Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Trzy klucze do końca cz.2

Otworzyło się przejście, zobaczyliśmy przesłodki pokój w różowo-białej tonacji i siedzą na łóżku młodą dziewczynę. Ubrana jest w koszulę nocną i w rękach trzyma misia, z przerażeniem patrzy na nas.

- Nie skrzywdzimy cię. Patrz nie mamy kłów.- powoli do niej podeszłam chowając broń, chłopcy też ją schowali.- Chcemy tylko porozmawiać.

~~~~~

Dean przykrył ją swoją kurtką.

- Miałam wtedy 8 lat mama zostawiła mnie na placu zabaw, a sama pobiegła do sklepu. Podszedł do mnie starszy mężczyzna mówił że jestem śliczna i wyjątkowa, zabrał mnie. Od tego czasu mieszkam ... z tymi stworami. Jestem jedną z jego wyjątkowych dziewczyn. Zadaniem reszty było dopilnowanie żebym zawsze była gotowa dla Alfy. Myły mnie i codziennie podawały kroplówki żeby moja krew była czysta.

- Robili tak przez 12 lat?- zapytał Sam.

- Dziewice są przysmakiem. Zawsze ma przynajmniej jedną pod ręką.- bardzo żal mi tej dziewczyny, ten potwór za to zapłaci. Z pewnością w głosie powiedziałam jej:

- Obiecuje że wrócisz do matki.- posłałam jej szczery uśmiech.

- Myślisz że mnie pamięta?

- Na pewno.

-Ci ludzie to twoi przyjaciele?- Dean wskazał na martwe wampiry.

- Dbają o Alfę gdy tu jest. Tydzień temu wrócili z "łatwego polowania". Przyszło troje ludzi i w ogóle nie walczyli. Ale gdy wampiry zaczęły się pożywiać nimi krzyczały z bólu. Ci którzy się pożywili umarli natychmiast. Jeden gdy to zobaczył przerzucił się na zwierzęta.

-Wiesz gdzie teraz jest Alfa?

-Nie. Chodź gdy coś jest nie tak udaje się w jedno miejsce.- wyjełam telefon by móc go znaleść.

-Co to takiego?- przyglądała się urządzeniu.

- To namierzacz palantów.- z odpowiedzią wyprzedził mnie blondyn. Posłałam mu minę typu Serio musiałeś?

- Pomoże znaleźć Alfę. Tylko podaj adres.

- Nie znam go. Gdy mnie tam zabierają mam zawsze zawiązane oczy. Ale pamiętam coś co może pomóc.

- W porządku. Zrób co w twojej mocy.-powiedział Sam.

~~~~~

Następny dzień, sklep

Wyszliśmy ze sklepu powoli kierując się do samochodu. Dean znowu narzeka że te królicze jedzenie jest okropne i że może się od tego pochorować.

-Jeśli mamy powalić Alfę potrzebujemy krwi umarlaka.-rzekł Sam.

-Albo syropu Dicka który zabija wampiry.- zaproponowałam, chłopcy chyba niezbyt zrozumieli o co mi chodzi.

-No tak. Wystarczy się rozejrzeć, pływamy w truciźnie na krwiopijców.- Dean załapał.

-Spójrzcie na tamtego kolesia na ławce, niezbyt kontaktuje z światem.

Podeszliśmy do niego. Sam zaczął mu tłumaczyć że jesteśmy z Czerwonego Krzyża i że mamy braki krwi dla potrzebujących. Niestety on nic nie zrozumiał dlatego Dean po prostu kazał mu wystawić rękę bo potrzebujemy jego krwi. Zdziwiliśmy się że grzecznie wystawił rękę a Sam mógł pobrać mu krew.

~~~~~

Jedziemy teraz szukając kryjówki Alfy. Dziewczyna stara się jak może aby przypomnieć sobie jaką kolwiek informację która by nas poprowadziła w właściwe miejsce.
Po pewnym czasie znaleźliśmy to miejsce. Dziewczyna rozpoznała je, to klasztor.

Wróciliśmy do hotelu. Przygotowaliśmy broń, zostawiliśmy tu dziewczynę a sami pojechaliśmy spowrotem do kryjówki Alfy.

Siedzimy w samochodzie niedaleko budynku, w którym jest Alfa.

- O tej porze większość z nich kima. Nie będą wiedzieć co ich trafiło.- rzekł Dean.

- Poprzednie załatwienie Alfy wymagało dwunastu łowców. A większość i tak nie wyszła z tego żywa.- Sam zaczął wątpić.

-Spokojnie wielkoludzie, wtedy nie mieliście mnie.- uśmiechnęłam się dumnie,a chłopcy się zaśmiali.

Sam zaproponował że może spróbujemy pogadać z Alfą i poprosić go o pomoc.

Weszliśmy do budynku. Ostrożnie przechodzimy przez korytarz. Nagle zaatakowała nas chmara wampirów. Walczyliśmy ale było ich za dużo. Złapali nas i zabrali broń, przynajmniej tą którą widzieli.
Zaprowadzili nas do dużej sali, w której przy długim stole na środku siedzi Alfa, a obok niego stoi Emily, dziewczyna którą zostawiliśmy w hotelu.

-Cześć Sam, Dean, Moni.- zdrobniła moje imię i uśmiechnęła się słodko.

-Niemów tak do mnie gówniaro.- tylko bliscy mogą tak się do mnie zwracać.

-Lepiej zważaj na słowo albo skończysz jako moja przekąska.- odezwał się do mnie Alfa.

-Niezła z ciebie aktorka jak na dziewczynę wychowaną w piwnicy. Wygrałaś nagrodę w kategorii "syndrom sztokholmski".- zażartował Dean.

-Chcieliście skrzywdzić mojego tatę.- zrobiło mi się trochę niedobrze gdy go tak nazwała.

-Musisz być nieźle stuknięta aby swojego porywacza tak nazywać, który do tego cię wykorzystuje i jesteś jego suczką.-  ostatnie słowa powiedziałam z obrzydzeniem, Alfa pokazał coś w stronę wampira obok mnie, a ten złapał mnie za włosy i uderzył moją twarzą o stół przy którym stoimy. Aż zakręciło mi się w głowie, a z nosa poleciało trochę krwi.

-Monic w porządku?- z troską zapytał Sam, pokazałam mu jedynie kciuk w górę. Wytarłam rękawem krew z twarzy.- Przyszliśmy tylko pogadać.- rzekł szatyn.

-Teraz gdy moi ludzie zabrali wam ostrza i strzykawki?- prychnął Alfa - Jesteście zabawni.

-Myśleliśmy że chowasz urazę.-powiedział blondyn.

-Bo mnie schwytaliście, torturowaliście i sprzedaliście królowi Piekła?

-To raczej nasz dziadek to zrobił.- zaśmiał się kpiąco Dean za co spotkało go to samo co mnie.

- Dzięki to było super.- blondyn wytarł cieknącą krew rękawem.

-Mam zamiar zedrzeć wam twarze i pić powoli waszą krew.

- Potrzebujesz nas. Wiemy czym jest zaraza. Co wiesz o lewiatanach?- Sam zaczął przekonywać Alfę.

-Co nieco.

-Wiesz że zatruwają zapasy żywności co powoduje że ludzka krew jest trująca?

-Roman nie wspominał o tym gdy jakiś czas temu jedliśmy kolację. Jesteśmy w doskonałych stosunkach.

-A wspominał że ma zamiar naćpać całą ludzką populację?- Sam nadal próbuje go przekonać.

-Twierdził że schwytanie przekąski będzie łatwiejsze niż kiedykolwiek.

-W tej formule jest pestycyd! Myślisz że Dick ma zamiar się dzielić? To jesteś w ogromnym błędzie. Twoje dzieci nie umierają bez przyczyny. Lewiatany są zachłanne, pozbywają się konkurencji.- może to go przekona. Chwilę się zastanawiał.

-To by wam pasowało. Potrzebujecie mnie po swojej stronie.

-Zrozum, nie macie żadnego układu. Wiemy jak powstrzymać Dicka i resztę. Potrzebujemy tylko twojej krwi do broni.- powiedział Dean.

-Nagle chcecie zapobiec zagładzie wampirów?

- Ale to lepsze niż umrzeć razem z wami.

Do Alfy podszedł mały chłopiec oznajmiając że Edgar przyszedł,  lewiatan i zaufany pomocnik Dicka.

-Zabawny zbieg okoliczności.-rzekł Sam.

-Zaprowadzcie ich do gabinetu.- wampiry złapały nas i zaczeły ciągnąć w jakimś kierunku.

-Popełniasz błąd!

Zaprowadzili nas do jakiegoś pokoju i zamknęli.

- Myślicie że Edgar jest tu z tego samego powodu co my?- zapytał blondyn krążąc po pokoju.

-Jeśli wiedzą po co tu jesteśmy to na pewno Edgar nie przyszedł tu na pogaduszki.- powiedziałam.

-Pożre go żywcem.- stwierdził Sam.

Wyciągnęłam z płaszcza dodatkową maczetę, którą dałam Sam'owi i dwie strzykawki z wamptonitem, jedną dałam Deanowi oraz nóż którym mam zamiar otworzyć zamek w drzwiach.

-Jak ty wogóle to wszystko mieścisz?

- Mam swoje sztuczki.

Otworzyłam drzwi, wyszliśmy na korytarz. Zaszliśmy jeszcze do pomieszczenia, które jest chyba kuchnią i wzięliśmy wszystko co zawiera boraks.
Weszliśmy do pokoju w którym jest Alfa z lewiatanem.
Na podłodze leżą martwe wampiry, a Edgar zbliża się do Alfy który leży na ziemi. Oblałam go boraksem, a Sam odciął mu głowę. Dean chciał siłą zabrać trochę krwi wampirowi ale ten go odrzucił. Alfa wstał i usiadł przy stole. Wziął kielich i wlał do niego swojej krwi z nadgarstka.

- To za załatwienie Edgara. Teraz idźcie.- przesunął kielich w naszą stronę, wzięłam go.

-A co z chłopcem?- przypomiało mi się o nim, na pewno go tu niezostawie, spojrzałam na Sama.

-Ile masz tu jeszcze dzieci dziwolągu?

-W tej chwili tylko jedno. Emily pomóż Allanowi się ubrać. Wychodzi z nimi. Żadnego podziękowania? Nie podoba wam się że nie możecie teraz mnie zabić tylko później.

-Mniej więcej.- rzekł gburowato Dean.

Bracia zabrali chłopca i wyszli pierwsi, ja zostałam chwilę.

-Jeszcze czegoś chcesz?

-Podziękować, nie musiałeś nam pomagać, mogłeś pozwolić abyśmy zginęli.- zdziwił się moją wypowiedzią.

-Ale wtedy i moje dzieci by ucierpiały.

Zawieźliśmy chłopca na komisariat aby mógł wrócić do rodziców.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro