Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30. List

Minęło już pięć dni od tego zdarzenia, a mam wrażenie jakby stało się to wczoraj. Przez ten cały czas siedziałam w pokoju, i to dosłownie. Nie jadłam, nie piłam i nie załatwiałam żadnych innych potrzeb. Nie robiłam tego ponieważ nie odczuwałam żadnej potrzeby, z wyjątkiem jednej, pragnienia krwi demona. Cały czas mam to w głowie, obraz ich śmierci i smak bordowej cieczy, która sprawia że czuję się silniejsza. To działa jak narkotyk. Dziwne że nie spłonęłam w tym pieprzonym magazynie. Sam mnie uratował, przy tym parząc sobie rękę. Gdy zamknęłam się, chłopcy codziennie przychodzili pod moje drzwi i próbowali ze mną porozmawiać, ale ja potrzebowałam czasu by jakoś zebrać myśli. Po tym jak pierwszy raz zobaczyłam jakie skutki ma demoniczna krew, przez myśl przeszło mi kim tak na prawdę mogę być. Aż do teraz wypierałam ten fakt, starałam się jakoś to racjonalnie wyjaśnić ale wszystko sprowadza się do jednego.

Wyglądam jak narkoman, któremu brakuje narkotyku. Jaśniejsza niż zwykle cera, podkrążone oczy i głód, który sprawia mi ból. Wyszłam z pokoju kierując się do kuchni. Jest po ósmej rano wiec chłopcy powinni teraz jeść śniadanie. Zatrzymałam się w progu i oparłam o futrynę drzwi. Siedzą przy stoliku i o czymś rozmawiają. Nawet mnie nie zauważyli.

-Hej.- powiedziałam zachrypniętym głosem, w końcu trochę go nie używałam. Chrząknęłam i dodałam starając się zabrzmieć luźno: Co tam?

Spojrzeli na mnie zaskoczeni, a Sam raptownie wstał.

-Hej. Jak się czujesz?- zapytał z troską. Wzruszyłam jedynie ramionami i usiadłam przy Dean'ie, brunet z powrotem usiadł wlepiając swoje spojrzenie we mnie.

-Nie wyglądasz najlepiej.- powiedział blondyn, lekko się uśmiechnęłam na jego komentarz, ale po chwili spoważniałam.

-I też niezbyt dobrze się czuję. Wybaczcie że odcięłam się od was i nic nie mówiłam.- spuściłam wzrok na swoje dłonie i nerwowo zaczęłam wyginać palce.- Po prostu musiałam się odciąć i przemyśleć wszystko w samotności bo ... mogłabym wam coś jeszcze zrobić.

-W porządku, rozumiemy.- Sam delikatnie dotknął mojej dłonie, przeniosłam na niego wzrok. Jego szmaragdowe z domieszką brązu oczy skrzyżowały się z moimi granatowymi. Na widok jego lekkiego uśmiechu moje kąciki ust automatycznie uniosły się do góry. Trwaliśmy tak dopóki chrząknięcie Dean'a nie sprawiło, że przypomnieliśmy sobie o tym, że on też tu jest.

-Czuje się pominięty.- powiedział blondyn, ale w jego tonie nie usłyszałam żadnego zawiedzenia czy tego że został urażony wręcz przeciwnie jakby był rozbawiony naszym zachowaniem.- Jak dzieci.- zaśmiał się biorąc do ręki kubek i upijając z niego solidnego łyka. Sam podrapał się nerwowo po karku, a ja z przymrużeniem oczu obserwując braci zauważyłam, że posłali sobie podejrzane, według mnie, spojrzenie, jakby wiedzieli coś czego ja nie.

-Wracając do tematu.- chłopcy z skupieniem spojrzeli na mnie, znowu poczułam cholerny głód aż musiałam głęboko odetchnąć i przymknąć na moment oczy.

-Monic, co się dziej?- zapytał przestraszony szatyn, poczułam jak siedzący obok mnie Dean spina się.

-To tylko głód.

-W takim razie zrobię ci coś do jedzenia.- Sam chciał wstać ale złapałam go za nadgarstek i kazałam usiąść.

-To nie jest taki głód tylko ... Sammy ty dobrze wiesz jaki.- spojrzałam wymownie na szatyna. Przez chwilę miał zdezorientowaną minę, ale później spoważniał jakby go nagle oświeciło o co mi chodzi.

-Czyli że jesteś ...- szatyn zaczął ale zaciął się, ciężko mu to dokończyć.

-Prawdopodobnie tak, ale nie jestem pewna.

-Ja chyba jednak nie łapię.- powiedział Dean.

-Może zacznę od początku. Nigdy nie poznałam mojego biologicznego ojca. Matka uciekła od niego gdy poznała jego tajemnicę. Zawsze tłumaczyła mi że jest zły, nic więcej nie chciała mówić więc przestałam z czasem drążyć temat. Mówiła że gdy poznam prawdę mogę znienawidzić się do końca życia, a w najgorszym przypadku pójdę w ślady ojca, on oczywiście nic o mnie nie wie bynajmniej tak mówiła. Ale mama wiedziała, że kiedyś będę chciała albo musiała poznać prawdę dlatego napisała list, w którym wszystko wyjaśniła.

-Wiesz gdzie on jest?- zapytał Dean. Przytaknęłam głową.

-Jest w skrytce bankowej w Sallow, w moim rodzinnym stanie Arizona.

-Więc kiedy jedziemy?- zapytał Sam.

-Teraz. Im szybciej tym lepiej.- wstałam gwałtownie przez co lekko się zachwiałam. Poczułam palące pieczenie w żyłach. Zacisnęłam usta w wąską linię słysząc pulsującą krew w żyłach braci. Sam wstając podszedł do mnie, ale gestem dłoni go zatrzymałam.

-Lepiej nie podchodź.- rzekłam poważnie, a dla nich mogło to zabrzmieć nawet jak groźba.

-Może powinnaś zostać. Nie jesteś w najlepszym stanie, poradzimy sobie.- powiedział łagosnie Dean. Nie wiem czemu, ale to co powiedział wkurzyło mnie.

-Jadę i koniec!- podniosłam głos, a widząc zaniepokojone twarze Winchester'ów uspokoiłam się- Przepraszam, po prostu jestem rozdrażniona. Ale muszę jechać bo mój odcisk palca jest potrzebny do identyfikacji aby można byłoby zdobyć ten list.- wyjaśniłam.

-No dobrze, to chodźmy się przygotować.- podsumował Dean.

~

Wyjęłam z szafy ciemną bluzkę i ją założyłam, następnie rozczesałam granatowe włosy, które w końcu muszę podciąć bo są już za długie i związałam je w kucyk. Sięgnęłam po pistolet leżący na nocnej szafce i schowałam go za pasek od spodni. Wzięłam do ręki płaszcz i podeszłam do drzwi z zamiarem ich otworzenia, a gdy to zrobiłam zderzyłam się z czyjąś klatką piersiową. Podniosłam wzrok na tę osobę, którą okazał się Sam.

-Wybacz, chciałem sprawdzić czy jesteś już gotowa.- powiedział cofając się do tyłu, zamknęłam drzwi i spojrzałam na Sam'a opierając się o nie.

-Nie wiem czy kiedykolwiek byłabym gotowa na to.- odpowiedziałam patrząc gdziekolwiek tylko nie na szatyna stojącego przede mną.

-Racja, na takie rzeczy nie da się przygotować.- zapanowała między nami nieprzyjemna cisza.

-Chcę wiedzieć czy po tym jak wszystko zostanie wyjaśnione czy ...- zawahałam się, ale muszę wiedzieć czy gdy moje przypuszczenia że jestem ... demonem się potwierdzą, choć dla mnie wszystko jest już jasne nadal będą chcieli żebym została i jak to zniosą. W końcu polują na takich jak ja, ja sama do tej pory też.- Czy nadal będzie między nami dobrze?- zapytałam z nadzieją spoglądając na długowłosego, choć mogłam to zdanie inaczej skonstruować. Sam lekko się uśmiechnął i położył rękę na moim ramieniu zbliżając się do mnie.

-Nieważne co będzie pisać w tym liście, nie zostawię cię, znaczy my cię nie zostawimy.- jeszcze bardziej zmniejszył między nami przestrzeń, czuję jego ciepły oddech. Zdjął rękę z mojego ramienia, a następnie złapał za moją dłoń. Moje serce zaczęło szybciej bić gdy spojrzałam na nasze złączone dłonie, a gdy mój wzrok przeniósł się na jego twarz z trudnością przełknęłam ślinę czując jak pochyla się w moją stronę. - Razem wszystko nam się uda przetrwać.- szepnął, a po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Przygryzłam dolną wargę dając ponieść się chwili, która jednak nie nadeszła ponieważ byłoby to zbyt piękne, a los niestety lubi podkładać kłody pod nogi. Akurat tą kłodą w tej chwili stał się Dean, który nie zrobił tego specjalnie, a przynajmniej tak sądzę, przyszedł głośno nas wołając sprawdzić czemu tak długo nas jeszcze nie ma.

-Widzę że wam w czymś przerwałem.- powiedział zakłopotany blondyn, Sam posłał mu spojrzenie pełne mordu, a mnie nie wiem czemu ta sytuacja rozbawiła. Zachichotałam pod nosem, ale po chwili spoważniałam przypominając sobie cel naszej podroży.

-Chodźmy już.- wyminęłam ich i poszłam wzdłuż korytarza prowadzącego do garażu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro