, który dotyka policzka w który go pocałowałam, uśmiechnęłam się pod nosem. Włączyłam radio by zrelaksować się i odciągnąć myśli od tego cholernego głodu.

~

Po trzy godzinnej jeździe zatrzymałam się na stancji paliwowej, której przydałby się remont, aby zatankować samochód i kupić sobie jakiejś jedzenie na drogę bo czeka mnie jeszcze jakieś cztery godziny ciągłej jazdy.
Napełniłam bak samochodu, a następnie weszłam do sklepu by zapłacić, a po drodze wzięłam z półki, którą minęłam przekąski. Po zapłaceniu wyszłam i to co kupiłam położyłam na tylnie siedzenie pojazdu. Gdy chciałam siąść za kierownicą poczułam czyjeś nieprzyjemne spojrzenie na sobie, a gdy się odwróciłam zauważyłam znikający za sklepem cień. Poszłam to sprawdzić. Gdy ledwo zdążyłam ustać w miejscu gdzie zobaczyłam ten cień oberwałam mocno w głowę. Poleciałam na ścianę, o którą się podparłam żeby wstać. Nade mną ustał mężczyzna, a gdy dokładniej mu się przyjżałam zdałam sobie sprawę że to demon.

-Król czeka na ciebie.- powiedział czarnooki i wyją coś z kieszeni. Upadłam na chłodną ziemię, a następnie wszystko pochłonęła ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro